View Single Post
stare 27.04.2012, 13:19   #49
Mroczny Pan Skromności
 
Avatar Mroczny Pan Skromności
 
Zarejestrowany: 01.04.2010
Płeć: Kobieta
Postów: 2,847
Reputacja: 14
Domyślnie Odp: Damy Radę...?

6

Poranek. Nie pamiętał już, kiedy po raz ostatni miał okazję go podziwiać. Miał w zwyczaju spać co najmniej do południa, jednak tym razem coś kazało mu się obudzić.
Pierwsze promienie Słońca zaczęły złośliwie przedzierać się przez niewielkie okienko, rozświetlając niemal całe pomieszczenie. Tomek leniwie przeciągnął się na kanapie, a następnie podniósł głowę, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno jest w mieszkaniu sam. Gdy już nabrał pewności, że w kuchnio-jadalnio-sypialnio-salonie nie ma nikogo prócz jego samego, swe spojrzenie skierował na drugie i ostatnie pomieszczenie – łazienkę. Wtem usłyszał pukanie do drzwi. Kogo znowu diabli niosą, pomyślał, łapiąc się za głowę. Podjął ryzykowną próbę wstania. Po dłuższej chwili udało mu się utrzymać równowagę na dwóch kończynach.
- Jesteś tam? – usłyszał zniecierpliwiony głos. Do kogo mógł należeć? Przemek... Nie, on ma znacznie niższy głos, zresztą zawsze używa dzwonka. Radek? Niemożliwe, taki „burżuj” pewnie śpi do trzeciej po południu. Kto jeszcze mógł znać jego adres? Chwila zastanowienia... Kamil! Niski, szczupły rudzielec, który wczoraj przedstawił mu się jako jego brat. Mężczyzna, którego pobił w supermarkecie za stłuczenie wódki. Kiedy wreszcie udało im się wyjaśnić całą sprawę i wyjść na wolność, dał mu swój adres. To było trochę łatwowierne, ale Tomek nie wierzył w jakiekolwiek złe zamiary rudowłosego.
- Witaj, braciszku – Kamil powitał bruneta szerokim uśmiechem, po czym wyciągnął przed siebie szklaną butelkę z przeźroczystą cieczą w środku. Teraz to na twarzy Czechowskiego zagościł uśmiech.



- Witaj! – zawołał Tomek i gestem dłoni zaprosił brata do środka.
- Właściwie – zaczął brunet, po czym szybkim ruchem wlał do swego gardła zawartość kieliszka – dlaczego chciałeś mnie odszukać?
- Mój ojciec umarł – odparł rudowłosy, spoglądając smutno na Czechowskiego.
- Przykro mi – mruknął Tomek, jednak w jego głosie nie było współczucia. W sumie, co go interesował jakiś obcy facet, który w dodatku pieprzył jego matkę?
- Dopiero na łożu śmierci wyjawił mi prawdę – kontynuował Kamil. – Postanowiłem odnaleźć mamę, ale okazało się, że... sam wiesz. Na szczęście udało mi się jakoś dotrzeć do ciebie. Teraz jesteś moją jedyną rodziną – zakończył.
- Ty moją też – powiedział Czechowski nieco rozbawionym głosem. – Wiesz, co? Myślę, że jeśli codziennie będziesz mnie tak witał, bez problemu znajdziemy wspólny język.

