Witam serdecznie, dziękuję za komentarze.
Rodzina Kent, nowy odcinek ( nr 52 )
Foley wrócił z pracy do domu, tam czekała na niego Nikki, znowu rzuciła mu się w ramiona.
- Czekałam na ciebie z utęsknieniem.
- Nikki, jesteś cudowna.
- Nie, to ty.
- Nie, ty. - Przekomarzali się ze śmiechem. Nawet takie głupotki sprawiały im radość, samo przebywanie ze sobą było dla nich jakby nagrodą, doceniali każdy gest.
- Johnny, zrobiłam na obiad kurczaka po chińsku, jesteś głodny? - Zapytała Nikki.
- Bardzo, mógłbym nawet ciebie zjeść.
- Oooo ciekawe, może najpierw zjemy obiad a potem … hmm, a potem zobaczymy.
- Dobrze, zgadzam się na wszystko. - Odpowiedział i usiadł, zabrał się do jedzenia.
Kiedy zjedli, John pocałował ją w rękę i powiedział.:
- Dziękuję, zrobiłaś przepyszne jedzenie, niech Bóg błogosławi te zdolne rączki.
- Jesteś bardzo religijny?
- Nie, tak jakoś mi się powiedziało. Ale ty jesteś dla mnie jak dar z nieba. - Uśmiechnął się.
- John, to było słodkie. - Zachwyciła się. Nikki nie mogła ukryć zauroczenia Foleyem, na jego widok jej twarz jaśniała. Cały organizm reagował. Czuła się przy nim szczęśliwa, nigdy nie spotkała takiego człowieka, z nikim nie łączyła ją taka więź. Czuła, że to jej przeznaczenie.
Foley odgarnął jej włosy z czoła i pocałował. Popatrzyli na siebie, ich wzrok mówił im wszystko. Wziął ją na ręce prosto z krzesła, na którym siedziała, lekko krzyknęła z zaskoczenia i zamachała nogami. Zaniósł ją prosto do sypialni. Był silnym mężczyzną, nie stanowiło to dla niego problemu, Nikki zresztą nie była zbyt ciężka. Położył na łóżko i mocno przycisnął.
- Nikki, potrzebuję cię i pragnę. Działasz na mnie jak magnes, nie mogę tego opanować.
- Och John, całuj mnie i nie przestawaj.
Ponownie zapłonęła w nich namiętność. Znowu dzika i gorąca. Nie mogli się sobą nasycić. Być może świadomość, że Nikki wieczorem wyjeżdżała dodała im powera, jakby chcieli się sobą nacieszyć na zapas. Spędzili w łóżku całe popołudnie, aż do wieczora.
Później zjedli kolację, tym razem przygotowaną przez Foleya. Jedli w milczeniu. I nadszedł ten moment, moment pożegnania. Stali przed windą, już z walizkami Nikki. Dotknęła jego twarzy. Patrzyła mu w oczy.
- Czemu się smucisz, przecież te kilka dni szybko miną i znowu się spotkamy.
- Czuję smutek, żal i Bóg wie co jeszcze, to były ledwie dwa wspólne dni, a czuję jakbyśmy byli przez lata razem.
- Mnie też jest ciężko tak cię zostawić, zżyłam się z tobą i nie wyobrażam sobie, jak to będzie budzić się samej i nie widzieć twojej pięknej twarzy obok mnie.
- Nikki … . - Zadrżały mu wargi.
- John, to łzy? O Boże, teraz jest mi jeszcze trudniej. - Otarła spływającą łzę z oka Foleya.
- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło, tak bardzo chcę być przy tobie. Nie chcę już być sam. Kocham cię.
- Och, John …, mój drogi, ja też cię kocham. - Odpowiedziała i mocno się do niego przytuliła.
Stali tak wtuleni, lekko się kołysząc. Niestety Nikki musiała już iść. Zjechali na dół i pocałowali się na do widzenia przed taksówką, która już czekała od dłuższego czasu. Nikki wsiadła i pojechała na lotnisko. Ustalili wcześniej, że nie będą się żegnać na lotnisku. Foley stał jeszcze i patrzył za odjeżdżającą taksówką. Po czym ze spuszczoną głową poszedł do mieszkania.
***
Zaczęliśmy się zbierać, już czas było wracać do domu. Spakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Postanowiliśmy jechać na dwa samochody.
Przez całą drogę za miastem Barney jechał grzecznie za mną, ale na autostradzie dał gazu i mnie wyprzedził. Ja nie dałam za wygraną i też nacisnęłam pedał gazu i już byłam przed nim. Mieliśmy szczęście, bo przez dobre 100 kilometrów nie było nikogo na drodze. Poszaleliśmy trochę wyprzedzając się wzajemnie. Po jakimś czasie zjechaliśmy na stację benzynową, aby pogadać. Wysiedliśmy z samochodów.
- Fajnie było co? - Zapytał z zachwytem. – Nie spodziewałem się, że tak dobrze jeździsz.
- O widzisz, nie doceniasz mnie.
- Faktycznie, zwracam honor.
- Nie musisz, ja tak szybko nie tracę honoru. Barney, jedziemy do mnie? Czy każdy do siebie?
- A jak chcesz? Wolałbym gdybyś do mnie przyjechała, jeszcze nie byłaś. Moglibyśmy spędzić uroczy wieczór. Tylko we dwoje, bo Nikki dzisiaj wyjeżdża.
- No tak, rzeczywiście nie widziałam twojego apartamentu. Zróbmy tak, ja pojadę do siebie, zobaczę co tam słychać w domu, przebiorę się i przyjadę do ciebie później. Może około 20-tej.
- Ok. Kochanie, ale teraz nie szalej i jedź spokojnie. - Dotknął mojej ręki i pocałował delikatnie.
- Dobrze, ty też. - Uściskaliśmy się na pożegnanie i każde z nas pojechało w swoją stronę.
Wróciłam do domu, panowała dziwna atmosfera, było cicho i pusto. Nie widać było żadnego krzątania, nawet pokojówki. Najpierw postanowiłam się przebrać. Później poszłam do pokoju Noah, nie było go, sprawdziłam w piwnicy też nikogo. Pomyślałam, że może gdzieś poszedł, a Mia jest pewnie u siebie, więc tam poszłam. Mia siedziała na kanapie, była zamyślona. Podeszłam do niej.
- Mia, czemu tu tak cicho? Nie ma nawet pokojówki?
- Dałam jej wolne, usiądź Gina musimy porozmawiać.
- Ok, stało się coś?
- Tak, twój ojciec nie żyje. Ten mężczyzna znaleziony w rzece to twój ojciec.
- O Boże!
- Przykro mi, dziecko.
- Mia, to jest pewne? Może ktoś się pomylił? - Nie mogłam uwierzyć. Próbowałam znaleźć nić nadziei. Jednak na marne.
- Tak, badania są potwierdzone. Był Foley i wszystko powiedział.
- Czemu mi nic wcześniej nie powiedziałaś? Przecież bym od razu wróciła.
- Nie chciałam, żebyś zrobiła jakieś głupstwo.
- Boże, co mamy teraz zrobić? Mia … - Nie wytrzymałam i się rozpłakałam, Mia mnie przytuliła. Płakałam jej w ramię. Byłam jej wdzięczna za to wsparcie. Zawsze mogłam na nią liczyć. Ona też nie mogła się opanować i tak razem siedząc, szlochałyśmy po cichu.
- Mia, powiedz mi co się stało? - Odezwałam się pierwsza.
- Został brutalnie zamordowany. Wolałabym ci oszczędzić szczegółów.
- Zamordowany? Mój Boże, jak to się stało? Powiedz, niczego mi nie oszczędzaj, chcę wiedzieć wszystko.
- Ja wszystkiego nie wiem, bo sama nie chciałam tego wiedzieć, Foley ci może wszystko wytłumaczyć. W każdym razie został zamordowany siekierą, brutalnie potraktowany. Musiał strasznie cierpieć. - Mówiła smutnym głosem.
- Kto? Kto mógł to zrobić? Co za bestialstwo!
- Nazywa się Rocco Genco, na szczęście już jest w areszcie.
- Co?! - Jak to usłyszałam, myślałam, że ktoś mi w mózgu dziurę zrobił, zemdlałam. Usłyszałam tylko jak przez mgłę krzyk Mii.
Obudziłam się w swoim łóżku, a nade mną ujrzałam zatroskaną twarz Mii.
- Dobrze, że już się obudziłaś, jak się czujesz?
