Kamilu, bardzo przepraszam, że w poprzednim poście cię pominęła

oczywiście dziękuję za komentarz i jeszcze raz przepraszam

dziękuję rónież za komentarz monice12
Odcinek miałam wstawić kilka dni temu, ale tak jakoś wyszło...
Wydaje mi się, że dzisiejszy odcinek powinien wam się spodobać

Zapraszam do czytania
Rodzina Polnago
Marta zgodziła się na wyjazd na wakacje. Pojechali do najlepszego hotelu na Wyspie Twikki. Hotel ten był zbudowany tuż przy morzu co dawało dodatkowe korzyści (i opłaty

).
Zaraz po przyjechaniu na miejsce Marta poszła na plażę. Piasek był lekko wilgotny, co oznaczało, że nie dawno padało, mimo to było bardzo przyjemnie.
Niestety najwidoczniej nie za dobrze posmarowała się kremem i spiekła się na czerwono. Za to zbudowała śliczny zamek z piasku, chyba nigdy moim simom nie udało się takiego zbudować (brawo Marta!).
Po południu Adam zaprosił Martę na obiad do restauracji, która także mieściła się na terenie hotelu. Marta czuła się wspaniale, była taka doceniana, rozpieszczana…
Pierwszy dzień wakacji minął szybko, lecz był bardzo przyjemny. Późnym wieczorem Marta usiadła na brzegu morza, aby rozkoszować się widokiem morskich fal, zimnym, lecz lekkim wietrzykiem oraz światłem księżyca. Gdy wróci do rzeczywistości pewnie długo ich nie zobaczy, ale teraz nie ma zamiaru o tym myśleć.
- Jak tam? Podoba ci się? – zapytał Adam, podchodząc do dziewczyny.
- Bardzo, uwielbiam morskie powietrze.
- Nie idziesz spać? Jutro mam zamiar oprowadzić cię po okolicy – Adam był na Wyspie Twikki już kilka razy – i powinniśmy wcześnie wstać.
- Nie, chcę spędzić tu jak najwięcej czasu.
- Rozumiem.
- Tutaj jest bardzo ładnie. – Marta próbowała ciągnąć rozmowę dalej.
- Wiesz… Nie przyszedłem tutaj po to, aby rozmawiać o tym jak jest tu ładnie.
- A więc o czym chcesz rozmawiać? – mówiąc to Marta podniosła się z piasku.
- Nie jest ci zimno w tej sukience?
- Rozumiem, chcesz rozmawiać o temperaturze mojego ciała.- powiedziała ironicznie Marta.
- Nie. Nie sądzisz, że to co dla ciebie robię jest trochę dziwne?
- To znaczy… - dziewczyna nie wiedziała co ma odpowiedzieć – Trochę raczej tak, mam wrażenie, że ja cię wykorzystuje, ale nie martw się, kiedy tylko coś wymyśle wyprowadzę się i postaram oddać pieniądze.
- Daj spokój…
Mówiąc to Adam przysunął Martę do siebie i pocałował. Ta nawet nie myślała, że tak to się skończy, natychmiast chciała odepchnąć od siebie Adama, ale w tej samej chwili przypomniała sobie jak bardzo cierpiała przez Mateusza, jak perfidnie i podle ją potraktował, więc czy jej od życia coś się nie należy?
Marta od dłuższego czasu nie czuła się tak dobrze, nareszcie ktoś traktuje JĄ lepiej od wszystkich…
W nocy jednak dziewczyna nie mogła spać. Wyszła więc na balkon złapać świeżego powietrza. Miała jednak na sobie jedynie cieniutka piżamę, więc było jej bardzo zimno. Zaczęły nawiedzać ją wątpliwości czy na pewno dobrze robi, w końcu nadal jest mężatką, a może dla Mateusza to był tylko jeden skok w bok? Mają dwójkę dzieci! Lecz nagle zawiał zimny wiatr, więc Marta postanowiła wrócić do pokoju.
Wakacje szybko minęły, nawet mimo tego, że przedłużyli swój pobył na rajskiej wyspie, Adam i Marta musieli wracać do Miłowa.
Tam na Martę czekała nie miła niespodzianka, która także rozwiała jej wszelkie wątpliwości Dostała pozew o rozwód oraz pismo o ustalenie opieki nad dziećmi. Bardzo nią to wstrząsnęło. Co może zrobić, nie ma pieniędzy, pracy, niczego. Po raz ostatni postanowiła poprosić Adama o pomoc.
- Obiecuję, że potem już się wyniosę. – powiedziała.
- Nie chcę abyś się wynosiła. Zostań ze mną.
- Nie mogę.
- Dlaczego? Za niedługo się rozwiedziesz. Mogę ci pomóc odzyskać dzieci.
- Co mam ci powiedzieć?
- A co masz mówić? Naprawdę chcę abyś ze mną zamieszkała, zrobię dla ciebie wszystko.
Marta nie wiedziała co powiedzieć. Bardzo tego chciała, lecz nie wiedziała jak ująć to w słowach. (Przepraszam za ten sznureczek, to od lampy

)
W sądzie Marcie udało się odzyskać córki, zamieszkała z nimi u Adama. Karolina i Ewa nie za bardzo go lubią, ale cieszą się, że są z mamą

Marta straciła wszelki kontakt z Mateuszem, ale plotki głoszą, że pani z Ukrainy wróciła na Ukrainę zabierając Mateuszowi jego majątek, więc ten zapuścił długą brodę i zajął się eksperymentami z feneloefolotroleliną i innymi miksturami

a jak wiadomo w każdej plotce jest ziarno prawdy…
Tutaj miało być takie fajne zdjęcie jak wszyscy razem są, ale go nie ma z powodu braku -.-
KONIEC (przynajmniej z Martą na zawsze… Choć kto wie, może jeszcze kiedyś się pojawi
Ale… Tonie koniec na dziś, gdy skończyłam to pisać stwierdziłam, że to jest stanowczo za krótkie, więc już dziś chcę wam przedstawić kolejną bohaterkę moich opowieści

Tylko proszę, nie komentujcie domów

Nie jest jakimś super architektem do tego nie chciało mi się tego robić.
Z Miłowa przenosimy się na pewną wyspę na której osiedlają się simowie odrzuceni przez innych przeważnie dlatego, że są po prostu inni, zieloni, szaro-niebiescy czy włochaci… Na tej wyspie nikt nie będzie traktował ich inaczej, bo tam są ludzie tacy jak oni.
Właśnie tam wprowadziła się niedawno młoda wilkołaczyca (jeśli tak to się odmienia

). W miejscu w którym mieszkała przedtem ludzie jej nienawidzili, kilka razy nawet podpalili jej dom, w końcu tego nie wytrzymała. Elena (bo tak owa postać się zwie) jest artystyczną duszą., do tego wielbi lamy, oczywiście jaki sim nie lubiłby tych zwierząt? Ale ona jest wręcz zafascynowana lamami jak mało kto!
Pierwszego dnia pobytu w nowym miejscu, z rana Elena postanowiła przejść się po okolicy.
Spotkała swojego znajomego, którego znała jeszcze ze swojego poprzedniego miejsca zamieszkania, jest on czarodziejem (wiem, ze tego nie widać, ale jest czarodziejem

)
- Elena! Jednak jesteś.
- Cześć, Wiktor. Jak widać jestem, a sądzisz, że długo bym tam jeszcze wytrzymała, ŻYWA.
- Było aż tak źle? Jak ci się tu podoba?
- Dopiero się wprowadziłam. Lecz nie sądzę, aby mój stan psychiczny się poprawił.
- Dlaczego? Tutaj przecież nic ci nie grozi, wręcz przeciwnie.
- Każdy uznaje to miejsce za wybawienie, a dla mnie to podział na normalnych i nienormalnych! Poza tym nadal będę wstawać z myślą, że pod wieczór zmienię się w owłosionego potwora.
- Jak zwykle masz swoje zdanie, może przyszedłbym dziś do ciebie? Tak dawno się nie widzieliśmy.
- Nie. – powiedziała stanowczo dziewczyna. – chcę być sama, wtedy nikt nie musi mnie oglądać, nie muszę odpowiadać na pytania typu „czy jak się zmieniasz to boli?” „ czy to swędzi?” nikt nic ode mnie nie chce…
- Jesteś uparta, w każdym razie ja muszę lecieć, śpieszę się. – mówiąc to Wiktor odleciał na swojej magicznej miotle.
Chłopak popsuł jej humor, znów przypomniało jej się co przeżywała przed przyjazdem tam, a było naprawdę źle. Elena zrezygnowała więc z dalszego spaceru i wróciła do domu.
Kilka godzin później ktoś zapukał do jej drzwi. Byli to jej nowi sąsiedzi.
- Dzień Dobry! Chcieliśmy odwiedzić nową sąsiadkę – zaczęła zielona istota – możemy wejść?
- Oczywiście, proszę. – Elena nie miała ochoty na żadne odwiedziny, ale nie wypadało odmówić, wpuściła gości do środka i zaparzyła kawę.
- Ja jestem Sara, a to jest Piotr – nadal mówiła tylko simorośl, mężczyzna, który z nią przyszedł prawie nic nie mówił. – Za chwilę powinien przyjść jeszcze nasz kolega, ale on jest zombie, więc może się trochę spóźnić, wie pani jak to jest, zamyśli się, albo co.
- Nie, nigdy nie spotkałam zombie. – opryskliwie powiedziała Elena
Minęło trochę czasu, aż wreszcie pojawił się ten wyczekiwany zombie, pan Ksawery. Wszedłszy w drzwi (spróbuj mówić to bardzo szybko

), dosłownie wszedłszy w drzwi przeprosił za spóźnienie i zawył przerażająco.
Gdy Elena spojrzała w stronę zombiaka zauważyła, że za drzwiami jest już ciemno i zdała sobie sprawę z tego, że zaraz zamieni się w owłosioną kreaturę, nie chciała aby ktokolwiek, nawet jeśli tutaj na nikim nie wywiera to większego wrażenia.
- Bardzo przepraszam, ale nie lubię tej drugiej „wersji” mnie. – Elena uprzejmie chciała wyprosić gości
- Ale to naprawdę nic złego, tutaj każdy to rozumie. – nadal odzywała się jedynie simorośl.
- Wiem, ale jednak nalegam, abyście poszli.
- Ale… Ja dopiero przyszedłem. – zasmucił się Ksawery, ma znów pokonywać ten dystans? (nie tak wielki jakby się mogło wydawać, lecz nie dla kogoś, kto już umarł).
- Racja, robi się późno, a i tak długo przesiedzieliśmy, dziękujemy za gościnę, dowidzenia – odezwał się wreszcie Piotr. Było to chyba najdłuższe zdanie jakie powiedział do tej pory.
W końcu goście sobie poszli. Co prawda niektórzy nie do końca dobrze ułożeni, ale poszli.
Elena mogła wreszcie zostać sama ze swoim „problemem”
Około pierwszej w nocy, gdy dziewczyna bawiła się w ogródku odwiedził ją kolejny niespodziewany gość. Był to Wiktor, ten którego spotkała na porannym spacerze.
- Po co tu przyszedłeś?! – zapytała ze wściekłością.
- Mówiłem, że przyjdę. – odpowiedział jej z całkowitym spokojem.
- Ale ja się nie zgodziłam! I dlaczego o tej godzinie?! – Elena była w ciele wilkołaka, więc lepiej z nią nie zadzierać.
- Uspokój się, chcę porozmawiać, wiąż dręczy mnie nasza poranna rozmowa, masz złe podejście do świata… - Wiktor jak dotąd nie wiedział co to znaczy wściekły wilkołak, do tego kobieta – wilkołak. Mógłby jeszcze długo mówić, ale Elena się nie patyczkowała.
- Jeśli chcesz mi pomóc wyczaruj w swoim magicznym kociołku coś co wyleczy mnie z tego czegoś.
- Ja jeszcze tego nie umiem, w ogóle bardzo mało czarodziei to potrafi.
- Zaraz… Chcesz powiedzieć, że to jest możliwe?
- No… Tak, ale to bardzo niebezpieczne. Może być… - po raz kolejny Elena mu przerwała, nie chciała słuchać jego wykładów na temat niebezpieczeństw, w swoim życiu spotkała ich bardzo wiele, więc wystraszyła Wiktora czymś co się nazywa „grrr!” (nie wiem jak to ująć, chyba pierwszy raz odkryłam tą opcje

nie wygląda strasznie, ale simy bardzo się tego boją, mogą się nawet posikać

)
- Idź sobie, nie chce mi się ciebie słuchać! – powiedziała stanowczo, Wiktor już nic nie powiedział, bo jeszcze chwila, a Elena wyskoczyłaby do niego z kłami.
KONIEC
+ kilka bonusów :3
Ta okolica jest dziwna, gdy jestem na parceli publicznej normalnością jest, że spotkam np. włamywacza czy pokojówkę… O_o wie ktoś o co chodzi?
Spotkałam też już dostawcę pizzy czy chociażby tego gościa co czyści parcele od robactwa.
Wychodzisz? Weź ze sobą drzwi!
Mam nadzieję, ze nowa historia wam się podoba oraz liczę też na to, że nie zapomnieliście o Marcie