to i ja się tu zamieszczę. Super ze jest taki wątek.
Na początku delikatny wstęp i wprowadzenie co do mojej ukochanej Simki - Vanilii.
----------------------
---------------------------------------
-------------------------------------------------------------------
Oto Vanilia Praline. To jej losy będą tu przedstawiane. Młoda, ambitna stylistka. Kocha gotować. W towarzystwie cieszy się opinią przyjaznej i dobrej osoby, bardzo szybko jednak wpada we wściekłość i byle co może ją wyprowadzić z równowagi, no ale przecież nie ma istot idealnych

Uwielbia zajadać się wszelkimi sałatkami, słuchać popu a wszystko to w kolorze czerwieni
Odkąd pamiętam do mojego szesnastego roku życia mieszkaliśmy z rodzicami w malutkiej kawalerce w małym miasteczku Twinbork. Nigdy nie działo się tu nic specjalnego.
Takie po prostu małe, nudnawe miasteczko... Tata pracował jako kierownik wydziału w małej firmie budowlanej, mama natomiast często pracowała w domu. Była tak zwanym „korektorem” tj. czytała mnóstwo książek i poprawiała ewentualne błędy pisarza. W naszym mieszkaniu zaczeła pracować niemal cały czas, gdy na świat przyszła malutka Kiss. To była dla Nas wszystkich szokująca nowina. Babcia wprost nie mogła się nacieszyć maleńką wnuczką. Ja, choc trochę się martwilam jak to będzie i jak się wszyscy pomieścimy, to rozwniez bylam szczesliwa. Cieszylam się na mysl o mojej siostrzyczce.
No i stało się. Kiss pojawiła się w naszym życiu. Ta mała niuńka maksymalnie zmienila Nasze życie. Było ciężej. Po szkole zaczełam chodzic do pracy, żeby mieć pieniadze na swoje wydatki. Byłam recepcjonistką w tutejszym SPA. Dodam, ze jedynym w mieście
Co mogę napisac o sobie? Dobra uczennica, świetne oceny. Mało czasu dla znajomych. Poza szkoła, praca, kolkiem muzycznym, na które zapisal mnie tata, dodam ze bez mojej wiedzy, zajmowałam się non stop mala Kiss lub domem. Chcialam w miare możliwości pomagac mamie. Na pomoc taty niestety nie moznabylo liczyc. Zafiksowal się totalnie na punkcie pracy i sportu. Pewnie to kryzys wieku średniego. Jedak, te jego ciagle delegacje, spotkania, przemowienia zaowocowały. Pewnego dnia tata przyszedł do domu z niesamowita wiadomością. Przeprowadzamy się do pieknego apartament owca do duzego miasta Brithport. Nie było mi szkoda ani szkoly, ani znajomych, niczego. Chcialam jak najszybciej pojechac do wymarzonego miasta pełnego możliwości i perspektyw. Chcialam być już w naszym nowym apartamentowcu ufundowanym przez firme taty. Już nie mogłam się doczekac kiedy będę mogla rozgościć się w moim wlasnym pokoju.
Moja historia w Brithport nie trwała jednak długo. Własciwie niemal wcale nie trwala. Pewnego wieczoru tata otrzymał telefon. Z uwagi na małą rentowość oddzialu oraz nieprzewidywalnie duza konkurencje, tate (a tym samym i Nas) Przenosza do Apple Town.
Pamiętam, że rodzice potem długo rozmawiali, aż w końcu usłyszałam swoje imie i przekazali mi te niesamowie newsy :/
Nie ukrywam, ze nie była to dla mnie dobra wiadomość. Mialam już kilku przyjaciol. Jednak najbardziej zal było mi pozostawiac Krisa.
Byliśmy niby przyjaciółmi, jednak była miedzy Nami pewna niepisana zasada. Byliśmy oddzielnie, choc tak jakby razem. Tylko o tym myślałam, gdy mama powiedziala ze czeka Nas kolejna przeprowadzka. Jak to będzie. Wówczas myślałam, ze świat wali mi się na glowe. Byłam załamana
Cały czas myślałam i zastanawialam się jak to będzie. Nie mogłam pohamowac swojej złości na to ze będę musiala pożegnać się z Krisem. Ale tak naprawde nie wiedziałam na kogo mam być zla. Bo gdzies tam na dnie mojej złości słyszałam glos mówiący, ze to nie wina ani moja ani rodzicow i ze chyba takie jest życie...
Zadzwonilam do niego, żeby przekazac te trefne wiadomości. Bardzo dlugo rozmawialiśmy. Na koncu zapytał czy może przyjechac, był srodek nocy, ale nie było to dla mnie wazne. Jak najszybciej tylko umialam, przebrałam się i czekalam. Czekalam na mojego przyjaciela.
-----------------
----------------------------------
-------------------------------------------------------------------------
taka historia odc II
Kris wtedy nie przyszedł. Od tamtego czasu też nie dzwonił, nie pisał. Koniec przyjaźni? Czyli czegoś czego tak naprawdę wcale nie było. Byłam po prostu zauroczona. Co nie zmieniało faktu, że kilka łez popłynęło z tego powodu. Bo tak naprawdę przecież zdrowie może nawalić, partner może zdradzić a przyjaciele zawieść. W takich momentach, chcesz przestać udawać, zrzucić wszystkie maski i być sobą... Przestraszonym, nieszczęśliwym sobą i ja właśnie tak się czułam.
Jednak równie szybko jak zaczęła i zakończyła się ta znajomość, ucichły i moje żale do niego. Zapomniałam, nie myślałam....
Czas płynął, miasteczko AppleTown okazało się być całkiem sympatyczne. Mieszkało się Nam naprawdę dobrze. Kiss rosła jak na drożdżach. Tata świetnie zarabiał. Wiodło Nam się na tyle dobrze, że jak tylko skoczyłam liceum, przeprowadziłam się kilka ulic dalej do małego domku, który dostałam od rodziców. Byłam przeszczęśliwa tymi wszystkimi zakupami mebli, tapetami i dekorowaniem.
nie zapominałam też o ćwiczeniu w stylizacjach