- Dobrze, nic mi nie jest, co się właściwie stało?
- Zemdlałaś, ledwo cię tu doniosłam.
- O Boże, Mia to prawda? Nic mi się nie przyśniło?
- Niestety, córeczko tak bardzo się bałam, myślałam, że umrzesz mi tu na zawał albo wylew, tak źle wyglądałaś, zadzwoniłam po lekarza.
- Nie trzeba, już wszystko ok. Mia, a ty jak się czujesz?
- W porządku, jestem silna, poradzę sobie, mam nadzieję, że ty też. Najbardziej boję się o Noah, odkąd się dowiedział, w ogóle się do mnie nie odzywa. Chodzi zamknięty w sobie. Żeby on czegoś złego nie zrobił.
- Ja z nim porozmawiam. - Już chciałam się podnosić.
- Spokojnie, nie teraz, poleż jeszcze, bo znowu ci się zakręci w głowie.
- Już mi dobrze, usiądę. Mia to prawda? On nazywa się Rocco Genko?
- Tak, wiesz coś o nim?
- Niestety tak. Zrobiłam coś strasznego. - Znowu zaczęłam płakać. Skuliłam się na łóżku i płakałam, nie mogłam sobie darować. Jestem podłym człowiekiem, żeby takie rzeczy robić z mordercą mojego ojca. Mia mnie przytuliła.
- Popłacz sobie, to ci ulży.
- Nic mi nie ulży, już nigdy nic mi nie ulży!
- Co się takiego stało? Gina. - Spojrzała na mnie badawczo.
- Nie wiem czy ci powiedzieć, to jest straszne, możesz zupełnie zmienić do mnie uczucia.
- Powiedz. Nic nie może zmienić moich uczuć do ciebie. Powiedz mi.
- Mia, ja … ja przespałam się z nim. - Wydusiłam z siebie i schowałam głowę w kolanach. Bałam się co teraz będzie.
- Jak to? Z Genco? Kiedy? Teraz? - Dopytywała się Mia.
- Tak z nim. Jakieś trzy tygodnie temu. Byłam na imprezie i wróciłam z nim do domu i tutaj to zrobiliśmy. - Mówiłam przez łzy.
- O Boże! - Wykrzyknęła, ale zaraz potem się opanowała. - To było kiedyś, nie mogłaś wiedzieć, że on będzie mordercą. Gina, to nie twoja wina. Czyżby cię wykorzystał ze względu na Fabiana? Co za chamstwo. Co za podłość. Foley mówił, że był narzeczonym Cassie Hutton i że jest możliwość, że zabił go z zemsty za nią.
- Tej dziewczyny? To była zemsta? To jeszcze gorzej, że dałam się podejść. Jestem kompletną idiotką, jak mogłam nie wyczuć podstępu?
- Jesteś tylko człowiekiem, masz słabości jak każdy. Gina, proszę cię nie wyrzucaj tego sobie. To on jest bezwzględnym, okrutnym zabójcą. Ty jesteś jego ofiarą. Dobrze, że tylko tak się skończyło, nie mogę sobie wyobrazić, jakbym i ciebie straciła. - Mia westchnęła smutno.
- Mia, dziękuję. I tak się podle czuję.
- Czas leczy rany. Poradzisz sobie. Jesteś silna.
Wstałam, usiadłyśmy na kanapie.
- Mia, co teraz zrobimy? Jak sobie poradzimy z tym wszystkim?
- Poradzimy sobie, cały czas o tym myślę, próbuję znaleźć rozwiązanie. Ty mi pomożesz.
- Pomogę? A co ja mogę?
- Spokojnie, nawet słabe kobiety potrafią stanąć na wysokości zadania. Wzięłam zaległy urlop, będę teraz w domu, jest dużo spraw do załatwienia. Umówiłam się z Ortisem. Musimy dać oświadczenie w prasie.
- No tak, jeszcze prasa, dopiero się zacznie. - Odpowiedziałam zrezygnowana.
- Niestety, twój ojciec był osobą publiczną, musimy to zrobić.
- Wiem, ale boję się tego całego zamieszania.
- Tak, to będzie najtrudniejszy okres w naszym życiu, musimy stawić mu czoło.
- Mia, tata nie żyje, jak temu stawić czoło? - Przymknęłam oczy, znowu popłynęły mi łzy.
- Gina, córeczko wiem, że cierpisz i nie raz będziesz płakać. Musimy się z tym pogodzić. Nie cofniemy czasu.
- Wiem, gdybym mogła … - Pomyślałam o słowach Barneya, nie da się cofnąć czasu, choćby się tego najbardziej na świecie pragnęło i oddało całą fortunę. Nie można nic zrobić, stało się … i trzeba się z tym pogodzić. Ja nie mogę, … jeszcze nie teraz.
- Gina, masz prawo do żałoby, płaczu i żalu. To jest naturalne. Tak naprawdę minie dopiero rok albo dłużej, jak będziesz mogła odetchnąć.
- O Boże. Czy można po takiej wiadomości żyć normalnie? Czy zwykłe życie nie wyda się zbyt trywialne? Chyba dzisiaj nie zasnę, jest tyle spraw do przemyślenia.
- Jak chcesz dam ci leki nasenne. Dostałam od mojego lekarza.
- Nie, na razie nie, muszę zadzwonić do Barneya. Muszę mu powiedzieć.
- Dobrze, niech przyjedzie, on też jest nam potrzebny. Dobrze się czujesz? Mam odwołać lekarza?
- Tak, nic mi nie jest.
Mia wyszła, zadzwoniłam do Barneya, poprosiłam żeby pilnie przyjechał. Chodziłam po pokoju, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Usiadłam na podłodze w kąciku za fotelem. Myślałam o tym co zrobiłam.
Jak tylko przypomniałam sobie obrazy z tamtej nocy, znowu zaczęłam płakać. Do tego jeszcze wróciło wspomnienie ostatniej nocy z Barneyem, to już mnie wykończyło zupełnie. Barney wie o tym co było z Rocco, nie muszę tego ukrywać, ale miałam taki żal do siebie, poczułam się nieczysta. Jak się dowie, że to Rocco zabił mojego ojca, znienawidzi mnie. Barney kochał tatę jak brata, był dla niego najbliższym przyjacielem. Nie będzie mógł na mnie patrzeć. Co ja mam teraz zrobić?
Siedziałam tak i przyszła do mnie Niunia, powąchała mnie, otarła się i polizała moją dłoń. Przez chwilę leżała i patrzyła na mnie. Miauknęła kilka razy, jakby chciała mi coś powiedzieć.
- Tak, kochana moja przyjaciółko, jestem złym człowiekiem. Czy Barney mi wybaczy?
Mówiłam do niej na głos. Siedziałam i czekałam na Barneya. Wreszcie umilkłam, pogrążyłam się w myślach. Muszę się przygotować na cios w samo serce. Pewnie będzie czuł do mnie odrazę, że dotykał mnie morderca. Jak mogłam to zrobić? No jak? Sama już nie mogę na siebie patrzeć. Nie mogłam sobie z tym poradzić, aż kręciłam głową z niedowierzaniem. Nie. Nie. Dlaczego, dlaczego to zrobiłam? Jedna pochopna decyzja może zaważyć na całym życiu. Dręczyło mnie poczucie winy, aż mnie głowa rozbolała. Sumienie nie dawało spokoju. Próbowałam zapomnieć, odrzucić tą myśl, nie było rady. Cały czas do mnie wracała i napawała wstrętem. Znowu przypomniałam sobie tatę. Już go nie ma i nigdy nie będzie. Nigdy się do mnie nie uśmiechnie i nigdy nie będę mogła mu się wyżalić z problemów. Natłok myśli kręcił mi w głowie. Nie otrzymam od niego pocieszenia, jak kiedyś. Boże, jak musiał cierpieć. Dlaczego Rocco to zrobił? Taka straszna śmierć, zarąbał go jak zwierzę, wzdrygnęłam się na samą myśl. Ojciec mógł jeszcze tyle zdziałać. Znowu zaczęłam płakać. Natłok myśli był coraz cięższy. Już nigdy nie porozmawiam z moim ojcem, nigdy nie przytulę się do niego i nie usłyszę „Kocham cię córeczko.” Dlaczego to naszą rodzinę spotkało? Kto jest temu winien?
Usłyszałam kroki i głos nad sobą.
- Gina, co ty robisz?
To wszystko w tym odcinku, proszę o komentarze.