View Single Post
stare 22.09.2011, 21:46   #289
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 15
Płeć: Kobieta
Postów: 2,224
Reputacja: 10
Domyślnie Szaleńcy powracają! xD

Jak niektórzy przeczytali - miało być jutro, z tym, że do jutra ja już nie doczekam
chociaż to za chwilę w sumie (na swoim zegarku mam 23:50 )
przejdźmy do rzeczy ekhem... więc mam dla was nowy odcinek Fantastycznej Czwórki, nie wiem, czy jest tak dobry jak poprzedni, włożyłam w niego trochę czasu i serca, mam nadzieję, że jednak się wam spodoba

Dodam jeszcze, że odcinek ten jest dedykowany Libby
jak przeczyta, będzie wiedzieć dlaczego xD
no i oczywiście wszystkim czytającym również go dedykuję

Polecam poczekać aż załadują się zdjęcia, trochę ich wgrałam, więc proszę o cierpliwość
Nie przeciągając....



„- Spartanie! Nadszedł sądny dzień. Zapamiętajcie sobie moje słowa! TO JEST SPARTA!!! A Sparta zawsze wygrywa! Sparta jest najlepsza! Tylko Sparta ma kartę debetową w banku Millenium z nieograniczonym limitem! I jedynie Sparta, ma poparcie Piekielnej Gwoździarki! Dlatego strzeżcie się oszołomy... SPARTA NADCHODZI!!!”


- Stary, co ty oglądasz? - Leizar stanął nad gapiącym się w ekran plazmowego telewizora, Vorgiem.
- Hę?
- Pytałem co to jest?
- To? - spytał demon – To jest SPARTA!!!


(część pierwsza)

Piękna, złocista plaża. Dziś zgromadziły się na niej tłumy ludzi. Nawet liderka Fantastycznej Czwórki postanowiła sobie zrobić wolne od codziennego ratowania świata i przybyła tu, by się zrelaksować...
- Ach, jak cudownie! - zachwycała się Libby – W końcu miejsce odpowiednie dla nas – odwróciła głowę w stronę Colina, który leżał obok niej na piasku – Jak sądzisz słonko?


- Jasne śliczna – przytaknął – No i tobie należy się dzień wolnego, szefowo – dodał uśmiechając się promiennie.
- Nareszcie mogę się zrelaksować. Trójka tych świrusów z którymi współpracuje, dała mi ostatnio ostro popalić. Wyobraź sobie, że ledwo wyszliśmy cało z poprzednich kłopotów, a już wpakowali mnie w następne! Na szczęście udało mi się uratować sytuację.


- A co takiego znów zrobili?
- Nafurali się jakiegoś zielska, potem mieli odpały. Kompletnie im odbiło, podpalili ratusz, w którym, przebywał akurat prezydent miasta! Dobrze, że w ostatniej chwili zareagowałam, bo znowu trafilibyśmy do więzienia.
- No właśnie we wczorajszych wiadomościach mówili o tym, że nie wiedzą kim jest sprawca podpalenia i, że dziękują Fantastycznej Czwórce za uratowanie prezydenta.
- Tak, udało się wybrnąć z kłopotów – westchnęła Libby – A teraz rozkoszujmy się chwilą bez tych oszołomów, tylko my i plaża – spojrzała na Colina. W oczach zamigotały jej serduszka.


Wygodnie ułożyła się obok swego towarzysza, po czym z zadowoleniem oddała się pełnemu słońcu.
- Jazdaaaa!!!!! - rozległ się nagle krzyk jakiegoś faceta.
Dziewczyna uniosła głowę i otworzyła prawą powiekę by zobaczyć co się dzieje.


Zbladła, kiedy ujrzała Chrupka wraz z Kosiarzem i Vorgiem, wskakujących „na bombę” do wody.
- Czemu mnie tak pokarało? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Mówiłaś coś? - spytał Colin.
- Trójka dewastatorów przybyła na plażę – odpowiedziała z niesmakiem – Mam nadzieję, że mnie nie widzieli, bo nie mam siły się z nimi dzisiaj naciągać.
- Libby, maleńka! - wrzasnął nagle Chrupek, po czym zaczął przedzierać się przez wodę w jej kierunku.


