View Single Post
stare 01.05.2011, 00:05   #38
Master of Disaster
 
Avatar Master of Disaster
 
Zarejestrowany: 08.01.2006
Skąd: Dziwnowo
Wiek: 19
Płeć: Kobieta
Postów: 1,322
Reputacja: 26
Blush Odp: Cass - jak było naprawdę

Parę uwag - po pierwsze, całe FS nie będzie się koncentrować na zaginięciu Belli, "nima mowy"
Po drugie, Nancy jest starsza od Daniela (i Cassandry, ci dwoje w moim FS są rówieśnikami), i wybiera się na studia, więc z nim nie będzie. Co do tytułowej bohaterki... zobaczycie sami.
A po trzecie, mam nadzieję, że mi wybaczycie, iż tak długo nie dawałam odcinka, ale miałam jakąś blokadę czy coś, pisałam tekst po kilka razy i nie byłam z niego dostatecznie zadowolona... Na dodatek, gdzieś wcięło mi Simkę grającą Bellę, więc musiałam ją odtworzyć - może się troszkę różnić od poprzedniej.
Dobra, wystarczy gadania. Czas na...

Odcinek 4
Powrót

- Cześć, mamo – powiedziała chłodno Cassandra.

Bella stała tylko z szeroko otwartymi oczami – najwyraźniej odebrało jej mowę.
- Możesz mi wyjaśnić, co się tu dzieje?
- Myślę, że nie tylko ty jesteś osobą, której należą się wyjaśnienia – rzekł nieznajomy. - To prawda, Bello? - zwrócił się do pani Goth. – Ta młoda osoba jest twoją córką?
Zapytana powoli kiwnęła głową.
- Żeby tylko ja – mruknęła dziewczyna.
- Hm? Mam rozumieć, że masz więcej córek?
Przeczenie.
- Dwóch synów – oświadczyła Cass. - Jeden siedem lat, drugi półtora roku(1).
- Nic o tym nie wiedziałem... - mężczyzna wydawał się być zakłopotany. - W przeciwnym wypadku postarałbym się skontaktować z Mortimerem. Mój błąd...
- Proszę? - dziewczyna zdumiała się. - Pan zna mojego ojca?
- Cóż... ostatni raz widzieliśmy się na ślubie... Chyba z szesnaście lat temu.
- To kim pan w ogóle jest?
- Wszystko wskazuje na to, że... twoim wujem.

- Proszę?!
- Moja matka Penelope, i matka Belli, Jocasta, były siostrami(2).
- Coś o tym słyszałam – bąknęła Cassandra.
- Właściwie, powinienem się przedstawić. Nazywam się Nicholas Gray.
- Cassandra Goth – dziewczyna złożyła ukłon w nieco wschodnim stylu. Nadal była nastawiona nieco sceptycznie, jak zwykle w obecności mężczyzn, których widziała pierwszy raz w życiu. Jednak tutaj była także jej matka.
- Cóż... - pan Gray podrapał się po głowie. - A pan kim jest? - zwrócił się do detektywa, który dotąd milczał.
- Matthew Russel... jestem prywatnym detektywem. Pan Goth wynajął mnie, żebym znalazł panią... - zwrócił się do Belli. - Ale chyba nie spisałem się zbyt dobrze.
- Znalazł pan mamę – odezwała się Cass.
- Nie w tym rzecz. - pan Russel machnął ręką. - Cóż... Skoro pani tutaj jest, pani Goth, to myślę, że mogę już sobie iść i zostawić pannę Cassandrę pod pani opieką. Na nic się już tutaj nie przydam. Skontaktuję się z mężem i powiem, że się pani znalazła... Chciałbym tylko usłyszeć to od pani. Nicholas Gray jest naprawdę pani kuzynem?

Bella w końcu odzyskała głos.
- Oczywiście, za kogo pan nas ma – w jej głosie zabrzmiało pewne oburzenie. - I tak, może pan zostawić Cassie pod moją opieką.
- I kto to mówi – mruknęła dziewczyna, marszcząc brwi. Była zdecydowanie niezadowolona, że wszyscy tutaj traktują ją jak dziecko. Tylko dlatego, że zdawała sobie sprawę, iż jest niepełnoletnia i jeszcze około trzech lat odpowiadają za nią rodzice, nie wyraziła tego na głos.
- Dobrze zatem. Pani Goth, panie Gray, panno Cassandro – rzekł detektyw, kłaniając się wszystkim. - Do widzenia.
- Do widzenia – odrzekł pan Gray, a Cassandra ukłoniła się.
Zostali więc tylko we trójkę. Dziewczyna nagle coś sobie uświadomiła.
- Zdaję sobie sprawę – powiedziała – że nie postąpiłam zbyt odpowiedzialnie, przyjeżdżając tutaj po telefonie pana Russela, który powiedział mi, że cię znalazł – zwróciła się do matki. - Ale podczas twojej nieobecności to ja musiałam się zajmować chłopcami, oczywiście po szkole. Alec ciągle o ciebie wypytywał, a ja nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Czy możesz mi wyjaśnić, czemu wyjechałaś bez uprzedzenia i przez blisko miesiąc nie wiedzieliśmy, co się z tobą dzieje?

