View Single Post
stare 07.10.2012, 17:30   #353
Kicaj
 
Avatar Kicaj
 
Zarejestrowany: 09.01.2012
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta
Postów: 657
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Stories by Kicaj

Dla Meg, która z uporem maniaka czyta Lander'ów po kilka razy.
Oraz dla wszystkich moich stałych czytelników w tym Horsez, myrtka, anie, Julce i tallje, a nawet Radioaktywnej Skarpety, którą często widzę w swoim temacie

Część III


Na zegarze dochodzi godzina dziesiąta, za oknem już widnieje i słychać poranny trel ptaków. Niedzielny poranek na dobre zagościł w AP.
W wielkim domu obitym drewnianą fasadą, na wyściełanej atłasem sofie, pogrążony w pijackim omdleniu leży rosły mężczyzna. W ręku trzyma pusta butelkę po wódce, którą wcześniej opróżnił samotnie.


Na najwyższym stopniu ganku zatrzymują się dwie pary nóg – jedne należą do dziecka, drugie długie i zgrabne do osoby dorosłej. Rozlega się odgłos ostrożnie otwieranych drzwi i obie postacie wchodzą do środka zatrzymując w salonie.


Kobieta marszczy nos zniesmaczona zapachem przetrawionego alkoholu, a chłopiec patrzy na nią zdegustowany. Bezpardonowo dźga śpiącego w oko i odskakuje, gdy tamten zrywa się gotowy do ataku. Sytuacja na tyle go bawi, że zaczyna się śmiać. Mimo że głos jego jest dziecięcy, słychać w nim złowrogą nutę.
Mężczyzna chwieje się i z trudem stara zebrać myśli. To co widzi przed sobą uznaje za zwykłą marę i przeciera powieki. Postacie jednak uparcie nie chcą zniknąć.
Za dużo alkoholu myśli.
- Śmierdzisz – mówi kobieta.
Wreszcie dociera do niego, że przed oczyma stoi jego złowroga eks, więc podnosi się z podłogi, próbując zachować resztki godności siada na sofie i odpala papierosa.
- Ciebie tez miło widzieć, Edith.


- Więc jednak mnie rozpoznajesz, jak miło - odpowiada wykrzywiając twarz w grymasie.
- Co tu robisz, czego ode mnie chcesz? - pyta Everdean, starając się zachować ton wrogi i wyniosły.
- Chciałam, żebyś poznał swojego syna. - Tutaj wskazuje na czarnowłosego chłopca, który jest jak skóra zdarta z Ever'a i rozkazuje: - Dean, przywitaj się.
On niechętnie odrywa wzrok od zdjęć dwóch uśmiechniętych mężczyzn i patrząc na matkę, nie na odbiorce swych słów, odburkuje:
- Dobry.


- Łamiesz umowę. Nie możesz tu być - mówi wampir.
Tamta tylko wzrusza ramionami i rzecze:
- Mogę robić to, na co mam ochotę.
Everdean trochę już bardziej przytomny i zorientowany w sytuacji pozwala sobie na groźbę:
- Zadzwonię do rodziców.
Brunetka śmieje się z niego i siada obok na sofie.
- Proszę bardzo, pozdrów ich ode mnie przy okazji i zapytaj dlaczego wyjechali bez słowa. Może będziesz miał więcej szczęścia niż ja i odbiorą telefon.
- Co z ich wielkim poddaństwem dla starszyzny i ofiary złożonej z wnuka? - pyta mężczyzna wykrzywiając ironicznie usta.


- Bzdura. Nie wierzę, że dałeś się tak łatwo na to nabrać. Chociaż nie - zawiesza głos - już pamiętam. Tak bardzo pragnąłeś odciąć się od nich, że przystałeś na wszelkie warunki.
Tamten przewraca oczami i zaciąga się głęboko papierosem.
- Niech sobie przypomnę, ty też nie robiłaś tego z dobroci serca. Zapłacili ci.


