Dziękuję :]
XX
Minęło kilka miesięcy od powrotu Lily do szarej codzienności życia sieroty – zaczęła się szkoła, namnożyło się kłopotów. Może dla innych zupełnie błahych, ale przecież każdy na różnym etapie życia zmaga się z czymś trudnym. U Lily jednym z takich „zmartwień” był cały czas los jej ojca. Dostawała od niego regularnie listy z informacjami o przebiegu rozprawy, która się przeciągała… A przynajmniej ona odniosła takie wrażenie, bo w żadnym nie było wspomniane o jej zakończeniu. Nie podejrzewała ojca o kłamstwo, zresztą nie miała pojęcia, jak to wszystko się odbywa. Czekała cierpliwie, ale tej cierpliwości z każdym dniem było coraz mniej. Za to narastał w niej niepokój. Zbliżały się święta. Pomijając fakt, że miała się nadarzyć kolejna okazja do napisania listu do św. Mikołaja, miała nadzieję, że Wigilię spędzi już w Polsce z rodziną, już nie jako sierota, dziecko niczyje, tylko w świetle prawa córka, wnuczka i bratanica, że będzie mogła znowu spotkać się z przyjaciółką… A to wszystko było tak piękne, a zarazem tak niepewne! Ale musiała czekać…
Ta zima zaczęła się wyjątkowo srogo. Jednej nocy spadło tyle śniegu, że ludzie ledwo co mogli się wydostać ze swoich domostw. Temperatura powietrza drastycznie spadła, a świat się dosłownie wybielił.
Zmiany te dotkliwie odczuli mali mieszkańcy jednego z sierocińców w Mieście Aniołów. Trzeba było oszczędzać na opale, a tego nie było za wiele i musiał w dodatku starczyć przynajmniej na połowę sezonu. Momentami dzieci musiały wręcz odrabiać zadania w swoich kurtkach, żeby było jako tako ciepło. Nikomu nie podobała się ta sytuacja, tym bardziej, że wszyscy byli tak naprawdę bezradni. Zarówno dzieci, jak i dyrekcja, która nie dostała dopłaty na ogrzewanie ośrodka.
Pannie Williams ten ciężki okres przysporzył niezłą okazję do marzeń. „Jakbym była w Polsce, na pewno tata postarałby się, żeby w domu zawsze było ciepło”, myślała wtedy, gdy musiała założyć sweter na inną, wcale nie taką cienką, bluzkę. Oczywiście, jak to o tej porze roku, jej koledzy i koleżanki zaczęli chorować. Wiedziała, że ją też to czeka, ale modliła się, żeby jak najpóźniej. Gdyby ktoś miał się po nią zjawić, przecież nie zabierze jej z czterdziestostopniową gorączką, toną chusteczek, łóżkiem i lekarstwami.
Dzielnie wytrzymywała to wszystko, aż do pewnego grudniowego wieczoru.
***
Lily siedziała sobie jak gdyby nic nad zadaniem z angielskiego w świetlicy, gdy nagle usłyszała, że ktoś woła ją po nazwisku. Odwróciła głowę w stronę drzwi i zobaczyła jedną ze starszych koleżanek, mającą koło trzynastu lat. Ta podeszła do niej i poleciła jej udać się do gabinetu pani Kelley. Chociaż Lily pytała, w jakiej sprawie, dziewczyna nie była w stanie udzielić jej odpowiedzi. „Panna Kelley kazała mi cię zawołać”, i to było wszystko, co usłyszała w ramach wyjaśnień. Blondynka zostawiła gramatykę i pospiesznie udała się w stronę pokoju.
Nieśmiało zapukała, a po chwili niepewnym krokiem weszła do środka.
Na wprost drzwi stało drewniane, białe biurko z mnóstwem papierów, komputerem i stojącą obok niego wychowawczynią. Ta ujrzawszy Lily uśmiechnęła się promiennie.
- Masz gościa – rzekła, po czym skierowała wzrok na mężczyznę siedzącego nieopodal na kanapie.
- Tata? – dziewczynka wpatrywała się w niego niedowierzająco. Pamiętała jego wygląd, ale to nagłe spotkanie zupełnie wytrąciło ją z równowagi. Przecież nic nie wspominał, słówka nie pisnął o przyjeździe do USA!
- W świetle prawa już twój tata – odparł Wiktor.
Dopiero teraz uwierzyła, że to się dzieje naprawdę. Przyjechał po nią, zabiera ją stąd! Już nie jest sierotą!
Bez zastanowienia, w szaleńczej radości rzuciła się mu w ramiona. Łzy szczęścia spływały po jej twarzy niby wodospad. On też nie mógł ukryć wzruszenia.
Tak, teraz mógł sobie na to pozwolić.
W końcu byli razem!
Gdy emocje opadły, Wiktor wyjaśnił jej wszystko. Dostał wyrok w zawieszeniu, a dzięki znajomościom udało mu się załatwić adopcję. Nie wspominał nic o tym, bo chciał jej zrobić niespodziankę. „Udało ci się!”, usłyszał od niej. Tak, tego właśnie chciał.
Sam zresztą do końca nie wierzył, że to – jego spotkanie z Lily - dzieje się naprawdę. Dopiero wtedy, gdy ściskał w ramionach to najukochańsze stworzenie, czuł, że wygrał. Było to zwycięstwo nad przeznaczeniem, strachem, niepewnością i okrutną przeszłością, która pozostawiła po sobie wiele ran. Te jednak na moment przestały istnieć – jakby w końcu, raz na zawsze, się zabliźniły. W tym momencie nikt nie myślał o tym, co było kiedyś. Teraz, w tym momencie, liczyło się jutro - jutro, w którym ich marzenie miało się spełnić.