- Ja... ja byłam szantażowana – wyjąkała jej matka.
- Przez kogo? - spytali jednocześnie pan Gray i Cass.
- Poznałam go zaraz po powrocie do pracy. Nazywa się Miles Ackerly, był dość częstym klientem naszej restauracji. Wydawał mi się niezwykle fascynujący... No i... jakoś tak się złożyło, że...
- Że?
- No, ja i on...
- Mieliście romans – Nicholas bardziej stwierdził, niż spytał.
Bella ponuro kiwnęła głową.
- Nie trwało to długo, zorientowałam się, że to zły człowiek i zerwałam z nim kontakty. Zmieniłam nawet pracę...
- A nam nic nie powiedziałaś – rzekła Cassandra, ale Nicholas uciszył ją gestem.
- Co było dalej? - zapytał.
- Cóż, on mnie niestety znalazł – kontynuowała Bella. - Chyba dorobił się poważnych długów... tak czy inaczej, chciał ode mnie pieniędzy. Pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Zagroził, że jeśli ich nie dostanie, ujawni nasz romans w Pleasantview News. To oznaczałoby kompromitację naszej rodziny... Nachodził mnie codziennie. Na dodatek, znał mój numer na komórkę...

- I dlatego wyjechałaś... a telefon zostawiłaś – domyśliła się jej córka.
- Tak... Jakoś tak się złożyło, że natknęłam się na Nicka, który niedawno owdowiał...
- I powiedziałaś mi, że pokłóciłaś się z Mortimerem – powiedział jej kuzyn, wyraźnie już niezadowolony. - A o tym, że masz trójkę dzieci, nawet się nie zająknęłaś. Ani o tym... Acklie'm, czy jak mu tam.
- Ackerly'm – poprawiła go Bella i zaczęła się tłumaczyć: - Nie chciałam, żebyś to powiedział Mortimerowi.
- Masz zdecydowanie zbyt mało zaufania do swoich krewnych – stwierdził Nicholas. - Gdybyś mnie poprosiła, żebym nikomu o tym nie mówił, to bym nie powiedział. Choć może jest w tym trochę mojej winy, powinienem cię wypytać, co i jak... cóż, na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko, że byłem i nadal jestem otępiały po śmierci Louise. Ale to marna wymówka.

Cass pomyślała, że chyba mogłaby polubić tego człowieka.
- Co się tyczy zaufania... zgadzam się – powiedziała. - Co teraz zamierzasz, mamo? Moim zdaniem, powinnaś do nas jak najszybciej wracać.
- Mam samochód, mogę was zawieźć – zaofiarował się pan Gray.
- Tak od razu? - zlękła się Bella.
- A na co czekać?
- Ale ja... ja nie jestem przygotowana... robi się późno...
- Mogę ci pomóc się spakować – zaproponowała jej córka.
- A może jutro? Muszę się nad tym zastanowić...
- A nad czym się tu zastanawiać?
- Choćby nad tym, co powiem Mortimerowi!
- Rozumiem, że chcesz się z tym przespać... Nie jestem pewien, co to zmieni, ale ja jestem zdecydowanie za tym, żebyś wracała do rodziny – oświadczył Nicholas. - I to jak najszybciej.
- Ja w każdym razie powinnam już iść – odezwała się Cassandra. - Tata i chłopcy niebawem wrócą z zakupów, a zanim ja dojadę... Cóż, nie chcę, żeby zastali dom pusty.
- Ale lada chwila może lunąć – zauważył pan Gray. - Wyraźnie zbiera się na porządne oberwanie chmury, i to od kilku godzin.
- No fakt, a ja oczywiście musiałam zapomnieć parasola – mruknęła dziewczyna.
- Więc...? - spytał Nicholas.
- Jeśli mama też pojedzie. - postawiła warunek Cass. - Nie musisz od razu wracać do domu – zwróciła się do matki – ale sama rozumiesz...
- Rozumiem – padła odpowiedź. - Zgoda.
Pan domu ruszył po kluczyki – wyglądało na to, że zostawił je na górze – a dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Był to całkiem ładny salon, urządzony nowocześnie, z aneksem kuchennym. Osobiście dziewczyna wolała bardziej tradycyjne wnętrza – na takie, jak to lubiła patrzeć, ale raczej na zdjęciach, w katalogach czy miesięcznikach typu Architectural Digest(3). Na ścianie nad kanapą dostrzegła ślubne zdjęcie – Nicholas Gray z jakąś sympatycznie wyglądającą kobietą, zapewne to jego świętej pamięci żona. Ciekawe, czemu zmarła...

