Dziś akcja pogalopuje do przodu, ale to dlatego, że musiałam sporo zmieścić w czasie ciąży, która trwa przecież tylko dwa simowe dni... Nie chciało mi się ściągać moda na przedłużenie
Cindy i Mandy
ODCINEK 11
Mandy zaciągnęła siostrę do swojej sypialni i poddała przesłuchaniu. Wszystko objawy jednoznacznie wskazywały na ciążę. Cindy przyznała, że podejrzewała to od jakiegoś czasu, ale nie chciała dopuszczać do siebie tej myśli.
- Nie chcę mieć dzieci! Nie mam teraz czasu na takie rzeczy, jestem młoda i zamierzam dobrze się bawić, później zająć się robieniem kariery, a nie zagrzebywać się w pieluchach. Zresztą, przecież ja nawet dzieci nie lubię! – narzekała Cindy.
- Stało się, będziesz miała dziecko i nic na to nie poradzisz. Nie przejmuj się, jakoś się przyzwyczaisz, najważniejsze, żeby urodziło się zdrowe – uspokajała ją Mandy fachowym, lekarskim tonem, chociaż w środku aż dygotała z emocji.
- Będę ciocią – cieszyła się. -
Ciekawe, czy będę miała siostrzeńca czy siostrzenicę?
Nieco udobruchana Cindy uśmiechnęła się wreszcie i pozwoliła siostrze pogłaskać swój brzuch.
- Mandy, tylko wiesz, mam takie pytanie, bo się na tym znasz, ale zachowaj to dla siebie, ok? Z jaką mniej więcej dokładnością da się określić, kiedy zaszłam w ciążę? - spytała niepewnie Cindy.
- Mniej więcej do dwóch dni, może półtora, dokładniej już się nie da. A po co ci to? Takie badania robi się zwykle wtedy, gdy matka nie wie, kto jest... - zaczęła Mandy i nagle urwała, patrząc podejrzliwie na siostrę. -
PO CO CI TO? - powtórzyła.
Cindy milczała wymownie, nie patrząc jej w oczy, i wszystko było już jasne.
Załamana Mandy usiadła na brzegu łóżka, nie mogąc uwierzyć w całą tę sytuację. Cindy nigdy nie była święta, a kto jak kto, ale Mandy wiedziała o tym doskonale. Siostra lubiła flirtować i kokietować, ale coś takiego? Zdradzić Maxa, zajść w ciążę i nie wiedzieć, z którym mężczyzną? To nie mieściło się Mandy w głowie.
- Daj już spokój, stało się... Nie ustalę teraz, kto jest ojcem tego dziecka, więc po prostu muszę poczekać, aż się urodzi, trudno - oznajmiła Cindy. -
Nie lamentuj, bo Max czegoś się domyśli – dodała.
- Trudno? Czy on w ogóle wiedział, że podejrzewasz ciążę? A kiedy zamierzasz mu powiedzieć, że może dziecko nie jest wcale jego? - oburzyła się Mandy.
- Na razie wcale... Niech sytuacja się ułoży. Obiecuję, że mu powiem, ale jeszcze nie w tej chwili, ok? No chyba ty mu nie powiesz?
Dla Mandy było jasne, że nie powie Maxowi. To Cindy narobiła sobie kłopotów i jej zadaniem było teraz poinformować o tym chłopaka, Mandy nie mogła się w to mieszać. Miała tylko nadzieję, że Max zniesie sytuację jak najlepiej. Zamierzała jednak namówić siostrę, by jak najszybciej powiedziała mu choćby o tym, że jest w ciąży, niekoniecznie o swoich wątpliwościach.
Gdy następnego dnia rano siedzieli we troje przy śniadaniu, Max ukradkiem zerkał na Mandy. Było mu głupio z powodu wczorajszej rozmowy. Mandy nie widziała jednak tych spojrzeń, bo patrzyła znacząco na Cindy, która w końcu zrozumiała aluzję.
- Ok, zaraz z nim pogadam – szepnęła, gdy zanosiły swoje talerze do zmywarki.
Mandy postanowiła nie plątać się po domu, gdy będą rozmawiali. Upiekła szybko ciasteczka i zjechała windą na parter, a stamtąd zeszła schodami do małego mieszkanka na poziomie -1. Drzwi otworzył jej Joe.
- Cześć, Joe. Ja... przyniosłam ci ciasteczka. Za to, że chciało ci się wczoraj wyjść z mieszkania, no wiesz, taka znieczulica panuje, a ty... - zaplątała się i zamilkła, zmieszana.
Zaskoczony, ale i rozbawiony Joe zaprosił ją do środka.
Posiedzieli chwilę przy ciastkach, rozmawiając o mieszkańcach wieżowca, mieście i pracy, czyli dokładnie o takich banałach, o jakich rozmawia dwójka prawie się nie znających sąsiadów. W końcu Mandy uznała, że trzeba już iść.
Gdy wstała, zauważyła wiszące na ścianie podkowy.
- Co to za podkowy? Na szczęście? – spytała uprzejmie. Nie miała dobrego zdania o takich zabobonach.
- No coś ty, nie wierzę w takie rzeczy. To podkowy, które przywiozłem z Appaloosa Plains. Po jednej od każdego z dwóch moich ulubieńców – odparł Joe.
Na wieść o koniach Mandy zareagowała entuzjazmem, bo przecież w domu rodzinnym także jeździła konno i chociaż przestała po śmierci rodziców, bardzo brakowało jej towarzystwa tych zwierząt. Kolejne pół godziny spędzili, nadając jak najęci o swoich ulubionych koniach, nauce jazdy i tęsknocie za małymi miasteczkami. Okazało się, że mają ze sobą bardzo dużo wspólnego.
W końcu Mandy zabrała się za... czesanie Jive'a
Tymczasem w domu Max siedział w jacuzzi i rozmyślał o wczorajszej rozmowie z Mandy. Czuł, że znalazł się między młotem a kowadłem. Wiedział, że chciałby być z drugą z bliźniaczek, ale jasne było dla niego, że jeśli zerwie z Cindy, to siostra w ramach solidarności nigdy nie zechce z nim być. Powoli zbierał siły do tego, by mimo wszystko to zrobić, chociaż powstrzymywał go strach przed niezobaczeniem Mandy już nigdy więcej.
Jego rozmyślania przerwała Cindy, informująca go, że muszą poważnie porozmawiać. Max pomyślał natychmiast, że Mandy opowiedziała siostrze o wczorajszym zdarzeniu, i z pewną obawą wyszedł z wanny, stając przed dziewczyną.
Cindy miała dla niego szokującą wiadomość. Oznajmiła mu, że jest w ciąży! Tego się nie spodziewał. Chciał mieć dzieci, ale nie z nią i nie w takim momencie! Niestety, nie mógł zostawić dziewczyny po tym, jak poinformowała go o ciąży. Po rozwodzie rodziców wychował się w rozbitej rodzinie i sam nie chciał mieszkać bez swojego dziecka.
Udał, że zachwycił się tą informacją.
Minęło kilka miesięcy. Ciąża Cindy pod okiem najlepszych lekarzy wybranych przez Mandy przebiegała bez komplikacji. Dziewczyna nadal zwlekała z poinformowaniem Maxa, że nie jest pewna, kto jest ojcem, ale na wszelki wypadek zerwała kontakt z Kai'em. Max mieszkał z nią i jej siostrą i próbował przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Mimo wszystko bardzo cieszył się z dziecka, w przeciwieństwie do Cindy, która całkowicie pozbawiona instynktu macierzyńskiego liczyła tylko przybywające kilogramy i narzekała, że nie może brać udziału w imprezach.
Mandy usiłowała zapomnieć o rozmowie z Maxem w dniu, w którym dowiedziała się o ciąży Cindy. Żyła, skupiona na pracy i na myśli o zbliżających się narodzinach siostrzeńca, którego nie mogła się już doczekać. Wolne chwile spędzała często w towarzystwie Joe, z którym bardzo się zaprzyjaźniła i dobrze czuła się w jego towarzystwie. Chodzili na spacery z psem albo godzinami oglądali zdjęcia koni w internecie. Cindy i Max też polubili sąsiada.
Kiedyś wybrali się we czwórkę na wzgórza za mostem, pełne luksusowych willi. Odwiedzili lokal z karaoke. Mandy i Max dorwali się do mikrofonów jako pierwsi i świetnie się bawili, obserwowani przez Joe.
Cindy, mimo zaawansowanej ciąży i nieustającego bólu pleców, nie mogła się powstrzymać i potańczyła trochę.
W końcu wymieniła siostrę przy mikrofonie, śpiewając razem z Maxem jakąś romantyczną balladę.
Mandy zabrała Joe na piętro, gdzie weszli do budki i zrobili sobie trzy zestawy zdjęć – najpierw normalne, potem śmieszne, a na końcu, tak dla żartu, romantyczne. Dziewczyna była zachwycona zdjęciami i postanowiła powiesić je na ścianie.
Później pograli w bilard, ale w końcu zrobiło im się gorąco i postanowili wyjść na świeże powietrze.
Joe zaproponował, by podeszli do tarasu widokowego. Uznali zgodnie, że lepiej nie brać ze sobą Cindy i Maxa, którzy nadal śpiewali przy karaoke, bo do tarasu trzeba było podejść pod górkę i nie chcieli, by Cindy się męczyła.
Stanęli przy barierce i Mandy oniemiała z zachwytu, patrząc na panoramę Bridgeport. Mimo że mieszkała tu już od ponad roku, nigdy nie była w tym miejscu. Ze swojego tarasu miała piękny widok, ale nie mógł równać się z tym, co widziała w tej chwili.
- Nieźle, co? - uśmiechnął się Joe. -
Byłem tu już kilka razy. Można zobaczyć coś ładnego, ale w ciszy i nie wdychając przy tym spalin...
Stali tak przez chwilę i pokazywał dziewczynie różne znane im miejsca – park, sklepy czy restaurację, w której pracował Max.
- O, zobacz, a tam jest mój szpital! - pokazała palcem Mandy. -
Zaraz po przeprowadzce codziennie patrzyłam na niego z mojego tarasu, gdy miałam ochotę wrócić do Riverview...
- A teraz nadal miewasz ochotę? - zainteresował się sąsiad.
- Nieee, nie mam tam czego szukać... A ty? Wrócisz kiedyś do Appaloosa Plains, do rodziny, do koni?
- Wątpię – oświadczył stanowczo mężczyzna.
- Powiesz mi wreszcie, co się stało, że wyjechałeś? W chęć znalezienia lepszej pracy nie wierzę, wiesz o tym – spytała Mandy. Przyjaciel od dawna unikał odpowiedzi na pytanie, dlaczego wyprowadził się z rodzinnego miasteczka, i wyraźnie coś ukrywał.
– No dobra, co mi szkodzi... – zachichotał i opowiedział Amandzie historię kilku ostatnich lat swojego życia.
Później wrócili do klubu, zabierając Cindy i Maxa do domu.
Wieczorem Mandy powiesiła na ścianie zdjęcia z Joe. Uśmiechnęła się pod nosem, patrząc na te romantyczne, na których Joe udaje, że ją całuje. Nagle weszła Cindy.
- Zrobiliście sobie zdjęcia? No proszę, nawet takie romantyczne? To co, jesteście parą czy nie? – chciała wiedzieć.
- Mówiłam ci sto razy, że tylko się przyjaźnimy... Zdjęcia zrobiliśmy dla żartu, to chyba oczywiste?
- Nie dla mnie. Jak ja spędzam tyle czasu z jakimś gościem, to nie po to, żeby gadać z nim o psach i koniach. No dalej, mnie możesz powiedzieć – Cindy nie dawała się przekonać.
- Może zamiast wypytywać o mnie, powiesz mi w końcu, co u ciebie? Dlaczego tyle zwlekasz z powiedzeniem Maxowi o swoich wątpliwościach? – straciła cierpliwość Mandy.
- A co mam mu powiedzieć? Prawdę? Że go zdradzałam i może wcale nie jest ojcem tego dziecka?! - krzyknęła Cindy. Niestety, ciut za głośno. Max przechodził akurat obok otwartych drzwi i wszystko słyszał.
- Co to ma znaczyć? - spytał, wpadając do pokoju wściekły jak nigdy –
Jak to „może nie jestem ojcem”?
- Max, spokojnie, wszystko ci wytłumaczę... - zaczęła Cindy, ale nie dał jej skończyć.
- Tu nie ma czego tłumaczyć! Zdradziłaś mnie czy nie? – krzyczał.
- Tak! I wcale nie żałuję! – oznajmiła Cindy.
Mandy nie chciała tego dłużej słuchać. Zostawiła ich w swojej własnej sypialni i poszła do łazienki.
- I proszę bardzo, możesz się wynieść, poradzę sobie bez ciebie – kontynuowała Cindy, która nawet nie zauważyła wyjścia siostry.
- Oczywiście, że to zrobię! To koniec! – oświadczył i wybiegł z pokoju.
(nie jestem najlepsza w pisaniu takich melodramatycznych dialogów
)
Poszedł prosto do sypialni, którą do tej pory dzielił z Cindy, zabrał swoje rzeczy i wyszedł z domu bez słowa.
Mandy czuła się fatalnie z tym, jak jej siostra potraktowała Maxa. Miała do niej ogromny żal i po raz pierwszy w życiu nie zamierzała tego pokornie ukrywać.
Pewnego dnia zawiozła Cindy do szpitala na rutynowe badania, ponieważ wielkimi krokami zbliżał się poród.
- Wejdziesz ze mną? - spytała cicho siostra.
- Nie – odmówiła Mandy –
Masz swojego lekarza, ja jestem chirurgiem, nie będę ci potrzebna przy tej wizycie. Gdy skończysz, będę tutaj, na dworze.
Odwróciła się tyłem do siostry i ruszyła z książką w stronę składanych krzesełek, przy których poznała kiedyś Bustera. Na szczęście nie widziała go już od kilku miesięcy, od czasu, gdy przegonił go Joe. Uśmiechając się ciepło na myśl o przyjacielu usiadła przy stoliku i zaczęła czytać.
Cindy po wizycie u lekarza podeszła niepewnie do siostry. Wiedziała, że narozrabiała, ale zazwyczaj Mandy wybaczała jej wszystko od razu. Tym razem czuła, że nie pójdzie jej tak łatwo.
- Długo zamierzasz się na mnie gniewać? - spytała.
- Tak - odpowiedziała krótko, nie odrywając wzroku od książki.
- Ale ja nie mogę się teraz denerwować! - zaprotestowała Cindy.
- Trzeba było myśleć o tym wcześniej. Zamiast wykręcać się nerwami, zainteresuj się lepiej swoim synem. To co, jedziemy?
- Bez łaski, wrócę taksówką! – zirytowała się Cindy.
- Świetnie – oświadczyła Mandy i odeszła, zostawiając osłupiałą, uśmiechniętą głupawo siostrę przy stoliku.
Cindy uznała, że może siostra szybciej jej odpuści, jeśli pokaże, że interesuje się własnym dzieckiem. Wybrała się więc do biblioteki, by poczytać książki polecone przez ginekologa.
Minęło kilka dni. Mandy wychodziła ze szpitala, gdy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pokazało się imię „Max”. Natychmiast odebrała. Max prosił, by spotkali się tam, gdzie zobaczyli się po raz pierwszy.
Mandy nie trzeba było przypominać, gdzie jest to miejsce. Pojechała prosto na stację metra. Gdy do niej dochodziła, słońce powoli zachodziło, a Max czekał już na nią na ławce.
- Jak sobie radzisz? – spytała, przytulając go.
- Nie jest źle... Mieszkam chwilowo u matki, ale od jutra to się zmieni...
- Jak to? Przeprowadzasz się do innego mieszkania? W której dzielnicy?
- Wyjeżdżam, Mandy. Na długo. Jakiś czas temu zaproponowano mi roczny staż w najlepszej restauracji Champs Les Sims. Każdy kucharz oddałby wszystko za naukę we Francji. Nie chciałem jechać, bo miało się urodzić moje dziecko, ale teraz, gdy nic mnie tu już nie trzyma... – westchnął.
- Jesteś pewien? - szepnęła Mandy.
- To już postanowione... Jadę jutro rano. Chciałem tylko zobaczyć cię przed wyjazdem. Mam też prośbę – jeśli okaże się, że dziecko jest jednak moje, daj mi znać, ok? Nie zamierzam prosić o to Cindy.
- Jasne – zgodziła się Mandy, próbując ukryć szok, jakim była dla niej wiadomość o stażu w innym kraju. Nie zamierzała przekonywać go do zmiany zdania, bo rozumiała potrzebę jego wyjazdu jak najdalej stąd.
- No to... Żegnaj – powiedział Max i zrobił to, na co miał ochotę od pierwszej chwili, gdy zobaczył Mandy – pocałował ją. Później odszedł szybko, nie oglądając się za siebie, i złapał przejeżdżającą taksówkę.
Mandy stała na chodniku, patrząc na tylne światła odjeżdżającego samochodu, dopóki nie zniknęły jej z oczu, i czuła się, jakby odjeżdżała w nim jakaś część niej.
CDN
Znów
BONUS
Gdy Mandy i Joe stali na tarasie, przypadkiem zamiast w interakcję kliknęłam w mod "Get Naked"... Wrzucam, żeby podnieść sobie oglądalność