Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 09.08.2011, 16:44   #858
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 15
Płeć: Kobieta
Postów: 2,224
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

muffindance dzięki za poprawienie błędzików, ja nie patrze na przecinki i kropki bo piszę dla czystego relaksu


nooo ok, komenty są więc macie odcinek
wybaczcie, że nie odpisze na posty ale mam mało czasu
ostrzegam, że jest smętny, a niestety muszę jeszcze w nim kilka rzeczy wyjaśnić


akcja z Dante, dedykowana Libby xD

zapraszam do czytania
ROZDZIAŁ 9
Część czwarta: Szron okalający serce.


Gdyby jakiś przeciętny człowiek przeszedł przez kilka godzin tyle co Marco, to pewnie by się załamał. Na dodatek ostatnie wyznanie Lamberta nie zachęcało do pozytywnego patrzenia na świat.



Mimo tego, że złodziej czuł się w tej chwili podle, postanowił nie pokazywać tego w żaden sposób, bo jeśli ujawniłby jak jest mu źle, Dante zrównałby go z ziemią. Takeda nienawidził blondyna i vice versa, niestety, „zawdzięczał” jedną rzecz katowi swego umysłu. Był to szron, który zaczął osadzać się na jego sercu i z czasem przeobrazi się w twardą bryłę lodu. Tak twardą, że rozkucie jej będzie graniczyło z cudem, bo tym razem stanie się o wiele mocniejsza, niż ta sprzed kilku miesięcy. Otoczony fałszem i jadowitym złem, Marco zamieniał się z powrotem w bezuczuciowego człowieka, jakim był kiedyś. Smutek i tęsknota za ukochaną, które od dawna dawały mu się we znaki, ochładzały stopniowo jego rozgrzane z miłości serce. Najgorsze było to, że przestało mu to przeszkadzać...
- No i co, nic nie odpowiesz śmieciu? - Lambert zbliżył się do krat. – Odezwij się, do cholery, czekam na twoje rewelacje!
Złodziej nie drgnął jednak nawet na sekundę. Stał pod ścianą, ze spuszczoną głową i założonymi na klatkę piersiową dłońmi.
- Daj mu spokój – wtrącił się Chris, jakby wyczuł wzburzenie swego brata. – Lepiej mi pomóż z ciałem twojej kuzyneczki, musimy ją zakopać, zanim zlecą się muchy.
- Mam odpuścić sobie taką zabawę? - Dante odwrócił się w stronę rozmówcy – Zapomnij. Będę go tak gnębił, że w końcu sam zacznie błagać o śmierć.
Wtem Marco poderwał się gwałtownie spod ściany, zaszedł blondyna od tyłu, po czym przełożył ręce przez kraty i zacisnął je na szyi zaskoczonego chłopaka.



- Posłuchaj mnie uważnie, ty ludzki odpadku... - odezwał się, wzmacniając uścisk. – Doskonale wiem, że się zgrywasz, pewnie ci się nawet wydaje, że nie musisz się mnie bać bo jestem zamknięty... Wiesz jednak o tym, że jeśli nie dzieliłyby mnie od ciebie te kraty, to Bóg mi świadkiem, że najpierw odrąbałbym ci nogi, a potem zadusił gołymi rękami. Ale skoro tak bardzo chcesz, to pierwszą czynność mogę pominąć...
Dante próbował uwolnić się z objęć złodzieja, który z każdym uciskiem na szyi coraz bardziej utrudniał mu oddychanie. Na jego nieszczęście rozgniewany brunet miał w sobie tyle siły, że mógł dotrzymać słowa i go zabić.
- Pomóż mi, chcesz, żeby mnie zadusił?! - chłopak charknął do stojącego w oddali Chrisa przyglądającego się całej sytuacji z dziwnym wyrazem twarzy.



