Oto kolejna część losów Alice Yovovic
Część 17
Gdy Alice chciała coś wrzucić na ruszt, otwierając lodówkę aż buchnął zapach pustki. Musiała, więc wybrać się na zakupy do supermarketu.
Tutaj wyciąga z wózka sklepowego reklamówki z zakupionymi produktami.
Nie wiedziała, że stała za nią osoba wyczekująca dostania się do wózka. Alice obróciła się i ruszyła, nie zauważając rozmawiającej przez telefon kobiety. Zderzyły się ze sobą.
- Och, przepraszam - powiedziała blondynka. - Nie to nie do ciebie kotku - tłumaczyła osobie w słuchawce. - Dobrze, kończę. Pa misiu!
Alice upadła na ziemię, a siatki wylądowały niedaleko wózka. Kobieta chciała pomóc wstać Alice, ale odmówiła.
Gdy stanęły twarzą w twarz, słodką blondynkę zatkało tak, jakby zobaczyła ducha.
- A-Alice? To ty? - spytała zszokowana.
Szatynka patrzyła podejrzanie. Nagle ją olśniło.
- Caroline? Caroline Downtown?
- No oczywiście! Któż by inny?
- Kopę lat! Ile to już minęło? Mam wrażenie, że stówka!
- Och, nie postarzaj nas tak! - machnęła teatralnie ręką.
- Opowiedz co u ciebie. Jak długo jesteś w Bridgeport? Na stałe czy przejazdem? - zaczęła zadawać pytania.
- Może pójdziemy do kawiarni? Nie będziemy ludziom blokować dostępu do wózków.
Mimo, że tegoroczna wiosna sprawiała niespodzianki w postaci wahającej się pogody, dziewczyny usiadły na zewnątrz. Od czasu do czasu zawiał chłodny wiaterek, lecz nie przeszkodziło to w siedzeniu na świeżym powietrzu.
- No, to opowiedz co cię tu sprowadza. - zaczęła Alice.
- Studiuję. - oznajmiła krótko. - Chcę być nauczycielką, ponieważ kocham przebywać z dziećmi i nauczać je. Rozpoczęłam studia w naszym rodzinnym Starlight Shores, ale wiesz kto tam mieszka - snoby i profesorowie równi Einsteinowi. Niezbyt dobrze sobie radziłam. No dobrze, tragicznie. Wyszukałam w internecie, gazetach i popytałam się gdzieniegdzie o uniwersytecie, w którym mogłabym dać sobie radę. Porozmawiałam z moim narzeczonym i zgodził się, ponieważ jego najlepszy przyjaciel z czasów szkolnych, z którym grał razem w drużynie, mieszka tu. - wyjaśniła.
- Narzeczony? - spytała, nie dowierzając. Jej przyjaciółka za czasów szkoły była nieśmiałą kujonką.
Uśmiechnęła się na myśl o swoim ukochanym.
- Tak. Za Josha Huchersona. Poznaliśmy się 2 lata temu. Pracował nieopodal uczelni, u swojego ojca mechanika. Był to dzień, w którym zaliczałam semestr. Jak na złość, pół kilometra od szkoły samochód mi zgasł na ruchliwej ulicy. Mogłam biec, ale nie chciałam zostawiać auta. Josh wracał właśnie ze sklepu, w którym kupował przekąski. Zauważył mnie, spanikowaną i zalaną łzami. Podbiegł, spytał się co i jak, po czym zaproponował, by mnie podwieźć. Nie miałam innego wyjścia, więc się zgodziłam. Trochę się bałam, bo był wielki tj. napakowany. Okazał się bardzo pogodną osobą. Poczęstował mnie ciasteczkami i za darmo naprawił mojego poczciwego Chevroleta. Zaproponował spotkanie i później rozwinęło się to. - opowiadała rozmarzona.
- Ślub już za 3 tygodnie. Przepraszam, że dopiero teraz się dowiadujesz, ale próbowałam się z tobą skontaktować, niestety bezskutecznie. Jutro urządzam wieczór panieński. Bardzo bym chciała abyś pojawiła się na obu przyjęciach.
- Oczywiście, że przyjdę. Tylko muszę wiedzieć gdzie. - uśmiechnęła się.
Alice, przyjąwszy zaproszenie, pojawiła się wieczorem w klubie tanecznym, w którym odbywała się impreza.
Udało jej się ujrzeć w tłumie swoją rozbawioną przyjaciółkę.
Już na powitanie, Alice została oblana szampanem
- Tak się cieszę, że przyszłaś!
- Jesteś przecież moją najlepszą przyjaciółką! Z resztą jak mogłabym przepuścić taką imprezę? - krzyknęła (muzyka była wyjątkowo głośna), wyraźnie wczuwając się w panujący wokół klimat.
Po kilku drinkach, Alice weszła na stół i zaczęła tańczyć. Cóż za szaleństwo!
Nagle do lokalu weszło dwóch striptizerów "przebranych" (mają jakieś ubrania?

) za strażaków. No proszę, gra od dwunastu lat, taa?
Alice: "Pff... Mój Rob ma lepsze ciało!"
Przyszła panna młoda i nasza agentka dmuchają bańki. Ciekawe z czym są...

ps. bardzo lubię to zdjęcie
aśnadmchałm
Dziś dość krótko, ale to, dlatego że tak naprawdę wyszło by ich wiele...