- No, to możemy jechać – usłyszała głos z góry i szybko odwróciła wzrok. Sama nie potrafiłaby wytłumaczyć, czemu.
Na zewnątrz nadal było koszmarnie duszno. Bella uparła się, że usiądzie z tyłu, i namówiła córkę, by ta wybrała miejsce z przodu. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. W końcu ruszyli. Samochód domniemanego wuja mógł spokojnie pomieścić pięć osób, chyba wraz z żoną planowali powiększenie rodziny. Cass była szczerze ciekawa, co się stało jego żonie, ale krępowała się zapytać, by nie sprawić mu przykrości, zatem nie odzywała się wcale.

- Rozumiem, że jesteś w szkole średniej? - odezwał się w końcu on.
- Tak. Kończę pierwszą klasę – odpowiedziała.
- Rozumiem... Jak idzie nauka?
- W porządku.
Jej ton nie zachęcał do dalszej konwersacji i Nicholas chyba to wyczuł. W istocie cała trójka chciała już znaleźć się na miejscu, każde z innego powodu. Dziewczyna patrzyła przez okno. Ciemne chmury zbierały się nad okolicą, w oddali można było dostrzec smugi deszczu, a od czasu do czasu – błyskawice. „Ciekawe czy w Pleasantview już padało” - pomyślała.
Gdy już dojeżdżali, Bella schowała się na tylnym siedzeniu, tłumacząc, że nie chce, żeby ktoś z sąsiadów ją zobaczył. Nicholas tylko westchnął. Gdy wysadził Cassandrę pod jej domem, puścił jej tak zwane „oczko” i przesłał krzepiący uśmiech. Dziewczyna odpowiedziała tylko skinieniem głowy. Ruszyła w stronę domu.

***

Deszcz lunął krótko przed powrotem ojca i chłopców z zakupów, toteż były pewne problemy z wnoszeniem siatek. Burza była gwałtowna i długa, Alec schował się pod łóżkiem rodziców, a Frankie płakał ze strachu i w końcu usnął, co skłoniło jego ojca do pójścia na pewne ustępstwo i założenia małemu pampersa (umiał już korzystać z nocnika, ale zdarzały mu się wpadki). Kiedy wreszcie za oknami ucichło, także starszy syn Mortimera czmychnął na górę i rzecz jasna zasnął w ubraniu. Jego ojcu i siostrze nie chciało się jeść kolacji, więc po pobieżnej toalecie także poszli spać.
Mimo że po burzy przestało być duszno (noc była nawet dość chłodna) i że wszyscy – łącznie z Cassandrą – zasnęli bez specjalnego trudu – obudzili się dość późno (całe szczęście była to niedziela). W związku z tym obiad był wpół do czwartej po południu, a nie tak jak zwykle koło drugiej. Ponieważ była piękna, słoneczna pogoda, Mortimer rozstawił stół i krzesła na tarasie i tam też zjedli.

Przy deserze (lody owocowe) Alec nie omieszkał stwierdzić, że „jedzenie na dworze jest ekstra”. Nikt nie zaprzeczył. Gdy chłopiec zjadł już swoją porcję i kombinował, jak wyprosić tatę o jeszcze trochę, Cass rzekła:
- Chyba mamy gości.
Alec, który zorientował się, że na dodatkową porcję lodów nie ma co liczyć, wstał i zawołał:
- Odbiorę, odbiorę! Znaczy... zobaczę, kto to.
I pobiegł do furtki. Po chwili domownicy, siedzący na tarasie, usłyszeli:
- MAMA! Wróciłaś!
Cdn.

Przypisy:
(1)mniej więcej.
(2)moja inwencja, zaznaczam na wszelki wypadek.
(3)nazwę znalazłam na anglojęzycznej stronie Wikipedii; amerykański miesięcznik.
_____
No, to by było na tyle. Wreszcie udało mi się dokończyć ten nieszczęsny odcinek, a jak to wyszło, ocenicie Wy, czytelnicy. Jeszcze raz - wybaczcie, że to tak długo trwało.
Bo nie ma to jak zagmatwać...

Ostatnio edytowane przez Master of Disaster : 01.05.2011 - 08:28
Master of Disaster jest offline   Odpowiedź z Cytatem