- O nie... - westchnęła szatynka – Idziemy stąd, jak najszybciej! – złapała za ręcznik i podniosła się z piasku. Odwróciła się za siebie i wlazła wprost w ramiona przechodzącego chłopaka – Cholera! Uważaj jak ła...
- Sorry, przyszedłem tylko przywitać się z kumplem – odrzekł zmieszany blondyn.
- Nie no... Nic się nie stało – Libby szeroko się uśmiechnęła, widząc umięśnionego przystojniaka.


- Siemasz Juri! - Colin podał rękę koledze.
- Znacie się? - spytała zdziwiona dziewczyna.
- Znajomy z planu – powiedział brunet.
„Chyba jestem w niebie... albo mi się to śni”, pomyślała szatynka. „Dwa ciastki w jednym miejscu...”.


Ledwo się rozmarzyła, a poczuła jak ktoś brutalnie przywraca ją do rzeczywistości, łapiąc za jej pośladek. Odskoczyła jak poparzona i spojrzała na szczerzącego się Chrupka.


- Zabiję cię za to! - warknęła ze wściekłością i schyliła się do plecaka po gwoździarkę. Colin starł z czoła pot, który nagle znalazł się na jego czole. Nagle czyli po spojrzeniu na wypiętą pupę liderki. Wtem znowu ktoś złapał Libby za tyłek. Dziewczyna podskoczyła po raz kolejny, po czym odwróciła się w stronę swej przyszłej ofiary, której zamierzała wpakować całą serię gwoździ.
- To tylko ja! - Vorg uśmiechnął się, pokazując jej szereg długich kłów.
- Do stu gwoździarek! - szatynka odsunęła się do tyłu, zaskoczona – Ty nie masz maski!


- Ha ha, no i widzisz, nie taki diabeł straszny jak go malują - zażartował demon.
- Straszny, czy nie, ale się przestraszyłam! I co to za macanie mnie po tyłku? Sama słyszałam, jak mówiłeś, że nie gustujesz w ziemskich laskach!
- Wybacz, ale nie mogłem przegrać zakładu – dodał i odwrócił się w stronę Chrupka – No dobra blondasie, ty i Kosiarz stawiacie mi piwo!
- Piwo za mój tyłek?! - oburzyła się dziewczyna – Aż tak słabo mnie cenicie?!
- Hmm... - Vorg obejrzał szatynkę dokładnie – No w sumie za takie kształty to mógłbym zażądać co najmniej trzech skrzynek.


- Co takiego?! - wtrącił się Leizar – Umawialiśmy się na jednego browara!
- Chcę trzy skrzynki, albo przywrócę ci zaklęcie z więzienia, a potem zakopię po kolana do piachu i spuszczę majtki w dół!
- Czy możecie sobie stąd pójść, zanim wścieknę się tak, że będziecie wspominać pobyt na plaży, do końca swoich dni?! - warknęła Libby, robiąc złowieszczą minę – Chcę mieć chociaż jeden dzień spokoju!
Demon spojrzał na rozwścieczoną szatynkę.


Jej twarz zrobiła się czerwona ze złości, a lewa brew zaczęła drgać nerwowo.
- Dobra ludziki, idziemy! - krzyknął, po czym złapał obydwu towarzyszów i pociągnął ich w kierunku wody – Nie chcemy się przecież narażać naszej liderce, prawda?
- Ej, może by tak delikatniej?! - darł się Chrupek – Za dwa dni gram w reklamie szamponu, moja czupryna musi być nieskazitelna!


- Ha ha, a żebyś ołysiał do tego czasu frajerze! - wrzasnął Leizar wyrywając się Vorgowi – I mnie też zostaw demonku, zerwałeś warunki zakładu!
Dziewczyna spojrzała na oddalających się kumpli. Czuła, że za szybko odpuścili.
- Nie powiem, mają nieźle zryte pod kopułkami – zaśmiał się Colin.
- No mają. Ale teraz, kiedy zostaliśmy tylko we trójkę... - szatynka uśmiechnęła się, zalotnie trzepocząc rzęsami - To może zapoznasz mnie ze swym blondwłosym kolegą?



