View Single Post
stare 25.05.2012, 15:34   #104
neville
 
Avatar neville
 
Zarejestrowany: 12.03.2011
Skąd: łóżko
Płeć: Mężczyzna
Postów: 1,444
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Pier(w)si w Akcji

Pier(w)si w Akcji
odc. 6

Zimą 2011 roku, cztery miesiące po śmierci Mariana Rupiecia, wiele się wydarzyło. Julia i Alexander zagnieździli się u nas i nie zamierzają opuszczać naszej policji. Malwina nadal nie może otrząsnąć się po śmierci swojego męża, ale terapeuta okazał się być dla niej ukojeniem w tych chwilach. Mateusz stał się bardziej towarzyski, nie jest szarą myszą, która żyje w cieniu innych, lecz umie postawić na swoim. Analija aktualnie jest na Syberii, gdzie prowadzi badania o których nam jeszcze nie powiedziała. Twierdzi, że to niespodzianka i na pewno będziemy zadowoleni. U mnie natomiast nic się nie zmieniło. Staram się sumiennie spełniać swe obowiązki i nie zaniedbywać żadnego z pracowników.

Opowiem Wam jednak co stało się w święta Bożego Narodzenia, lecz nie w komendzie, a w moim domu i prywatnym życiu.

Jak wiecie (albo i nie), nadal mieszkam z ojcem i dwoma braćmi adoptowanymi przez rodziców, kiedy jeszcze żyła moja mama. Zginęła 11 lat temu podczas pożaru domu. Wtedy byłam nastolatką, a Jacek i Robert mieli roczek. Biologicznymi rodzicami Roberta są Afroamerykanie. Nie wiadomo, dlaczego znalazł się w sierocińcu. Wiemy tylko, że było to w dzień jego pierwszych urodzin, 21 lipca. Rodzicami Jacka natomiast są Polacy. Oddali go do domu dziecka, gdyż byli bardzo biedni i nie starczało im pieniędzy na utrzymanie swojej latorośli. Mój tata ma na imię Henryk. Jego pasją jest zbieranie znaczków. Wcześniej zbierał je z mamą, lecz niestety teraz musi to robić sam. Mama nazywała się Gabriela. Uwielbiała gotować i zbierać kwiaty.

Poniżej widać nasze zdjęcie rodzinne z 2000 roku.



W Wigilię wróciłam z pracy później niż zwykle, gdyż musiałam zamknąć komendę i złożyć życzenia wszystkim pracownikom. W domu czekała na mnie niespodzianka przygotowana przez rodzinę. Niczego nieświadoma weszłam do domu. Zwykle o tej porze tata z braćmi oglądali "Simowe Sprawy", ale teraz tego nie robili. Na całym parterze światło było zgaszone i nikogo nie było. Zdjęłam płaszcz, zapaliłam światła i sprawdzałam, czy gdzieś są. Później weszłam na piętro. Również nikogo tam nie było. Zaniepokoiłam się zaistniałą sytuacją. Na drugim piętrze była tylko łazienka i mój pokój. Tam czekali na mnie tata i bracia. Wszyscy byli uśmiechnięci i bardzo zadowoleni, a w pokoju stała choinka. Nie w salonie jak zwykle, tylko u mnie. Pod choinką leżało mnóstwo prezentów i małe pudełeczko wielkości pilota od telewizora. Do niego przyczepiona była kartka z moim imieniem. Dla reszty domowników prezentów było więcej. Bracia bardzo cieszyli się z nowych zabawek, a tata z nowej laski do chodzenia. Ja otworzyłam swój prezent na końcu. Była to para kluczy. Z początku myślałam, że dostałam samochód, ale na podwórku takowego nie było.
Ojciec roześmiał się i bardzo tajemniczo powiedział:
- Lauro, jako że masz już 25 lat, sądzę, że jesteś gotowa aby otrzymać ten prezent.
Bracia mocno rechotali, a po 5 minutach założyli mi na oczy opaskę. Wsiedliśmy do samochodu taty i pojechaliśmy w nieznane mi miejsce. W końcu wysiedliśmy, a tata pozwolił Robertowi i Jackowi zdjąć mi opaskę. Przed nami stał niewielki dom.
- To dla ciebie córciu. Twój własny dom - oznajmił mi ojciec, a ja rzuciłam mu się w ramiona. - Dzie-Dziękuję! - wyjąkałam zaszokowana, a po chwili chłopcy się do mnie przytulili.

