Odradzam czytanie tego późno w nocy osobom, które potrafią się bardzo wczuwać w wydarzenia. Nie pytajcie mnie co się działo ze mną wczoraj w nocy przed pójściem spać ;]
To, co zaraz przeczytacie, to istne szaleństwo.
Tamtej nocy
Tym razem wcześniej wrócił – nie chciało mu się tam siedzieć, zresztą i tak nie miał nic więcej do zrobienia. Pisaniem listu z szantażem do rodziny tej małej miał się zająć Kaktus.
Jak zresztą większością – w końcu to on wykonał całą robotę.
Fajnie, że udało mu się coś zrobić samemu. W sumie nie spodziewał się tego po nim. A już tym bardziej tego, że będzie tak podły i porwie dziecko. Przecież te stworzenia są takie tchórzliwe, bezbronne, niepewne w obecności nieznajomych…
Zamknął za sobą drzwi i podążył w głąb mieszkania. Zapalił światło w łazience. Jak zawsze wszystko po staremu. No, może ta żarówka wymagałaby już wymienienia, bo ledwo świeci…
Poza tym nie było tu widać jakichkolwiek śladów użytkowania. Zresztą mieszkanie przez większą część dnia stało puste, bo jednak od rana do nocy załatwiał swoje sprawy poza domem, no i mieszkał sam.
Szybko zrzucił z siebie wszystko i wszedł pod prysznic. Woda jak zwykle była bardziej zimna niż ciepła, ale do tego zdążył się przyzwyczaić. Za czynsz płacił grosze, a jednak warunki i tak były lepsze od jego wartości, pomijając te nieliczne usterki.
Coś w sam raz dla niego.
Woda błyskawicznie rozprawiła się z potem i brudami całego dnia. Stawiając nogę na kafelkach poczuł się jak boski Apollo.
Był piękny i niczym nieskażony, jednak mimo orzeźwiającego uczucia świeżości nie mógł powiedzieć, że czuje się jak nowo narodzony, chociaż tak, teoretycznie, powinno być.
Przewiązał się ręcznikiem i podszedł do lustra.
Chociaż szyba miała w niektórych miejscach pęknięcia i nie ukrywała swojego wieku, środek pozostał nienaruszony, czego czasami bardzo żałował. Mimo że nie można było o nim powiedzieć „brzydal” to jednak spoglądając na swoje odbicie tak właśnie się czuł.
Zaczesując włosy starał się nie skupiać nad tym, co jest przed jego oczami. Ta twarz… ona nie istniała tak naprawdę. Człowiek, który na niego patrzył… On zginął. Zginął dawno w jego umyśle. Został strącony w przepaść zapomnienia, z której powrót był niemal nieosiągalny. I tylko wtedy, w tym lustrze, cień przeszłości powracał.
Tym razem mężczyźnie ciężko przychodziła walka z nim. Chociaż mógłby się teraz odwrócić, coś go powstrzymywało. Tak, ta zjawa z lustra. Niemal słyszał jak wołała go po imieniu.
Nie, przeszłość nie mogła zostać zapomniana. To nie był jedyny taki moment, w którym wyrzuty sumienia i refleksje nad starym, dawno zakończonym etapem życia, brały górę.
Podniósł oczy, ale nie przestraszył się. W końcu znał to oblicze na pamięć, tyle razy już mu się przyglądał. Jednak zawsze było w nim coś na kształt żalu i wyrzutu. „Czemu mnie prześladujesz?”, wołał mężczyzna w myślach. Nigdy nie doczekiwał się odpowiedzi, tak samo było w tym dniu. Spojrzał zjawie w oczy. Widział ich zmęczenie, jakby nie chciały więcej patrzeć na to, co miało nadejść. Były podkrążone, bo ostatnimi czasy źle sypiał. A może i od dłuższego czasu…?
Te oczy należały do złego człowieka. Kryło się w nich tyle tajemnic, tyle złych uczuć… Cicha, zabijająca od wewnątrz nienawiść, żal do samego siebie z powodu nieodpokutowanych win, smutek, wynikający z bezsensu życia, strach przed samym sobą i przed wspomnieniami, zniechęcenie, nieujawniona rozpacz, kryjąca się na dnie serca…
Ile one razy musiały oglądać krzywdę ludzką! Ile razy nie zostały powstrzymane przed patrzeniem na te okropieństwa, których ich właściciel się dopuścił. One cierpiały, bardzo cierpiały.
Oczy są zwierciadłem duszy, czyż nie?
Teraz on powinien się zdobyć na wykpienie tego wszystkiego. Ile razy sobie powtarzał, że nie żałuje niczego, co zrobił.