******************

- Chruuuupciuuu...! - z najsłodszego miejsca na plaży, rozległ się słodki głos, słodkiej dziewczyny. Magister Violet właśnie przybyła.


Ma dziś w zamiarze pomiziać się z jakimś superbohaterem. Kiedy zobaczyła Chrupka, w obcisłych kąpielówkach, nie miała wątpliwości, że nadszedł jego czas.
- Taaak..? - zapytał chłopak, wychodząc z wody.


- Chodź do Violet kochanie, nie daj się prosić – ściągnęła przeciwsłoneczne okulary i rozłożyła szeroko ręce, dreptając w miejscu.
- Przykro mi, ale dzisiaj z naszej randki nici, tygrysico – odpowiedział niskim basowym głosem. Podszedł do niej, objął ją i przyciągnął mocno do siebie – Wiesz, że muszę zbrązowić swoje boskie ciało, bo będę grał w reklamie nowego balsamu. Nie mogę tu siedzieć z tobą moja piękna.


- Och...– westchnęła – Pozwól mi chociaż natrzeć twoją boską klatę olejkiem!
- Zgadzam się bąbelku – uśmiechnął się zadowolony, po czym rozłożył się wygodnie na ręczniku.
Tymczasem gdzieś w oddali...
- Tak! - Leizar potarł rękami, robiąc złowieszczą minę – To jest bardzo dobry pomysł... Wręcz iście szatański plan!


- Oj przestań, żaden Spartanin nie zgodzi się, na sesję w różowych strojach „czirliderek”- powiedział Vorg.
- Co takiego? Oj no, ja nie o tym! Mówię o twoim pomyśle, który przed chwilą zarzuciłeś!
- Aaa... Chodzi ci o...
- Milcz demonie! Nie zrealizujemy tego, jak będziesz o tym gadał na cały regulator!


- Leizi, jak na razie, to ty, rozdzierasz sobie gardło – ognisto-skóry spojrzał na swego rozmówcę z miną cierpiętnika.
- Ekhem... wybacz.
- Ej, frajerzy! - rozległ się głos nadbiegającego Chrupka – Spójrzcie jaką piękną mam klatę – stanął przed kolegami, prężąc muskuły – Żaden z was, nie może się ze mną równać kołeczki!


- Hmm... - zamyślił się Kosiarz – Do Marco to ci jeszcze daleko.
- Mwahahah, do Marco? Jemu daleko nawet do mnie! - Vorg wykonał taki sam gest jak Chrupek, pokazując reszcie swoje mięśnie.
Leizar stanął naprzeciwko kumpli i podrapał się po głowie.


- No fakt, ten piekielny demon, ma wię... Ej chwila! Co to ma być, wybory miss mięśniaków?! Spadajcie, ja jestem w stu procentach hetero! Jak chcecie oceniać swoje wątłe ciała, to pokażcie je jakimś dziewczynom!
- Śmiesz wątpić w to, że moja boska klata jest mało boska?! - oburzył się blondyn – Popatrz na siebie ty suchcielu!


- Bijcie się! - krzyknął Vorg – Z lewego, z prawego! Raz i dwa, jak Pudzian, Nejmana! Wydobądźcie swe miecze i pokażcie na co stać prawdziwych Spartan!
Kosiarz i Chrupek spojrzeli najpierw na siebie, a potem na demona, wybałuszając oczy jak pięciozłotówki.


- Eeee... Wielkie sorry. Za dużo telewizji...
- Dobra ziom, zapomnij – odrzekł blondyn – Wymyśliliście już jakiś plan przeciwko Piekielnej Gwoździarce?
- No jasne! Swoją drogą, ciekawe jaka będzie jej reakcja... muahahahahahaha...! - Leizar roześmiał się jak szalony naukowiec.
- Ekhem... ja jednak nie jestem pewien czy to dobry pomysł – odezwał się cicho Vorg.
- Nawet mnie nie denerwuj! Teraz już nie ma odwrotu. Wykręcimy jej taki numer, że do końca życia będzie się to za nią ciągnąć we wspomnieniach, jak smród ze stęchłych skarpetek!
- Ciesz się, że ona tego nie słyszała – Chrupek wyszczerzył zęby – Gdyby doszło to do jej uszu, to jestem pewien, że musielibyśmy cię odwiedzać na cmentarzu, haha!
- Módl się lepiej, żeby wypaliło frajerze, bo jeśli się nie uda, to ty na pewno stracisz wszystkie zęby!
- O nie, moje piękne, śnieżnobiałe zęby za górę simoleonów! - blondyn przysłonił usta dłońmi – Jutro mam grać w reklamie Blendamed!