- No stary, zaskoczyłeś mnie teraz – Marco usłyszał głos brata. – Jednak, nie jesteś takim mięczakiem za jakiego cię miałem...
- To zabawne, Chris... Bo mi się zawsze wydawało, że to ty byłeś słabszy ode mnie – skontrował jego słowa Takeda.
- Na jakiej podstawie tak sądzisz?
- To bardzo proste. Jedynie tchórz stara się ukryć swój strach pokazując całemu światu tylko tą złą stronę swojej osobowości – nagle złodziej poluzował uścisk i wypuścił pobladłego Dantego popychając go wprost na podłogę. – Wysługujesz się tym śmieciem bo sam nie poradziłbyś sobie ze mną – dodał cierpkim głosem i z powrotem oparł się o ścianę, krzyżując ręce na piersiach.
- Tak myślisz? To wytłumacz mi, dlaczego nie pozwoliłem Lambertowi cię zabić, kiedy była na to okazja? Przecież się nim wysługuję... - odpowiedział z triumfem Chris.
- Zadajesz mi zbyt banalne pytania. Przecież to oczywiste. Cały czas liczysz na to, że przejdę na twoją stronę.
Obydwaj spojrzeli sobie w oczy. Lecz tym razem Marco nie odwrócił głowy pierwszy, wbił swój wściekły wzrok w zielone tęczówki brata i czekał na jego reakcję. Nie musiał zbytnio się wysilać, gdyż ten już po chwili odpuścił.



- Prędzej czy później ustąpisz – powiedział. – Wyłamiesz się, bo jesteśmy ulepieni z jednej gliny. Wiem, że w końcu nadejdzie taki dzień i bądź pewny, że ja na ciebie zaczekam.

******************

- Pozwoliłem sobie pogrzebać w papierach brata – Max wyciągnął dokumenty i rzucił je na stół. – Byłem pewien, że znajdę w nich coś na temat tego porywacza, niestety nie ma tu nic na czym można by było się zaczepić.
- To znaczy, że stoimy w miejscu. Jedyne co wiemy to to, że Dante chce się dobrać do fortuny swego wuja – Juri z rezygnacją spojrzał na stos kartek, leżących na drewnianym blacie. – Cholera, czuję, że znowu się nam wywinie i w jakiś sposób wykupi swoje grzechy unikając więzienia.
- Czy wspomniałem już o tym, iż mówił mi, że ma zamiar wyrobić sobie lewe papiery i uciec z pieniędzmi?
- Jeśli to zrobi – wtrąciła się Mei – nie będzie łatwo go odnaleźć, trzeba jak najszybciej go zapuszkować – dodała i spojrzała na Juriego. - Już odchodzę od zmysłów bo nie wiem, co dzieje się z Marco...



- Ja też, Li – powiedział długowłosy. - Gdybyśmy chociaż wiedzieli, kim jest porywacz...
- Jesteś pewien, że ty albo Colin nie widzieliście go wcześniej? - zapytała czarnowłosa.
- No właśnie skądś go kojarzę, ale nic mi nie świta. Odnoszę jednak wrażenie, że to nie zwykły pachołek Dantego, wydaje mi się, że ten facet ma jakieś porachunki z Marco. Jedyne co przychodzi mi na myśl, to, że musimy go znać, dlatego nie chciał się pokazać, bo niby jaki by miał powód aby zasłaniać swoją twarz? - Juri zaczął rozglądać się po pokoju, jakby szukał odpowiedzi na swoje pytanie. Nagle jego wzrok zatrzymał się na zdjęciu leżącym na biurku Mei.
Dziewczyna widząc zaciekawienie obrazkiem, wzięła go do ręki.
- Tak, wiem... – westchnęła. – Już dawno powinnam wywalić tę fotkę... ale po prostu nie potrafię. Chris tak bardzo przypomina mi Marco...
- Mogę zobaczyć to zdjęcie? - zapytał chłopak, wyciągając rękę.
- Jasne – przytaknęła, podając fotografię Juriemu.
- Coś ci świta? - Max z zaciekawieniem podszedł do długowłosego i pozaglądał mu przez ramię.
- Pewnie, że mi świta. Jasna cholera... Teraz już wiem, czemu kojarzyłem skądś tego porywacza. Mimo że miał osłoniętą twarz, bardzo przypominał mi Marco!
- To by znaczyło, że... - Mei zacięła się, jakby zabrakło jej języka w ustach.
- Dokładnie tak, Li. To może być Chris.
Dziewczynę po plecach przeszły ciarki. Nie była to jednak zwykła gęsia skórka, lecz coś w rodzaju strachu. Na samą myśl o Chrisie ogarnęło ją uczucie ogromnego lęku, chociaż sama nie wiedziała dlaczego tak się dzieje. Spróbowała sobie przypomnieć twarz tego porywacza i poczuła jak robi jej się słabo. W istocie ten facet był bardzo podobny do Chrisa, ale zachowywał się jak opętany żądzą zemsty, psychopata. Jedna myśl nasuwała kolejną, po czym wszystko łączyło się w logiczną całość...



