View Single Post
stare 30.09.2012, 09:06   #3
Skylinn
 
Avatar Skylinn
 
Zarejestrowany: 30.08.2012
Płeć: Kobieta
Postów: 314
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Simowe perypetie u emi_smile

Dziękuję wszystkim za komentarze i od razu mówię, że odcinek nie ma widocznego
sensu

Perypetie Tiffany, część 11 o.O

Vivienne poświęcała każdą wolną chwilę na naukę zaklęć. Uwielbiała ćwiczyć i wychodziło jej to całkiem nieźle. Szybko się uczyła, lecz nie spoczywała na laurach. Poza tym, była dumna, że jako jedyna ze szkoły posiada zdolności magiczne.

Alchemia szła jej odrobinę gorzej, jednak nie przejmowała się tym. Uwielbiała wszystko, co miało choćby najmniejszy związek z magią.

Loretta była bardzo dumna ze swojej uczennicy. Nie mogła uwierzyć, że Viv w tak krótkim czasie opanowała prawie wszystkie zaklęcia.

Zaraz po lekcji do garażu, w którym się obywały, wpadła Tiffany.
- Słuchaj, Loretto. Jesteś u nas bardzo często, dzieciaki cię lubią. Prawie całymi dniami uczysz Vivkę tej całej magii, a tymczasem wynajmujesz jakieś obskurne mieszkanie w mieście. Co ty na to, żeby się do nas wprowadzić? - zapytała serdecznie.

- Eee... nie wiem... Moonlight Falls i tak zawsze pozostanie moim domem. Nie potrafiłabym się przeprowadzić do SV na stałe, chyba rozumiesz... A poza tym, macie dla mnie miejsce? Nie chce wam robić problemu.

- Ależ nie zrobisz żadnego problemu! Przecież tu, w garażu, jak się odmaluje, przyniesie meble i ogólnie wyremontuje i przystosuje do mieszkania, to tu będziesz miała naprawdę przytulny pokoik!

Lorett nie dała się dłużej prosić. Perspektywa mieszkania z tak miłymi ludźmi, była cudowna. Nie wspominając już o mieszkaniu, którego szczerze nienawidziła.


Nadszedł czas również na Patricka i Alexis. Oni, niestety, też musieli mieć urodziny ;c
Duży Patrick (Od razu mówię, że będzie wyglądał jak jakiś wieśniak, bo żywcem nie mogę znaleźć ubrań dla chłopca w tej grupie wiekowej. Jeżeli ktoś ma stronkę godną polecania, z takimi ubraniami, to nie pogardzę linkiem):

Alexis:


Tiffany nie była wyrodną matką, więc od razu po urodzinach chciała sprawić dzieciom prezent, o którym marzą. Od razu poszła do Patricka, który był jej oczkiem w głowie.
- Słuchaj, skarbie, miałeś urodziny. - Amerykę odkryła. - Chciałam się zapytać, co chcesz dostać z tej okazji. Tylko od razu mówię: nie dam ci żadnej dmuchanej lali (If you know what I mean)

- Weź, mamo, o czym ty myślisz... Tak się składa, że chciałem psa. Tylko nie takiego zwykłego psa. Takiego suuuper psa!
- Nie wiem, czy to się da zrobić. Przecież wiesz, że mamy Talę. Drugi pies mógłby nie być dobrym pomysłem.
- Ale, mamo! Ja bym się zajmował tym psem! Wychodził z nim na spacery! Poganiałbym nim wszystkich, którzy mnie nie lubią! Dawałbym mu jeść! Bawiłbym się z nim! Mamoooooo!!!

