Leci kolejny odcinek. Wiem, że miałam przerwę dłuższą niż zwykle, ale ostatnio jakoś nie miałam ani czasu, ani głowy do Simów. Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy i jakoś skleciłam to, co zaraz zobaczycie
ODCINEK 7
Stał i czekał niecierpliwie. W końcu po czasie, który wydał mu się wiecznością, drzwi otworzyły się powoli i stanęła za nimi... Cindy? Wyglądała jakoś inaczej i patrzyła na niego niepewnie.
- Zobaczyłaś ducha czy stres cię zżera? - zażartował, patrząc na dziewczynę. -
Co to za mina?
- Eee... Max? - spytała zdziwiona.
- A kogo się spodziewałaś, Bruce'a Willisa? - spytał, wchodząc do mieszkania, po czym zbliżył się do Cindy, by pocałować ją na powitanie, i... jakież było jego zaskoczenie, gdy odepchnęła go, wyraźnie zdenerwowana!
- No co jest z tobą? Stało się coś? - Max był trochę oszołomiony, nie takiej reakcji się spodziewał. -
Aaaaa, chodzi o nową fryzurę? Bo nie zauważyłem od razu? No, już widzę, ślicznie wyglądasz, teraz lepiej? - próbował się uśmiechnąć, ale minę miał nietęgą.
- Jeśli to dowcip, to słaby - rozzłościła się dziewczyna.
-
Cindy, o co ci chodzi? Nic nie rozumiem, kazałaś mi wpaść, więc jestem, zrobiłem coś nie tak? Spóźniłem się? - mężczyzna co prawda powoli przyzwyczajał się do kapryśnej natury swojej dziewczyny i do jej niespodziewanych fochów, ale tak dziwnego zachowania jeszcze u niej nie widział. -
Możesz mi to wyjaśnić?
- Ci... Cindy...? Ty myślisz, że jestem... Cindy - wyjąkała, rumieniąc się. -
Ale jej nie ma! Nie wróciła jeszcze z pracy - mruknęła. "Do diabła, znowu mnie zatkało", pomyślała. "Zamiast normalnie wytłumaczyć facetowi, o co chodzi, mamroczę pod nosem, jakby miał mi zaraz dać w łeb, jeśli powiem coś nie tak. Weź się w garść, głupia babo!" Wzięła głęboki oddech.
-
No dobra, przepraszam za tę reakcję, myślałam, że wiesz, kim jestem... Cindy nie mówiła ci, że jesteśmy identyczne?
Max stał i patrzył na nią, wyraźnie nic nie rozumiejąc.
-
Ale jak to? To kim ty jesteś, jeśli nie jesteś Cindy?
- Jej siostrą. Jak widać, bliźniaczką- odparła.

Chłopakowi ulżyło, że wreszcie zrozumiał tę dziwną sytuację, w jakiej się znalazł.
- W takim razie to ja przepraszam, nie wiedziałem, że Cindy ma siostrę bliźniaczkę. To w sumie moja wina, nigdy nie pytałem o szczegóły. Jesteście niesamowicie do siebie podobne, ale o tym pewnie wiesz? - uśmiechnął się nieznacznie i ulżyło mu, gdy zobaczył, że dziewczyna również odpowiada mu uśmiechem.
-
Ok, nie było sprawy. Tylko że... Cindy jeszcze nie ma. Nie wróciła z pracy, może zepsuło się metro albo robi zakupy? - usprawiedliwiała siostrę Mandy, myśląc jednocześnie "albo zapomniała o tobie i gdzieś baluje..." -
Wiesz co, akurat zrobiłam kolację, zjemy razem? - zaprosiła go do stołu.
- Jasne, chętnie! - Max był gotów, żeby zatrzeć złe pierwsze wrażenie i lepiej poznać siostrę Cindy. Zanim jednak usiadł przy stole, usłyszał miauknięcie. Spojrzał w dół i zobaczył kotka.
-
Cześć, kocie! Milutki jesteś, wiesz? - zachwycił się szczerze. -
Jak ma na imię? - spytał kręcącej się w pobliżu dziewczyny.
-
Dexter. Jak z tego serialu o... nieważne. Lubisz koty? - spytała Mandy, patrząc z radością, jak Dexter cieszy się z zainteresowania gościa.
- Jasne, uwielbiam! Myślałem nawet, żeby jakiegoś przygarnąć, ale właściciel wynajętego mieszkania nie zgadza się na zwierzęta, a dobrze mi się tam mieszka, więc na razie się powstrzymam. Kiedyś się doczekam - odpowiedział, nadal drapiąc kota za uchem.
