Dziś za radą myrtek98 poświęcę trochę uwagi Everdean'owi. Jakiejś wielkiej akcji nie będzie, ale potrzebowałam czegoś, co wreszcie wytłumaczyłoby trochę sytuację. Będzie dużo czytania

ale zmierzam do zamknięcia wszelkich wątków więc tak musi być i już
Everdeen w bonusie
Ever wywodził się z wielopokoleniowej rodziny wampirów o nieskalanym rodowodzie.
Rodzice bardzo ściśle przestrzegali pierwotnych praw swojej społeczności. Kpili ze wszystkich, którzy połączyli się z istotami ludzkimi, oraz wychowywali potomstwo w niewłaściwy sposób. Jako, że większość wampirów postanowiło pójść z duchem czasu i nie przejmowało się starymi zasadami, Everdeen'owie żyli zamknięci w domu i tylko sporadycznie kontaktowali się z garstką, którą uważali za godną swojej uwagi.
Swego jedynego syna wychowywali według ścisłych reguł. Mógł zawierać przyjaźnie tylko z tymi, których zaakceptowali, musiał pobierać wszelki istotne nauki oraz dostosowywać się do ich poleceń. Wszelkie oznaki buntu były gaszone w zarodku.
Żyli tak przez wiele lat, jednak nadszedł czas kiedy to Ever miał osiągnąć pełnoletniość. Rodzice już lata wcześniej znaleźli mu odpowiednią partnerkę.
Zgodnie z obyczajem, ślub musiał odbyć się w mieście panny młodej. Dlatego rodzina niechętnie przeniosła się tymczasowo z Bridgepoint do AP.
Nie byli jednak przygotowani na fakt, iż Alba była wychowywana liberalnie, miała własne zdanie i wybuchowy temperament. Chodziła do publicznej szkoły, a do tego Landerowie adoptowali troje dzieci -co było ogromnym mezaliansem. Nie zgadzało się to z ich przekonaniami, ale z braku innych odpowiednich kandydatek i danego słowa Pameli postanowili przymknąć na to oko. Planowali w późniejszym czasie całkowicie odizolować narzeczoną syna od tamtych i wpoić jej odpowiednie maniery. Kontakt z Landerami ograniczyli do koniecznego minimum.
Sam Ever z początku nie potrafił przystosować się do nowej sytuacji. Gra pozorów bardzo go męczyła. W przeciwieństwie do ojca, który zgodził się na wtapianie w ludność miasteczka (był lekarzem), stanowczo odmówił uczęszczania do szkoły. Wychodził na miasto w towarzystwie Alby oraz czasem Gibona. Poza tym siedział w domu, a to czytając:
Bądź rzucając uroki przez ulubioną laleczkę Voo-doo.
W większości jednak rozmyślał na temat nieuchronnego. Wcale nie chciał się żenić. Był to kolejny rozkaz rodziców. Lubił Albę, owszem, ale wizja małżeństwa go po prostu nużyła. Czasem irytowała.
Był też zdziwiony sytuacją w domu narzeczonej. Wychowano ją diametralnie inaczej. Była wolna i roześmiana. On tylko odburkiwał na zadawane pytania i często bywał opryskliwy. Mimo to, ona go lubiła.
Matka też całe dnie spędzała w domu, tęskniąc za starym miejscem zamieszkania. Brzydziła się wiejską okolicą, a Landerowie przytłaczali ją swoją "normalnością". Oczywiście budynek dostosowała do swoich potrzeb. Potrzebowała dobrze znanych wygód. Nie było mowy aby spała w łóżku.
Z synem zazwyczaj wymieniała tylko pogardliwe słowa. Kontakt z Albą najwyraźniej podziałał na niego buntowniczo. Coraz częściej dochodziło do sprzeczek.
Dzięki jednak silnemu autorytetowi Evy, syn poddawał się. Rygorystyczne wychowanie przynosiło efekty.
"A niech mi tam. Moja przyszłość jest zaplanowana. Cokolwiek zrobię, to niczego to nie zmieni."-coraz częściej myślał Ever. Wolał się poddać woli rodziców. Zapewniało to ich akceptację, a co za tym idzie wielki majątek.
Coraz częściej jednak zdarzało mu się rozmyślać nie o Albie, ale o Gibonie. Tłumaczył to sobie wściekłością, wynikającą z częstych złośliwości ze strony chłopaka.