- Ehh... a ja wam mówię, że ona i tak się dowie, dlatego wolałbym uniknąć problemów... - wtrącił się demon.
- Czym się przejmujesz? - zapytał Kosiarz – Najwyżej ten frajer straci zęby!
- Tylko nie frajer! Tylko nie frajer... frajerze!
- Frajer, frajera, frajerem pogania! - odezwał się nagle głos z oddali.
Cała trójka odwróciła się za siebie, a ich oczom ukazał się zadowolony Vincent. Na nosie miał czarne okulary, a jego głowę przysłaniała czapeczka z daszkiem.


- Co ty tu robisz stary pierniku? - zapytał Leizar – Miałeś być na Karaibach!
- Oj tam, oj tam, nie dramatyzuj istoto z epoki kamienia łupanego! Byłem tam tyle razy, że już mi się odechciało, za to tutaj, nie miałem okazji się pobyczyć.
- A kim jest ta młoda niewiasta, którą chowasz za plecami? - spytał zaciekawiony Chrupek.
Dziewczyna wyłoniła się zza pleców wampira i wyszczerzyła zęby.
- Się macie frajerzy! - krzyknęła z uśmiechem przyklejonym do twarzy.


- Bubelek?! - krzyknęli chórem „fantastyczni”.
- No tak, to ja. Vinc, został zmuszo...
- Ekhem!
- To znaczy zabrał mnie na wycieczkę dookoła świata. Fajnie co nie?
Nagle komórka wampira rozdzwoniła się jak oszalała. Szatyn sięgnął do kieszeni i spojrzał na ekran telefonu. Jego mina z uśmiechniętej, zmieniła się w przerażoną.


- Taa... ak...? - odebrał nerwowo.
- Mam cię na muszce ty cholerny krwiopijco! Nie uciekniesz przede mną!
- Eeee...
- Przestań stękać, bo rozszarpię cię na strzępy! Pamiętasz jaka była umowa?! Spróbuj tylko jej nie dotrzymać to ukręcę ci wo..
Vincent rozłączył się w pośpiechu, jakby nie chciał poznać zakończenia zdania. Jego twarz jeszcze bardziej pobladła, a usta ułożyły się w zakłopotanym uśmiechu. Wszyscy zgromadzeni zaczęli mu się przyglądać z niemałym zaciekawieniem.


Jedynie Bubelkowi uśmiech nie schodził z twarzy.
- Wygląda na to, że jednak Vipera cię poznała! Coś słaby masz ten kamuflaż, hihi - zaśmiała się wesoło.
- Dobra więc... jedziemy dalej! - odrzekł wampir i chwycił dziewczynę za rękę – Mamy do odwiedzenia jeszcze Honolulu, Paryż i kilka innych miejsc! - dodał i spojrzał na godzinę w komórce - Jak ten czas szybko leci! Do zobaczenia! - krzyknął ciągnąć Bubelka za sobą.


- Ej, nie tak szybko, nie mam takiego pędu w nogach, jak ty!

************************

Liderka Fantastycznej Czwórki, z zadowoleniem rozkoszowała się towarzystwem dwóch ciastków.
- No i wyobraź sobie – powiedziała do Juriego – Że ten „plejboj” zakleszczył się między szczeblami!


- Poważnie? - zdziwił się blondyn – Jak on to zrobił? Skoro wsadził tam głowę, to i powinien ją stamtąd wyciągnąć.
- Stary, byłem tego świadkiem! - wtrącił się Colin – Może głowa mu się rozrosła w tym czasie?


- Taa... na pewno przybyło mu milion szarych komórek i jego mózg powiększył swój rozmiar – Libby uśmiechnęła się wrednie.
Jeszcze dobrze nie skończyła mówić, kiedy rozległ się dzwonek w jej komórce.
- Wybaczcie chłopcy, ale jak nie odbiorę, to będzie źle – uśmiechnęła się zalotnie, po czym wcisnęła przycisk „akceptuj rozmowę”.
- Słucham cię Rudziu, co się dzieje?


- Marco!
- Że co?
- Wiem, że ta pijawa jest gdzieś na plaży! Jeśli go spotkasz, przekaż mu, że ma się u mnie zjawić, bo inaczej obetnę mu ja...
- Ok, ok przekażę, tylko nie krzycz tak głośno! - przerwała jej zdanie Libby – Wybacz kochana, ale muszę kończyć, mam tu misję do spełnienia, papa! - liderka Fanatycznych rozłączyła się i wrzuciła telefon do plecaka.
Colin i Juri, spojrzeli na dziewczynę z lekkim zdziwieniem.
- Nigdy nie słyszałem, żeby Ruda się tak darła – powiedział brunet.
- Ja też – przytaknął mu blondyn – Może to i lepiej, bynajmniej mój słuch pozostał nienaruszony.


- Ha ha, no tak, zapomniałam, że wy z nią pracujecie – zaśmiała się szatynka.
Nagle ktoś, biegnący z zawrotną prędkością, potknął się o jej nogi i przewrócił w prost na nią, przykrywając ją całym ciałem.


- Jasna cholera! - krzyknęła wściekła – Czy tym ludziom dzisiaj całkiem popie*doliło się w głowach?! Patrz jak leziesz ofiaro losu! - dodała próbując zepchnąć z siebie niezidentyfikowaną postać.
- Wybacz Libby, biegłem tak szybko, że cię nie zauważyłem. Rozłożyłaś się jak młoda łania, na dodatek twoja jasna skóra komponuje się z piaskiem, a słońce tak mi świeci po ryju, że nie widziałem, by ktoś siedział w tym miejscu.
Dziewczyna spojrzała na osobę leżącą wprost na niej.
- Marco! Och... no ok wybaczam – uśmiechnęła się czując jego napięte mięśnie – Właściwie to... nawet nie mam nic przeciwko, jeśli ci tak wygodnie to leż! - dodała klepiąc go po pośladku.


- Eheheh... chętnie ale nie mam zbyt dużo czasu, muszę się gdzieś schować.
- No stary, stawaj, stawaj, nie podrywaj mi tu dziewczyny! - wtrącił się Colin – Zjawiasz się nie wiadomo skąd i od razu wskakujesz wprost na nią!
- Pardonne (wybacz), to nie było celowe – Marco podniósł się z piasku – A może... jednak było? - dodał odwracając się w stronę Libby i puszczając jej oczko.


- Coś mówiłeś?
- E tam, nic ważnego stary! Dobra, jakby Ruda o mnie pytała, to nie widzieliście mnie!
- Zabiję cię!!! - nagle z oddali rozległ się, rozwścieczony, kobiecy głos.
- Cholera, to chyba mój koniec – Marco przełknął ślinę – A skoro mam zginąć, to muszę się nacieszyć przed śmiercią – złapał Libby, przechylił ją w tył i pocałował ogniście w usta – Żegnaj piękna – dodał – Nigdy nie zapomnę twych warg.


- Takeda!!! Nie ruszaj się, mam cie na muszce!!! - krzyknęła nadbiegająca Ruda, z karabinem w ręku.
- Po głębszym przemyśleniu, stwierdzam, że jednak nie chce umierać, jestem za młody i zbyt piękny! – odpowiedział, po czym rzucił się do ucieczki.
Liderka Fanatycznych stała z otwartą buzią i podobnie jak Colin i Juri spoglądała z niedowierzaniem na całe zdarzenie dziejące się na jej oczach.


W pewnym momencie rozległ się czyjś krzyk...
- THIS!!! IS!!! SPAAARTAAAAA!!!!!
Wszyscy odwrócili się za siebie (oprócz Rudej, która z szaleńczą prędkością pobiegła za swoją ofiarą, nie zwracając na nic uwagi). Niebo pociemniało, a nad plażą zaczął unosić się kołtun dymu. Za jakimś mężczyzną ubranym w spartańską zbroję, biegła niezidentyfikowana ilość podobnie odzianych osobników, którzy wydzierali się w niebogłosy, przeganiając ludzi.


Szatynka nie mogąc znieść tego, iż ciągle coś zakłóca jej pobyt na plaży, wściekła się nie na żarty. Postanowiła raz na zawsze zrobić porządek...
- Zatrzymać się! - warknęła do przerośniętych facetów.
- Odsuń się niewiasto – krzyknął król Leonidas – Idziemy na rzeź!


- Rzeź to będzie zaraz, jeśli w końcu nie będę miała spokoju!! - wyjęła zza pleców najnowszy model turbo gwoździarki, rozmiarami przypominającej bazuke – Wystrzelone gwoździe rozpędzają się do prędkości ponad dźwiękowej, dodatkowo obracają się w powietrzu wokół własnej osi... Prześwidrują wasze tarcze na wylot!
- Żaden Spartanin nie podda się bez walki!
- Tak? Więc posmakujcie stali z mojej boskiej maszyny! - nacisnęła na spust, po czym z miną terrorystki – sadystki i śmiechem psychopatki, zaczęła wystrzelać gwoździe ze swej zabójczej machiny, wprost w swoje ofiary.
Zaskoczeni Spartanie szybko zareagowali, zasłaniając się tarczami, lecz kiedy opadł kurz i siwy dym, okazało się, że została ich tylko garstka.


Widząc, że nie mają większych szans, zabrali swoich przedziurawionych kumpli i w ciągu kilku sekund wynieśli się z plaży.
- No!! I to ja rozumiem! - krzyknęła z zadowoleniem Libby, zdmuchując dymek z działka.
- Uwaga! - usłyszała nagle. Odwróciła się za siebie, mając ochotę znowu kogoś zabić, kiedy zobaczyła lecącą wprost na nią piłkę do siatkówki. Dostała tak mocno, że przewróciła się na piasek i straciła na chwilę kontakt z otoczeniem. Kiedy otworzyła oczy, nad jej głową krążyły maleńkie gwiazdki, a w nich pojawiły się wszystkie ciastki o których rozmarzała, w ciągu ostatnich kilku dni.


Gdy jednak w jednej z nich, pojawiła się twarz Dantego, dziewczyna momentalnie poderwała się do pozycji siedzącej, robiąc skrzywioną minę.
- Bardzo bolało? - spytał kuczący przy niej chłopak.
Zwróciła wzrok w stronę skąd wydobywał się przepiękny, niski melodyjny głos. Jej oczom ukazał się nieziemski przystojniak, o ciemniej karnacji i boskich oczach w kolorze błękitu, w których można było się dosłownie utopić.


- Wybacz, to moja wina. Nie zdążyłem odbić tej piłki, zamyśliłem się, gdy ujrzałem twoją śliczną buzię.
- Że... że... eee... - głos liderki zaczął zmieniać się w jakieś dziwne sylaby.
Chłopak zaśmiał się po czym wstał i wyciągnął rękę do brunetki.
- Ian jestem, miło mi. A ty to...
- Libby – powiedziała łapiąc go za dłoń i podnosząc z piasku – Tak eee... to moje imię.
- Wiem jak masz na imię – wypowiedział to w tak seksowny sposób, że ugięły się pod nią nogi.
- My się chyba nie znamy...


- No masz rację, nie znamy się, ale tyle razy widziałem cie w telewizji, że musiałem cię poznać. Chyba się nie gniewasz? - spojrzał na nią wzrokiem pełnym namiętności.


- Och... - złapała się za głowę – Ten guz to nic, szybko zniknie.
- Jeśli chcesz, możemy podejść do baru, poproszę o lód i przy okazji postawię Ci jakiegoś dobrego drinka – uśmiechnął się do niej, pokazując jej rząd pięknych śnieżnobiałych zębów. Poczuła, że nie oprze się takiemu facetowi.
- Yyy... Ja... Jestem tu z... - porozglądała się dookoła, szukając Colina i Juriego, którzy nagle gdzieś zniknęli – Och nieważne, chodźmy.


ciąg dalszy nastąpi... ;p
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 23.09.2011 - 00:12
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem