Emma późnym wieczorem wróciła do domu. Eva, choć podejrzewała gdzie i z kim była, o nic nie pytała, nie chciała wywołać III wojny światowej. Spokojnym głosem zawołała swoją pierworodną do jadalni. Emma posłusznie dosiadła się do Evy i Davida.
- Słuchaj córeczko… chcemy przeprowadzić się na wieś…
- Jaka wieś?! Zwariowaliście już totalnie? Nigdzie nie jadę.

- Ale daj nam chociaż skończyć! – uniósł się David. – Od miasta to zaledwie 25 km., bardzo spokojna okolica, nowi znajomi, nowa szkoła. – uśmiechnął się zachęcająco.
- Zaraz będę dorosła, na co mi zmiana szkoły. Ja tu zostaję!! Jedźcie sobie gdzie chcecie i kiedy chcecie. Szerokiej drogi.
- Chodzi o Chrisa, tak? – krzyknęła Eva.
- Tak, kocham go i nie zniszczysz tego, rozumiesz?! – Emma krzyknęła i wyszła.
- Co za rozpieszczone dziewuszysko!! – powiedziała Eva i poczuła silny skurcz. – Aaaaaa!!!! Boooli, strasznie boli!
- Nie ma na co czekać, jedziemy do szpitala. Oczywiście ty prowadzisz ;D

Okazało się, że ciąża jest bardzo poważnie zagrożona i do porodu Eva musi zostać w szpitalu. Taki cios, akurat teraz, gdy mieli się przeprowadzać…
Emma, gdy tylko dowiedziała się o tej sprawie czym prędzej przybyła do szpitala.
- Mamo, przepraszam. Wiem, że to moja wina…

- Daj spokój mała, nic się takiego nie stało i to nie twoja wina.
- Ale zrozum, z Chrisem nie łączą nas więzy krwi. Bardzo się kochamy, proszę daj nam szansę.
- Ale to nieetyczne, wiesz tak jakby umownie jesteście rodzeństwem.
- Umownie, bo tak naprawdę nie jesteśmy. Mamooo!!!
- Oj dobrze już, obiecuję, że spróbuję się przełamać.
- Dziękuję!! – Emma obdarowała Evę soczystym buziakiem w policzek. – A tak w ogóle te dwie gaduły zgodziły się na przeprowadzkę?
- Renee i Oliver? Bez problemu! – zaśmiała się Eva. – No dobra, tata odwiezie cię do domu, musisz odpocząć.
Emma z Davidem przedyskutowali sprawę w samochodzie. Doszli do porozumienia. Kupią dom na wsi oraz mały domek w mieście, gdzie po ukończeniu osiemnastki zamieszka Emma. Do tego czasu będzie mieszkać u Adama. Jutro dogadają resztę szczegółów.
***
Emmanuelle bardzo zabolały słowa Henry’ego. Zależało jej na Adamie, mimo iż wiedziała o jego toczącym się rozwodzie. Nigdy wcześniej nie spotkała takiego mężczyzny. Wie, że to ten jedyny. Ubrała się w uroczy dresik i poszła na siłownię, bardzo chce zmienić swoje życie. Życzmy jej powodzenia i wytrwałości.

Tymczasem Adam rozmyślał o swojej znajomej. Nic go nie obchodziło, tylko ona. Z rozważań wybił go telefon.
- Adam, pamiętasz, że dziś rozprawa rozwodowa? O 15, nie spóźnij się, bo zabiję! – grzmiał w słuchawce głos prawnika.
No cóż, zegarek pokazywał już czternastą, czas więc ogarnąć się i wyjść. Trochę smutno mu było, że kończy się pewien rozdział w jego życiu. Bardzo kochał Sarę, a ona wywinęła mu taki numer. Ech, przykre. Ale dzięki niej ma Chrisa, najwspanialsze dziecko. Lepszego nie może mieć

. Obiecał sobie, że nie pozwoli go odebrać. Jego miejsce jest w tym domu, wśród dziadków i kochającego ojca. Adam miał już wychodzić, gdy zaczepił go Henry.

- Czekaj synek, idę z tobą.
- To nie jest dobry pomysł. – Adam czuł co się kroi.
- Ale daj spokój. Będzie git!
No i poszli. W sądzie Henry siedział w pierwszym rzędzie. Uważnie słuchał Sary (która notabene strasznie się roztyła

.
- Jestem wzorową matką. Od zawsze poświęcałam mu mnóstwo uwagi, nie to co mój mąż… - wychwalała siebie Sara.
- Wysoki Sądzie co to ma być za cyrk?! Ta bździągwa niemal nie spaliła żywcem swojego syna, nie zajmowała się nim, wolała latać z dupą po barach. To mój syn siedział z tym małym! – Henry wstał oburzony słowami, które dotarły do jego uszu.

- Co to za słownictwo? Zostaje pan ukarany karą porządkową w wysokości 500zł. Proszę usiąść i nie przeszkadzać.
Reszta rozprawy przebiegła spokojnie. Sąd na szczęście zadecydował, że Chris pozostanie z Adamem. Uff, co za ulga

- Tato! Prosiłem, żadnych cyrków! – Adam był oburzony.
- Ale synek, nie mogłem tego słuchać. Ta pstrokata pipidówka zabrałaby nam Chrisa i co by było? Wiesz co ci powiem? Zapraszam wieczorem na opicie smutków.
- Okeeej, chętnie pójdę.
Nadszedł wieczór. Adam z Henry’m już wychodzili, gdy złapała ich Violet.
- Słońce, dokąd się wybierasz? Wyprowadź Uszatka na spacer.
- Aaaalee… - protestował Henry.
- Żadne ale. Już, tu jest smycz!
No i nie miał wyboru, wziął szkodnika i poszli. Przed knajpą uwiązał go do słupa.
- Tylko bądź grzeczny bo pojadę po karmie, jasne?! – rozmawiał z psem

Panowie bawili się w najlepsze. Robili głupie miny.

Dużo drinków, dzikie tańce, czyli to co Henry uwielbia najbardziej.

Wtem nagle i niespodziewanie na salony wkroczył Uszatek. Pogryzł bar, obsikał panią, poprzewracał krzesła i stoliki, na koniec na środku parkietu zostawił uroczy prezencik.

Ochrona się wściekła, wyrzuciła psa razem z jego właścicielem. W dodatku Henry będzie musiał za wszystkie szkody zapłacić. A Adam był tak wstawiony, że mimo wszystko dalej się bawił, sam

.
+
BONUS!!! (nie mogłam się oprzeć, wybaczcie jakość}
