Witam ponownie, dziękuję serdecznie za miłe komentarze.
Dalsze losy rodzinki Kent. ( nr 53 )
Usłyszałam głos Barneya, zaczęłam szybko wycierać łzy z oczu i przecierać nos. Cały czas miałam spuszczoną głowę. Nie miałam odwagi mu spojrzeć w oczy.
- Gina, kochanie czemu siedzisz na podłodze? - Przykucnął przy mnie. - Wstań, proszę cię.
- Tata nie żyje. - Tylko tyle mogłam z siebie wydobyć.
- Wiem, Mia mi powiedziała. Bardzo mi przykro. Bardzo ci współczuję. Kochanie chodź usiądziemy na kanapie.
- Wiesz? ... Kto to zrobił?
- Wiem, bałem się o ciebie. Myślałem cały czas, jak to przyjmiesz. Musi ci być bardzo ciężko. Nie wiem co powiedzieć, przykro mi.
- To znaczy? - zapytałam niepewnie, nic kompletnie nie rozumiałam, szumiało mi w głowie.
- No, że mordercą okazał się Rocco. Przez niego tyle przeszłaś i jeszcze to, bardzo ci współczuję. - Usiadł przy mnie. - Gina, jak się czujesz? Słyszałem, że zemdlałaś.
- Barney, ale ty … - urwałam w pół zdania, dalej nie mogłam wszystkiego ogarnąć.
- Co kochanie? Powiedz, ty się na pewno dobrze czujesz?
- Tak, Barney nie masz mi za złe? - Postanowiłam wreszcie zapytać.
- Co? Co ja mogę ci mieć za złe? Nie rozumiem. - Pokręcił głową i zrobił zdziwioną minę.
- No, że ja z Rocco? Rozumiesz, on okazał się mordercą mojego ojca.
- Och, to? Tym się przejmujesz? Zupełnie niepotrzebnie. Kochanie to było dawno i nie prawda. Chodź tu do mnie. - Usiadł wygodniej i przyciągnął mnie do siebie. Oplótł rękoma w pasie, przytulił mocno i oparł mi głowę na ramieniu. - Kocham cię, jesteś mi najbliższą osobą na świecie. Już kiedyś o tym rozmawialiśmy, pamiętasz? To nie ma dla mnie żadnego znaczenia, ja tylko ci współczuję i jestem strasznie zły, że tak bezczelnie cię wykorzystał. Sam mam sobie za złe, bo byłem tam i mogłem temu zapobiec. Mogłem cię wtedy zabrać do domu. Niestety, nie cofnę czasu. Nie mogliśmy się spodziewać tego co później nastąpi. Najgorsze w tym wszystkim jest śmierć Fabiana, tego przeboleć nie mogę. Bardzo go kochałem, podziwiałem go. Był moim mentorem. - Skończył mówić i zamyślił się.
Nie mogłam w to uwierzyć, po raz kolejny przekonałam się jaka jestem głupia. Barney, jest najcudowniejszą osobą jaką znam i szczerze mu na mnie zależy. Przejdziemy przez to razem.
- Kocham cię Barney, bałam się, że mnie znienawidzisz, ja już prawie sama siebie znienawidziłam. Mam taki wielki żal do siebie o to co się stało, dzisiaj nie mogłam opanować emocji. To na mnie tak spadło.
- Gina, rozumiem. Jeszcze raz ci powiem kocham cię bardzo mocno. - To mówiąc usiadł na kolanach, przytulił mnie jeszcze bardziej i pocałował we włosy. Zrobiło mi się błogo i przyjemnie. Poczułam się wreszcie bezpiecznie.
- Gina, chodź usiądziemy na czymś miękkim, tyłek mi zdrętwiał. - Uśmiechnął się niepewnie.
- Ha ha. Dobrze, połóżmy się na łóżku, chciałabym się przytulić. - Zaśmiałam się lekko. Rozbroił mnie.
- Nareszcie się uśmiechnęłaś. Wszystko będzie dobrze, będę przy tobie. A jak będziesz chciała się wypłakać, chętnie służę ramieniem.
- Chyba się już wypłakałam. Już nic nie wycisnę.
- Tak ci się tylko wydaje, to przychodzi nie wiadomo kiedy.
Usiedliśmy na łóżku, przytuliliśmy się i tak siedzieliśmy milcząc. Odezwałam się pierwsza.:
- Dziękuję ci Barney, że jesteś tu ze mną.
- Wiem, nie dziękuj, lubię z tobą być i tulić cię w ramionach.
Położyliśmy się i zrobiło mi się przyjemnie ciepło, nie wiem kiedy zasnęłam.
***
„Zasnęła, musiała być wykończona. Ile musi znieść jej serduszko. Niech śpi, to jej dobrze zrobi. Musi wypocząć. Aż tak się przejmowała co ja powiem? Bała się, czy ja ją będę chciał? Jak mogę jej nie chcieć? Moja kochana. Gdyby tylko wiedziała ... hmm ... nigdy nie może się dowiedzieć.” Pomyślał patrząc na śpiącą Ginę.
Wyswobodził się z jej rąk i usiadł przy łóżku na podłodze. Zamyślił się. „Muszę się zastanowić co dalej, Fabian nie żyje, ja automatycznie nie mam pracy i nowego dopływu gotówki. Muszę poszukać nowego klienta, szybki wyjazd do Starlihgt, byłby mi bardzo na rękę. Czy teraz Gina będzie bardziej skłonna wyjechać? Moglibyśmy zacząć nowe życie.”
***
Obudziłam się i zobaczyłam siedzącego Barneya przy łóżku. Nawet nie poczułam kiedy wstał.
- Barni, czemu nie leżysz obok mnie?
- Nie chciałem ci przeszkadzać, usiadłem i zamyśliłem się. Odpoczęłaś?
- Tak, ale pewnie ty jesteś zmęczony, zostaniesz u mnie na noc?
- Chciałabyś?
- Tak, czułabym się bezpieczniej.
- Oczywiście, że zostanę. Gina, zawsze będę o ciebie dbał i chronił. Jesteś moim największym skarbem. - Uśmiechnął się ciepłym uśmiechem i pocałował mnie w czoło.
- Dziękuję. Chodź usiądziemy sobie na kanapie. - Gdy usiedliśmy zapytałam. - Barney myślałeś o śmierci?
- O śmierci w ogóle? Czy o własnej?
- No nie wiem, o własnej.
- Tak, myślałem, trochę się boję śmierci, szczególnie w wyniku jakiejś tragicznej choroby, kiedy nawet nie mógłbym nic koło siebie zrobić. Paraliż czy coś takiego. Najgorsze to być uzależnionym od innych.
- Tak. To jest okropna wizja. A myślałeś co po niej jest?
- Nic nie ma, to jest jak sen. Nie jesteś niczego świadomy. Po prostu śpisz.
- A te wszystkie sprawy z duchami i światełko w tunelu?
- To wymysł chorych umysłów, ktoś kto jest bardzo religijny może mieć takie wizje, bo bardzo tego pragnie. Ma nadzieję, że Bóg weźmie go do nieba.
- Ty w to nie wierzysz?
- Nie, naukowcy już dawno potwierdzili, że w tak ekstremalnym wydarzeniu jak śmierć kliniczna, chemia w mózgu się zmienia i mogą się tworzyć wizje. Każdy będzie miał taką jaką chce zobaczyć. To jest jak marzenia. Coś czego bardzo pragniesz i w wizji realizujesz.
- Nie wiem czy tak jest do końca. To co jest teraz z moim ojcem? Gdzie on jest?
- Śpi, spokojnie śpi, już nie cierpi.
- To jedno jest pocieszające. Już nie cierpi. - Zastanowiłam się, dobrze że już nie cierpi. - A jest mu zimno? - Na samo wspomnienie, przytuliłam się do Barneya. Objął mnie ramieniem.
- Kochanie, on nic nie czuje, jeżeli nie cierpi, to nie czuje ani zimna, ani gorąca. Nie ma go. Jest tylko nadzieja, że będzie w pamięci Boga.
- To wreszcie wierzysz w Boga, czy nie?
- Ogólnie wierzę, ale nie chcę o tym rozmawiać.
- Barney, to nie słabość przyznać się, że w coś poza ziemskiego się wierzy.
- Wiem, ale jestem na rozdrożu, nie jestem pewny swojej wiary. A ty wierzysz?
- Chyba tak. Nie można uznać, że to wszystko przypadkiem powstało. Patrząc na otaczającą nas przyrodę, widać że to musiał być logiczny zamysł. Zbyt dobrze i konsekwentnie jest zorganizowane. Każdy organizm ma te same proporcje, łącznie z całą ziemią. Chociażby patrząc na zachód słońca, który mamy codziennie i za darmo. Jeżeli nie Bóg, który jest miłością to stworzył, to kto? Nie mogło powstać od wielkiego wybuchu. To by było zbyt bezsensowne. Nasze życie nie miałoby tutaj sensu. Zwykła egzystencja by była cierpieniem.
- Pięknie to powiedziałaś, masz rację. A jak zostałaś wychowana jeżeli chodzi o religię?
- Mój ojciec, od zawsze był ateistą i nie wychował nas w żadnym obrządku, czasem Mia coś mówiła o swojej religii, jest katoliczką. My jednak z Noah nie byliśmy tym zainteresowani. Wielokrotnie jeździliśmy na święta do jej rodziny na wieś, ale to też było raczej, jak wizyty rodzinne a nie świętowanie. Ojciec nigdy w tym nie uczestniczył. W ogóle nie chciał mieć z nimi nic do czynienia. Dlatego też teraz nie modlę się do Boga, nie mam z Nim duchowej więzi. Boję się. Moja matka i jej rodzina byli osobami religijnymi, byli protestantami. Niestety nigdy się od nich tego nie nauczyłam. Nie miałam szans. Ja jestem jak pojemnik do połowy pełny, albo w połowie pusty. Nie wiem.
- Mogę powiedzieć, że czuję to samo, moi rodzice też są protestantami, ale odkąd się wyprowadziłem z domu, nigdy już nie byłem w domu na żadnych świętach, zawsze wykręcałem się dużą ilością pracy i brakiem czasu. Moje życie, jak wiesz nie było zbyt bogobojne. Wręcz można powiedzieć, że grzeszne. Przy tobie mam szansę to zmienić.
- Chciałbyś się bardziej zaangażować w jakąś religię?
- Nie, na to nie jestem jeszcze gotowy. A ty?
- Sama nie wiem, może? - Zamilkliśmy, zastanawialiśmy się przez jakiś czas, patrząc w dal.
- Musimy sobie radzić jak umiemy, przyszłość przed nami. Gina, kocham cię coraz bardziej, jesteś taka wrażliwa, potrafisz dostrzec takie szczegóły. Nawet bym na to nie wpadł, że zachód słońca został nam dany i to za każdym razem inny i bardziej cudowny, jak dzieło najlepszego mistrza malarstwa.
- Dziękuję, ale ty też pięknie to ująłeś, jak dzieło mistrza. Nie zastanawiałeś się nad tym?
- Nie, nigdy.
- Kiedyś stałam w korku, był już wieczór, grała piękna muzyka w radio i patrzyłam w dal, nagle spostrzegłam zachodzące słońce, mieniące się kolorami pomarańczu i różu, lekko rozmazane przez chmury. To było jak olśnienie. Takiego piękna nie da się szybko zapomnieć.
- Tak, ja też to widziałem. Wielokrotnie.
- Każdy musiał widzieć.
- Właśnie, ale czy ktoś się nad tym zastanawia?
- Trzeba doceniać każdy szczegół. Przyroda jest piękna, chociażby zwierzęta, to też dar. Kocham je i jestem wdzięczna. Gdyby ich nie było, było by bardzo smutno.
- Tak, pamiętasz jak przyjemnie było podczas jazdy na koniach?
- Bardzo, moglibyśmy to powtórzyć.
- Z chęcią.
Rozsiedliśmy się wygodniej i jeszcze tak kilka godzin rozmawialiśmy. Uwielbiam z nim rozmawiać. Zawsze słucha tego co mówię i nie przerywa mi, ja też z przyjemnością go słucham. Lubię się wsłuchiwać w jego głos, jak coś opowiada.
Później w nocy poszliśmy do kuchni i zjedliśmy po kanapce. Umyliśmy się i poszliśmy spać. Grzeczniutko, bez żadnych ekscesów.
To wszystko w tym odcinku, zapraszam do komentowania.