-
Cindy nie przepada za kotami... - szepnęła Mandy do wnętrza lodówki, ale Max jej nie usłyszał, zresztą wcale tego nie chciała.
W końcu podała kolację i usiedli nad talerzami. Max nastawił się na dzielne próby podtrzymywania konwersacji z tą najwyraźniej nieśmiałą dziewczyną, ale okazało się, że nie było takiej potrzeby, rozmowa toczyła się wartko i nie było mowy o niezręcznej ciszy. Siostra Cindy przełamała się w końcu i nawet trochę rozgadała. Świetnie się bawił, ale siedział naprzeciwko niej, patrzył na nią i jakaś natrętna myśl nie dawała mu spokoju, choć nie umiał jej sprecyzować.
- Dlaczego nie jesz? Spróbuj, na pewno nie gotuję tak, jak ty, ale raczej się nie otrujesz - zażartowała nagle i zdał sobie sprawę, że gadając jak najęty nie tknął jeszcze zawartości talerza. Natychmiast spróbował. Było pyszne!
- Rewelacja! Do pięt ci nie dorastam - pochwalił. Ok, przesadził trochę, ale naprawdę tylko trochę. -
Zwykle to ty gotujesz dla was dwóch? Masz jakieś ulubione przepisy?
- Tak... Zazwyczaj to ja gotuję. Cindy nie lubi, ale mi to nie przeszkadza, chętnie bawię się w kuchni. Dziś rano wypróbowałam nowy rodzaj omletu, a w zeszłym tygodniu kombinowałam z chili, ale stanowczo najbardziej lubię robić sushi - powiedziała zdecydowanie.

Pyk! W głowie Maxa zapaliła się wreszcie żaróweczka. Każda kolejna randka z wyrazistą, energiczną Cindy sprawiała, że powoli zacierało się w jego pamięci tamto spotkanie przy stacji metra. Już dawno zapomniał o wszystkich niezgodnościach między obecną Cindy a zagubioną dziewczyną, ale teraz ponownie przypomniał sobie sięgające ramion włosy tamtej nieznajomej, jej nieśmiałość... i te ryby na sushi!
- Sushi? Zaraz, czekaj, bo przecież ja Cię jeszcze nie pytałem... Jak ty masz właściwie na imię? - spytał nagle.
- Mandy - odparła zaskoczona, ale zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy siedzący przed nią mężczyzna nagle zakrztusił się, po czym zamyślił i zamilkł na dłuższą chwilę.
- To może... Usiądziemy w salonie? - zaproponowała Mandy, gdy skończyli jeść. Dobrze jej się rozmawiało z tym człowiekiem, ale sytuacja robiła się niezręczna - gapił się na nią, jakby doznał objawienia, a w dodatku Cindy spóźniała się już skandalicznie.
- Tak tak, jasne! Wybacz, zamyśliłem się - przeprosił natychmiast Max. Przeszedł po wielkim, włochatym dywanie i usiadł na wygodnej sofie.
Rozmawiali jeszcze chwilę, gdy nagle trzasnęły drzwi wejściowe i wpadła przez nie Cindy.
- Siostrzyczko, nie zapomniałaś o czymś? - spytała ironicznie Mandy. -
Albo raczej "o kimś"?
Cindy rozejrzała się po pokoju, zobaczyła Maxa i zaklęła cicho. Fakt, zupełnie o nim zapomniała! Poszła do "Jasnoty" na chwilę, ale tak świetnie się bawiła, że straciła poczucie czasu. Wreszcie zdała sobie sprawę, że przecież była umówiona, i popędziła do domu, licząc na to, że Max też zapomniał i nie przyszedł, nie doceniła go jednak.
- Przepraszam, kochanie, koleżanka wyciągnęła mnie na kawę, rzucił ją chłopak i musiałam bidulkę pocieszyć, bo była kompletnie załamana, a tam gdzie siedziałyśmy, nie miałam zasięgu w komórce - zmyśliła na poczekaniu i podeszła, żeby się przywitać. -
Fajnie, że Mandy dotrzymała ci towarzystwa... Bardzo się wynudziłeś? - szepnęła mu przy okazji do ucha.
- Przeciwnie, w ogóle - odparł natychmiast i spojrzała na niego badawczo, by sprawdzić, czy mówi ironicznie, ale nic nie wyczytała z jego miny.
Nagle odezwał się pager Mandy. W szpitalu była sytuacja kryzysowa, stażyści musieli natychmiast jechać do szpitala i zostać tam do rana. Dziewczyna popędziła do swojej sypialni, by się przebrać, i w pięć minut była gotowa do wyjścia.
- Michael też będzie się tak spieszył? - spytała z przekąsem Cindy, ale Mandy wzruszyła tylko ramionami i wypadła z domu.
- Jesteśmy sami i mamy mnóstwo czasu... Mogę ci teraz wynagrodzić ten nieudany wieczór - szepnęła uwodzicielsko Cindy.
Kazała chłopakowi poczekać chwilę i poszła do łazienki, po czym wymaszerowała z niej w dość jednoznacznym stroju, mianowicie - samych koronkowych majtkach.
Można by długo pisać, jak ten wieczór przebiegł, ale obejrzyjmy tylko zakończenie:
Podczas, gdy oni świetnie się bawili, Mandy ciężko pracowała. Co było do przewidzenia, Michael się nie zjawił, prawdopodobnie jutro rano przyjdzie do szpitala wyspany i uroczo zdziwiony, twierdząc, że spał już i nie usłyszał pagera. Steve pomagał jej, jak mógł, ale to i tak nie zmniejszyło narastającego rozgoryczenia. Zresztą, nie był to jedyny powód jej złego nastroju. Drugim był oczywiście miniony wieczór. Z Maxem rozmawiało jej się świetnie, dawno nie spotkała takiej bratniej duszy. Cieszyła się, że jej siostra znalazła wreszcie fajnego, porządnego chłopaka, ale w głowie kołatało jej się pytanie, którego chciała nie słyszeć: "a co by było, gdybym wtedy nie uciekła? Gdybym nie była tak piekielnie nieśmiała przy obcych?". Wiedziała już, że sprawa jest przegrana, i wolała o tym nie myśleć.
Wreszcie, wymęczona, wyszła ze szpitala. Było jeszcze ciemno, ale powoli zbliżał się świt. Przystanęła na chwilę pod szpitalem, żeby posłuchać gitarzysty, grającego dla napiwków.
- Ten to ma siłę, całą noc tu spędził, był tu już, gdy wchodziłam... - mruknęła pod nosem.
Gość grał naprawdę nieźle. Mandy znała się nieco na muzyce, bo grywała na pianinie, gdy jej rodzice jeszcze żyli. Nagle pomyślała, że chętnie zagrałaby teraz w duecie z tym facetem. Ot tak, usiadłaby sobie przy przenośnym keyboardzie, zatopiła się w muzyce i zapomniała o bożym świecie.
Tak się zamyśliła, że dopiero po kilku sekundach zarejestrowała fakt, iż mężczyzna przestał grać, tylko stoi i się jej przygląda.
- Podobało się, pani doktor? - spytał wprost.
- Ja... Tak, jasne, że mi się podobało... Ale skąd pan wie, że tu pracuję? Już się przebrałam - spytała zmieszana.
- Często tu gram i widuję panią wchodzącą do szpitala. Tak pięknej kobiety trudno nie zauważyć! - uśmiechnął się czarująco i wyciągnął do niej rękę. -
Może się poznamy? Jestem Buster, a Ty?
- Mandy - rzuciła krótko.
Nie chciało jej się jeszcze wracać do domu, bo wciąż mogła natknąć się w nim na Maxa, więc zaczęła rozmawiać z Busterem. Był to mężczyzna w średnim wieku, sądząc po ubraniu biedny jak mysz kościelna, ale przy tym inteligentny i kulturalny. Pogadali sobie o muzyce, bo w tym temacie Mandy czuła się dość swobodnie. Nawet nieźle jej to szło, nie tak dobrze jak z Maxem, ale nieźle.
W końcu jednak oznajmiła, że musi już iść. Była naprawdę padnięta.
- No cóż, skoro musisz, nie będę cię zatrzymywał - odparł mężczyzna i szarmancko pocałował jej dłoń. Mandy z zaskoczeniem zauważyła, że wcale nie ma ochoty jej wyrwać.
- Może porozmawiamy sobie jeszcze kiedyś? Co ty na to, żebyśmy się zdzwonili? Wiesz, w razie, gdybyśmy już na siebie nie wpadli - zaproponował Buster.
- Ja chyba... No nie wiem... Myślę, że zbyt słabo... - Mandy zaczęła się jąkać i zamilkła. Rozmyślała, jak uciec, nie wychodząc na źle wychowaną. Buster patrzył na nią świdrującym wzrokiem, jakby wiedział, o czym ona teraz myśli. W jego spojrzeniu była żartobliwa kpina.
Mandy spojrzała w ciemnoszare oczy Bustera i nagle przypomniały jej się inne, brązowe, które kilka godzin temu patrzyły na nią ponad stołem, a teraz patrzą pewnie na Cindy. Mogłyby patrzeć na nią, gdyby tylko kilka miesięcy temu...
Zdecydowanym ruchem wyjęła telefon.
- Daj mi swój numer - zażądała.
CDN