Emma wyszła ze swojego namiotu i usiadła nad brzegiem morza. Była załamana tym, co się wczoraj stało. Nie powinna była pić. Zawsze grzeczna, ułożona a teraz co? Popełniła ogromny błąd, ale bardziej bała się konsekwencji.
"A co jeśli zaszłam?" - powtarzała w myślach jak mantrę. Wtem znikąd pojawiła się jej przyjaciółka Justyna. Usiadła obok niej.

- Boże, co ja zrobiłam! - krzynęła Emma i popłakała się.
- Nie płacz mała. Nic się takiego nie stało. - uspokojała ją przyjaciółka.
- Jak to nic? Przespałam się z tym kolesiem!
- Jesteś tego pewna? Pamiętasz to?
- No nie, ale to nie oznacza, że tego nie zrobiłam. Już nic nie wiem...
- Ale ja wiem. Widziałam was wtedy. Wyszliście z tych krzaków i poszliście w stronę twojego namiotu. Chwilę później poszłam tam, aby nie dopuścić do niczego. Gdy weszłam...ty chrapałaś w najlepsze, a Robert siedział obok ciebie. Nie pytam dlaczego. Spojrzał na mnie spode łba i położył się. Wyszłam, bo wiedziałam, że do niczego między wami nie dojdzie. On też nie był w stanie nic zrobić.
- Naprawdę? Mówisz serio? O Boże to cudownie!!!
- Wiedziałam, że cię to ucieszy. Leć do Marcina, masz mu co wyjaśniać.
Emma wstała w pośpiechu i pobiegła do namiotu, w którym spał dziś Marcin. Miała szczęście, bo akurat z niego wychodził. Zagadała do niego.
- Hej! Możemy chwilkę pogadać?
- Nie mam teraz czasu. Idź lepiej do swojego Roberta.
- Mojego? Daj spokój! My nie jesteśmy razem, żebyś takie fochy strzelał.

- To po co tu przyszłaś, skoro nie jesteśmy razem?
- Zbieram ekipę na dzisiejszą wyprawę po lasach. Chciałam zapytać czy idziesz z nami. Nie będę ci się tłumaczyć, nie jesteś moim ojcem!
- Aha, jak chcesz. Idźcie sobie i bawcie się dobrze.
No i poszli. Wszyscy poza Marcinem. I bawili się świetnie. Chodzili po lesie, śmiali się, żartowali. Ogólnie miło spędzili czas. Wieczorem wrócili do obozu. Emma szła na czole i pierwsza zauważyła ślady krwi.

Wszędzie pełno krwi. Jak po nitce to kłębka doszła do centrum... Zaczęła krzyczeć.
- Ja pier****!!! Chodźcie tu!
Wszyscy przyszli i zobaczyli Marcina w kałuży krwi. Emma rozpłakała się, ktoś sprawdził czy kolega żyje. Niestety, śmierć na miejscu. Kto mu to zrobił i dlaczego? Wszyscy popadli w głęboki szok. Ktoś jednak był na tyle przytomny, że zadzwonił po policję i pogotowie. Mundurowi byli po kilku minutach. Obejrzeli miejsce zbrodni, zebrali dowody, zabrali ciało, przesłuchali wszystkich i pojechali. Młodzież nie wiedziała co zrobić. Nie chcieli tu dłużej zostać.
- Tato... - Emmie drżał głos.
- Córeczko co się stało? Córeczko słyszysz mnie? - David bardzo się zdenerwował.
- Przyjedź po mnie proszę!
- Zaraz będę!
Reszta towarzystwa zrobiła to samo, zadzwoniła po rodziców. Po godzinie przyjechał zdenerwowany David.
- Córeczko nic ci nie jest? Co tu się stało? - spojrzał na wszechobecną krew.
- Tato...Zabili Marcina. Nie chcę już tu być. Zabierz mnie stąd. - wtuliła się w ojca.

- Oczywiście maleńka, chodź. Wracamy. Justyna jedziesz z nami?
- Jeśli mogę. - odpowiedziała cicho.
- Jeszcze pytasz, pewnie, że możesz.
I pojechali. Przez całą drogę milczeli. Emma tylko po co jakiś czas pociągała nosem. Wszyscy przyjechali przed dom Boostera. Emma weszła do domu i od razu pobiegła do swojego pokoju. Justyna jeszcze chwilę została w salonie.
- Zaścieliłam ci łóżko Justynko, idź odpocząć. Zadzwonię do twoich rodziców. O nic się nie martw. - powiedział David.

Eva zeszła z góry i David opowiedział jej o wszystkim. Była w szoku. Tym bardziej, że to syn Aleksandra...Ech, straszne.
Henry dziś nie poszedł jak zawsze do Violet. Ona miała jakieś babskie spotkanie. On natomiast poszedł do klubu, dawno tam nie był. Rozważał czy ubrać dresik, stwierdził jednak, że dziś nie będzie szalał. Wszedł do knajpki. Usiadł przy barze, wypił drinka i zagadał do młodziutkiej dziewczyny. Gadka szmatka i poszli razem tańczyć. Fajnie się razem czuli. Ona chyba lubiła starszych, on młodymi nie gardzi. W końcu Henry dowiedział się jak młoda ma na imię. To Aiden Robinson, córka największego potentata finansowego Bridgeport. Niezła partia

Przetańczyli kilka utworów i poszli się napić.
- Czym się na co dzień zajmujesz? - zagadała Aiden.

- Jestem starym dziadkiem na emeryturze. Co mogę robić? Ostatnio często zajmuję się wnukiem, ot całe moje życie.
- I imprezujesz. Rzadko spotykam tu panów w wieku mojego ojca. Fajny jesteś.
- Dzięki. Ty też niczego sobie.
- Chodź, idziemy dalej tańczyć.
I tańczyli tak, aż do zamknięcia lokalu.

Violet nie miała żadnego babskiego spotkania. Przyszła do niej Eveline i musiała w ostatniej chwili odwołać spotkanie z Henrym. Czego chciała? Pieniędzy. Nie miała z czego żyć. Na prace była zbyt leniwa, a nikt już nie chciał jej utrzymywać. Jak trwoga to do Boga

. Violet oczywiście nie zgodziła się na darowiznę. Nic jej nie dała. W zamian za uprzejmość dostała ciosa w twarz. Z ust poleciało nieco krwi.

Był środek nocy, gdy Chris postanowił urządzić sobie koncert. Sara była taka zmęczona, tak samo jak Adam. Nikt nie chciał do niego wstawać.
- No idź...to przecież twoje dziecko. - wymamrotała przez sen Sara.
- Moje? No nie sądzę. - wycedził Adam. - Zawołaj jego tatusia.
- Zamknij się! - w końcu wstała.
- No chodź tu ty bachorze. Ciężko ci spać, czy lubisz mnie denerwować. Jak dobrze, że masz niebawem urodziny! - szarpnęła go i położyła na podłodze w salonie. Mały dalej płakał.

- No co jest kurde, jeszcze ci źle? Czego ty chcesz?
Mały płakał jeszcze mocniej. W końcu wkroczył Adam.
- A nie pomyślałaś, że jest głodny? - powiedział i dał małemu butelkę. Zapanowała cisza.
Sarze zrobiło się głupio. Ale olała to uczucie i wróciła do łóżka.
- Położysz go spać. Cześć!
Mały już nie zasnął. Bawił się do rana ze swoim ojczymem.

Adam był nim zafascynowany i poświęcał mu każdą wolną chwilę. Kochał go jak swojego syna, nie to co matka.