View Single Post
stare 23.10.2012, 19:14   #72
nmin
 
Avatar nmin
 
Zarejestrowany: 17.10.2009
Skąd: Poznań
Wiek: 38
Płeć: Kobieta
Postów: 970
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Cindy & Mandy - czyli historia nmin

Zaledwie wczoraj był odcinek, a dziś jest już nowy, ale muszę wreszcie wypchnąć w świat zaległe zdjęcia i wątki

ODCINEK 9

Świtało już, gdy Cindy wymknęła się z sypialni, w której spał Max, przeszła obok drzwi pokoju siostry i zeszła do kuchni. Tam usiadła przy stole i włączyła komputer. Nie chciała, żeby ktoś zaglądał jej przez ramię i pytał, co robi. Przystąpiła do realizacji pierwszej części swojego planu. W wyszukiwarce wpisała "szpital miejski w Bridgeport" i natychmiast odnalazła właściwą stronę. Z satysfakcją stwierdziła, że jest bardzo bogata w informacje. Weszła do galerii i przejrzała zdjęcia. Mandy wspomniała jej kiedyś, że na stronie znajdą się fotografie z oficjalnego otwarcia nowego oddziału, i faktycznie były tam. Cindy nie interesowały jednak zdjęcia bliźniaczki. Wpatrywała się uważnie w blondynkę w średnim wieku, stojącą obok mężczyzny przecinającego symbolicznie wstęgę. Tak, miała już to, czego chciała. Wyłączyła stronę i jakby nigdy nic zaczęła surfować po internecie.


Lokalu "U Walusia" nie można nazwać ekskluzywnym klubem. Właściwie nie można go nawet nazwać klubem. Jest to mała, obskurna spelunka, przyciągająca wielbicieli taniego piwa i kiepskiej muzyki, rzężącej w umieszczonych pod sufitem głośnikach. Próżno szukać tu eleganckiego towarzystwa. Na przykład ordynator szpitala miejskiego i jego przyjaciele nigdy nie zniżyliby się do takiego poziomu. To właśnie był jednak powód, dla którego przebywał tu w tej chwili Michael Clinton. Tutaj każdy pilnował swojego nosa, mógł więc spotkać się dyskretnie z kimś, kogo nie powinno się z nim widzieć - na przykład z żoną ordynatora, jak co czwartek. Zwykle spotykali się w jego mieszkaniu, jednak czasem mieli ochotę wyskoczyć gdzieś i wybierali wtedy "U Walusia", tak jak tego wieczoru.


Tak byli sobą zajęci, że nawet nie zauważyli wejścia zgrabnej szatynki w dużych, zasłaniających pół twarzy okularach. Dziewczyna rozejrzała się, zobaczyła ich i uśmiechnęła się pod nosem. Stanęła w bezpiecznej odległości, obserwując parę. "Później trzeba będzie podziękować barmance za cynk", pomyślała. Sms z krótką informacją "PRZYSZLI" zaoszczędził jej sporo czasu. Musiałaby siedzieć w tej nędznej spelunie co czwartek, licząc na to, że ich spotka, ale na szczęście wpadła na genialny pomysł, zagadała kiedyś kobietę stojącą za barem, opowiedziała jej poruszającą historię o zdradzanej przez męża przyjaciółce i barmanka w ramach kobiecej solidarności od razu zgodziła się na poinformowanie jej, jeśli znów przyjdzie tu ten gość, przyprowadzający sporo starszą od siebie blondynkę.


Stała teraz za okropnym parawanem przy toaletach i zastanawiała się, co robić dalej. Sytuacja była niemal idealna, ale przecież nie mogła ryzykować, że ją zauważą. Była zbyt podobna do Mandy, zresztą Clinton widział ją już kiedyś. Od czego jednak ma się urok osobisty?


Dziesięć minut później jakiś student, jąkając się z emocji, podawał Cindy jej telefon komórkowy, a ona dziękowała mu wylewnie w imieniu zdradzanej przyjaciółki. Po kolejnej minucie już jej nie było.


Prosto ze spelunki pojechała do klubu, w którym była umówiona z Maxem. Była z siebie bardzo zadowolona. Udało się załatwić sprawę tak szybko, że nawet nie spóźniła się na randkę. Przed wejściem do windy jeszcze raz obejrzała zdjęcia, które ten chłopaczek zrobił ukradkiem jej telefonem. Były po prostu rewelacyjne, dokładnie tego potrzebowała.
Cindy była egoistką, to fakt, ale na swój sposób kochała Mandy, i chociaż nieraz namieszała jej w życiu, bo nigdy nie wybrałaby jej dobra zamiast swojego własnego, stawiała ją na wysokim, drugim miejscu. Zaraz po sobie, rzecz jasna. Nikt, ale to absolutnie nikt, a już zwłaszcza jakiś goguś ze szpitala, nie będzie kpił sobie z siostry Cynthii Mayer.
Schowała komórkę, weszła do klubu i cały wieczór świetnie się bawiła.