Tiffany ubóstwiała Patricka, jednak nie była przekonana do tego pomysłu. Pies to ogromna odpowiedzialność, której Pat mógłby nie udźwignąć. Od razu zawołała do siebie Matta, żeby mu o tym powiedzieć.
- Matty, Patrick chce dostać na urodziny psa. Nie jestem do tego przekonana, bo nie wiem, czy sobie poradzi z psem. A jak pies mu się znudzi? Co wtedy z nim zrobimy? - Tiff była załamana.
- Skoro tak bardzo chce psa, to dlaczego niby nie zajmuje się Talą? Przecież to pies idealny! - stwierdził stanowczo Matthew.
- Tak, tak, chyba w cudzysłowie. Przecież Tala rzadko ufa komuś innemu niż mi.

- Może masz rację... Ale jeżeli sprawilibyśmy mu dużego psa, to mógłby bronić domu. A poza tym... pies uczy odpowiedzialności i w ogóle. Niech będzie. Zgadzam się. Może mieć psa. Tylko jak przestanie się nim zajmować, to oddam go ciotce Becky, ona ma cztery koty i psa, kolejnym, znając życie, też nie pogardzi!

Matt zaraz potem pobiegł do swojej ukochanej córeczki Lexi. Tak, tak, była córeczką tatusia.
- No, słoneczko, co chciałabyś dostać na urodziny?
Tutaj była szybka piłka.
- Żółwia.

Tak więc wkrótce w pokoju Lexi zawitał Trevor.


Vivienne nie zaniedbała swojej siostry, która okazała się być świetną przyjaciółką. Uwielbiały spędzać ze sobą czas, a Viv zauważyła, że Alexis była bardzo dojrzała jak na swój wiek.

Patrick natomiast postanowił pobawić się trochę z Talą. Co prawda, bała się go na początku, jednak wkrótce dostatecznie mu zaufała, aby móc się z nią bawić.

Następnego dnia wszyscy chodzili podekscytowani. Dzieci po raz pierwszy szły do szkoły. Przebrnęli przez sprawy organizacyjne typu "Gdzie są moje bokserki", "Ciociu, dlaczego wyprałaś mi tą bluzkę, przecież wiesz, że chciałam iść akurat w tej, pomimo tego, że mam cztery takie same!", "Mamo, Trevor znowu uciekł".
W końcu dotarli do autobusu - cali, zdrowi.

Patriczek sam:


- Słuchaj, Pat, raczej nie kupimy ci psa, bo w okolicy nie ma żadnych szczeniaczków. Poczekaj do zimy, może wtedy coś kupimy. - Tiff wszczęła rozmowę od razu po powrocie Patricka ze szkoły.

- Przemyślałem sobie to, mamo, i postanowiłem, że chciałbym psa ze schroniska. One mają tam opłakane warunki, czym mniej psów w schronisku tym lepiej.

Tak więc niedługo potem, do rodziny dołączył nowy członek rodziny, o bardzo oryginalnym imieniu - Sparky.

Patrick od razu zaczął go pielęgnować, bo zauważył, że Sparky jest bardzo zaniedbany.

Potem chwila zabawy:

****
Parę dni później, po skończonej lekcji magii, Loretta musiała w końcu powiedzieć to Vivienne. Nie potrafiła dłużej tego ukrywać. Prędzej czy później, Viv i tak by się dowiedziała.
- Vivienne... Muszę ci coś powiedzieć. Gdy przyjechałam tu trzy tygodnie temu, nie spodziewałam się, że wyrośniesz na taką śliczną dziewczynę...
- A-ale o co ci chodzi... - Viv była zdezorientowana.
- Kochanie... To bardzo trudne. Bo... jesteś moją córką. (Przed Laselight niczego nie da się ukryć)

Vivienne nie mogła uwierzyć własnym uszom. Ona? Córką Loretty? Szalonej czarodziejki z Moonlight? To niedorzeczne, przecież ona jest córką Destiny i Carla, nie żadnej Loretty.
- Kłamiesz... dlaczego kłamiesz... to bardzo nie ładnie...

