kicaj0303 - fajną masz rodzinkę

Ta historyjka wydaje się tak realistyczna! Ciąg dalszy buntu Alby. Odnoszę wrażenie, że ten jej bunt jest spowodowany zazdrością o Kleo. Ale by było, jakby Kleo chciała kiedyś z nią pogadać czy coś, a Alba by na nią nawrzeszczała, wyrzuciłaby co jej leży na sercu
Nie, że coś, ale co wy macie z tymi japońskimi imionami?
Oto kolejna część losów Alice Yovovic
Część 23
Kontynuacja wątku z cz. 22
- No kochana, to może czas małą sesyjkę? - powiedział, dotykając lewego policzka, w które wcześniej uderzył Alice. - Uśmiechnij się. To ma być prezent dla twojego chłoptasia. - dodał szyderczo.
- Wracaj do piekła, dziadzie.
Wywrócił oczami i sięgnął po aparat, po czym kontynuował swoją chorą zabawę.
- Co ty taka sztywna? - zamruczał. - No dalej, dalej.
Odwróciła głowę.
Podszedł bliżej, trzymał podbródek Alice, aby patrzyła w obiektyw.
- Co, nie chcemy współpracować, hm? - nerwowo pokręcił głową.
- Dostałeś kiedyś porządnego kopa w tyłek? A może żadna cię nie chciała, dlatego zbzikowałeś? - prychnęła.
Zacisnął szczękę. W jego oczach pojawił się płomień nienawiści. Zaczął energicznie oddychać i szybkim krokiem przeszedł do stolika. Schylił się i nerwowo zaczął czegoś szukać.
Wyciągnął wiertarkę i trzęsąc się, powoli zbliżał do Alice.
- Nie! Nie! - ryknęła przerażona. - Dobra, dobra, zamknę się, tylko odstaw to!
Położył na ziemię przedmiot i lekko się uśmiechnął, zadowolony skruchą dziewczyny.
- I to mi się podoba. Grzeczna dziewczynka.
- Jeślibyś mogła, to pod moją nieobecność nigdzie się nie ruszaj. - poprosił. - Ach, no tak, zapomniałem. Przecież nie możesz. - zaśmiał się.
Serce Alice zaczęło coraz słabiej bić. Rany nie dały o sobie zapomnieć - ból był nie do wytrzymania. Czuła, jak zakrwawiony podkoszulek przykleja się do jej ciała, zaś pasek spodni przybiera czerwoną barwę. Myślała o swoich rodzinach (tej prawdziwej oraz adoptowanej), o Robercie, którego kochała całym sercem. O biednej Caroline i jej narzeczonym. O tym, jak wiele dotąd osiągnęła. Oczy jej się kleiły. Wydawałoby się, że ważą tonę. Traciła przytomność.
Oparła się na krześle i odchyliła głowę w tył. Wiedziała, że jej koniec jest już blisko.
Mimo jaskrawego światła, czuła otaczającą ją ciemność. Jej zmysły coraz słabiej zaczęły odbierać to, co dzieje się wokół niej . Usłyszała jęki, krzyki, wyzwiska. Czyjeś kroki. Może Jenkins widząc stan Alice, dobije ją i cierpienie się zakończy?
Jej wcześniej związane nadgarstki i kostki zostały uwolnione.
Poczuła ciepło, czyjś dotyk. Zdziwiła się, że nie zabolało, kiedy została zabita.
- Alice! Alice! - słyszała swoje imię tak, jakby znajdowała się pod wodą.
Tym razem ciepło przeniosło się na klatkę piersiową. Właściciel głosu odetchnął.
Nie znajdowała się już na chłodnej ziemi. Uniosła się w górę. Próbowała otworzyć oczy, jednak nie udało jej się. Ostatkiem sił próbowała wyczuć gdzie jest.
- Spokojnie, kochanie, już wszystko dobrze. Trzymam cię, wkrótce będziemy w domu. - uspokajał właściciel drżącego głosu.
Alice nieudolnie złapała go za szyję. Od razu pomógł i delikatnie ułożył jej ręce na swoich plecach.