- I to całkiem nieźle, tylko wiesz, jest pewien szkopuł. Oni mieli się tym zająć - mówi wskazując na stojące naprzeciwko nich dziecko.
- Masz na myśli twojego syna? - pyta Ever.
- Mam na myśli naszego syna - odpowiada dając nacisk na słowo "naszego".
- Rada nie chciała baranka ofiarnego? - Drąży E. - Niech, zgadnę to nie jest wielkie dziecko, które, jak głosi przepowiednia, ma położyć kres rasie wampirzej?
- Po pijaku robisz się bardzo melodramatyczny - rzecze Edith i wstaje z sofy.
- Taki urok - Co z tym proroctwem? Mów, póki jeszcze chce mi się słuchać.
W tym momencie chłopiec, który od samego początku z zaciekawieniem przysłuchuje się wymianie zdań, zabiera głos.
- Prorok okazał się oszustem, już został zgładzony. - Po czym jak gdyby nigdy nic pyta: - Gdzie jest toaleta?
Everdean wskazuje mu drzwi i całkiem już trzeźwy zwraca się do kobiety:
- Czyli Landerowie od sześciu lat niepotrzebnie się ukrywają? Chryste, oni nawet pozbawili się wampirzych cech i wyrzekli córki chroniąc ją przed śmiercią.
- O, jesteś taki słodki jak udajesz altruistę. Prawie ci uwierzyłam, wiesz? - Kpi z niego, śmieje i odzyskawszy rezon mówi: - Starszyzna nigdy ich nie ścigała ani nic z tych rzeczy. To twoi rodzice w odwecie okłamali Landerów. Całkiem niezły ubaw z tego miałam, jeśli mam być szczera. - Znów chichocze.
- Edith, tracę cierpliwość - zawarczał wampir obnażając kły. - Czego chcesz? Pieniędzy? - Podchodzi do kredensu, wyjmuje gruby plik banknotów i rzuca go na sofę. - Masz i wynoście się.
Wampirzyca kręci głową i wyzywająco patrzy na Everdean'a.
- Nie po to jechaliśmy taki kawał, aby od razu wracać. - Kusząco wyciąga w jego stronę dłoń. Ten odtrąca ją wściekły i syczy przez zęby:
- Chyba sześć lat temu wyraziłem się jasno, nic nas nie łączy.


- Ale kiedyś było inaczej. Kiedyś całkiem nieźle razem się bawiliśmy, pamiętasz? - Zawiesiła głos w oczekiwaniu na odpowiedź, jednek nie doczekawszy się jej kontynuowała: - Nocne polowania na ludzi, małe orgietki, nie powiesz, że za tym nie tęsknisz.
- Masz tupet. Wyjdź, zanim sam cię wyrzucę! - mówi nie kryjąc już gniewu.


- Agresja... to w tobie lubię - mówi zachwycona i dodaje: - Jestem pewna, że ten śmieszny Gibon nigdy nie dał ci tego co ja. Nędzny, kruchy człowiek.
Po tych słowach rozwścieczony mężczyzna chwyta za leżącą nieopodal laskę, przykłada ją do krtani Edith i dusi. Wzrok szaleńca mówi jej, że to nie są żarty.
- Odszczekaj to – syczy tamten.


- Pieprz się. Mam lilie, nic nie możesz mi zrobić.
Ten zwalnia uścisk, a ona rozmasowując obolałe gardło rzuca się do ucieczki. Ever czuje podmuch powietrza i słyszy złowrogie słowa rzucone w przestrzeń:
- Pożałujesz tego.
- Z pewnością - mówi obojętnie i odwraca wzrok od rozwścieczonego wampira opuszczającego dom.


Po chwili woła:
- Zapomniałaś dziecka!

<w tym miejscu kończy się mój eksperyment z narracją w czasie teraźniejszym>
*****


- Wiesz może gdzie jest Pamela? - zapytał Dexter wchodząc do sypialni Kleo, która właśnie poprawiała narzutę na łóżku.


- Nie widziałam jej od wczoraj. Czy coś się stało? - odparła zmartwiona i spojrzała na ojca.
Ten podszedł do niej nieśpiesznie i kontynuował:
- Nigdzie jej nie ma i wzięła samochód. Telefon zostawiła w domu, więc nie mogę się do niej dodzwonić. - Zamilkł na chwilę i jakby odpędzając od siebie złe myśli, dodał już spokojniej: - Pewnie pojechała na zakupy i zapomniała. Jak się trzymasz przed przyjazdem męża?
- Jestem zdenerwowana. Tak długo go nie było. - Strzepnęła pyłek z rękawa i uśmiechnęła się. - Pamela wróci przed południem. Obiecała pomóc mi przy obiedzie powitalnym.
- Tak tak, masz rację. Niepotrzebnie panikuję.