Po imprezie wróciła do domu z Maxem. Wysłała go do łazienki, a sama włączyła szybko laptopa i przerzuciła zdjęcia z telefonu. Potem ponownie weszła na stronę szpitala, jednak tym razem nie szukała galerii. Bez wahania otworzyła zakładkę "Kontakt", w której były adresy mailowe pracowników, i wybrała ten przy nazwisku ordynatora. Jeszcze tylko załączniki, "Wyślij" i gotowe.


Następnego dnia pierwszy wstał Max. Po wczorajszym wieczorze miał co prawda lekkiego kaca, ale nie był już śpiący. Postanowił przygotować Cindy pyszne śniadanie. Wiedział, że niedługo Mandy wybiera się do szpitala, więc spieszył się, żeby także ona się załapała. "To siostra mojej dziewczyny, jest miła, no i chcę, żeby mnie polubiła", tłumaczył sobie.


Krzątał się po kuchni, gdy Mandy wyszła z łazienki i zeszła na dół, nieświadoma jego obecności. Gdyby się go spodziewała, na pewno założyłaby coś więcej, niż sam ręcznik kąpielowy...


- Max! Co ty tu robisz? - wykrzyknęła, gdy go zauważyła, a on niemal upuścił patelnię z wrażenia.
- Robię śniadanie - stwierdził niezbyt odkrywczo. - Byłem tu na noc, przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć...
- Nie przestraszyłeś mnie, ale mogłam się inaczej ubrać... Ogólnie się ubrać - odparła dziewczyna.
- Nie martw się, wyglądasz zupełnie jak siostra, więc raczej mnie niczym nie zaskoczysz - wypalił, po czym zdał sobie sprawę, że zaprezentował właśnie najgłupszy dowcip w swoim życiu, i zapadła niezręczna cisza. - Siadaj przy stole, zrobiłem śniadanie - dodał po chwili, postawił na stole talerz i uciekł do sypialni.


- Wpadłaś na niego w samym ręczniku? To gdzie ta dziura w podłodze po tym, jak zapadałaś się ze wstydu pod ziemię? - Mandy opowiedziała właśnie siostrze, co się stało, i Cindy pękała ze śmiechu.
- Bardzo zabawne... Mogłaś mnie uprzedzić, że będzie tu na noc - skrzywiła się jej bliźniaczka, zerkając przez okno na Maxa, siedzącego w jacuzzi i wyraźnie jej unikającego.
- Kochanie, nie mogłam, bo po pierwsze wyszło spontanicznie, po drugie spałaś w najlepsze, gdy wróciliśmy. Nie martw się, następnym razem napiszę pastą do zębów na lustrze w łazience "ubierz się!" - zaśmiewała się dalej Cindy. - No ale serio, czym się przejmujesz? W ręczniku byłaś, nic nie widział!
- Znamy chyba inne pojęcie słowa "nic"...
- jęknęła Mandy.


- Idziesz zaraz do szpitala?
- No jasne, a dlaczego miałabym nie iść?
- odpowiedziała pytaniem Mandy. - Nie każdy pracuje trzy popołudnia w tygodniu...
- A nie, nic, tak pytam... Dni mi się pomyliły
- rzuciła szybko siostra.
- Ok, idę się przygotować. Podziękuj ode mnie Maxowi za śniadanie, było świetne. Jak już przestanę się rumienić na jego widok, spytam go o przepis...


Amanda podchodziła właśnie do drzwi szpitala, gdy wypadł przez nie Michael. Takim wściekłym jeszcze go nie widziała.
- Co się gapisz, idiotko? Coś ci się nie podoba? Może mi powiesz, że jeszcze nie wiesz, co się stało?! - wrzasnął niespodziewanie.
- A co się stało...? - zdziwiła się.


- Jajco! Odchodzę stąd, nie będę pracował z bandą kretynów, możesz sobie brać ten etat! Zadowolona jesteś?! - krzyczał dalej. - I tak do niczego się nie nadajesz, wieśniaczko... - spojrzał na nią z pogardą.
Mandy nie wytrzymała. Podeszła do Clintona i zrobiła to, na co miała ochotę od kilku miesięcy - walnęła go prosto w tę przemądrzałą gębę.


- Mandy! Słyszałaś już? Clinton odszedł ze szpitala! - Steve wpadł na nią, ledwo weszła do holu. - Nikt nie wie dlaczego, ale z samego rana w gabinecie ordynatora była jakaś wielka awantura, teraz szef chodzi jak struty, a Michael wydziera się na każdego, złości i właśnie stąd wybiegł. Wiesz, co to oznacza?
- Co...?
- spytała niemrawo Mandy. Miała już dość emocji jak na jeden poranek.
- Że jesteś teraz jedyną stażystką - szepnął porozumiewawczo sanitariusz.


CDN
__________________

Ostatnio edytowane przez nmin : 23.10.2012 - 23:10
nmin jest offline   Odpowiedź z Cytatem