- Wygląda na to, że brat Marco upozorował swoją śmierć, a teraz szuka zemsty. On i Dante musieli mieć ze sobą kontakt przez cały ten czas, skoro wcześniej obydwoje robili ze sobą lewe interesy – powiedział Juri, wyrywając czarnowłosą z zamyślenia.
- Boże, to nie może być prawda – usiadła na łóżku i zaczęła wachlować się dłonią czując narastającą falę gorąca.
- Wszystko w porządku Li? - zaniepokoił się długowłosy.
- Zaraz mi przejdzie – odparła, biorąc kilka głębokich wdechów. – Tylko wszystko na spokojnie poukładam sobie w głowie...
- Wybacz, ale sądzę, że tutaj nie ma co układać. Za czasów kiedy Chris i Marco ze sobą rozmawiali, doszło do pewnej nieprzyjemnej sytuacji... Pamiętam jak pokłócili się wtedy tak mocno, że przestali całkowicie ze sobą gadać. Wtedy Chris powiedział coś takiego: „Pamiętaj, że moja zemsta będzie bolesna dla twojego serca”, jakoś tak to brzmiało. W każdym razie ten typek dał Marco wyraźnie do zrozumienia, że nie spocznie, póki się na nim nie zemści. Więc jak sami widzicie, pan „wredny” miał powód, by zniknąć.
- Jednakże, nie mamy stu procentowej pewności, że to on porwał waszego kumpla, mógł to być facet zwyczajnie do niego podobny – odezwał się Max.
- No właśnie, mimo wszystko mam mieszane uczucia co do upozorowania tej śmierci – powiedziała dziewczyna. – I jakoś dziwnie się czuję, kiedy pomyślę, że miałabym go spotkać...
- A ja wam mówię, że to on – Juri jeszcze raz spojrzał na zdjęcie. – Nie wiem czemu, lecz jestem tego cholernie pewny. Ale okej, proponuję na razie odstawić na bok nasze przypuszczenia i skupić się na tym, co dalej. Mieliśmy cokolwiek ustalić, tymczasem nadal siedzimy w czarnej dupie.
- Dobry pomysł – przytaknął Lambert. – Więc Dante wspominał mi o kilku miejscach, gdzie może się ukrywać przez jakiś czas, kiedy powiedzie mu się ucieczka z więzienia.
- Co to za miejsca, pamiętasz?
- Dwie lokacje są tutaj w Bruegel, jedna w Prinston, natomiast trzy znajdują się w Argonii. Zabezpieczył się na wypadek, gdyby szukała go policja. Musimy wziąć pod uwagę, że może nie być go w żadnym z tych miejsc, w końcu sam mi o nich wyśpiewał. Chociaż rozumując jego tokiem myślenia, istnieje bardzo duża możliwość, iż nie będzie się fatygował, by znaleźć coś nowego.
- Po czym to stwierdzasz? - długowłosy spytał z zaciekawieniem.



- Choćby po tym, iż chciałem, by pomyślał, że się go boję. Kiedy do mnie dzwonił, odegrałem przed nim rolę wystraszonego braciszka, który truchleje na samą myśl o śmierci. Dante ma tak wysokie mniemanie o swojej osobie, że mógł stwierdzić, iż nie zagrożę mu w żaden sposób skoro ostrzegł mnie, że mogę być kolejną osobą, na której postawi krzyżyk.
- Akurat w tym jest dużo prawdy – odrzekła Mei. – Doskonale poznałam jego charakter.
- A to ciekawe! - krzyknął Juri. – Wybacz Max, ale trzeba mieć cholerny bałagan pod kopułą, żeby uważać się za władcę wszechświata.
- He he, no wiesz, akurat to by się zgadzało, w jego głowie od dawna nikt nie sprzątał – odpowiedział chłopak. – A wracając do tematu... W domu mam plany wszystkich tych miejsc, o których wspomniał mi Dante, przygotowałem się na okoliczność wręczenia ich policji, ale potem, jak wiecie, rozmyśliłem się. Przywiózłbym je wcześniej, lecz nie byłem w stu procentach pewny, czy będę mógł liczyć na waszą pomoc. Najlepszym rozwiązaniem będzie jeśli pojadę po te mapy, obejrzymy wtedy dokładnie wszystkie lokacje i możemy zacząć działać.
- No, to już coś. Nawet pokuszę się o stwierdzenie, że bardzo wiele. Bardzo uczynnie z twojej strony, że nam pomagasz.



