- Nie mogę zostać twoją żoną, po prostu nie mogę! Mam męża! - krzyknęła Sara i wybiegła zapłakana.
- No toś się chłopcze wpakował. Zginiesz w piekielnych czeluściach za to. – dorzucił Henry.
- Haha. To sobie przyjaciółkę znalazłeś. Ty się angażujesz, a ona traktuje cię jak zabaweczkę. – powiedziała Eva i poszła do swojego pokoju. – Co za cyrk!
Adam nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Czuł na sobie wzrok reszty rodziny. Patrzyli na niego jak na idiotę, którego wystawiła panna. No w sumie mieli rację.
Pośpieszył się chłopak, ale cóż stało się. Pobiegł do swojego pokoju, usiadł na podłodze i zaczął płakać jak dziecko. Ojej, biedactwo.

Następnego dnia Eva czuła się coraz gorzej. Często miała nudności i wymiotowała. Użyła mózgu i przypomniała jej się tamta akcja z bluzką. Poszła do apteki, gdzie pani w białym fartuchu z
ironicznym śmiechem podała jej to, po co przyszła. Po powrocie do domu, nie czekając na nic zrobiła test i...
- O ***** jestem w ciąży! Zabiję tego gnojka! - wydarła się na cały głos.

Łazienka była obok pokoju Adama, on również krzyknął:
- Czego się tam drzesz? Zacięłaś się przy goleniu? - tak, szybko mu przeszło. Wrócił dawny Adam.
- Zamknij się, nie twój interes! - odszczeknęła mu Eva.
No tak, fajnie...Dziecko. Ale jak ona to sobie wyobraża? Ojciec nieznany, nie ma komu płacić alimentów. Eveline na pewno wyrzuci ją z domu, Henry przeklnie. Haha, było pomyśleć o zabezpieczeniu ;>
Eveline wciąż rozmyślała o Davidzie z siłowni. Gdy z nim flirtowała, zadzwonił Adam, aby przyszła na ten felerny obiad. Na szczęście rezolutny kolega zostawił jej numer telefonu. Postanowiła zadzwonić:
- Hej, tu Eveline. Poznaliśmy się na siłowni, może wyskoczymy gdzieś razem? - wyrecytowała jednym tchem.

- Hej. Pamiętam cię. Spoko, możemy się spotkać. - opowiedział automatycznie mężczyzna.
- Super, o 20 w parku, koło fontanny. Pa - przesłała mu niewidocznego dla niego buziaka.
Może to dziś będzie ten dzień, w którym w końcu go zdobędzie? Nie liczyłabym na wiele, ale kto wie. Evelinka jest sprytna, a przede wszystkim nigdy nie odpuszcza.
Chyba, że ma do czynienia z kompletnym idiotą odpornym na kobiece wdzięki i zaloty (koleś od badyli na parapecie

).
Henry dostaje coraz bardziej w głowę. Ubiera moherowy beret i neonowy dres, ogląda programy o modzie dla starszych elegantów, czyta księgi i co chwilę wykrzykuje coraz to nowe przepowiednie:

- Świat zaleje potężna fala, okryje mroczny ogień, strawi powietrze i zasypie ziemia! Przeżyje tylko ten kto czysty i uczciwy. - tak, wyobrażacie sobie wodę, ogień, wiatr i ziemię jednocześnie? Co za inteligent. Szkoda, że to bęc w głowę tak odbiło się na jego psychice. Dziadek jest nie do wytrzymania. Lepiej by było, gdyby wrócił do dawnego stylu życia: sex, drugs and rock&roll .Był przynajmniej normalny. Ech, może kiedyś...
Nadeszła godzina 20 i Eveline siedziała pod fontanną wyczekując swojego kochanka. Usiadła w interesującej pozycji i niczym sokół rozglądała się na wszystkie strony.

Minęło pół godziny, gościa nigdzie nie widać. Gdzieniegdzie tylko ktoś przemaszerował a to z dzieckiem, a to z ukochanym, a to z teściową. W końcu jednak dumnie i oczekując oklasków pojawił się David. Nie przeprosił za spóźnienie, nie powiedział żadnego komplementu. No nic. Co za gbur! Kiedyś był chyba bardziej rozgadany ;>
Eveline w końcu przerwała milczenie i zaproponowała spacer. Zgodził się. W czasie przechadzki Eveline zaczęła swój wywiad:
- Czym się na co dzień zajmujesz?
- Jestem lekarzem. Poza pracą mam małą stadninę koni.
- Aha - odpowiedziała kwasząc się. Spodziewa się odpowiedzi w stylu: "jestem szefem dużej firmy. Jestem bogaty" a nie marny lekarz-koniarz. Ach, life is brutal.

- A ty, co robisz na co dzień? - zapytał.
- Yyyy, no ja ten nooo... - jąkała się Eveline. - Jestem sekretarką w dużej firmie. - skłamała, bo tak naprawdę siedzi w domu i żeruje na pieniądzach Henry'ego.
- Eej, to fajnie. Masz pewnie ręce pełne roboty. - uśmiechnął się znacząco David. Co za zboczuszek.

- Owszem. Często muszę zostawać po godzinach. - odpowiedziała zupełnie nieświadoma żartu rozmówcy.
David zaczął się śmiać. Dostał ataku śmiechu. Eveline patrzyła na niego jak na wariata. Po chwili spoważniał, gdyż zauważył, że zrobili kółko wokół parku i wrócili pod fontannę.
- No to ja będę leciał. Późno już, konie czekają.
- Zaczekaj, spójrz jakie ładne gwiazdy, może popatrzymy? - zapytała chcąc aby było romantycznie.
- No dobra. - odpowiedział bez przekonania.
Poszli między drzewa usiedli obok siebie na trawie. Zrobiło się bardzo romantycznie. Eveline przybliżyła się do Davida i delikatnie go objęła. On zrobił to samo. Eveline przechyliła głowę z jego stronę, on zrobił to samo. Spojrzeli na siebie wymownie.

Co było później chyba nie muszę opisywać

Było głośno i interesująco! I zleciało się kilku gapiów, którzy skandowali:
- Brawo!! Dalej, mocniej...