Witam serdecznie, dziękuję Wam bardzo za komentarze.
Nowy odcinek rodziny Kent ( nr 57 )
Mia i Noah pojechali na wieś do Appaloosa Plains. Rodzina Mii, państwo Lawrence posiadało skromny domek, otoczony malowniczą roślinnością. W trakcie jesieni, drzewa zmieniały kolory liści z jasnożółtych do ciemnoczerwonych. Urocze otoczenie.
Brat Mii, Adam Lawrence z żoną Arati.
Rodzice Mii, Diana i David Lawrence.
Śliczna córeczka Adama i Arati, Nakisha.
Ich malutki synek, słodziak Daniel. Tatuś kocha swojego synka nad życie.
Cała rodzina zebrała się w salonie, rozmawiali o zaistniałej sytuacji, Mia powiedziała, że do czasu pogrzebu chcieliby tu z Noah zamieszkać. Rodzice się oczywiście zgodzili, zawsze wspierali swoją córkę, a Noah wprost uwielbiali.
Noah siedział z małym Danielem i przysłuchiwał się rozmowie. Nie wtrącał się, w głowie krążyło mu wiele myśli. Po tym jak się dowiedział, że ojciec zostawił mu extra furę i dom w Bridgeport o niczym innym nie myślał. Planował, jak się uwolnić spod władzy rodzicielskiej Mii i wyrwać się na wolność. Ojca nie ma, jest panem samego siebie. Mia nie jest jego matką, ma 18 lat, więc prawnie jest wolny i może robić co chce. Co prawda kochał Mię jak własną matkę i wiedział, że sprawi jej tym ogromną przykrość, ale nie miał wyjścia. Był świadomy, że Mia go nigdzie nie puści, bez skończonej szkoły i później studiów, nie ma co myśleć o wolności. Nie chciał czekać latami, chciał być wolny już teraz. Pomyślał o zwykłej ucieczce i zaszyciu się gdzieś w jakiejś odległej miejscowości. O pieniądze się nie martwił, bo miał swoje pieniądze. Po skończonych osiemnastych urodzinach, otrzymał dostęp do konta, które ojciec mu założył, gdy się urodził. To była wieloletnia lokata z wysokim oprocentowaniem. Do tej pory przez osiemnaście lat uzbierała się nie mała sumka dwustu pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Nie korzystał z niego, bo nie było takiej potrzeby, ale w tej sytuacji na pewno skorzysta. Z ćwierć milionem dolarów na koncie jest dużo możliwości. Będzie mógł pojechać gdzie chce.
Musiał obmyślić plan szczegółowo. Zaraz po pogrzebie chciał go wcielić w życie. Mia podeszła do niego i wyrwała z rozmyślań, odłożył małego Daniela na podłogę, jego siostra od razu zaczęła się z nim bawić. Kochała swojego malutkiego braciszka. Zresztą, jak go nie kochać.
- Noah, posłuchaj ja pójdę do pokoju się położyć, jeżeli jesteś głodny to poproś babcię, żeby ci zrobiła coś do jedzenia albo Arati. Dobrze?
- Ok, ale jeszcze nie jestem głodny, pójdę pograć w kosza na podwórku.
- W porządku kochanie - powiedziała i poszła na górę.
Noah poszedł na dwór ćwiczyć wsady do kosza. Starał się dać z siebie wszystko.
Kotki też czuły się tutaj wspaniale, niczym królowe na zamku.
***
Barney zupełnie stracił głowę, całował Ashę i nie mógł przestać, dziewczyna działała na jego wszystkie zmysły. Ręce zaczęły wędrować po jej wdziękach. Asha tylko lekko wzdychała i poddawała się tej przyjemności. Przestali na chwilę i popatrzyli na siebie zdyszani. Oczy im błyszczały, ledwo łapali powietrze.
- Barney, tylko ty potrafisz mnie rozgrzać, czekałam na tą chwilę. Pójdziemy na górę? - zapytała z rozmarzonym uśmiechem Asha.
- Asha, jesteś moją fantazją i zaraz znowu ją spełnię, możliwości mamy dużo, tu na dole też jest sypialnia. – Całował ją po szyi, a po chwili znowu wracał do ust.