- Daj spokój, Juri, dobrze wiesz, że sam mam w tym interes bo chcę pomścić ojca. Ale dobrze jest wiedzieć, że to doceniacie – uśmiechnął się Max, kierując się do wyjścia. – Ok, jadę, obiecuje wrócić jak najszybciej.

***************************

- Wiesz, nie daje mi spokoju, to o czym wspomniałeś – Li Mei spojrzała na siedzącego obok długowłosego blondyna.
- To znaczy?
- No wiesz... O co jeden Takeda, pokłócił się z drugim...



- Czułem, że o to zapytasz – Juri posłał lekki uśmiech czarnowłosej. – Tak szczerze powiedziawszy, to nie wiem. Naszedłem na to wszystko całkiem przypadkiem i usłyszałem tylko ostatnie słowa brata Marco, a on sam stwierdził, że nie chce o niczym mówić, więc nie drążyłem.
- Rozumiem – westchnęła. - Szkoda, myślałam, że dowiem się czegoś na ten temat. Chociaż powiem ci, że chętnie dowiedziałabym się czegokolwiek o przeszłości mojego złodzieja...
- Jeśli chcesz, to mogę ci opowiedzieć co nieco, ale od razu mówię, że możesz być zaskoczona.
- Ok, zostałam uprzedzona, więc możesz walić śmiało.
- Więc jeszcze kilka miesięcy temu, zanim poznał ciebie, miał taki charakter, że lepiej było z nim nie zaczynać.
- Aż tak źle? - zdziwiła się dziewczyna.
- Dla przykładu opowiem ci pewne zdarzenie – chłopak usadowił się wygodnie na kanapie. – To było chwilę przed tym jak zginął Chris. Teraz to w sumie nie jesteśmy pewni czy on naprawdę nie żyje, więc przyjmę, że było to przed jego wypadkiem po którym zniknął. Mieliśmy okraść pewnego milionera...



Tamtej nocy, kiedy zwijaliśmy się z łupem, strażnik monitorujący dom zauważył na jednej z kamer Colina. Spuścił więc psy i sam wezwał pomoc, przez co musieliśmy jak najszybciej zmyć się z tamtego miejsca, niestety to nie było najgorsze. Jeden z rottweilerów dopadł Marco, który nie zdążył wciągnąć nogi na mur, ten pies ugryzł go w łydkę, na szczęście Takeda zdołał odepchnąć zwierze i przedarł się na drugą stronę zwijając przy okazji samochód zaparkowany przed wjazdem, jako „rekompensatę za poniesione straty”, jak to sam określił. Niewiele brakowało, by złapała go policja, ale wywinął się jak zwykle przyjeżdżając do kryjówki sportowym wozem, gdzie na niego czekaliśmy. Już dawno byliśmy umówieni, że jeśli istnieje choćby minimalna szansa, że mogą złapać któregoś z nas, wszyscy się zwijamy zostawiając tego, który nas opóźnia, by radził sobie sam. Dlatego szef dojechał na końcu. Nie zapomnę tej chwili jak wysiadł z auta z zakrwawioną nogą, Sophie podleciała do niego, chcąc upewnić się, że nic mu nie jest, a on ją odepchnął i ruszył wprost na Colina, z miną jak szatan... Biedak dostał z pięści w brzuch, cios był tak mocny, że kiedy zgięło go w pół, Marco potraktował go prawym sierpowym, prosto w twarz, posyłając Jensena w stertę śmieci. Złamał mu nos, a potem wyrecytował taką wiązankę słowną, że lepiej tego nie powtarzać. Nie patrzył na to, że to jest jego najlepszy przyjaciel, potraktował go wtedy jak obcego.
- Juri... Czy my myślimy o tym samym człowieku? O czułym facecie którego kocham bez pamięci? - zapytała czarnowłosa.
- No niestety tak. Ja kiedyś też od niego oberwałem, ale nie mam mu tego za złe, zresztą pewnie Colin też nigdy nie żywił do niego urazy, zawsze traktował Marco jak starszego brata i był mu wdzięczny, że zrobił z niego twardego faceta, któremu nie straszne życie.
- Często tak obrywaliście? Gdybym była na waszym miejscu, to bym mu oddała.
- Oddała? Nawet będąc mężczyzną, byłoby ci ciężko, uwierz. No chyba, że byłabyś silniejsza od niego. Ja oberwałem raz, ale to było kiedy się z nim pokłóciłem, trafiłem na jego czuły punkt mówiąc mu, że jest człowiekiem, który nie ma pojęcia o życiu... Chociaż dobrze wiedziałem, że nie miałem racji. Colin zarobił dwa razy, za pierwszym zwyczajnie porwał się do bitki, nie wiedząc co go czeka, drugi powód obicia mu gęby również już znasz. Więcej nie przylał nikomu z gangu, lecz to nie znaczy, że wszystko było perfekt. Łatwo się denerwował, dochodziło między nami do wielu kłótni, ale ogólnie nie było tak źle, jak może ci się wydawać. Chociaż dobrze, że nie widziałaś jego wcześniejszego podejścia do kobiet, bo nigdy byś się w nim nie zakochała, wiedząc jaki jest naprawdę.
- Widzę, że samych ciekawych rzeczy się tu dowiaduję. Możesz wierzyć lub nie, ale po części poznałam to jego podejście. Kiedy pierwszy raz się z nim widziałam najpierw mnie wyśmiał, potem przyprawił o miły brak tchu, następnie zaczął na mnie wrzeszczeć, później sobie ze mnie zakpił, a na koniec mnie pocałował. Po tym spotkaniu czułam się jak dz*wka, którą zwyczajnie się zabawił. Ale skłamałabym, gdybym zaprzeczyła, że nie podobał mi się jego pocałunek.
- Nie ty pierwsza Li stałaś się ofiarą jego gierek, chociaż z tego co powiedziałaś, wnioskuję, że potraktował cię bardzo łagodnie.
- Tylko nie mów, że bywało gorzej – czarnowłosa rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
- Dla niego dziewczyny to były zwykłe zabawki, którymi taki facet jak on szybko się nudził. Wszystkie które uwodził, porzucał zaraz po pójściu z nimi do łóżka, różnie z tym bywało, ale każda prędzej czy później lądowała w jego pościeli. Z tobą pewnie też zrobiłby to samo, spodobałaś mu się, no a że wcześniej przez kilka miesięcy, był całkowicie obojętny na kobiece wdzięki...
- Ciekawe co zaważyło w takim razie na tym, że zmienił zdanie. Pamiętam, jak wyznał mi kiedyś, że pomagał Chrisowi w uwiedzeniu mnie... Ale powiedział również, że potem przestał się angażować w pomoc bratu, bo zaczął coś do mnie czuć. Mimo wszystko, poczułam się wtedy jakby mnie uderzył w twarz.



Juri spojrzał na Mei oczami pełnymi zaciekawienia. Właśnie zdał sobie sprawę, że odkrył z jakiego powodu Marco pokłócił się z bratem, który to najprawdopodobniej teraz się mści.
- „Pamiętaj, że moja zemsta będzie bolesna dla twojego serca”... - zacytował.
- Nie rozumiem... Czemu powtarzasz słowa Chrisa?
- Teraz jestem pewny, że to on porwał Marco.
Dziewczyna w pierwszej sekundzie nie skojarzyła o czym mówił do niej blondyn. Lecz po chwili zastanowienia pojęła, że tym razem nie mógł się pomylić.

******************************
dziękuję muffinkowi, za pomoc przy poprawie odcinka ^^
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 12.08.2011 - 15:28
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem