Są rodziny, które na pierwszy rzut oka wydają się idealne. Na pewno potrafisz to sobie wyobrazić: ojciec w przykładnej roli głowy rodziny i piękna, serdeczna, otoczona wianuszkiem zadbanych dzieci matka. Patrzysz na tych ludzi i masz wrażenie, że stoi przed tobą ucieleśnienie świątecznej reklamy coca-coli, emanujące ciepłem i radością. Uśmiechnięci i sympatyczni. Tak nieskazitelnie perfekcyjni, że aż sztuczni.
Na pewno wiesz, że w wielu sytuacjach kłamstwo bardzo łatwo pomylić z prawdą. Stiles i Ophelia byli tego żywym przykładem.
Patrząc na nich, nie dało się dostrzec, że ich relacje nie są szczere. Wszak Stiles zupełnie nie zdawał sobie sprawy z sieci kłamstw, która zaciskała się wokół niego na podobieństwo garoty, tyle, że powolniej i bardziej niepostrzeżenie. Ophelia zaś była zbyt wytrawnym graczem, by pozwolić sobie na popełnienie błędu. Kłamstwo, na którym zbudowano ten związek, z dnia na dzień rosło w siłę i nie zanosiło się na to, by cały idealnie obłudny obrazek miał się rozsypać. Ophelia wiedziała przecież, co robi; nie potrzebowała wiele czasu, by sprawić, że spojrzenia, którymi ją obdarzano, z zawistnych stały się obojętne, a potem nawet życzliwe. Plotki na temat jej miłosnych podbojów wciąż jeszcze stanowiły ciekawy temat do rozmów, ale powoli zaczynano traktować je jak półprawdziwe miejskie legendy, a nie pieprzne sensacje. Ophelia w oczach reszty mieszkańców była teraz przede wszystkim przykładną, nawróconą na dobrą drogę partnerką i matką. Cały jej plan sprawdzał się doskonale.
Jak pewnie możesz się domyślić, Ophelia ani myślała spocząć na laurach. Uciszenie plotek na swój temat i znalezienie całodobowej, bezpłatnej niańki było dla niej dopiero połową sukcesu. Do zdobycia pozostawała jeszcze ta ważniejsza połowa – Marshall chciała jak najszybciej doprowadzić do tego, by Stiles się jej oświadczył i tym samym dał jej zarówno dostęp do swojej fortuny, jak i pewność, że narodzona niedawno córka to problem całkowicie nieistotny. Ophelia nie należała do osób szczególnie cierpliwych; zamiast czekać biernie na rozwój wydarzeń, dyskretnie popychała partnera w kierunku odpowiedniej decyzji, starannie dobierając kierowane do niego słowa, pieszczoty i gesty. Tam, gdzie ona stosowała zimną, wyzutą z emocji kalkulację i grę aktorską, Stiles widział czułość i przywiązanie. Sieć kłamstw powoli się zacieśniała.
Wkrótce Stiles zyskał pewność, że Ophelia to partnerka, z którą chce spędzić życie. Widział w niej piękną, delikatną, wrażliwą kobietę, która darzyła go szczerym uczuciem i z pewnością nie była w stanie posunąć się do zdrady lub kłamstwa. Córka, dla której chciał jak najlepiej, była dla niego kolejnym argumentem, by sprowadzić związek na poważniejsze tory. Mężczyzna nie widział powodu, by dłużej zwlekać. Oświadczyny stały się kwestią czasu.
Niebawem Ophelia osiągnęła to, czego chciała, po raz kolejny udowadniając, że przebywając na dnie, jest w stanie spektakularnie wybić się na sam szczyt. Na dniach miała zatriumfować, stając się oficjalnie panią McGraw.
Może ci się to wydać dziwne, ale w tym czasie Ophelia unikała życia publicznego. Chcąc zachować wszelkie konieczne pozory, dopracowała swą intrygę w szczegółach i pozwoliła, by to Stiles zaczął częściej wychodzić do ludzi. Duma i szczęście, z jakimi McGraw chwalił się przyjaciołom rosnącą jak na drożdżach córką i mającym się wkrótce odbyć weselem stanowiły zwieńczenie jej planu. Teraz już nikt nie mógł powiedzieć, że Ophelia Marshall to dwulicowa wywłoka, która za nic ma partnera i dziecko. Nikt nie mógł jej zarzucić, że buduje szczęście na kłamstwie. Była bezpieczna.
Mogę się założyć, że wiem, co teraz myślisz. „Hej, to wszystko jest przecież zbyt proste, nie mogło jej pójść tak łatwo!” – coś w ten deseń na pewno przemyka ci przez głowę. Oczywiście się nie mylisz. Plan Ophelii oczywiście był dopracowany i doskonały… Ale znalazła się jedna sprawa, której Marshall nie mogła kontrolować. Taki drobny szczególik, szkopuł, który mimo upływu czasu wciąż pozostawał solą w oku Ophelii.
Szkopuł nazywał się Xander Clavell i wkrótce zamierzał mocno namieszać.