Na początku, chciałam podziękować za tak liczne komentarze. To, że tak duża ilość użytkowników zagląda tu i czyta moje OJSG jest bardzo budujące.
I już bez zbędnej paplaniny:
Odcinek 11
Była otępiała i otaczała ją czerń. Coś uwierało ją w prawym nadgarstku. Nagle poczuła silny ból gdzieś w okolicy brzucha. Dotknęła tego miejsca. Brzuch był nieprzyjemnie pusty. Skrzywiła się boleśnie.
Otworzyła powoli oczy i westchnęła ciężko.
To był błąd. Uderzyła ją fala tak silna bólu, że napięły się wszystkie jej mięśnie i przeciągle zawyła.
Natychmiast pojawił się przy niej Gibon. Delikatnie położył dłoń na jej policzku i szepnął uspokajająco:
-Wszystko w porządku, słońce.
-Gdzie ja… -zaczęła cicho.
-Ćśśś… Nie trać sił na mówienie. Jesteś w szpitalu. Byłaś nieprzytomna przez cztery dni, ale wszystko jest już dobrze.
- Alba? Słyszysz mnie?
Ona jednak pogrążyła się w ciemności. Przez umysł przedzierały się obrazy z przeszłości. Widziała siebie, jako małą dziewczynkę, próbującą dosięgnąć filiżanki z kredensu. Później, niczym w filmowej scenie, ujrzała rodziców. Ojciec obejmował matkę, całował ją delikatnie w policzek. Oboje odwrócili się w jej stronę. Uśmiechali się szczęśliwi. Pamela wyciągnęła w jej stronę rękę, ale ona nie mogła jej dosięgnąć. Była bardzo sfrustrowana tym faktem.
Nie wiedziała jak długo znajduje się w tym stanie. Obrazy pojawiały się i zaraz znikały. Były coraz mniej wyraźne.
Usłyszała znajomy głos. Ktoś mówił do niej po imieniu. Uczepiła się tego i powróciwszy do świadomości, otworzyła oczy.
Naprzeciwko niej siedział Gibon. Delikatnie ściskał jej lewy nadgarstek. Miał podkrążone oczy i zapadnięte policzki. Wyglądał na zmartwionego i wyczerpanego.
Bała się wykonać jakikolwiek ruch. Doskonale pamiętała wcześniejszy ból. Utkwiła wzrok w kwiatach stojących przed nią.
Nie wykonując najmniejszego ruchu, nadal wpatrzona na wprost przed siebie, odważyła się zapytać:
-Co z dzieckiem?
-Mała ma się dobrze.
Po tych słowach odetchnęła z ulgą. Uspokojona przymknęła powieki i znów odpłynęła w niebyt.
I tak przespała kolejny dzień. Gibon cały ten czas nie odstępował od jej łóżka ani na krok.
Nagle do jej świadomości przebił się płacz dziecka. Ostrożnie podniosła głowę, aby zobaczyć skąd dochodzi.
Ujrzała małe zawiniątko, które energicznie machało maleńkim rączkami.
-Pielęgniarka przyniosła ją na chwilę –odezwał się Gibon.
Wstał z krzesła i wziął niemowlę na ręce. Chciał jej podać dziecko, ale ta zaprzeczyła ruchem głowy.
Sama ostrożnie wstała z łóżka i podeszła do niego.
-Czy jest zdrowa? –zapytała.
-Całkowicie. Początkowo miała problemy z oddechem, ale jest bardzo silna i wyszła z tego. Zadziwiła samych lekarzy –powiedział z dumą. –Chodź, pójdziemy do mamusi na rączki –zaszczebiotał.
-Nie! –sprzeciwiła się. –Jeszcze ją upuszczę. Nie dawaj mi jej.
Gibona zdziwiła bardzo reakcja blondynki. Wziął to jednak na konto wyczerpania. Alba nie odzyska przecież pełni sił z dnia na dzień.
Dwa tygodnie później, lekarz wypisał oboje. Szczęśliwy rudzielec odebrał je ze szpitala i razem z Ever’em zawiózł do domu.
Wprowadził dziewczyny do ich nowo wybudowanego salonu i przeszedł z nimi do sypialni.
-Wybacz, że wszystko jest takie żółte, ale wszystko zaprojektowałem przed porodem. Wtedy nie znałem jeszcze płci. Możesz tu zmienić dosłownie wszystko.
-Dzięki –odparła Alba od niechcenia i od razu skierowała się w stronę łóżka.
Gibon wsadził niemowlę do kołyski i opatulił kocykiem.
-Wybrałaś już może imię? Nie wiem jak mam się zwracać do tej ślicznoty.
-Nie, jeszcze nie. Wybacz, ale jestem zmęczona –odparła i położyła się na łóżku.
Mężczyzna cicho wycofał się z pokoju i delikatnie zamknął drzwi.
Godzinę później po domu rozniosło się przeraźliwe wycie. Gibon zaniepokojony pobiegł na piętro i wszedł do sypialni. W łóżeczku, ile sił w płucach, darło się niemowlę.