- Już nie ma, na dole jest tylko salon, siłownia i dwie łazienki, wszystko pozmieniałam, no i oczywiście kuchnia. - Mówiła pomiędzy kolejnymi pocałunkami. - Barney, uwielbiam jak to robisz.
- Asha, nie ważne, możemy nawet tutaj. Jestem otwarty.
- Wolę w sypialni, zanieś mnie. - Szepnęła.
- Asha …. - Spojrzał na nią, pragnął jej jeszcze bardziej, jak nigdy przedtem. Już chciał ją chwycić na ręce i zanieść do sypialni, ale nie zrobił tego, nagle w głowie śmignął mu obraz Giny, jak ją trzyma w ramionach. Pojawiła się cała scena ich pierwszej nocy w Starlight Shores. Głos natury nie chciał dać za wygraną, jednak wziął nad nim górę i się powstrzymał. Wziął głęboki wdech i głośno wypuścił powietrze. Zapanował na sobą. - Nie, nie mogę.
- Możesz, jesteś taki silny. … Barney … co się stało? Czemu przestałeś?
- Asha, …. - Cały czas byli blisko siebie, obejmował ją w talii. Dotknął jej twarzy. Patrzył na jej pełne usta, jakby mu się żal zrobiło, że już ich więcej nie pocałuje, przejechał po nich palcem, przez chwilę się zawahał, jednak powiedział. - Nie mogę, o mały włos byłabyś największym błędem w moim życiu.
- Co!? - Wrzasnęła i wyrwała się. - Błędem? Ja jestem błędem?! Ja?!
- Uspokój się dziewczyno! - Krzyknął zaskoczony jej wybuchem. - Nie musisz się wydzierać. Powiem ci jaka jest sytuacja. Asha, muszę ci coś powiedzieć.
- Nie interesuje mnie to, co kombinujesz? Ten goguś Ortis cię tu przysłał? Wiem już o co chodzi! Nie wyniosę się stąd!
- Ashanti, spokojnie, Ortis mnie nie przysłał, sam przyjechałem, a to nie jest twoja własność, niestety musisz się wyprowadzić. - Powiedział do niej powoli. Sam się zdziwił, że po tym wszystkim potrafi tak spokojnie mówić.
- Nie! Nigdzie się nie wyprowadzę! - Krzyczała.
- Nie masz wyjścia, zaraz przyjedzie prawowita właścicielka tego domu. - Sam sobie też uświadomił, że w każdej chwili może przyjechać Gina. „O Boże!” Aż mu ponownie ciśnienie skoczyło. Dziwne, że nie miał udaru mózgu. „Ale idiota ze mnie, mam więcej szczęścia niż rozumu.”
- Kto?!
- Gina Kent. To córka Fabiana.
- Co?! Nigdy, po moim trupie! - Dalej wrzeszczała na całe gardło. - Nie odbierze mi tego!
- Nie histeryzuj, wiesz, że nie masz żadnych praw. Jaka jest twoja sytuacja? Pracujesz gdzieś? Co robisz? Asha, z czego się utrzymujesz? W razie coś, to pomogę ci - Próbował jej przemówić do rozumu.
- Nic, od ciebie nie wezmę, całe serce włożyłam w ten dom, to moja zasługa, że tak wygląda!
- Tsssa, za pieniądze Fabiana. - Skwitował. - Asha posłuchaj, nie możesz tu dłużej mieszkać, cały dom został przepisany Ginie, a ten niesamowity samochód należy do Noah.
- Nic mnie to nie obchodzi, wezmę go przez zasiedzenie!
- Cha cha cha, ty nawet nie wiesz o czym mówisz. Musiałabyś tu mieszkać przez 20 lat i założyć sprawę o prawa do nieruchomości, która wg ciebie jest twoją własnością. Tu jest sprawa jasna, jest księga wieczysta i prawowita właścicielka. Ale jesteś naiwna. - Potrafił być złośliwy, Barneyowi całkowicie odeszło zauroczenie piękną Ashą, ta dziewczyna to nic więcej jak tylko piękne ciało, teraz spojrzał na nią z innej perspektywy, pokręcił głową, wydało mu się to takie żałosne i aż nie prawdopodobne, że mógł latami o niej fantazjować i marzyć. - Dziewczyno, musisz spojrzeć prawdzie w oczy, miałaś szczęście, że Fabian wziął cię z ulicy i dał gdzie mieszkać. Skorzystałaś na tym, ale już się skończyło. Czas wracać, tam skąd przyszłaś.
- Jakieś bzdety mi mówisz o prawie, nie łykam tego. Ja wiem jakie mam prawa. Nigdzie nie pójdę!
- Asha, jesteś piękna i inteligentna, na pewno coś sobie znajdziesz. - Uśmiechnął się. Właściwie do siebie.
- Nie jestem panienką do wzięcia! Ty chamie, nigdy ci tego nie daruję.
- Nie przesadzaj! Niczego takiego nie powiedziałem. - Barney się trochę zdenerwował, jak mu zaczęła wymachiwać palcem.
- Powiedziałeś! Ja nie jestem taka! Z Fabianem łączyła nas prawdziwa miłość. Ty nawet nie wiesz co to jest. Jesteś cynikiem i myślisz tylko o jednym. Myślałeś, że dam ci to? - Wskazała na swoje ciało. - Nigdy, choćbyś błagał!
- Przestań, jakbym chciał ... to już bym cię miał. Jesteś bardzo prostej konstrukcji. - Lekko z niej zadrwił, to ją doprowadziło do szału. Chciała się zamachnąć na Barneya, ale on był szybszy i złapał jej rękę. - Uspokój się, Asha to do niczego nie prowadzi. Porozmawiajmy spokojnie.
- Nigdy! Puść mnie! - Krzyknęła, wyrwała się i wybiegła z domu.
- Asha, zaczekaj! - Krzyknął za nią, ale ta ani się obejrzała i pobiegła dalej.
Barney stał przez chwilę analizując co tutaj zaszło. Zobaczył torebkę damską leżącą na blacie. „To pewnie jej, zapomniała, zaraz się wróci.” Pomyślał i podszedł do lodówki, wyciągnął małą butelkę wody. Napił się, zaschło mu w gardle od tych emocji. „Ale jestem idiotą, jak mogłem narazić związek z jedyną kobietą, którą kocham? Ta sytuacja mi pokazała, jak jestem podatny na szybkie podniecenie, zobaczę jakiś tyłek i już mnie nosi. Swoją drogą nie byle jaki tyłek.” Zaśmiał się do siebie. Odstawił butelkę na kontuar i spojrzał na zegarek. „Dopiero minęło pół godziny? A myślałem, że świat się zatrzymał. Ale huśtawka. Poczułem ulgę, chyba jestem oczyszczony. Ona była moją największą słabością. Zawsze pragnąłem ponownego spotkania. Może dlatego, że Fabian mi wtedy zabronił, przez nią o mały włos, a byśmy skończyli współpracę ze sobą. On też miał na jej punkcie hopla. Co te baby potrafią zrobić z człowiekiem. Dobra nie ma co czekać, jadę do Giny.”
W tym momencie weszła Asha.
- Wróciłam, bo czegoś zapomniałam, nie myśl, że do ciebie. - Powiedziała złośliwie.
- Wiem, tu leży. - Wskazał na torebkę. Zerknęła w to miejsce, ale zaraz podeszła do niego. Położyła mu ręce na ramiona.
- Barney, możemy się jeszcze dogadać. Wiele nas łączy. Ty i ja. - Zaczęła, ale Barney nie pozwolił jej skończyć, wyswobodził się z jej rąk.
- Ashanti, nie ma nas i nigdy nie będzie. - Powiedział zdecydowanie.
- Niby czemu, widzę jak na mnie patrzysz. - Uśmiechnęła się zalotnie.
- Przyznam, jesteś bardzo pociągająca i zawsze byłaś moją słabością. Jak nie miałem o czym myśleć, to myślałem o tobie. Wyobraźnia podpowiadała mi wiele sytuacji, wspominałem każdy nasz numer. Miałem wiele kobiet, z żadną to nie było jednak tak ekscytujące, jak z tobą. Wybacz, ale czar prysł. Już na mnie nie działasz, mam wyższe cele, musisz sobie znaleźć nowego wielbiciela. - Powiedział patrząc jej w oczy, chyba sam sobie chciał to powiedzieć na głos. Asha popatrzyła na niego, mina jej zrzedła, prychnęła lekceważąco, chwyciła torebkę i skierowała się do wyjścia.
