Temat: Vorg
View Single Post
stare 28.09.2011, 15:28   #207
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 15
Płeć: Kobieta
Postów: 2,224
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Vorg

Dziękuję wszystkim za komentarze i wybaczcie, że tak długo nie dawałam odcinka, ale praca plus brak czasu i weny mnie dobił :<
Cieszę się, że niektórzy czytelnicy nadrobili zaległości, a niektórzy postanowili przeczytać wszystko od początku i mają zamiar czytać na bieżąco

Cytat:
Napisał Rosari.
Która to jest Sunsum w ludzkiej postaci ?
Cytat:
Napisał Lucha
Według mnie Erin jest podobna do tej diablicy
dziewczyny, Erin = Sunsum, to akurat mogę zdradzić, jedyne czego nie zdradzę, to dlaczego diablica wcieliła się w osobę którą zna Len

Cytat:
Napisał piostrze
Nie mam pojęcia co może być w dalszych częściach, tylko tyle ile sama już wspomniałaś, tutaj niczego nie idzie przewidzieć, chociaż może trochę idzie, ale już wiele razy mnie zaskoczyłaś
hehe dobrze wiedzieć! ^^ postaram się was zaskoczyć i dzisiaj

a teraz, zgodnie z zapowiedziami, kolejny odcinek

CZĘŚĆ DWUNASTA.

Na ogień piekielny... Jak mam zabić dwieście niewinnych dzieci? Nie chcę tego robić. To przecież małe, niewinne niczemu istoty, które są pociechą dla swych rodziców. Kiedyś sam byłem dzieckiem, chociaż łatwego dzieciństwa nie miałem, ale dlaczego mam marnować ich najwspanialsze lata? To wszystko czasami mnie przerasta. Wiem, że duszom tych malców będzie dobrze w niebie, tam będą bezpieczne, ale nie potrafię sobie wyobrazić, co będą przechodzić rodzice kiedy dowiedzą się, że ich syna lub córkę zabił jakiś oszalały demon. No i najgorsze, że tym demonem będę ja. Gdyby nie to, że jest ze mną coraz gorzej, to pewnie nie zastanawiałbym się, nad losem tych malców...


No i nie potrafię się oprzeć myśli, że sam wplątałem się we własne sidła. Na klątwę Azazela, po co zapuściłem się w stronę piekielnych lochów? Przez swoją własną głupotę, mam co chciałem. Jeszcze kilka dni temu, nie zawracałem sobie głowy czymś takim jak sumienie, a teraz gnębi mnie, z każdą chwilą coraz bardziej, co nie powinno mieć w ogóle miejsca. Istar, gdybym mógł cię zabić, zrobiłbym to dawno temu, bo to przez ciebie te wszystkie kłopoty. Jesteś bardziej przeklęta niż ja, chociaż za życia byłaś najbardziej cnotliwą osobą jaka stąpała po ziemi. Gdyby nie ty, nadal byłbym aniołem, ale również nadal wszystko miałoby swoją równowagę we wszechświecie. Ludzkie dusze po śmierci trafiałyby do nieba, nie liczyłoby się ile mają lat, tylko jak ich właściciele, przeżyli swoje życie. Co mnie pokusiło, żeby porywać się na ziemską kobietę? W sumie to nie twoja wina, tak naprawdę cała wina jest moja. Dałem się urzec twej nieziemskiej urodzie, jak gówniarz, a teraz cały świat za to pokutuje. Pokutuje, bo nie powstrzymałem buntu anielskich zastępów, gdyż zwyczajnie nie mogłem tego zrobić. No, ale teraz już wszystko przesądzone. Czasy zmieniły się na gorsze, lecz nie mam zamiaru pozwolić, by odwieczna wojna piekła z niebem, zrujnowała ludzką rasę. Raz na zawsze muszę to zakończyć, dlatego za chwilę rozpocznie się rzeź. Jakie to przykre, że jest konieczna... Módl się za mnie Istar. A raczej za to by moje sumienie na powrót przestało funkcjonować. Bo jeśli tak się stanie, to obiecuję ci, że spotkamy się w piekle...


Ulica West Belmont Avenue. To właśnie tutaj znajduje się jedno z przedszkoli w Chicago, do którego rodzice oddają swe pociechy, podczas gdy sami pędzą do pracy. A oto Rose Wellington, wysoka szczupła blondynka, zajmująca się tymi przeuroczymi maluchami, na co dzień.