oto moje pierwsze stroje, to znaczy kilka z nich.
A tak wygląda domek, w którym teraz mieszkam. Moje ukochane wymarzone kąty.
Wkrótce miałam zacząć staż w tutejszym salonie piękności. Czułam, ze świat zaczyna stawać przede mną otworem. Teraz chciałam jak najlepiej wypaść na stażu, aby niebawem móc spełnić swoje największe marzenie tj. otworzyć własny salon. Ale czy to wszystko mi się uda? Zobaczymy…
Mój pierwszy dzień pracy w tutejszym salonie piękności. Zestresowana, lekko zaniepokojona i pełna obaw, wstałam o 6:00, choć do pracy miałam dopiero na 09:00. Nie mogłam spać, bałam się, że nie podołam wymogom mieszkańców. Tipsy, makijaże, stroje, fryzury … echh… cały czas powtarzałam sobie w głowie, że dam radę.
No i stało się, moja pierwsza klientka. Pani Kim Marschal. To chyba prawda, że takich rzeczy nie zapomina się nigdy. Kim przyszła na makijaż, chciała wyglądać pięknie na wieczorną randkę. Trochę cienia do oczu, różu i błyszczyku dodało jej urody i tym samy pewności siebie. Kim była zadowolona a ja czułam ulgę.
Aaa no i oczywiście sztuczne rzęsy. To przecież podstawa w tym sezonie.
Na klientów tego dnia nie narzekałam. Po południu do progów Salonu zawitała gwiazda. Osobistość John Berner. Był oczywiście z obstawą. Nie ukrywam, że ten policjant z tyłu trochę mnie dekoncentrował. Jednak dałam rade. Chodziło tylko o zmianę kształtu brody. Przyznam, że ręka już dawno mi tak nie drżała. Uff udało się. To był sukces, przynajmniej dla mnie.
Przez te wszystkie emocje wróciłam do domu mega padnięta. Marzyłam tylko o prysznicu i śnie. Tak też uczyniłam. To był długi dzień, ale dziś poczułam, że dobrze wybrałam decydując się na ten zawód.
Zapowiadał się piękny dzień. To miasteczko miało wiele uroku.

Uwielbiam te poranki na tarasie, świeże powietrze, drzewa, zwierzęta, ten klimat mieszanki dwóch światów. Z jednej strony stadniny koni, a kilka ulic dalej chociażby Salon piękności. Widok konia i nowego auta (np. mojego, które dostałam od taty z okazji odebrania dyplomu) na skrzyżowaniu, na początku budziły u mnie śmiech i wręcz drwinę, a teraz po prostu ciepły uśmiech na twarzy

Wracając do rozdania dyplomów, zadzwoniono do mnie z ratusza, że dziś o 16:00 odbędzie się ceremonia. Nie robiłam z tego wielkiego halo. Pojechałam, odebrałam i z głowy. Potem zadzwoniłam tylko do rodziców, zaprosiłam ich wieczorem na kolację. Zaprosiłam tez moją szefową. Jak na razie, była mi paradoksalnie najbliższą osobą.

Wieczorem przygotowałam ulubione danie rodziców, przekąski chińskie. Ale niestety mama nie spróbowała mojego specjału. Gdy zapytałam taty co się dzieje z mamą, odpowiadał wymijająco. Czułam, że nie mówi mi prawdy. Kręcił, kłamał.

Dodatkowo mama nie odbierała telefonu. Zmartwiło mnie to bardzo. Zjedliśmy kolację, trochę rozmów. I cały czas ten zagubiony wzrok taty, nie dało się tego nie zauważyć. Ale cóż mogło się dziać? Może się pokłócili? Cały wieczór nie dawało mi to spokoju. Oficjalnie moja mama była przeziębiona i miała dużo pracy. A jak było naprawdę? Po tym jak już wszyscy poszli a telefon mamy cały czas milczał, pomimo późnej pory postanowiłam odwiedzić rodziców. Jednak nikt mi nie otwierał drzwi. Dzwoniłam, stałam pod drzwiami nic i już nie wiedziałam sama z jakiego powodu poczułam ten smutek pomieszany z niepokojem. Dlatego, że nikt mi nie otwierał, czy dlatego że przeczuwałam, że dzieje się coś naprawdę złego.