Oto kolejna część losów Alice Yovovic
Część 25
Alice wbiegła do płonącego budynku. Gorąc panujący w środku był piekielny. języki ognia atakowały z każdej strony.
Wykonywała przeróżne akrobacje, by dostać się do magazynka z bronią oraz po...ubrania, której ilości mogłaby pozazdrościć niejedna znana osobistość.
Dotarłszy do garderoby, pędem wyrzucała ubrania i dodatki przez okno. Ogień rozprzestrzeniał się. Przedostała się do magazynu z bronią i zrobiła z nią to samo co z ciuchami. Pobiegła na balkon i bez chwili wahania wyskoczyła.
Jej komórka, może droga i nowoczesna, nie przeżyła upadku z kilku metrów. Alice nie miała jak skontaktowała się ze strażą pożarną. Szybko dostała się do samochodu Roberta i pojechała do niego. Wydawało się, że winda zjeżdżała jeszcze wolniej niż zwykle. Nerwowo zapukała w drzwi mieszkania. Zaspany mężczyzna powoli otworzył je, lecz zobaczywszy zaniepokojoną Alice, ożywił się.
- Hej, mamy problem. - szepnęła.
Dowiedziawszy się o pożarze, Robert złapał za komórkę i skontaktował się ze służbami. Strażacy gasili pożar całą noc. Nad ranem, Moore i Yovovic pojechali na miejsce zdarzenia. W oczach kobiety stanęły łzy. Jeszcze niedawno piękny, nowoczesny dom, teraz rudera nadająca się tylko do wyburzenia.
Rob zerknął na nią i złapał ją za rękę.
Podeszli do podstarzałego strażaka, opierającego się o wóz strażacki. Mężczyzna w żółtym kombinezonie ujrzawszy idącą w jego stronę, zapytał:
- To państwo są właścicielami tej posiadłości?
- Nie, tzn. ja jestem właścicielką. - odparła wpatrując się w pytającego.
Spojrzał na nią z podziwem, ale i z nutą podejrzenia - tak młoda kobieta dorobiła się tak wspaniałej willi?
- Cz-czy mogę wejść do środka? - zapytała niepewnie, próbując zatrzymać łzy.
- Absolutnie nie! Budynkowi grozi zawalenie! - oburzył się mundurowy.
- Dam sobie radę. - odparła ignorując zakazy.
Robert przymknął oczy i pokiwał głową, co znaczyło, że Alice i tak zrobi swoje. Westchnął i chciał iść za nią, lecz nie spodziewał się odmowy.
- Nie. - odepchnęła go lekko. - Chcę być przez chwilę sama.
Uszanował jej wolę i udał się do auta.
Powoli przechodziła do kolejnych pomieszczeń i rozglądała się po doszczętnie zniszczonym domu.
Najmniej zniszczony był hall - ogień został ugaszony, zanim zdążył dopaść wysokie ściany. Jedynie w nim ucierpiały książki, ozdoby i rzeczy ze szkła.
Gdy emocje nieco opadły, Alice odwiedziła Caroline Downtown w szpitalu. Blondynka obudziła się, lecz wciąż była oszołomiona przez leki. Przyjaciółka przyniosła jej kwiaty.
- Cześć - przywitała się cichym, łamiącym głosikiem.
- Hej blondi - Alice lekko uśmiechnęła się.
Caroline próbowała go odwzajemnić.
- Podobał ci się wieczór panieński? - zapytała, przymykając co chwila oczy.
- Na pewno był niezapomniany.
Szatynka zauważyła, że dziewczę naprawdę wysila się, rozmawiając z nią. Car zauważywszy, że Alice zmierza w stronę drzwi ochryple zawołała:
- Kiedy mnie znów odwiedzisz?
Odwróciła głowę i całując dziewczynę w czoło szepnęła.
- W każdej chwili.
Wychodząc z salki, do Alice podeszła pielęgniarka z prośbą, by ta udała się do lekarki, która między innymi zajmowała się sprawą Caroline.
- Dzień dobry, pani Yovovic. - przywitała się, widząc otwierane drzwi do swojego gabinetu. - Jestem doktor Felicia Nelson.Już tłumaczę, co panią tu sprowadza.
- Opiekuję się panną Downtown i powiedziała mi, że jest pani jedną z najbliższych jej osób. - W jej rękach znalazła się karta pacjenta. - Chyba wiadomo pani, w jakim miejscu znalazła się kula i wynik jest oczywisty. - rozpoczęła swój wstęp.
- Co pani chce? - zmrużyła oczy.
- MUSI pani jakoś ją przygotować. O ile mi wiadomo, pani Caroline wkrótce planowała założyć rodzinę. Pracuję od wielu lat w tym zawodzie i doskonale wiem, jak ciężko uporać się kobietom z wiadomością o tym, że nie mogą mieć potomstwa.
- Nic nie muszę. - warknęła.
- Ależ owszem. - nie odpuszczała.
Kłótnia ta trwała jeszcze kilka sekund, do czasu, gdy lekarka przewróciła oczami i obróciła się w stronę teczki z jakimiś tam dokumentami. Te dwie sekundy wystarczyły, by Alice zdążyła wyciągnąć broń. Nienawidziła odmowy.
- Słuchaj: nikomu z jej środowiska masz nic nie mówić. Sprawa jej bezpłodności ma być tajemnicą, jasne?
Kobieta trzęsła się ze strachu. Chciała krzyczeć, ale bała się, że byłby to ostatni dźwięk z jej ust.
- No, to teraz wytłumaczę ci kilka zasad dotyczących twojego milczenia. - Alice zrobiła zadowoloną minę.
+ BONUS
Straszna i piękna zarazem *.*
Dotarliście do końca tej pokręconej historyjki?