- Przepraszam cię z całego serca! Ja i twój ojciec, Ammeroth, nie byliśmy gotowi na dziecko. Nie chcieliśmy, abyś żyła w naszym środowisku. Moonlight Falls to strasznie miejsce, wszędzie upiory, zjawy, istoty nadnaturalne... Baliśmy się, że tam nie wytrzymasz! Chcieliśmy, abyś żyła w normalnym środowisku, jako normalna dziewczynka! Dlatego oddałam cię Destiny i Carlowi!
- Ty... ty... [CENZURA] Skąd mogłaś wiedzieć, że sobie nie poradzę?! Co z ciebie za matka?! Oddałaś własne dziecko, jak mogłaś! Wiesz, ile łez wylałam, płacząc za ludźmi, których uważałam za rodziców, a tak naprawdę nie mieli ze mną nic wspólnego? Potem przez parę miesięcy siedziałam w domu dziecka i przechodziłam katorgę! Dobrze, że Tiffany i Matt wyciągnęli pomocną dłoń i mnie zaadoptowali! A ty?! W tym czasie grzałaś dupę na fotelu w swoim zasranym Moonlight Falls!

- Słoneczko, proszę cię, byłam wtedy głupia i młoda! Teraz przyjechałam tu, specjalnie dla ciebie! Wybacz mi choć w maleńkim stopniu, proszę!

- Co?! Mam ci wybaczyć, tak? To wszystko, co zrobiłaś? Tego nie da się wybaczyć, choćbyś nawet chciał...mamo. - Vivienne się rozpłakała i szybko uciekła. Nie mogła dłużej patrzeć na Lorettę.


Loretta była przerażona. Wiedziała, że popełniła nieodwracalny błąd, jednak nie miała pojęcia, że sprawy potoczą się aż tak źle... Wiedziała, co zrobi. Nie mogła postąpić inaczej.
Następnego dnia, gdy wszyscy oprócz jej i Tiff spali, podeszła do młodej blondynki i powiedziała:
- Dziękuję, Tiffany, że gościliście mnie tak długo, jednak doszłyśmy z Vivienne do etapu, w którym...nauka dobiegła końca. Viv poradzi sobie sama, jest mądrą dziewczynką. Ja wracam do domu, bardzo za nim tęsknie. I... raczej wątpię, że jeszcze kiedyś tu przyjadę. Mam pociąg za godzinę. Już się spakowałam.

- Och, naprawdę? Już wyjeżdżasz? No cóż... Żegnaj, Loretto, było mi bardzo miło cię poznać. - Tiff nie wiedziała, co powiedzieć.
- Mi ciebie też. Żegnaj. Tylko nie zapomnij pozdrowić dzieciaków!

***
Viv obudziła i zeszła na dół. Było jakoś pusto... od razu poszła do Tiffany, bo słyszała, że krząta się w kuchni.
- Ciociu... Gdzie jest Loretta? - zapytała niepewnie.

- Loretta? Wyjechała do domu... powiedziała, że czas nauki dobiegł końca, a ona już raczej do nas nie przyjedzie... Myślałam, że ci powiedziała. Aha i kazała cię pozdrowić - Tiff uśmiechnęła się.

- Nie, nie mówiła nic... No dobra, idę się ubrać...
Vivienne nie mogła uwierzyć, że Loretty już nie ma. Włócząc nogami, wolno oddaliła się do kuchni, zmierzając w kierunku własnego pokoju. Nie mogła odpędzić się od myśli "Jak mogłaś tak potraktować własną mamę?!"
Gdy dotarła do pokoju, szybko się położyła i w płaczu zasnęła...

BONUS:

Czy nie uważacie, że w tej fryzurze Alexis lepiej? I w tym stroju?

"LOL" Sparky'ego.

___________________
Dzięki za oglądanie i zachęcam do komentowania
__________________
Im więcej wiesz, tym więcej pozostaje do poznania i wciąż tego przybywa.

Ostatnio edytowane przez Skylinn : 30.09.2012 - 09:19
Skylinn jest offline   Odpowiedź z Cytatem