W tym momencie nie potrafił tego powiedzieć bez zawahania.
Ale chwileczkę… Dlaczego obraz się mu zamazał? Co się dzieje?! Przecież zawsze widział wyraźnie i ostro!
Dotknął ręką policzka. Tak, był mokry. Przetarł oczy. Znowu stanęła przed nim ta sama twarz, tylko dziwnie odmieniona. Nigdy nie widział jej zapłakanej. Nigdy nie widział na niej prawdziwego żalu. No, może parę razy się zdarzyło. Ale kiedy to było?
Nagle poczuł, że coś traci, że jego wewnętrzna osłona obojętności i złości się załamuje. Zaczyna uciekać z niego życie… Umiera…
Upadł na podłogę. W głowie ktoś wypowiadał jego imię. Też znał to uczucie, znał ten ton, dźwięk... Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co się z nim dzieje, wiedział, że musi to powstrzymać…
Nie miał na to siły. Ten jeden jedyny raz musiało mu jej zabraknąć! Ten jeden jedyny raz, kiedy jego serce pękało z żalu, kiedy obrazy tyle razy widziane zaczęły przesuwać się przed jego oczami. I ten głos, którego tak w tym momencie nienawidził… Nie słabł, wręcz zdawało się, że wszystko, dosłownie wszystko, nim przemawiało. Lustro, wieszak, nawet nieużywane mydło schowane w szafce pod sufitem!
Chciał krzyczeć, żeby się od niego odczepił, że po raz kolejny nic nie zdziała, ale słowa zaklinowały się mu w gardle, a mózg był jakby sparaliżowany.
Nagle w jego głowie zamiast swojego imienia brzmiało czyjeś inne.
Tak jak wtedy, gdy został sam.
A właściwie nie, nie sam.
Ktoś był jeszcze z nim, w jego pamięci. Wtedy widział tego kogoś oczami wyobraźni. Jakiś czas później, na jego nieszczęście, tymi prawdziwymi.
Wspomnienie ożyło i nabrało nowego kształtu – urosło, wypiękniało, dostało głos i z niego skorzystało.
Poznał je. Stanął mu twarzą w twarz. Jego myśli wtedy były niczym niezmącone. Gdy prowadził dialog, nie docierało jeszcze do niego, z kim ma do czynienia.
To się stało dopiero teraz, tej nocy. W tym momencie.
To była ona.
Otworzył oczy i, przestraszony, rozejrzał się po łazience. Nic się nie zmieniło, nikogo tu nie było.
Myślał, że już po wszystkim, chciał się podnieść…
„Tato!”
Przed oczami stanęła mu dziewięcioletnia blondynka o znajomym kolorze oczu. Miała te swoje kucyki i brzydkie, sieroce ubranko. Jej twarz była mokra od łez, a rączki brudne, jakby przez kilka dni ich nie myła.
Odwrócił wzrok. Mimo że była bezbronnym dzieckiem, bał się jej jak nikogo innego.
Nagle poczuł jak malutkie rączki dotykają jego twarzy i delikatnie odwracają głowę. Po chwili miał jej buzię znowu na wprost swoich oczu. Ciągle czuł zimno jej rąk na swojej skórze. Widział wychudzoną, bladą twarz dziewczynki, nie potrafiąc wypowiedzieć ani jednego słowa.
Po chwili patrzyli sobie prosto w oczy. Jej wzrok zmusił go do tego.
Wtedy doznał szoku. Znał ten wyraz na pamięć, tyle razy się z nim spotkał i tyle samo razy go zignorował.
Chociaż niebieskie, chociaż zupełnie inne, to były oczy jego żony.
Łzy spłynęły mu po policzku na myśl o nieboszczce. Przecież to przez niego umarła… Przez niego miały one taki wyraz… To on ją zniszczył, wykorzystał i porzucił! Na niej się wyżywał, ją obrażał, ona była obiektem jego drwin...
„Tatusiu, to ja, twoja córeczka” – poczuł, że jej rączki oplatają jego szyję.
„Kocham cię i tęsknię za tobą. Tak bardzo chciałabym, żebyś mnie pokochał.”
Wtedy rączki się zacisnęły wokół jego szyi i jej chudziutkie, drobniutkie ciałko przylgnęło do niego.
Jemu zabrakło sił, żeby wyswobodzić się z ucisku. A może i czegoś jeszcze…?
Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Mara momentalnie zniknęła.
„Lily!”, wołał w przerażeniu.
Spuścił oczy.
Wiedział, że teraz nie ma już dla niego ratunku.
Chwilę później w otwartych drzwiach zobaczył dwóch mężczyzn w policyjnych mundurach.