Bardzo przepraszam za opóźnienie, ale mam już dla was nowy odcinek.
Odcinek 5
"Demonizm hedonizmu"
Po tym jak ojciec Mateusz sprzedał mnie za grubą mamonę (ponoć dostał miliony monet) parze niemieckich peda.. pederastów było mi smutno. Odtąd nazywałem się Wojciech Beckenbauer. Jak ten zbrodniarz wojenny. Szybko przekonałem się, że pogański kult mojej matki to jednak pikuś przy tym, co czekało mnie teraz. Na osiedlu miałem ksywę Kolarz – że niby cudowne dziecko dwóch pedałów. Z żalu ściskało mnie w dołku między pośladkami. Najgorszy był tata Hans – zawsze mdlał na widok męskiego przyrodzenia. Co za wstyd – idziemy sobie ulicą, nagle zza rogu wychyla się męskie przyrodzenie a ten bach i leży plackiem.
Nowi tatusiowie z niechęcią obserwowali moje obrzydzenie i torsje względem ich bezecnych praktyk. Za karę codziennie zamiast Wieczorynki puszczali mi gejowskie pornuchy o jakimś idealnym facecie (-18). „Patrz i ucz się” – mówili. To pogłębiało moją izolację – kiedy w szkole wszyscy rozmawiali o Makowej Panience i zbójniku Rumcajsie, ja szlochałem w kącie.
Kiedy moi ojcowie gejowie wychodzili wieczorami do swojego ulubionego klubu Rectum, zostawiali mnie pod opieką zaprzyjaźnionej feministki – Helgi. Za pierwszym razem pomyślałem: „No wreszcie jakiś normalny facet”. Jakże się myliłem.
Czasem pokazywała mi swoje nieogolone pachy ( „Jungle freedom” - mówiła) ...
... a niekiedy grała ze mną w rozbierane makao.
Wreszcie starzy postanowili ubrać mnie „jak mężczyznę”. Nie chciałem oddać mojego niebieskiego mundurka – zdzierali go ze mnie siłą, rechocząc przy tym zbereźnie. W końcu przebrali mnie. Za Eltona Johna.
Na imieniny chciałem dostać rowerek. Taki jak ten w Kauflandzie – z błotnikami i dwoma potężnymi mosiężnymi pedałami. We wtorek oglądałem go razem z rodzicami. Staliśmy przy stoisku, ludzie mijali nas i kręcąc głowami szeptali „Ale pedały”. Tak im się ten rowerek podobał, a co! Jednak tatusiowie sprawili mi domek dla lalek, by pokazać, że „płeć to tylko kulturowy wymysł”, jak często mówili przy obiedzie.
Chodziłem do szkoły typowo niemieckiej. Nie czułem się w niej swobodnie.
Przyjaźń okazywał mi jedynie pan Klaus, kierowca szkolnego autobusu. Po pierwszym dniu zajęć przywitał dzieciaki gromkim okrzykiem „Hohohoho szkraby. Lekcje skończone, szósteczki w dzienniku, jedziemy do domciu”.
- Jaki miły kierowca! – szepnąłem do chłopca siedzącego obok.
- Ach, pan Klaus zawsze jest taki serdeczny po pijanemu! – odpowiedział.
Pewnego letniego wieczoru rodzice zabrali mnie do swojego ulubionego klubu. Nad drzwiami Rectum wisiał przerobiony cytat z Nietzschego: „Kiedy patrzysz w odbyt, on także patrzy na ciebie”. „Zaiste”, pomyślałem. Przestąpiwszy próg ujrzałem istne imaginarium. To się w pale nie mieściło – gej na geju i gejem pogania. Tyle gejów! Stężenie gejów na metr kwadratowy było przerażające.
Zewsząd dochodziły jęki, trzaskanie bicza i okrzyki po niemiecku. W powietrzu unosił się zapach męskiego potu. Barman grzebał sobie rezolutnie w majtkach.
Tymczasem moi starzy bawili się w najlepsze. Tata Franz tańczył z jakimś transwestytą, podczas gdy tata Hans wygłodniałym wzrokiem przyglądał się jędrnym pośladkom barmana. Ble!
Tata Franz szalał na punkcie łysych glac neonazistów. Podczas każdej gejowskiej parady organizowali oni swoją kontrmanifestację. Mój stary był tam częstym choć niepożądanym gościem. Zazwyczaj wracał lekko poturbowany, ale z wyrazem triumfu na twarzy, w zębach dzierżąc skrawek majtek jakiegoś neonaziola. Wiedziałem, że kiedyś źle to się skończy. Tego tragicznego dnia stojący w tłumie manifestantów Franz popukał w ramię jednego z łysych i zakrzyknął prowokatorsko: „Hej, łysy! Chodźmy na tygrysy!”. Rozeźlony skinhead pogroził tatkowi palcem.
((((Na paradzie nie zabrakło znanego miłośnika gejów – Wojciecha Cejrowskiego))))
Mój ojciec nie przestawał. Przedrzeźniał łysola, po czym stwierdził, że gejom należą się równe prawa podatkowe a stara łysego je z paśnika. Tego było za wiele.
Wściekły homofob powiedział: „Bez urazy, ale nie mogę się z Panem zgodzić”. Po czym obił mu mordę.
Bił i bił...
i bił i bił.
Biciu nie było końca dopóki mój stary nie wyrżnął łbem o kolumnę aż zanurzył się w niej po samą dupę.
Franz padł na ziemię jak długi wydając z siebie ostatnie pojękiwania: „Zzz zzz zzz”.
zzz zzz
zzz zzz
zzz zzz
zzz zzz
zzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz