heheh, bardzo dziękuję!
przygotujcie się na odcinek z około...70 zdjęciami, duzo fotek cykałam XD
Rodzina Hapter, część XI

Miranda miała urodziny!

I tak wygląda po małej przeróbce w czasie plotkowania z tatą.

Mama jej jeszcze nie widziała...

...ale kiedy wróciło do domu była dumna, że już sobie znalazła hobby- rysowanie.

Alice wróciła właśnie od lekarza- z powodu ciągłych bólów głowy, zawrotów i nagłego osłabienia, postanowiła wreszcie się do niego udać. Jednak, jak się spodziewała, sam nie znał ani przyczyn jej złego samopoczucia, ani lekarstwa.
***
Kiedy Mimi poszła spać do nowego pokoju ( który strasznie się jej i mi podoba), zauważyła terrarium. Pomyślała, że to pewnie do ozdoby, jej mama jest do tego zdolna...

Na drugi dzień rano spytała się jednak Ali, co terrarium robi w akurat JEJ pokoju.

- Skoro nie pomagasz mi w obiedzie, to chociaż idź się wykąp. Nosisz te same ubrania 4 dni, prześmiergłaś nauką. A poza tym tu nic dobrego już nie zrobisz - mamusia skutecznie ją zbyła.
Ale i w łazience nic dobrego nie zrobiła...czy muszę komentować do zdjęcie?

Alice w tym czasie poszła powyrywać chwasty...w piżamie. Cała Alice

Mimi szybko uciekła z łazienki i poszła zająć się Alexem. Baaardzo się polubili...


więc mała chciała przejść się z nim na spacer!

Niestety wiele ją omineło, jak widać samochód z lodami bardzo pasuje i Alice..

...i Jackowi.
***

Parę dni później Alice i Jack ( w mundurze, chciał się pochwalić przed uczniami...a może nauczycielami? Zwłaszcza tej zgrabnej blondynce od angielskiego...) odebrali Mirandę ze szkoły...

...i postanowili wybrać się na urozinową kolację dla Mimi!

Po wyjściu Jack zauważył parę podejrzanych obiektów wrzeszczących i postanowił ich spisać.

I oczywiście napisać raport.
W tą samą noc odwiedziły ich dwie, kompletnie różniaste osoby...

Jelenie atakują moje pranie
***
A prezent? Zgadnijcie co było prezentem: Leo! Czyli prościej mówiąc żółwik =D

Mimi strasznie się ucieszyła, kiedy wróciła ze szkoły...

... i od razu zaczęła gadać do żółwia, dziwne dziecko...

Później oczywiście wspólny posiłek...

... i oglądanie telewizji.
"Ojej!"

"Czy oni zabiją tego żółwika"

"Ahaa"

"YYYY"

"Tato, nie bądź beksa kurde!"

"No ale..."

" O pacz. Nie zabili go!' <wyszczerz>

<wyszczerz>

<wyszczerz>

<wyszczerz>

"Eyuy, co my odwalamy?"
Alex w tym czasie był o dziwno normalniejszy niż zwukle, znowu wykopał jakieś gówno...

... i złożył hydrant
***
Miranda coraz więcej malowała- bardzo to lubiła.

Jack wrócił do siłowni po krótkiej przerwie- jak nie podciągał tego czegoś...

...to biegał.

Alice w tym czasie zauważyła słodkiego pieska na ich podwórku. Wabił się Lassie Mały pies.

Był STRASZNIE słodki

Alex też go polubił...

No paczcie, czyż nie jest słodki?

No ale koniec szaleństwa, trzeba się zająć Leo.

Mimi właśnie wraca do domu, bacznie przyglądając się kierowcy.

Wcale się nie dziwię- jak można się tak niemodnie ubierać!

Chwilę później siedziała z tatą i Leosiem, oglądając wiadomości

A Ali w tym czasie poleciała zobaczyć się z Aoulette i Verą- Imogen nie mogła przyjść : C

-Hej Vera, hej Lette...Macie coś?
- Strasznie niewyraźnie wyglądasz, dobrze się czujes?- Lette chyba nigdy nie mówiła zwykłego "cześć"
Ali nie lubiła kłamać przyjaciółek, ale co im miała powiedzieć? Że głowa jej za chwile eksploduje?

- Tak, w miarę dobrze, dzięki.
Lette chyba ją przejrzała, ale już się nie odzywała...
Odezwała się za to Vera.

- Tak, mamy! Pytałam chyba wszystkich w mieście, uwierz mi, WSZYSTKICH.

- Chyba wierzę..- Ali naprawdę wierzyła, że Vera jest do tego zdolna.
- I oznajmiam wszech i wobec, uwaga drogie panie, dowiedziałam się wszelakich niezbędnych dla nas, czyli Very Blacbourn, Alice Hapter-Clark, Aoulette Ptak i Imogen Pelly...

- VERA, DO JASNEJ CHOLERY, NIE PIE*RZ TYLE!- Lette była BARDZO cierpliwa. Alice się już przyzwyczaiła...

Shot at 2012-07-27
- No dobra, udało się. Nikt go nie widział z żadną kobietą, nikt w ogóle go niewidział w mieście. Joe Hikita nawet nie wie, kto to jest. A teraz żegnaj, Ali i pani Wielkie Ego. Do zobaczenia w przyszłą sobotę lub niedzielę.

I już jej nie było.
-Lette, musiałaś?

- Przecież ja jej nic nie zrobiłam...- mina i głos niewiniątka.
- Jasne..A masz coś chociaż?
- Pewnie! Uwierzysz, że te pacany z policji...
- Lette!
- No co?! Ci mili panowie naprawdę uwierzyli, że chcę z nimi pracować? Spytałam się nawet jednego, czy ma wolne od rozlepiania mandatów popołudnie, strasznie przystojny był. A te mięśnie, sama nie powiem gdzie...

-Pytam się sama wiesz o co!
- Dobra, dobra, rozchmurz się. Pytałam.

- I co?
- Nie ma.
- Jasna dupa, CZEGO NIE MA?
- Uspokój się, od tego się zmarszczki robią- Stary tekst.

Pytałam i okazało się że na jego oddziale nie pracuje żadna kobieta. Tam w ogóle nie pracuje żadna kobieta, dlatego John bardzo ucieszył się, że dołączę do ich grona.
- I założę się, że tak samo się zmartwi, kiedy powiesz że żartowałaś.

- Może. Aha, ważne. Imo mówiła, że Jeanne śledziła Jacka, ale ona nawet nie wychodził z biura. To znaczy wychodził z jakimś kumplem na chwile na dwór, rozmawiali, dzwonili gdzieś, a później jechali, ale na inne piętro. Dzień w dzień tak samo.... Ale ja już muszę iść. Nawet monopolowy zamknęli, szkarady ***...
- Dobra, pa. Lepiej już idź.
Ali miała mętlik w głowie. Jack nie ma w pracy żadnej kochanki, ale nie wychodzi z pracy. Chociaż mimo to, nie wraca do swojego biura, tylko lezie gdzieś indziej z jakimś "kumplem"

Nagle zakręciło się jej w głowie. "Teraz chyba na prawdę eksploduje" pomyślała.

I upadła. Nikt jej nie widział, bo kto? Wszystko dawno pozamykane.
Pomyślała jeszcze, że dzisiejsza noc jest wyjątkowo piękna. Tylko, dalczego gwiazdy łączą się w zygzaczki?

Zemdlała.