Przepraszam,za akcje.Wszystko dzieje się szybko,ale dużo grałam i muszę wam wszystko wyjaśnić

-Kochanie,boże życie się do nas uśmiecha!-wbiegł jak oparzony i zaczął skakać po pokoju jak małpka.
-Co się stało?-zapytała Ginny,o co mu może chodzić?
-Pamiętasz jak wysyłałaś zawsze kupony na wygraną,wygraliśmy 400 tys!
-Żartujesz sobie-nie mogła uwierzyć,czy to rozwiąże wszystkie problemy?

-Kupimy dom,nie będziemy żałować niczego-powiedziała i ze szczęścia wskoczyła mu w ramiona.

Minął miesiąc.Dom był wybrany,tylko czekać na lepsze życie.W końcu będą naprawdę szczęśliwi.Wieczorem Paul usłyszał,że otworzyły się drzwi. Ginny była przecież w pracy więc kto?Strach go sparaliżował.
-I jak?-odezwała się nieznajoma osoba.Paul nie chciał się obrócić,ale musiał.
-Ginny?!-Nie poznał swojej narzeczonej,zupełnie się zmieniła.
-A kto duch?-zaśmiała się-Powiedziałeś,że idziemy na kolacje do twojego szefa.Trzeba przecież stosownie wyglądać i kupiłam to i owo-wytłumaczyła.
-Jasne, po prostu cię nie poznałem,ślicznie wyglądasz-odezwał się Paul.

-A jak dom,byłeś tam dziś?-zapytała.
-Byłem,meble już stoją,można się wprowadzać-odpowiedział.

-Może chodźmy wziąć jakąś kąpiel?-zapytał po czym zaczęli się namiętnie całować zmierzając ku łazienki.

Rano Paul musiał wyjść.Tłumaczył Ginny,że to przez pracę i,że niebawem wróci.

-Chciałeś się spotkać-powiedziała zdziwiona.
-Musimy pogadać,nic poza tym-poprawił ją.

-Ale kochanie,nie mamy o czym.Lepiej chodźmy do mnie-odpowiedziała.
-Co ty chcesz osiągnąć takim zachowaniem?Kocham ją,kocham słyszysz?-był bardzo zdenerwowany-I daj nam spokój.Układa nam się,więc nie wpier** się-nie zdąrzył odpowiedź,Lucy go pocałowała.

Pech chciał,że Ginny przechadzała się po parku.Kiedy dostrzegła Lucy i Paula chciała podejść by go odciągnąć,ale ten pocałunek?Nie wiedziała czy płakać czy ich pozabijać.

-Co tu się dzieje?-zaczęła wrzeszczeć-Tak właśnie pracujesz?-popchnęła go.-A ty dzi**?Zejdźcie mi z oczu!-nie mogła się opanować.

Rzuciła się na nią.Chciała powyrywać jej wszystkie włosy i powiesić na łóżkiem.Lucy miała szczęście,że Paul je powstrzymał.
-Kochanie to nie tak-tłumaczył się.
-Nie mów tak do mnie,jesteś dla mnie nikim,rozumiesz?-odrzekła.

-A tobie powiedziałam coś kiedyś-zwróciła się do Lucy-odpieprz się od niego,bo pożałujesz.Ale nie , musiałaś wszystko rozpieprzyć!
Chciała powiedzieć coś jeszcze,ale była chrześcijanką,była niedawno w kościele.

Paul próbował wszystko wytłumaczyć,ale Ginny nie chciała go słuchać. Dla niej był skończony.

Wieczorem położyła się na kanapie.Nie mogła uwierzyć,dlaczego.Byli tacy zakochani,chcieli wziąć ślub.Co by było gdyby wtedy im nie przerwała?Może poszliby ze sobą do łóżka,o zgrozo!
Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia,miał czelność tu wrócić?

-Jak masz czelność tu przychodzić-rozzłościła się Ginny.
-Mieszkam tu, poza tym,kocham cię-odpowiedział.
-Już tu nie mieszkasz!I bardzo mnie kochasz,może jeszcze chciałeś się z nią przespać?!
Paul chciał powiedzieć jej,że zdradził ją już wcześniej,ale za bardzo ją kochał i bez żadnych tłumaczeń wyszedł.

Ginny już się wyprowadziła.Gdyby wiedziała,kupiłaby coś mniejszego. Przepełniano ją wiele myśli.Nawet taka,co by było gdyby mu wybaczyła,cieszyli by się teraz nowiutkim domem.Nigdy w życiu!Dla niej,jest to skończony temat.Musi zacząć żyć od nowa,bez niego.

"Jezus,jak ja wyglądam.Zmieniłam się dla niego,a on?Muszę się zmienić,jeszcze wszystkim pokaże!"