View Single Post
stare 08.07.2012, 17:53   #108
Kicaj
 
Avatar Kicaj
 
Zarejestrowany: 09.01.2012
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta
Postów: 657
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Stories by Kicaj

Meggie Niezły patent z tym wiatrakiem. Muszę kupić jeszcze jeden. Mojego nie oddam nawet pc'towi

sim_fun No Astala to taka primadonna. Też mnie irytowała. Ale taka musiała być dla potrzeb historii

szalola O kurde, sen mówisz? Mnie to się nigdy nie śnili Lander'owie. A szkoda. Nie musiałabym się głowić nad wątkami

myrtek A Ty wiesz, że ja wiem, że Ty wiesz, bo ja wiem i wiem z wzajemnością!
Czy zakochana to nie wiem. Raczej potrzebowała kogoś bliskiego, kto by ją przytulił i pocieszył. A on to wykorzystał gnida.


Odcinek 7

Następnego dnia, po randce z Marco, Gibon tanecznym krokiem powędrował do pracy.
W ciągu dnia miał jednak tak wielu klientów, że nie dał rady, nawet na chwilę, pogadać z tatuażystą.
Spotkał go natomiast po zakończeniu dniówki. Uradowany podbiegł do niego i rzucił mu się na szyję. Ten pośpiesznie wyplątał się z uścisku.


-Przestań! -rzekł Marco.
-O co Ci chodzi? Wczoraj nie miałeś nic przeciwko.
-Może i tak. Dziś nie mam na to ochoty. Ogólnie nie mam ochoty się z Tobą widywać. Nie dzwoń do mnie, nie pisz. Po prostu zapomnij.
Rudzielec stał zaskoczony. Marco niewzruszony, odwrócił się na pięcie i odszedł.


Gibon wziął w pracy tydzień wolnego. Musiał otrząsnąć się po zerwaniu. Efektem siedzenia w domu był wyremontowany dom Hilary. Niby nic wielkiego, jednak staruszka była zachwycona z efektu. Mogła na dużym ekranie oglądać ukochane telenowele.
Przed:


Po:


Siedem dni minęło, a Gibon nie wrócił do pracy. Staruszka widząc, że coś jest nie tak, zagadnęła przy zupie.
-Czemu to nie chodzisz do pracy, królewiczu?


-Rzuciłem te robotę. Nie chce o tym rozmawiać Hillary.


Chwila ciszy, kiedy to było słychać tylko łyżki uderzające o dno misek.


-I jak teraz masz zamiar opłacać czynsz?


-Nie płacę czynszu, Hillary -odparł Gibon. Mieszkam tu ze względu na Ciebie. Twój bratanek zatrudnił mnie do pomocy. Przypomnij sobie.
-Co?! Nie potrzebuję... -wypaliła i zakrztusiła się zupą.


Po chwili wróciła jakby nic do pałaszowania zupy. Gibon uratowany przez zachłyśnięcie.


Kolejne dni płynęły spokojnie. Hillary coraz częściej zdarzało się gadać od rzeczy.
Raz wbiegła do kuchni i zdyszana zaczęła:
-Gibek! Gibek! Bambie! O taaakii!


-Co?
-No Bambie! Disney'a nie oglądałeś?


-Hasa sobie na podwórku! W przód skacze! No Gembon! Bambie!


Chwilę minęło zanim Gibon pojął o co jej chodzi.
-Jeleń! O jelenia Ci chodzi?
-Przecież mówię, że Bambie.


Chłopak wzruszył ramionami i zaproponował partyjkę Domino. Nic tak nie uspokajało staruszki jak chwila wyciszenia.

Po godzince gry, w pełni świadoma, zaczęła snuć historię ze swej młodości.



***
-Kiedy byłam w Twoim wieku, poznałam wspaniałego chłopaka. Nazywał się Clint Alvarado. Często spotykaliśmy się na polanie nieopodal mojego domu. To była moja pierwsza, prawdziwa miłość.