Zapalił światło i ujrzał siedzącą na podłodze Albę, która na nic nie reagowała.
***
Miesiąc później.
Gibon właśnie wykąpał siostrzenicę i włożył ją do kojca. Wtem usłyszał dzwonek do drzwi.
Kto się dobija o tej porze –pomyślał i w samych slipach poszedł to sprawdzić.
Za drzwiami stała Kleo z synem, oraz Sutton.
-Cześć brat- przywitała się ta ostatnia.
Zaprosił je czym prędzej do środka i serdecznie uściskał.
-Co wy tu robicie?- zapytał z niedowierzaniem.
-Co, już nie możemy starego brata odwiedzić?
-Nie no, oczywiście! Jestem szczęśliwy z waszego przyjazdu. Po prostu zdziwiłem się, że Lander’owie wam na to pozwolili.
-Nie mieli zbyt wiele do powiedzenia –odparła Sutton. –Jechaliśmy dziesięć godzin, może pozwoliłbyś nam chociaż usiąść?
-Wybaczcie, muszę się otrząsnąć z szoku. Na górze jest mały pokoik gościnny. Zaniosę tam wasze bagaże i będziecie mogły się odświeżyć. Tak się cieszę, że tu jesteście!
Chwilę pogadali i pożartowali. Doszli jednak do wniosku, że mają na to mnóstwo czasu jutro. Kleo utuliła do snu małego Olafka.
Chwilę później goście, wyczerpani podróżą, usnęli.
Rankiem, Gibon krzątał się po kuchni. Przygotowywał śniadanie dla wszystkich.
W huśtawce drzemało spokojnie niemowlę.
Trzasnęły drzwi wejściowe. To Everdean wrócił z nocnej zmiany. Podszedł do męża i na przywitanie objął mocno.
Następnie oparty o kuchenną szafkę zagadnął:
-Jak minęła noc? Często wstawałeś do małej? A może Alba przypomniała sobie, że jest matką?
-Przestań –uciął rozdrażniony.
Usłyszeli kroki na schodach. Obaj spojrzeli w tamtym kierunku. Ever zrobił zdziwioną minę i pytająco spojrzał na Gibona.
Do pomieszczenia wbiegła ruda nastolatka, a za nią weszła brunetka z małym chłopcem na ręku.
-Dzień dobry -zaczęła nieśmiało. -Gibon, mogę podgrzać mleko dla dziecka?
Ten wskazał jej na podgrzewacz do butelek i wrócił do naleśników.
-Cześć wszystkim! -zawołała radośnie Sutton. Podeszła do brata i ucałowała go w policzek. Następnie skierowała się w stronę szwagra i podała mu dłoń.
-Miło Cię wreszcie poznać, Sutton jestem.
-Ekhem...-odchrząknął -Everdean Eveerdeen.
-Przyjechały wczoraj, nie mogłem się do ciebie dodzwonić -pośpieszył z wyjaśnieniem Gibon.
Sutton uśmiechnęła się i rozejrzała po pomieszczeniu. Jej uwagę przykuło maleństwo pod ścianą .
-Jaka ona słodka! –zapiszczała. Podeszła bliżej i przyjrzała się śpiącej dziewczynce.
Kleo sprawdziła temperaturę mleka i podała synowi butelkę. W tym czasie Gibon rozkładał talerze i podawał jedzenie.
Zasiedli do stołu i zaczęli pałaszować śniadanie. Niezręczne milczenie przerwała Kleo.
-Alba do nas dołączy?
-Nie. Jest bardzo zmęczona.
Everdean zakrztusił się jedzeniem. Gibon zmroził go wzrokiem.
Wtem dziecko zakwiliło przez sen. Na ten dźwięk, czarnowłosy tylko skrzywił się znacząco. Obrócił głowę i zagadnął Kleo:
-Jak długo planujecie zostać?
-Ever! –zganił go rudzielec.
-Przecież tylko pytam. Przestań być taki drażliwy.
-Ja tylko na parę dni, dopóki mój mąż jest poza krajem. A Sutton, jeśli się zgodzicie, zostanie na całe wakacje.
-Dlaczego mieliby mieć coś przeciwko? –oburzyła się nastolatka.
-Bo trudno z Tobą wytrzymać , pyskaczu –odparła rozbawiona.
-Serio? Lander’owie zgodzili się ją puścić na tak długo? –zapytał Gibon.
-Nie mieli wyjścia. Tak nudziła, że musieli. Zresztą sam zobaczysz jakie z niej ziółko.
-No wiesz co, przesadzasz. Wcale nie jest tak jak mówisz.
Sutton jeszcze bardziej się obruszyła i spojrzała na brata.
-Ale mogę zostać, prawda?
-Oczywiście. Jak długo tylko będziesz chciała.
Całej tej scenie przyglądał się rozbawiony Ever. Podniósł się miejsca i poinformował zebranych:
-Muszę lecieć do ratusza załatwić parę spraw.
-Ale dopiero przyszedłeś, nie jesteś zmęczony po całej nocy w pracy? –zapytała z niedowierzaniem Kleo.
-Nie potrzebuję wiele snu, ale…
-Mogę jechać z wujkiem? –przerwała mu Sutton.
Ever z przerażeniem popatrzył na dziewczynę i niepewnie odparł:
-Jeśli chcesz…
Ta wzięła go pod ramię i skonsternowanego, pociągnęła do drzwi. Całą drogę do samochodu szczebiotała radośnie, a on tylko kiwał głową.
W kuchni natomiast, Gibon przeprosił Kleo i wyszedł, aby przebrać rozbudzone niemowlę.
Wydało jej się dziwne, że nie poszedł na piętro, tam gdzie pokój miała Alba. Wzięła Olafa na ręce i udała się sprawdzić, o co tak naprawdę chodzi z jej siostrą.
Weszła do jej sypialni i ujrzała kobietę leżącą bez ruchu na podłodze.
Odłożyła dziecko i czym prędzej podbiegła do niej.
-Alba, odezwij się!- rzekła spanikowana. Potrząsnęła ją kilkakrotnie, jednak bez skutku. - Gibon, dzwoń po karetkę – wrzasnęła.
Po minucie wbiegł do pokoju. Rozeznał się w sytuacji i spokojnie podniósł kobietę z ziemi i położył do łóżka. Ta zatrzepotała rzęsami niepewnie i zamknęła oczy. Całemu zdarzeniu przyglądała się Kleo z nieukrywanym zdziwieniem.
Nie mogła wyjść z szoku. To co przed chwilą zobaczyła, nie mieściło się w głowie. Gibon uspokajająco głaskał Albę po głowie i nucił do ucha.
Kiedy skończył, spojrzał bez wyrazu na Kleo.
Ona otrząsnęła się z szoku i z największym spokojem, na jaki było ją stać, zaczęła:
-Przez telefon nie mówiłeś, że jest tak źle. Jak długo to trwa?
-Wszystko jest w porządku. Z Albą jest dobrze. Wszystko mam pod kontrolą!
-Spokojnie.
-Jestem spokojny! -wybuchł gniewem.
-Jak długo to trwa? Czy ona w ogóle wie co się wokół niej dzieje? To dlatego Ty zajmujesz się dzieckiem!
-Nic nie rozumiesz –wysyczał złowrogo i wyszedł z pokoju.
Ona podniosła dziecko i udała się za nim.
-Daj sobie powiedzieć, że jej nie pomagasz. Pogarszasz tylko sprawę –mówiła idąc za nim po krętych schodach.
Nie słuchał jej. Podszedł do kojca stojącego nieopodal, wziął siostrzenicę na ręce i rzekł:
-Wybacz, ale muszę wyjść. Wsadził niemowlę do wózka i już go nie było.
Chwilę później Kleo usłyszała trzask drzwi wejściowych i do salonu weszli Sutton z Everdeanem.
-Zapomnieliśmy dokumentów –rzucił Ever.
-Co się stało? –zapytała dziewczyna widząc niewyraźną minę siostry. Ta zbyła jej pytanie i zwróciła się groźnie do wampira.
-Co wy do cholery robicie z Albą? Dlaczego jest taka otępiała? Czemu nie pójdziecie z nią do lekarza?
-Chciałem, ale Gibon nie pozwolił mi się nawet do niej zbliżyć. Nie przemówisz mu do rozumu. Jest zbyt uparty i nie potrafi zaakceptować faktów.
-Ever, ona potrzebuje pomocy. Ale nie naszej, ani Gibona. To nie jest normalne zachowanie dwa miesiące po porodzie. Musi porozmawiać ze specjalistą.
-Próbowałem przekonać do tego Gibona, ale za każdym razem jak o tym napomknę wścieka się i przestaje odzywać.
-Ale jego teraz nie ma w domu, a my musimy coś zrobić.
-Co masz na myśli?
-Sutton zostanie z Olafem, Ty idź po Albę. Spotkamy się w garażu.
Ever wszedł na piętro. Otworzył drzwi do dusznego pokoju. Zasłony były zasłonięte, a w środku panował półmrok. Na łóżku ujrzał niewyraźną sylwetkę.
-Alba?
Zero odpowiedzi. Jednym ruchem podniósł ją do góry. Jej bezwładne ciało poddało się bez oporu. Zamknęła oczy i oparła głowę o jego ramię.
Niósł ją jak małe dziecko. Był pewien, że tak wychudzona nie da rady ustać o własnych siłach.
Dotarł do garażu i tak z pomocą Kleo, wepchnął ją na tylne siedzenie samochodu. Sam zasiadł za kierownicą, a szwagierka obok. Powiedziała tylko cicho:
-Do szpitala.
I odjechali.

C.D.N.
Wybaczcie, że niektóre zdjęcia nie do końca pasują do opisu. Gra mi się piekielnie zacina i musiałam improwizować.