Witajcie ponownie, dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze, jestem bardzo szczęśliwa.
Kolejny odcinek rodzinki Kent ( nr 27 )
W poniedziałek wieczorem Barney umówił się w lokalnej knajpce z Philipem Marlowe.
- Powiedz czego się dowiedziałeś w Riverview – zaczął Barney.
- Jest dużo ciekawych rzeczy, trochę mnie to kosztowało, ale jakoś się później rozliczymy, po pierwsze recepcjonista przy mnie sprawdzał w kompie, rzeczywiście wpis meldunkowy zniknął, facet zapewnia, że był, bo sam go robił, Fabian się meldował w środę po południu i był do wieczora w czwartek, wiele osób go widziało.
- Jednak był w Riverview, tak myślałem.
- Tak, odwiedziła go piękna blondynka, to pewnie Cassie. Widziano ich w środę i w czwartek.
- No i …
- Czekaj, mam też potwierdzenie, że Cassie obecnie nie ma w Riverview, a jest w swojej ogromnej rezydencji w Sunset Valley, ze swoim tatusiem, mamusią i braćmi.
- Najpierw ją wywieźli, a teraz szybko zabrali z powrotem. Stęsknili się? A Fabian?
- Fabiana nie ma, zniknął, nikt go od wieczora w czwartek nie widział, rozmawiałem z ogrodnikiem, który pracował wieczorem w środę, powiedział, że była straszna kłótnia i podobno doszło do rękoczynów …
- Co? Między Fabianem a Cassie?
- Nie przerywaj mi! Chcesz się dowiedzieć czy nie? - zdenerwował się Marlowe.
- Sorry, mów!
- Pojawił się młody chłopak i podobno napadł na Fabiana, facet wszystko widział z ogrodu, z opisu podobny do Rocco! - zakończył triumfalnie Philip.
- Nie!
- Tak!
- Pobił Fabiana?
- No właśnie nie, to Fabian dał mu czadu i chłopak zmykał z podkulonym ogonem.
- No proszę! Fabian rządzi! Ciekawe czy wiedział, że Rocco to Rocco? Rozumiesz?
- Uhm, tego nie wiem.
- Pozostaje pytanie co teraz się dzieje z Rocco? No i oczywiście z Fabianem - zastanowił się Barney – może Fabian się dowiedział kim jest Rocco i ukrył przed nim, to by wyjaśniało całe zniknięcie.
- Tak, to mogłoby być wyjaśnienie sytuacji, bo od pewnego momentu informacje się urywają, tylko dlaczego Fabian się z tobą nie skontaktował?
- Może stracił komórkę? Nie, on jest sprytny, coś by wykombinował.
- Właśnie! To jest dziwaczne. Pozostało jeszcze sprawdzić komputer, kto wykasował wpis z meldunku, wtedy będzie łatwiej dojść do sedna, ale tym na pewno się zajmie policja, po IP dojdą kto mieszał, ja tego już sprawdzić nie mogę, nie mogę zarekwirować sprzętu.
- Świetnie się spisałeś, wiedziałem, że jesteś najlepszy i najszybszy, chodź napijemy się – zaproponował Barney.
Usiedli przy barze. Zamówili drinki i popijali powolutku.
- Barney, a jak twoje relacje z Foleyem?
- Po rozmowie z tobą, pomyślałem, że niepotrzebnie zacząłem gadać, że przyjdę z adwokatem.
- Co? Mówiłem ci nie kręć, Foley teraz na ciebie szczególnie zwróci uwagę.
- Wiem, ale poniosło mnie.
- W sumie nic ci nie może zarzucić, nie miałeś kontaktu z Rocco, z żadną mafią, dowiedzieliśmy się o tym później, ostrzegałeś Fabiana, to była jego decyzja, że chciał to ciągnąć.
- Właśnie, niepotrzebnie dałem się sprowokować Foleyowi.
- Tssaa, teraz będzie drążył, nie odpuści, on jest jak pies, jak złapie trop to będzie leciał.
- Tego się boję. Nie chcę, żeby mi grzebał w życiorysie.
- Trzeba było uważać.
- Zagramy w piłkarzyki? - Zapytał Barney.
- Ok.
Wstali i zaczęli grać.
- Dawaj Barney! Dawaj cieniaku! Strzelaj! Nie umiesz trafić?- krzyczał Philip
- Dobra, koniec! Wygrałeś! Może coś bardziej intelektualnego? Szachy? - Zaproponował Barney.
- Jasne! A co myślisz, że tutaj mnie pokonasz? - zaśmiał się Marlowe.
- Pewnie! Jestem inteligentniejszy! - Odpowiedział z uśmiechem Barney.
Usiedli i zaczęli się głowić nad szachownicą.
- Barney na pewno chcesz postawić ten pionek?
- Znowu wygrałeś!
- Dawaj jeszcze raz! - Zawołał Philip.
***
Po południu poszłam do sąsiadki pograbić liście, obiecałam, że jej pomogę, staruszka sama nie mogła sobie poradzić z ciągle opadającymi liśćmi.
Jak skończyłam wyrzucać śmieci, nie powiem kilka godzin mi to zajęło, pomyślałam sobie, że pójdę się czegoś napić, bo zaschło mi w gardle. Niedaleko była knajpka.
Weszłam i zobaczyłam Barneya grającego w szachy z jakimś facetem. Podeszłam, nawet mnie nie zauważył, tak był przejęty grą.
Wreszcie zauważył, spojrzał:
- Gina? - Zapytał jakby z niedowierzaniem.
Wstał.
- Co ty tutaj robisz?
- Przechodziłam i zaszłam się czegoś napić – odpowiedziałam, a jakaś baba się na nas gapiła. Później mnie poprosiła o autograf, okazało się, że to była barmanka, skąd mnie znała? Nie wiem.
- Masz fanki? - zapytał mnie ze śmiechem Barney. Wzruszyłam ramionami i poszłam napić się drinka. Oczywiście na koszt firmy. Barmanka wyraźnie mnie faworyzowała.
Kątem oka dostrzegłam, że Barney coś szepcze do faceta w kapeluszu i tamten pokiwał głową.
Wypiłam i podeszłam do Barneya, a barmanka za mną, cały czas się przysłuchiwała naszej rozmowie.
- Barney, ty jak zwykle w lokalu, ale tym razem grałeś w szachy. Bardzo ładnie. No i ubrałeś się ciepło – uśmiechnęłam się.
- Tak! Gina, postanowiłem zadbać o swój intelekt. Wiesz, że wygrałem dwa razy z rzędu?!
- Wow! - zaśmialiśmy się
- Taki jestem sprytny! Gina ślicznie wyglądasz, musiałem to powiedzieć.
- Dziękuję, jesteś bardzo miły.
- Nie ma sprawy, w tych sprawach nigdy nie kłamię.
- A w innych tak?
- Nie, po co miałbym to robić? Ale się cieszę, że cię spotkałem, od razu mam lepszy humor! Dokończymy naszego cymgaja?
- Z chęcią – odpowiedziałam. Rzuciliśmy okrycie wierzchnie i ruszyliśmy grać. Obserwowaliśmy się czujnym wzrokiem. Znowu pochłonęła nas rywalizacja.
Stanęłam i zamyśliłam się, patrzyłam jak gra, jak się porusza, niechcący spojrzałam na jego pupę, Barney nie jest taki zły, to znaczy nie wygląda źle, nawet mogę powiedzieć, że jest całkiem przystojny, wysoki, wysportowany i ma piękne jasne, niebieskie oczy. Czemu ja o nim myślę?
- Gina! Grasz? - usłyszałam jego głos, głos ma też niski, męski, seksowny. …
- Słucham?
- Pytam się czy grasz?
- Och, przepraszam.
- Zamyśliłaś się?
- Troszeczkę.
To na razie tyle na dziś, proszę o komentarze.