Korzystając z tego, iż wyszło piękne słońce, kobieta otworzyła drzwi prowadzące na plac zabaw znajdujący się za budynkiem i pozwoliła dzieciom, pobawić się na dworze. Kiedy Rose usiadła na ławce nieopodal piaskownicy, z głośnika małego radia, stojącego na parapecie, rozbrzmiał głos wesołego spikera, zapowiadający kolejny hit lat dziewięćdziesiątych. Już po chwili spokojna melodia utworu „Falling” rozpływała się po słonecznej okolicy...

Blondynka przymknęła na chwilę powieki i postanowiła oddać się tajemniczym dźwiękom muzyki. Nagle, radio zatrzeszczało. Ludzie od dawna zdawali sobie sprawę, co to może oznaczać, dlatego Rose z niepokojem otworzyła oczy, wiedząc, że takie zakłócenia może spowodować obecność demona. Lecz co by tu robił jakiś upiorny osobnik? Przecież one nie uśmiercają dzieci... Porozglądała się nerwowo dookoła, lecz nikogo nie zauważyła. Wstała z ławki i z dziwnym niepokojem w sercu, zaczęła biec w kierunku dzieci, bawiących się w piaskownicy.
- Desine! (zatrzymaj się!) – rozległ się upiorny głos za jej plecami.
Kobieta nagle zamarła w bezruchu.


Teraz była już pewna, że ma do czynienia z demonem.
- Cz.. czego chcesz...? - jej głos sparaliżował strach.
Ledwo skończyła mówić, a niebo spowiły ciemne chmury, przysłaniając słońce. Czuła, że za chwilę wydarzy się coś, co na zawsze odmieni to miasto.
- Envie de mort... (łaknę śmierci...) – skierował wzrok w stronę miejsca, gdzie beztrosko bawiły się przedszkolaki.
Rose nie wiedziała, co mówi demon, jednakże z jego spojrzenia, szybko wywnioskowała, że chodzi o maluchy, które zaabsorbowane zabawą nie zauważyły bestii.
- Zabij mnie... - powiedziała – Ale oszczędź te niewinne istoty... To tylko dzieci, błagam cię, na Boga!
Vorg zdarł z twarzy chustę. Rzucił ją na ziemię i spojrzał na stojącą przed nim blondynkę.
- Boga nie ma! – charknął w ludzkim języku, po czym ruszył w stronę swych ofiar.
- Nie... błagam, nie! - kobieta zaczęła biec w stronę piaskownicy, lecz zanim tam dotarła, demon złapał jedną z dziewczynek i wzbił się w powietrze. Jedyne co dało się usłyszeć, to głośny krzyk dziecka, który skończył się równe szybko jak zaczął. Siedzące w piasku maluchy, patrzyły z przerażeniem, na to co się działo, kiedy nagle na trawę upadło martwe ciało ich koleżanki. Pisk jaki rozległ się w okolicy, postawił na nogi wszystkich ludzi będących gdzieś nieopodal, którzy w jednej chwili rzucili wszystko i ruszyli w stronę budynku, z którego zaczęły wydobywać się przerażające dźwięki. Demon ruszył na polowanie...
-Veni, Creator Spiritus, mentes tuorum visita, imple superna gratia, quae tu creasti pectora...* - recytował na głos słowa modlitwy, mającej uchronić dusze niewinnych istot, przed pójściem do piekła.
Uciekające dzieci, chowały się gdzie tylko mogły, lecz strach z łatwością naprowadzał Vorga na ich drobne ciała.
- Zostaw go! - Rose rzuciła mu się na plecy, by uchronić małego chłopca, przed śmiercią, jednak to jeszcze bardziej rozwścieczyło upiora. Odwrócił się za siebie i cisnął kobietą, jak kukłą w pobliskie zarośla, po czym ze wściekłością rzucił się na dziecko. Najpierw miał ochotę zabić dziewczynę, lecz szybko ogarnął, że nie może tego uczynić, gdyż tym samym zasili armię piekieł. Złapał malca, który rozpłakał się z przerażenia i podniósł go do góry, szponiastymi łapami. Chłopiec łkał tak mocno, że kiedy Vorg ujrzał jego twarz, zaczęło odzywać się jego sumienie...


Zabijaj dorosłych... – szeptał głos w jego głowie – Krew dorosłych da ci siłę...
Walka z sumieniem, to nie było coś, na co pisał się demon, miał tu przyjść, wymordować dzieci a potem udać się do kolejnego przedszkola, to miało być o wiele prostsze. Spojrzał na chłopca, którego trzymał w łapie i nagle poczuł jak ogarnia go smutek. Przecież wcale nie chce zabijać tych malców i nigdy tego nie chciał. Dlaczego te istoty mają ginąć, tylko dlatego, by zniwelować jakąś cholerną klątwę, która na nim ciąży? Nagle poczuł jak coś wbija się w jego klatkę piersiową. Nie wiedział ile tak stał, lecz kiedy ocknął się z zamyślenia, ujrzał w swoim ciele drewnianą dzidę, która przeszła tuż obok jego serca, przeszywając go na wylot. Spojrzał przed siebie. Jego oczom ukazał się tłum osób, które przybyły na miejsce by bronić niewinnych dzieci, mających zginąć z jego rąk.
- Zostaw tego chłopca! - krzyknął jeden z mężczyzn, celując w stronę Vorga, potężną kuszą, załadowaną drewnianymi dzidami.
Demon zmarszczył brwi w oznace niezadowolenia z tego, co go spotkało. W narastających nerwach zauważył, że sumienie objawiające się głosami dręczącymi jego głowę, przestaje mu dokuczać. Szybko się namyślił i postanowił, że wypuści chłopca.


Postawił go na ziemi, pozwalając mu uciec w kierunku dorosłych, po czym ze wściekłością chwycił za wbity w jego klatkę piersiową, drewniany drąg i złamał go tuż przy samym ciele. Rzucił go na trawę i kierując rękę w stronę pleców, wyjął to co z nich wystawało. Spojrzał na stalowe zakończenie, które przeszyło go na wylot, po czym zamachnął się i wyrzucił dzidę w stronę ludzi. Rana w jego ciele zaczęła się zasklepiać.
- Odejdź po dobroci, albo cię dobijemy! - usłyszał kolejny, męski głos.
- Prędzej wyrżnę was wszystkich! – charknął z szałem i rzucił się na dziecko, które przed chwilą wypuścił.
Złapał chłopca, po czym wybił się wysoko w powietrze i długo nie zastanawiając, wgryzł w jego szyję. Pisk malca trwał tylko przez chwilę, Vorg wskoczył na budynek przedszkola, wyrzucając ciało na trawę.
- Nic mnie nie zatrzyma! - wrzasnął rozwścieczony i ruszył wprost na tłum mężczyzn, który zaczął strzelać w niego drewnianymi dzidami. Jedna z nich, przeorała demonowi rękę a druga wbiła się w jego brzuch, lecz to nie powstrzymało go przed rzuceniem się na swoje ofiary. Nikt nie miał szans z tak silną istotą, jaką był. Dopadał w szale każdego, kto próbował się bronić, rozszarpując jego ciało na kawałki, całkowicie zapomniał o tym, że zasila właśnie armię piekieł.


Krzyki i wrzaski mordowanych, spowodowane łamaniem ich kości, wyrywaniem rąk i nóg, unosiły się nad miastem, sprowadzając w to miejsce jeszcze większą ilość ludzi biegnącą na pomoc, czyli potencjalne ofiary, które Vorg mógł zabić. Opętany rządzą krwi demon, przestał się kontrolować, rozszarpując również, ciała małych dzieci na kawałki. Jednemu z dorosłych, który próbował go powstrzymać, wgryzł się w gardło, a potem wbił pazury w krtań, wyszarpując przez nią język. Drugiemu skręcił kark, po czym wyrwał głowę, uprzednio okręcając ją jak śrubę na szyi, tylko po to, by móc słyszeć trzask gruchoczących kości. Uśmiercał każdego, kto stanął mu na drodze. Rzeź wydała się nie mieć końca...

*****************

Do wszystkich jednostek Legionu patrolujących miasto: Na terenie przedszkola w West Belmont Avenue, szaleje niezidentyfikowany osobnik, jest bardzo niebezpieczny, powtarzam jest bardzo niebezpieczny
- Przyjąłem – odpowiedział przez radio Nick, po czym skierował auto w stronę miejsca zgłoszenia.