W tym czasie drogą krajową numer czterdzieści cztery pędził czarny pocisk.
- Jeszcze pięć kilometrów. Szybciej ty cholerna kupo złomu! - mówiła do siebie Pamela, wrzucając szósty bieg i wciskając pedał gazu do oporu.
Od ośmiu godzin jechała jak wariatka, tylko raz zatrzymując się aby zatankować. Dwa razy o mało nie spowodowała wypadku, raz prawie wypadła z zakrętu. Nic jednak nie mogło jej zatrzymać.
Ignorując czerwone światło pokonała ostanie skrzyżowanie i wreszcie była na miejscu. Pierwsza jej myśl gdy zobaczyła płonący budynek - Spóźniłam się.
Tuziny gapiów i dwie jednostki straży pożarnej polewającej wodą ściany domu. Mnóstwo gęstego, czarnego dymu i wszechogarniająca panika. Pamela nie zważając na nic, zostawiła samochód na środku ulicy i pobiegła w stronę domu. Na trawniku stał brudny od sadzy Gibon, a obok niego dwoje dzieci. Zajmowali się nimi sanitariusze. Kiedy ją zobaczył krzyknął donośnie:
- One jeszcze tam są!
Zerwała taśmę odgradzającą wejście na posesję i wdarła się przez wyważone drzwi do środka. Któryś ze strażaków chwycił ją mocno za przedramię, ale szarpiąc i krzycząc zdołała się wyswobodzić.
Wbiegła po schodach zajętych ogniem, których konstrukcja groziła zawaleniem. Trzy szybkie skoki i była na górze.
Drzwi wejściowe odgrodzone wysokim płomieniem, bez możliwości przejścia.



Zasłoniła dłonią usta i skoczyła w ogień. Wylądowała w pokoju, gdzie na podłodze leżała Alba z dzieckiem.


Podbiegła do nich i sprawdziła puls. Z ulgą odetchnęła gdy przekonała się, iż obie żyją. Wtedy jej córka ocknęła się na moment i widząc twarz matki powiedziała ledwo słyszalnym szeptem:
-Lemon...
Pamela zawahała się, jednak podniosła z ziemi niemowlę i wybiegła.


Oddała wnuczkę sanitariuszom i korzystając z momentu, kiedy zajęci byli rozkładaniem drabiny, weszła do budynku.
Ponownie uderzył ją gorący podmuch powietrza, a do płuc wdarł się smog. Odkaszlnęła i wbiegła do pokoju. Ktoś właśnie wybijał szybę w oknie. Podeszła bliżej i zobaczyła strażaka, który gestykulując nakazał jej zejść po drabinie na dół. Ona nieugięta oddaliła się od niego, kucnęła przy córce próbując ją udźwignąć i przysunąć bliżej w stronę okna, gdzie strażak mógłby znieść ją bezpiecznie na dół.


I w tamtej właśnie chwili, zawalił się dach.


*****


Tydzień później.

Pięć etapów żałoby: zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresja i akceptacja. Nie wierzyła, że kiedykolwiek pogodzi się z tym i odpuści dochodząc do ostatniego etapu, gubiąc trzy pierwsze, które przeplatały się i dręczyły ją tak długo, aż opadała z sił i pogrążała się w czarną otchłań.
Cisza. Mimo że wokół niej znajdowało się wielu ludzi ona nie słyszała nic. Czuła za to jak emocje - każda z osobna - wybuchają w jej udręczonej żalem głowie. Błagała, aby świat zatrzymał się choć na moment i przestanie wirować.
Ludzie podchodzili do niej, składali kondolencje, ale ona tylko kiwała głową. Ci ludzie nic dla niej nie znaczyli. Byli tylko bezbarwnymi, ruchomymi posągami.
Myślami była gdzie indziej.
Znajdowała się w płonącej sypialni, a nad nią krzyczała matka, która włożyła w jej dłoń maleńki pakunek i pocałowała w czoło. Potem już tylko huk, ból i zerwany sufit, który miażdżył każdy centymetr jej ciała.
Później szpital i zdezorientowana mina lekarza, który sprawdzając opatrunki odkrył, że po oparzeniach nie ma najmniejszego śladu, a złamania cudownie się zrosły. Nie wiedział, że uratowała ją lilia. Stara magia zadziałała i jako właścicielka kwiatu śmierci, Alba przeżyła.
Ojciec później osobiście przekazał jej wiadomość, tak okrutną, że po jej usłyszeniu musieli podać jej leki uspokajające.
Jej matka, Pamela Lander, ratując życie jedynej córki, zginęła w pożarze.

Alba wróciła do rzeczywistości. Podeszła do grobu matki i położyła na wieku trumny bukiet lilii. Po policzkach nieprzerwanym strumieniem płynęły łzy.


Za nią stał Dexter, który w ciągu tygodnia skulił się, zestarzał i wyglądał jak wrak człowieka.


Nie wiedziała jak długo klęczała, gdy nagle poczuła jak ramie ojca obejmuje ją, a on sam stojąc chwiejnie mówił przez łzy:
- Kochała cię najbardziej na świecie. Każdego dnia chciała wrócić i prosić o wybaczenie. Nie zdążyła. - Głos mu się załamał, a z oczu popłynął kolejny, słony potok.


Seth, Kleo i ich starsze dziecko stali nieopodal. Kawałek dalej śmierć matki opłakiwała Sutton, wsparta się na ramieniu Gibona.


Everdean tępo patrzył przed siebie, zachowując dystans.


Ksiądz wypowiadał słowa ostatniego pożegnania, a gdy dotarł do zdania „z prochu powstałeś i w proch się obrócisz” Alba upadła na ziemię i wybuchnęła histerycznym płaczem.






Epilog

Czas płynął nieubłaganie i zanim ktokolwiek się zorientował, minęło pięć lat od tragicznych wydarzeń.
Sutton ignorując wszelkie konwenanse oraz własne obawy przyjęła oświadczyny byłego szefa - Oscar'a Connors'a.


Dexter pogodził się z córką i jest jej częstym gościem. Uwielbia rozpieszczać swoją wnuczkę Lemon i stara się cieszyć życiem, mimo iż tęsknota za zmarłą żoną daje o sobie znać codziennie.
Kleo, która wraz z rodziną towarzyszy mu w codziennym zmaganiu się z rzeczywistością, nie widzi świata poza swoimi trzema mężczyznami.


Gibon rozstał się z Everdean'em. Nie mógł znieść wszystkich kłamstw, które ciągle wypływały na powierzchnie. Nawet pomoc męża przy załatwianiu dokumentów adopcyjnych nie wpłynęła na jego decyzję. Ever zrozpaczony opuścił miasto z synem i podobno poszukuje niejakiej Edith Mongomery, która najprawdopodobniej stoi za podpaleniem domu Alby Lander.
Rudowłosy całkowicie oddał się projektowaniu i opiece nad przygarniętymi sierotami, które oficjalnie nazywały się Katniss oraz Primrose Everdeen. ()


Alba zamieszkała w nowym domu i zaczęła pisać książki. Spokojnie i dostatnio żyły z córką, która z dnia na dzień coraz bardziej przypomniała matkę. Prawie codziennie odwiedzały grób Pameli i dzwoniły do Dexter'a. Alba wiedziała, że jedyne co się liczy w życiu, to właśnie rodzina.


A Pamela? Ona jak zawsze czuwała nad wszystkimi. Razem z Joelline przesiadywały oparte o marmurowy nagrobek i debatowały nad nie tylko dawnymi, ale także przyszłymi wydarzeniami.


Natomiast ja, Wasz narrator, dziękuję za wszystkie komentarze i doping przy pisaniu kolejnych odcinków. Cieszę się, że moje opowiadanie umilało Wam dżdżyste dni i nudne wieczory.
Z ciężkim sercem żegnam się wierząc, że udało mi się wzbudzić emocje i wywołać niejeden uśmiech.

Bye


E: Linki poprawione.

Ostatnio edytowane przez Kicaj : 09.10.2012 - 19:22
Kicaj jest offline   Odpowiedź z Cytatem