***

Przemek wracał do domu w ponurym nastroju. Jego najlepszy przyjaciel chciał za wszelką cenę dopaść mordercę Ewy. I wydawało się, że nikt mu w tym nie przeszkodzi. W takim razie przynajmniej go popilnuję, pomyślał. Zastanawiał się również, dlaczego telefon Tomka od kilku dni nie odpowiadał. Właściwie, czemu go to dziwiło. Czechowski lubił zabalować. Ciekawe, co zrobi, kiedy już straci licencję, przyszło mu na myśl.A straci ją na pewno. Jestem ciekaw, skąd będzie brał kasę na alkohol? Na dodatek jego żona z synem właśnie wracali z wakacji. Zapewne znów zaczną się wyrzuty, że za mało czasu im poświęca, że koledzy są dla niego ważniejsi... To nie była prawda. Fakt, rzadko razem wychodzili, nie jeździli razem na weekendy za miasto... Ale kochał Anię i sześcioletniego Bartusia, jak nikogo innego na świecie. Cóż, jego żona musiała zrozumieć, że praca w policji wymaga dyspozycyjności.
Wszedł do windy i przycisnął guzik z cyfrą 7. Razem z nim jechała pani Renata, sąsiadka z naprzeciwka.
- Dzień dobry – powiedział, uśmiechając się sztucznie. Lubił ją, bo nie należała ani do wścibskich, ani do hałaśliwych osób, jednak tego dnia nie mógł zdobyć się na szczerzy uśmiech.
- Dzień dobry – odrzekła starsza kobieta w zielonym berecie. – Pani Ania dzisiaj wraca, prawda? – zapytała uprzejmie.
- Tak – mruknął czarnowłosy od niechcenia. Dojechali. Wreszcie, myślał, że będzie musiał z nią rozmawiać, na co nie miał dzisiaj najmniejszej ochoty. Gdy tylko drzwi windy otworzyły się, skierował swe kroki do jednego z mieszkań. Gdzie są te cholerne klucze? Zdenerwowany pociągnął klamkę i, ku jego zaskoczeniu, drzwi stanęły otworem.
- Tata! – usłyszał wołanie dochodzące z kuchni.



- Bartuś, chodź do taty! – odpowiedział radośnie i uściskał syna. – Urosłeś – stwierdził, przyglądając się chłopcu. Rzeczywiście, kiedy miesiąc temu wyjeżdżał wraz ze swoją mamą do dziadków, mógł być nieco niższy.
- A gdzie mama? – zapytał, zaglądając do kuchni.
- W pokoju – odpowiedział chłopiec. Przemek wypuścił małego i lekko popchnął w kierunku jego pokoju.
- Pobaw się, a ja pogadam z mamą.
Wszedł do ich wspólnej sypialni, którą dzielili od siedmiu lat. Ściany w niej były białe, nieco zniszczone. Najważniejszy element pomieszczenia stanowiło małżeńskie łoże, po którego obu bokach stały szafki nocne z drzewa bukowego. Dodatkowo w sypialni znajdowała się szafa na ubrania, duży telewizor, który był jednym z prezentów ślubnych, regał po brzegi zapełniony grubymi książkami i biurko, na którym stał komputer.
- Witaj skarbie – powiedział, widząc, że właśnie rozpakowuje walizkę.
- Miałeś po nas przyjechać – odparła z wyrzutem w głosie.
- Przepraszam... Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Odwróciła się. Niesforne, brązowe loki zasłaniały jej czoło. Zielone oczy wpatrywały się w niego. Było w nich coś smutnego, coś, co wywoływało u czarnowłosego poczucie winy.
- Może znowu szlajałeś się gdzieś z tym pijakiem, co? – zapytała.
- Nie... Z Czechowskim nie gadam chyba od tygodnia. Za to Radek... kiepsko z nim.
- Radek! – wykrzyczała tak głośno, że Przemek aż podskoczył. – Pan Złamane Serce! Może rozwiedź się ze mną i wyjdź za Radka!



- Nie zaczynaj znowu... – wyszeptał, zbliżając się do niej. – Proszę, nie kłóćmy się, przynajmniej raz się nie kłóćmy – mówił spokojnym i opanowanym tonem. Wyciągnął dłoń i jej zewnętrzną częścią delikatnie przejechał po policzku Anny.
- Zostaw mnie – kobieta spuściła wzrok i odsunęła się o krok.
- Zrozum, teraz, kiedy okazało się, że Ewa nie żyje...
- Nie żyje...? – powtórzyła, nadając słowom pytający ton.
- Tak – westchnął czarnowłosy.
- Przykro mi – powiedziała beznamiętnie i wróciła do wyciągania ubrań z walizki.

***

- Siadaj – powiedział Radek, wskazując gościowi miejsce na kanapie.
- Dzięki – odparł, rozsiadając się wygodnie.
- Kawy?
- Nie, spieszę się.
- W takim razie przejdźmy do rzeczy. Chciałeś mi coś powiedzieć, prawda? – spytał blondyn, spoglądając z nieukrywaną ciekawością na Jarka. Jego niedoszły szwagier nie wyglądał na przygnębionego całą sytuacją. To nie znaczy, że tego nie przeżywa, stwierdził w myślach Radek. Zapewne nie należy do ludzi lubiących okazywać słabość.
- Chyba wiem, kto mógł dopuścić się zabójstwa mojej siostry – oznajmił Jarek poważnym głosem.
- Kto to? – zapytał blondyn, kiedy tamten jeszcze mówił.



- Podejrzewam jej przyjaciela, Franka.
- Wiesz, ostatnio myślałem o nim – zastanowił się policjant. Rzeczywiście, było to całkiem logiczne. Pamiętał, że spotykali się prawie codziennie, ale pewnego dnia Franek przepadł, jak kamień w wodę. Może o coś się pokłócili? Ważne było to, ze tajemniczy przyjaciel jego ukochanej zniknął tuż przed zabójstwem. – Musimy go sprawdzić – powiedział blondyn.
- Jeśli to on udusił moją siostrę...
- Udusił? – zadziwił się Radek. – Skąd wiesz, ze została uduszona? – Przybrał bardzo podejrzliwy wyraz twarzy.
- Jak to skąd? – odparł po chwili. – Policja mi powiedziała – oznajmił, jakby to było coś oczywistego. Myślałem, że takie informacje są poufne, pomyślał Radek. Chociaż... To jej brat. A moja kariera zawodowa zatrzymała się na etapie drogówki, więc pewności mieć nie mogę.

***

Maciek od godziny siedział w biurze, układając papiery. Był zadowolony, że najgorszą harówkę ma już za sobą. Tak, z pewnością odwalił kawał dobrej roboty. Swoją drogą, nie spodziewał się, że prowadzenie zwykłej agencji detektywistycznej wymaga tyle pracy z dokumentami.
Odłożył czerwony segregator na bok i wytarł pot z czoła. Spojrzał z dezaprobatą na pusty kubek po kawie. Przydałaby się jeszcze jedna.
Nieoczekiwanie drzwi otworzyły się na oścież i do środka wparowała Sylwia. Niespodziewany hałas, jaki wywołała swoim wejściem, sprawił, że Maciek przewrócił się razem z krzesłem do tyłu. Blondynka zareagowała głośnym śmiechem.
- Rozumiem, ze bawią cię nieszczęścia innych – burknął zdenerwowany.
- Nie, tylko twoje. Właściwie, dobrze, że tu jesteś, przydasz się.
- Naprawdę? – Wyraz twarzy blondyna w sekundę zmienił się.
- Jasne. Zrób mi kawę – powiedziała, sama zasiadając za biurkiem i odpalając komputer.
- Kamil Rybak – wymamrotała i wpisała te słowa do wyszukiwarki. – Jak to nic? – wycedziła ze złością.
- Czegoś szukasz? – zapytał Maciek, stawiając na biurku dwie gorące kawy.



- Raczej kogoś – mruknęła pod nosem blondynka. – Wiedziałeś, że Tomek ma brata? – Grabski wzruszył ramionami. – No właśnie, on też nie wiedział. Nikt nie wiedział. Koleś pojawia się zupełnie znikąd i twierdzi, że jest twoim przyrodnim bratem. Co wtedy robisz?
- No... – zastanowił się chwilę. – Sprawdzam go dokładnie.
- Dobrze, wstukałam jego dane, ale nikt taki nie został nigdy skazany. Teraz są tylko dwie opcje: albo mówi prawdę, albo ma fałszywy dowód.
- W takim razie nic nie poradzisz – stwierdził blondyn.
- Niezupełnie. Mogę go obserwować i czekać, aż straci czujność.
- A jeśli naprawdę jest jego bratem?
- Pochodzę za nim trochę, jeśli nie będzie wzbudzać moich podejrzeń, zostawię go w spokoju – powiedziała Sylwia. – Tylko ani słowa Tomkowi.
- Dlaczego?
- Jesteś debilem – popatrzyła na niego drwiąco. – Czechowski jest łatwowierny, zwłaszcza, jeśli poczęstuje się go czymś mocniejszym. No dobrze, morda na kłódkę, a jak piśniesz słowo, twój wełniany sweter czeka marny koniec.
Blondynka dopiła swoją kawę i wyszła.

***
Mroczny Pan Skromności jest offline   Odpowiedź z Cytatem