Od czasu zniknięcia Lena, minął miesiąc, nikt nie wiedział co się z nim działo, jednakże nie można było zaprzestać działań Legionu, tylko dlatego, że przepadł jego główny dowódca. Po ulicach nadal krążyły pojazdy jednostek tropiących, które jak dotąd nie miały zbyt wiele do roboty, gdyż wysyp wszelkich demonów zmniejszył się do minimum. Do dziś. Tak naprawdę nikt z całej załogi, która podążyła na wyznaczone miejsce, nie wiedział jaki widok czeka go na West Belmont Avenue. Nikt nie domyślał się co tam zastanie...
Blondyn wjechał na skrzyżowanie, które miało go zaprowadzić wprost do przedszkola, jednak to co ujrzał kiedy wyjechał z zakrętu, całkowicie go zamurowało. W obrębie stu metrów od budynku, nie było żadnej możliwości przejazdu, gdyż wszędzie stały pojazdy torujące drogę.
Wyglądało to tak, jakby przejeżdżający tędy ludzie, porzucali swoje auta... lecz po co? Niestety, nie było czasu na zastanowienia, Annensen zatrzymał się najbliżej jak mógł, zgasił silnik i wysiadł z samochodu.


Wciągnął na plecy ciężką broń w postaci plazmowego lasera, po czym schylił się w stronę radia, by powiadomić o swoim położeniu. W tym samym momencie w okolicy rozległ się przeraźliwy krzyk, a zaraz po nim, na masce pojazdu blondyna, wylądowało ciało martwego człowieka. Zwłoki, które runęły jakby znikąd, wgniotły blachę jak papier, a z miejsca w którym powinna znajdować się głowa, trysnęła krew, plamiąc przednią szybę auta ciemnoczerwonym kolorem.
- Co jest ku*wa?! - Nick wyskoczył z samochodu jak poparzony, gdy tylko ujrzał, co znajduje się na jego masce. Nie zdążył dobrze zdjąć broni, kiedy zobaczył coś jeszcze... A raczej kogoś. Po dachach samochodów z zawrotną prędkością przemieszczał się ktoś mu dobrze znany, tyle, że tym razem nie wyglądał tak spokojnie, jak w dniu kiedy z nim rozmawiał. Z każda chwilą, Vorg był coraz bliżej Annensena, który przygotował się już na najgorsze, wiedział, że może zginąć. Lecz ognisto-skóry nie miał zamiaru zatrzymywać się nawet sekundę, minął blondwłosego chłopaka, posyłając mu jedynie groźne spojrzenie, w momencie gdy wskoczył na jego auto.


Kiedy ich oczy spotkały się na sekundę, Nick zrozumiał, że lepiej nie będzie wchodził w drogę demonowi. Szybko również pojął, że to on był sprawcą rzezi, która odbyła się w przedszkolu. Nie było dla niego czymś niezwykłym, że w starciu z tą ognisto-skóra bestią, jest bez żadnych szans, a teraz kiedy ujrzał go bez maski, stał się tego jeszcze bardziej pewien.
- Annensen! - nagle rozległ się krzyk z oddali – Dlaczego, do cholery pozwoliłeś uciec temu sukinsynowi?!
Kiedy blondyn się odwrócił, zobaczył dwóch kumpli z Legionu, podążających w jego kierunku.
- Nie wiecie kto to jest... Ledwo zdążylibyście go drasnąć, a odgryzłby wam głowy – powiedział z dziwnym spokojem w głosie.
- Głowy to upie*doli nam Graveman, jak nie złapiemy tego popaprańca! - warknął do niego kolega.
- Stary zapomnij, że go dorwiesz! Lepiej biegnijmy w stronę przedszkola, mogę się założyć, że jest tam pełno ludzi, którym trzeba pomóc.


- Ale ten demon...
- Jeśli chcesz, to za nim ruszaj, ja wolę narażać kark u komisarza, niż mieć odrąbany łeb, przez tego szaleńca – to mówiąc, założył broń na ramię – Tej walki nie możemy wygrać - dodał i ruszył w kierunku budynku, przedzierając się między autami.