Obejrzeliśmy dom. Był cudowny! Taki, o jakim zawsze marzyłam, a klucze idealnie pasowały do drzwi. Każde pomieszczenie było idealne, tak jak duży ogród niczym wyjęty żywcem z moich marzeń.
W jadalni stała choinka, a stół był suto zastawiony do Wigilii pysznymi, świątecznymi potrawami. W kuchni czekała jeszcze jedna niespodzianka. Stali tam Mateusz, Malwina, Alex i Julka. To oni przygotowali kolację.

Wspólnie z rodziną i przyjaciółmi zasiedliśmy do wieczerzy. Złożyliśmy sobie życzenia, podarowaliśmy prezenty. Wszyscy czuliśmy, że brak nam jednej osoby - Mariana, ale wiedzieliśmy, że duchowo jest z nami.

Kilka dni później, a mianowicie 29 grudnia wybrałam się z wizytą do znajomych. Anna i Julek Matusiakowie to moi przyjaciele od dzieciństwa. Z Anią chodziłam do podstawówki, Julka zaś poznałam nieco później.
Mieszkają blisko ode mnie, zaledwie dwie ulice dalej. W domu przy ul. Jagodowej 334 rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Otworzyła mi Cecylka - ich 10-letnia córka. Przywitałam się z nią, chwilę później z jej rodzicami. Nagle poczułam, że czegoś mi brakuje. Od paru dni mieszkam sama. Z jednej strony się cieszę, że mogę się wreszcie usamodzielnić, ale z drugiej czuję się samotna. Matusiakowie są ode mnie tylko rok starsi, a już są małżeństwem i mają dziecko. Ja nadal nikogo nie mam. Mam co prawda przyjaciół, ale miłość w moim życiu niestety nie gości.

Dzień z Anią i Julkiem upłynął mi miło. Pod koniec mojej wizyty, gdy już miałam się zbierać do wyjścia, Cecylka chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do swojego pokoju. Chciała, abym się z nią pobawiła. Byłam nieco zaszokowana, ale zgodziłam się. Dziewczynka pokazała mi swoje zabawki, o których w moim dzieciństwie nawet mi się nie śniło.

Musiałam jednak już iść. Cecylka była smutna z tego powodu, a ja i gospodarze byliśmy zadowoleni, że się spotkaliśmy.

Podczas drogi powrotnej przechodziłam lasem. Była dopiero piętnasta, ale już zaczynało się ściemniać. W lesie zauważyłam psa, który leżał pomiędzy liścmi. Wyglądał bardzo mizernie. Miał złamaną łapę i ciężko było mu się podnieść. Gdy mnie zauważył, zaszczekał. Podeszłam do niego bliżej i go pogłaskałam. Wiedziałam, że mógł mieć wściekliznę lub inne choroby, ale mimo to wzięłam go na ręce i zaniosłam do domu. Nie był ciężki, duży też nie. Przygarnęłam go do siebie.

Od razu po powrocie do domu poszłam do łazienki i umyłam go. Wyglądał o wiele lepiej. Dopiero teraz widać było, że to samiec.
Następnego dnia zabrałam go do weterynarza. Okazało się, że piesek jest zdrowy. Lekarz założył mu mały bandażyk na łapę.

Mojego nowego towarzysza nazwałam Afi.

Noc z 31 grudnia na 1 stycznia spędziłam z przyjaciółmi na imprezie. Odbyła się ona w domu mojej znajomej, Asi. Przyjęcie miało temat "piracki". Kobiety były poprzebierane za piratki, a mężczyźni za prawdziwe wilki morskie. Moim partnerem tanecznym był Maks, mój dawny kolega z klasy. Dawno się nie widzieliśmy, więc dużo czasu spędziliśmy razem.

Między 22 a 23 poczułam się głodna, więc weszłam do kuchni, gdzie stał bufet. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Alex, mój współpracownik też tu był. Podeszłam do niego.

- Oo, cześć, Alex!
- Witaj, Laura! Widać, że mamy wspólnych znajomych? - zaśmiał się.
- No, najwyraźniej - odwzajemniłam śmiech. - Chodź, znam pewne ciche miejsce, gdzie moglibyśmy porozmawiać chwilę na osobności.
- Okej, no to prowadź.
Poszłam z Alexem do gabinetu.
- To jak? Dobrze się bawisz? - spytałam.
- Tak, świetnie. Doskonała zabawa. A ty?
- Również.

Gadaliśmy razem z godzinę. Później Alex zaprosił mnie na parkiet. Nasza rozmowa przerodziła się w coś więcej. Gdy wszyscy odliczali do północy, nasze usta zlepiły się w pocałunku. To było magiczne uczucie, którego nigdy wcześniej nie zaznałam...


CDN...
__________________


I found my own way... :]
neville jest offline   Odpowiedź z Cytatem