tak tak wiem, dawno nie bylo tutaj nic pisane. mialem juz rzucic to fs, niedokonczyc historii, ale cos we mnie drzemie, ze nie moge zostawic tego fs nierozwiazanego, tymbardziej ze postawy tych niby simow sa mi bliskie, bo tak naprawde pod cechami charakterow kryja sie moi przyjaciele. ale napisze wiecej w finalnym odcinku, tymczasem:
Minęły aż trzy tygodnie na rozwiązanie lokalnej tajemnicy o misternej śmierci mojego przyjaciela. Podejrzanych było wielu. Między innymi moja najdroższa przyjaciółka Alice, która straciła nie tylko ukochaną osobę, straciła również swoją posadę, zrezygnowała z niej, na rzecz miłej atmosfery w urzędzie, której ostatnio brakowało. No tak, mało kto chciałby pracować z zabójczynią. Jednak pieniądze, które zdobyła w ciągu ostatnich czterech lat pozwoliły jej na chwilowe nicnierobienie. Zamierzała bowiem wyprowadzić się ze słonecznej dzielnicy Sunset Valley, wyprowadzić się w ogole z tego miasta. Miała cudowny plan na reaktywowanie przeszłości, mieszkania przyjaciół pod wspólnym dachem. Dlatego też udała się do Lily, która w tym czasie zajęta była gotowaniem obiadu dla Alexa.

- O, witaj Alice. Co tam? –zapytała uśmiechnięta Lily stojąc w drzwiach.
- Hej kochanie, wszystko w porządku. Jesteś zajęta?
- Wiesz co, wejdź, robię obiad, nic takiego. – otworzyła drzwi szeroko zapraszając Alice do środka.
Czarnowłosa przyjaciółka usiadła na brzegu stołka podpatrując ukratkiem, co przyrządza Lily. Alice stawiała na coś z pomarańczami. Tak, to była kaczka w pomarańczach.
- I co mi powiesz ciekawego? – zapytała się Lilly spoglądając od czasu do czasu na Alice.

- Wiesz, chciałabym się stąd wyprowadzić.
Lily momentalnie się obróciła na pięcie i spojrzała niedowierzającym wzrokiem. Usiadła obok ciemnowłosej, lekko zaniedbanej kobiety.
- Jak to? – zapytała zdziwiona.
Alice podrapała się po czole i zaczęła mówić.
-Straciłam wszystko, co miałam. Wystawiłam już dom na sprzedaż i myślę o przeprowadzce...
Lily położyła ręke na jej ramieniu, przybrała minę rozumiejącej matki.

- I tak sobie pomyślałam, bo nie wiem ... (tutaj Alice chciała wtrącić o bezrobociu Lily i ogólnym jej nicnierobieniu, lecz się powstrzymała), może chciałabyś zamieszkać ze mną? Gdzieś zdala?
Lily przetarła mocno oczy. Była zaszokowana tą propozycją.
- Jej, ale mam tutaj Alexa, chciałabym aby tutaj ukończył szkołę, ja szukam aktualnie pracy, mimo co jeszcze zostało mi trochę po Beau...
- Ok, rozumiem. – powiedziała smutnym tonem Alice.
Po chwili ciszy Lily zapytała znów radosnym tonem.
- Może kawy?
Rudowłosa przyjaciółka nie zdążyła się obrócić, jak Alice zamykała już za sobą drzwi.

W domu Roberta i Zeldy atmosfera była gorsza. To był dzień, w którym przyszedł czas na pierwszą, poważną, małżeńską awanturę.
- Mówiłam ci o wszystkim! – krzyczała Zelda.
- Boże, zadawałaś się z chorą osobą! Jak w ogóle mogłaś? – pytał Robert trzymając ręce ku niebu.

- Robert, mówiłam ci o tym. Nie przypuszczałam, że ona mogła dopuścić się czegoś takiego. Dostatnie za to nauczkę, nie przejmuj się.
Robert spojrzał momentalnie w oczy Zeldy, płakał.
- Dostanie nauczkę? Zabrała mi jedynego przyjaciela. Ja dziękuję za takie coś.
Zelda załamała ręce, nie przypuszczała, że Robert może tak dotkliwie odczuć brak bliskiej mu osoby.

Wieczorem Lily zaprosiła swojego doktora na romantyczną kolację we dwoje. Alex poszedł do kolegi na maraton gier wyścigowych więc Lily nie miała się o co martwić. Po podaniu kurczaka w miodzie rudowłosa słodkim głosem zapytała:
- Masz ochotę na deser?
Malcolm wymownie na nią spojrzał.
- Pójdę tylko na chwilę do łazienki wymienić wodę kwiatom.

Po czterech minutach Lily weszła do salonu w samej bieliźnie, upiętych włosach i szpilkach od Manolo Blahnika. Malcolm zmierzył ją wzrokiem. Lily przeszła obok stołu zabierając brudne naczynia i schylając się po nie tak seksownie, jak robią to w fancuskich, starych, erotycznych filmach.

Przez wielkie szyby salonu z całkowitą pewnością można było ją zobaczyć z sąsiednich domów. Nie przejmowała się. Znowu chciała się poczuć piekielnie seksowną, wyzwoloną kobietą, bez względu na wiek. Zostawiając talerze na stole, Lily usiadła na kolanach doktorowi. Poczuła, że strasznie ją pragnął. Zaczęli się gorąco całować. Lily co chwilę głośno dyszała, gorąco przeszywało ją od środka. Czuła się wspaniale, Malcolm zaczął się rozbierać. Za eleganckim garniturem kryło się ciało Adonisa- wspaniale zbudowane. Lily dawno nie widziała czegoś tak równie pięknego ... i zarazem młodszego od niej zarazem. Jej ręce krążyły po ciele młodszego doktora. Tego wieczoru Lily była kobietą fatalną, czuła się tak. Oboje zaczęli kochać się na stole.

Och tak, Lily nie miała tak cudownego czasu od tysiąclecia. Wkońcu doktor Malcolm nie tylko jej pomógł mentalnie, ale rozpalił w niej ogromną namiętność.
O godzinie dziewiętnastej sześć Alice zdążyła zapakować całe swoje życie w sześć pudeł i cztery walizki. Pod domem czekały na nią dwa busy, jeden by zabrać wszystkie rzeczy, a drugi by zabrać jej całą gromadkę dzieci. Opuszczała to miasto wieczorem, zupełnie tak, jak odchodzą przestępcy, w ciemności i w ciszy. I w ogromnym lęku o nadchodzące jutro.