Jego ojciec był właścicielem sklepu w mieście. W moich czasach, to było coś, mieć taki spożywczak. Ja byłam natomiast córką rolnika. Moja rodzina była uboga, jednak ani ja, ani brat nie chodziliśmy głodni.
Był trochę nieśmiały, dlatego pierwszy krok wykonałam ja.


Nasz romans trwał pół roku. Ukrywaliśmy się przed jego rodziną. Nigdy nie zgodziliby się na ślub swojego jedynego syna ze zwykłą wieśniaczką.
Przeżyliśmy wspólnie wiele pięknych chwil i mnóstwo namiętnych pocałunków.


Nagle coś zaczęło się psuć. On coraz częściej unikał spotkań. Dowiedziałam się, że ma ożenić się z córką krawca. W tym dniu po raz ostatni widzieliśmy się na polanie.
Zbył mnie gadką o rodzicach. Mówił, że nie ma wyboru. Nie wzruszały go moje łzy i błagania.


Pamiętam, że spojrzałam mu w oczy i kazałam iść do diabła.

***

-I tak oto jestem starą, zbzikowaną staruszką, której brat opłaca towarzystwo. Nigdy nie miałam męża, nie mam dzieci... -zawiesiła głos. -A Ty fajtłapo przegrałeś! -rzekła triumfalnie.


Kolejnego dnia, Hillary wstała z samego rana pełna werwy. Zjadła pośpiesznie śniadanie i taksówką pojechała do swych serdecznych przyjaciółek -Eli i Celi.


Plotkowały, żartowały i śmiały się do rozpuku.


-Oczywiście, że możesz z nami zostać! Nie mogę już wytrzymać z tą starą wariatką!


Wróciła do domu. Gibon oglądał telewizję. Usiadła koło niego. Po chwili zrobiła się blada i zaczęła ciężko oddychać. Chłopak zaniósł ją do pokoju i położył na łóżku. Zadzwonił po lekarza. Hillary wyglądała marnie.


Siedział naprzeciwko niej.


Kazała mu się przybliżyć i słabym głosem zaczęła:
-Gibs, nie popełniaj mojego błędu. Nie unoś się dumą i nie zaprzepaszczaj całego życia. Samotność jest straszna. Wybacz temu chłopakowi. Obiecasz mi, że chociaż spróbujesz? Zrób to dla umierającej kobiety.


-Cicho Hill, nie umierasz, lekarz jest w drodze...


Staruszka zamknęła oczy. Gibon nie słyszał jej oddechu.
-Obiecuję Hillary -powiedział i zapłakany chwycił ją za rękę -obiecuję...


-Wtem Hillary otworzyła oczy, wyprostowała się na łóżku i uśmiechnięta od ucha do ucha, powiedziała:
-No. Już myślałam, że naprawdę będę musiała zejść z tego świata abyś się zdecydował. Przyniósłbyś mi wody?


Gibon był na nią wściekły. Nie odzywał się do niej przez dwa dni. Ona oznajmiła, że pod koniec tygodnia przeprowadza się do Eli i Celi, a jemu zostawia dom. W dodatku za każdym razem gdy go widziała, przypominała o obietnicy.
Na odczepnego, zadzwonił do Ever'a i umówił się z nim na mieście.


Kiedy go zobaczył odżyły wszystkie uczucia. W duchu podziękował zwariowanej Hillary.


-Może zapomnimy o przeszłości i zaczniemy raz jeszcze? -zaproponował Ever'owi.

C.D.N.

Miał być jeszcze jeden odcinek z Gibonem, ale po pierwsze, nie działają mi podróże(?!) a po drugie, to by było zwykłe przeciąganie akcji.
Dlatego żegnaj przeplatanko 2 na 2!
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że mam za sobą pobyt Alby na księżycu i rozterki Gibona. Zbudowałam podstawy do dalszej akcji. Nareszcie!
__________________
reality bites

Ostatnio edytowane przez Kicaj : 08.07.2012 - 17:59
Kicaj jest offline   Odpowiedź z Cytatem