******************

- Coś ty najlepszego uczynił?! - warknęła ze wściekłością Keter – Miałeś zabić same dzieci Vorg, same dzieci!
- Dostałaś co chciałaś – odpowiedział demon - Odwiedziłem sporo miejsc, żeby zdobyć dla ciebie te dusze i narażałem własny żywot, byś mogła stworzyć swoją armię!
- Twój żywot jest niewiele wart! Nie umawialiśmy się, na taką wymianę!
- Uważaj na słowa Sefiro, bo nie ręczę dzisiaj za siebie... - ognisto-skóry zdjął z twarzy maskę, pokazując jej szereg ostrych kłów.


- Jeśli mnie tkniesz, gwarantuję ci, że...
- Chciałabyś, bym cię tknął prawda? - zapytał z ironią, spoglądając na anielicę. Jego twarz złagodniała, ukazując swą bardziej ludzką formę – Chyba nie dokucza ci dziewictwo skarbie?
- Jak śmiesz! - krzyknęła oburzona.
- Tyle lat w celibacie... Podziwiam cię, że jak do tej pory nie skorzystałaś z możliwości pieprzenia się z jakimś silnym męskim osobnikiem, by móc zdobyć władzę nad całym niebem. Byłabyś wtedy tak silna, że tylko naiwniak, z którym wymieniałaś płyny, byłby w stanie cie zabić... - mówił z sarkazmem, przechadzający się demon.
- Kretyn! - krzyknęła znów, z jeszcze większym oburzeniem.
- Masz rację! Jestem kretynem! Ale tylko dlatego, że dałem się wciągnąć w twoją grę. Gdybym wiedział, że wykorzystasz mnie po to, by się wzmocnić i zdobyć władzę nad niebem, na pewno bym cię nie tknął nawet kijem, ty mała dz*wko!
- Zamilcz, na Boga! - warknęła ze wściekłością.


- Boga nie ma, zapomniałaś?! Razem z Azazelem wykończyliście Stwórcę nieba, buntując przeciwko niemu cały ród aniołów! I ty śmiesz nazywać się Sefirą?! To przez ciebie trafiają tu tylko dusze, niewinnych niczemu dzieci!
- Nie nazywaj mnie dz*wką, bo jesteś jedynym z jakim spółkowałam w swoim pięciuset letnim bycie!
- Proszę, jaka wierna! Szkoda, że nie byłaś taka mądra, kiedy ten cholerny Azazel, zdradził anielski ród i przeszedł na stronę diabła!
- Koniec tej rozmowy... - wycedziła przez zaciśnięte zęby, po czym ruszyła w kierunku złotych wrót.
- Koniec to jest naszego układu i wiecznego udawania! Mam dosyć tych gierek, podczas których traktujesz mnie, jakbyś nigdy nie miała ze mną styczności. Skończyła się dobroć z mojej strony Keter, zabieram dusze tych dzieci do piekła, a ty wsadź sobie zaklęcie uwalniające mnie od klątwy i skrzydła, które chciałem odzyskać, głęboko w...
- Zaczekaj Vorg – przerwała mu nagle – Te dusze są mi potrzebne, ale zrozum, że nie mogę oddać ci dwóch przysług w zamian za to co zrobiłeś, wszystkie anioły mnie zlinczują, jeśli to uczynię!
- A czy to mój problem?! - charknął ognisto-skóry – Miała być wymiana, nie było mowy o tym, bym nie zabijał dorosłych!


- Zrozum, iż odebrałeś życie tylu ludziom, że to nie kwalifikuje się do żadnej nagrody!
- A ty zrozum, że jeśli nie dostanę tego, po co tu przyszedłem, to rozszarpie cię na strzępy! - przyparł ją do marmurowego słupa, z powrotem pokazując jej swoje groźne oblicze.
- Nie mogę... - wyszeptała, trzęsąc się na widok kłów demona – Nawet gdybyś nie tknął żadnego z ludzi to nie potrafiłabym...
- Czego?! - warknął wściekle, przerywając jej wypowiedź – Co jeszcze, przede mną ukryłaś Keter?!

******************************

* O Stworzycielu Duchu przyjdź, nawiedź dusz wiernych Tobie krąg.
Niebieską łaskę zesłać racz sercom, co dziełem są Twych rąk.


kurde, dopiero teraz się kapnęłam, że na jednym ze zdjęć drzwi do auta Nicka są zamknięte, a powinny być otwarte O.O wybaczcie, moja wina ;]
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 28.09.2011 - 16:14
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem