Dziękuję za wszystkie miłe (jak na razie) komentarze. Fajnie, że ktoś to czyta i wziąć żyje :3
Muszę was zasmucić. Wysłałam na giełdę mieszkania Roba, Alice, ich mieszkania, ale... nie ma tego na giełdzie. Jak na to poradzić? Jeśli ktoś wie i chce mi pomóc, niech pisze na priv.
Oto kolejna część losów Alice Yovovic
Część 29
Niemal miesiąc po oświadczynach, Alice dowiedziała się, że Caroline wyszła ze szpitala i po zadziwiająco krótkiej rehabilitacji jest w pełni sił i może żyć swym dawnym życiem. Uradowana tą nowiną, chwyciła telefon i zadzwoniła do przyjaciółki. Umówiły się w parku naprzeciw szkoły, w której pracuje blondynka.
- Tak się cieszę, że cię widzę, Car! - krzyknęła wesoło Alice i wyściskała za wszystkie czasy swą przyjaciółkę.
- Och, jak ja tęskniłam! - kilka łez szczęścia spłynęło Caroline po policzku. - Miałam już dość szpitalnego wdzianka, które odsłania tyłek. - dodała.
Alice wzięła głęboki wdech, a na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Niebieskooka zauważyła wspaniały humor swojej przyjaciółki i zainteresowała się, co może być tego powodem.
- Nie uwierzysz - zaczęła podekscytowana. - Oświadczył mi się!
- Cudownie! - zapiszczała zachwycona.
- Szczęścia! Robert jest wspaniałym facetem, na pewno będziecie szczęśliwi. - powiedziała, ściskając koleżankę.
- Już jesteśmy. - szepnęła.
Caroline złapała prawą dłoń Alice, by dokładnie obejrzeć pierścionek, który podarował swej ukochanej pan Moore. Otworzyła szeroko oczy i wpatrywała się w biżuterię z rozdziawionymi ustami.
- 50 tysięcy simoleonów, 5,5 karatowy diament. - odparła z wyższością w głosie.
- Ach, jak ja ci zazdroszczę, Alle. Powiedz mi, kiedy wyprawicie wesele?
- Na razie o tym nie myślimy. Jest wiosna, więc pogoda jest nieprzewidywalna. Zaczekamy do końca czerwca. - odpowiedziała niby od niechcenia.
Caroline zrobiła smutną minę.
- Co z Joshem i ze mną, nie wiadomo. Totalny brak pieniędzy.
Alice otuliła dziewczynę, głaszcząc po głowie i pocieszając, że zawsze może na nią liczyć.
Po chwili atmosfera się rozluźniła i znów normalnie rozmawiały.
Wiem, że wcześniej nie wspominałam, ale Alice Yovovic i Robert Moore są parą od roku (simowego, of course) Gratulacje!
Jako, że niedługo ślub, wypadałoby poznać przyszłą teściową (czyt. kraken). Starcie roku. Alice i Robert wybrali się na kolację do owej pani.
Piękni i eleganccy stanęli przed drzwiami i mężczyzna nacisnął dzwonek. Obrócił się w stronę swej narzeczonej i wyszeptał:
- Al, proszę, dziś bez żadnych wygłupów. Moja matka jest dość konserwatywna. - ostrzegł. Ma już wybrany swój...ideał. - dodał z kwaśną miną.
Zrobiła pytającą minę, lecz zauważywszy światło wyłaniające się zza otwieranych wrót piekielnych, przybrała pozycję bojową - ustawiła się u boku lubego i na jej ustach zagościł uśmiech numer 6.
- Cześć, mamo. - przywitał się radośnie ze swą rodzicielką, jednak mocno trzymał ukochaną. - Oto Alice Yovovic, moja narzeczona.
Kobieta zlustrowała wzrokiem dziewczynę swojego syna.
- Bardzo mi...miło. - przywitała przyszłą synową ze zniesmaczeniem, ale starała się nie dać tego po sobie poznać. Zaś sztuczny uśmiech Alice utrzymywał się na jej twarzy.
Usłyszeli kroki dwóch osób - jedne były głośne, potężne, a drugie cichutkie i niemiarowe.
Do Roberta podszedł mężczyzna z pierwszymi zmarszczkami mimicznymi.
- Robbie, stary! - Rob znalazł się w stalowym uścisku brata. - Ale żeś się zestarzał, ty dziadzie jeden. Nasz agent dał Jacksonowi (tak ma na imię jego braciszek) sójkę w bok.
Alice bacznie obserwowała staruszkę
Do zielonookiego boga (

) przybiegła mała dziewczynka, Anja i rzuciła mu się w ramiona, jednak zobaczywszy jego towarzyszkę, wyskoczyła mu z rąk i podeszła do niej, zafascynowana.
- Masz przepiękną sukienkę.
- Dziękuję, twoja bluzeczka również jest śliczna. - uśmiechnęła się do dziewczynki rozczulona. Spojrzała na nią jakoś tak... inaczej, niż dotychczas spoglądała na dzieci.
Cała rodzina udała się do jadalni, aby spożyć kolacje.
Jako pierwsza, głos zabrała seniorka.
- Gdzie się poznaliście? - spytała.
- Do kancelarii prawniczej, w której pracuję przyjęto nową osobę, na którą miałem mieć oko. - skłamał. Tak jak Alice, dla rodziny istniała specjalna wersja. Wymienili nieśmiałe uśmiechy. Aktorstwo opanowane do perfekcji.
Nagle staruszka wypaliła:
- To takie dziwne... bałam się, że nie tkniesz mięsa. - powiedziała, lecz widząc minę Alice, wytłumaczyła. - Nasza Cindy była wegetarianką.
- Cindy? - skrzywiła się brunetka.
- O nie - jęknął Robert. - zaczyna się.
- Tak, była dziewczyna mojego młodszego syna. Szkoda, że głupek z nią zerwał. - mówiła niby do siebie, ale dostatecznie głośno.
- Mamo, przestań. Cindy Belleflour to temat zakończony. - chciał zapaść się pod ziemię i zabijać wzrokiem. - Może opowiesz co słychać w kółku czytelniczym? - zmienił temat.
Alice mimo swej niechęci, pomogła kobiecie posprzątać naczynia. Wycierając ostatni talerz, Xenia odwróciła się w stronę dziewczyny.
- Wiedz, że mój syn i Cindy byli nierozłączni. Kto wie, czy nie stanęliby na ślubnym kobiercu - rzekła złośliwie.
- Przepraszam, ale niezbyt interesuje mnie dawny związek Roberta. JA jestem jego narzeczoną, nie ta osoba, o której pani ciągle mówi. - wytłumaczyła nieśmiało.
Kobiecie nie spodobało się to. Będzie wojna. Pod pretekstem późnej godziny rozkazała, by wrócili do domu.
Tej nocy Al źle spała. Koszmary dręczyły ją i rzucała się na łóżku. W końcu najgorsze z najgorszych - przed oczami pojawił się obraz narzeczonego obściskującego się ze swoją byłą. Obudziła się ciężko dysząc.
Usiadła na łóżku, próbując odgonić od siebie niemiłe myśli.
Tydzień po nieprzyjemnym wieczorze wszystko wróciło do normy. Alice nie była smutna, wręcz przeciwnie, humor dopisywał, a słońce śmiało się wesoło.
Wstała i pierwszą jej czynnością było włączenie wieży stereo oraz wsadzenie płyty swojego ulubionego zespołu rockowego. Tanecznym krokiem udała się do kuchni i zaczęła smażyć naleśniki.
Nagle poczuła, że okalają ją czyjeś ręce.
- Obudziłaś mnie. - zamruczał.
Przełożyła jedzenie na talerzyk i obróciła się. Mężczyzna schylił się by pocałować dłoń Alice, która zachichotała.
- Zapraszam do tańca, już niedługo pani Moore.
Zgodziwszy się, przeszli do salonu, by porwać ciała do tańca.
Podniósł ją i wpił się w jej wargi. (uuu

)
Alice musiała udać się do łazienki. Rob kazał jej jak najszybciej wracać.
Będąc u góry, zahaczyła jeszcze o sypialnię. Wychodząc z pokoju, jej telefon zadzwonił. Nieznany numer. Odebrała i uważnie słuchała, co ma jej rozmówca do przekazania.
+BONUS
Padłam
Przykro mi, że obejrzeliście ten odcinek. Wiem, że praktycznie nic tu się nie trzymało kupy, ale dodanie tego było nieuniknione.