- Asha, zaczekaj.
- Wiedziałam. - Odwróciła się z uśmiechem. - Więc, jednak?
- Oddaj mi kluczyki do BMW.
- Ty świnio. - syknęła i sięgnęła do torebki, znalazła i rzuciła na podłogę. - Jeszcze tu wrócę!
- W to akurat nie wątpię. - Krzyknął za nią i podniósł mały pilot z kluczykiem. Pokręcił głową. „Wiem, że nie będzie z nią łatwo. Uporam się z tym jakoś, najważniejsza jest teraz Gina.”
Wyszedł na zewnątrz. Zrobił klik i drzwi auta uniosły się do góry. Barney wydał z siebie ciche westchnienie i usiadł za kierownicą. Ruszył ostrożnie, ale jak wyjechał za bramę od razu przygazował mocniej.
- Dajesz Barney! - Krzyknął do siebie i zaśmiał się głośno i radośnie. - Cha cha cha, żadna kobieta mi tego nie da! Żadna!
Nabrał rozpędu i śmigał po małych dróżkach. Położył swojego iPhone'a na stacji dokującej w samochodzie i powiedział.
- Gina. - Telefon błyskawicznie wybrał połączenie.
***
Właśnie wychodziłam z Urzędu Miejskiego, gdy zadzwonił do mnie Barney.
- Słucham cię, kochanie moje. - Odebrałam specjalnie w ten sposób. Stęskniłam się za nim, mimo, że minęło tak mało czasu odkąd się widzieliśmy, to moje myśli były przepełnione Barneyem, cały czas o nim myślę, nie wyobrażam sobie ani chwili spędzonej bez niego, to jest prawdziwa miłość?
- Gina, zawsze czekam na takie słowa od ciebie. Nic nie robiłem tylko zastanawiałem się czemu nie poszedłem z tobą, czemu tracimy czas? Tu jest tak pięknie. Ale już nie ważne, zaraz to nadrobimy. Mam dla ciebie niespodziankę. Jadę sobie extra wozem i mogę być tam koło ciebie w pięć sekund.
- Jakim wozem? - Zapytałam, bo nie załapałam o co mu chodzi. Wynajął jakiś samochód?
- BMW, który dostał Noah w spadku.
- Co? Tutaj jest?
- Tak, stał sobie przed domem, to wsiadłem i jadę po ciebie.
- Dobrze, jestem przed urzędem. Czekam. - Odpowiedziałam i się rozłączyłam.
Ciekawe, co to za wóz? Kolejne BMW? Chyba nie zrozumiałam jaki samochód miał dostać Noah. I co on tu robi? Ojciec go tutaj sprowadził? Wyszłam z urzędu i skierowałam się na parking. Szłam sobie spokojnie, jak mi śmignął jakiś futurystyczny biało-niebieski samochód. Zobaczyłam w nim Barneya, zatrąbił na mnie. Zatrzymałam się i kopara mi opadła. To jest ten wóz? Noah ma nim jeździć? Jezu.
Barney zaparkował i wysiadł z samochodu. Podeszłam i przez dłuższą chwilę oglądałam samochód.
- To jest to auto? - Wreszcie zapytałam.
- Tak, istne cacko, to jest przyszłość motoryzacji. - Powiedział z podziwem w głosie. - Może chcesz się przejechać?
- Nie, boję się, jakby Mia go zobaczyła, nigdy by się nie zgodziła na taki zakup. Nie dziwię się, że go ukrywał. Wiedziałeś o nim? - Spojrzałam badawczo mu w oczy.
- Nie patrz tak na mnie, nie wiedziałem. Serio nic nie wiedziałem. Znam ten model, bo wiesz, że kocham BMW. Dowiedziałem się o nim dopiero w trakcie czytania testamentu. Uwierz mi byłem w szoku.
- Wierzę, teraz ja jestem w szoku.
- Spokojnie, świetnie się prowadzi, nauczę młodego i będzie ok. - Uśmiechnął się do mnie.
- Dobrze, że ciebie mam, ty znasz się na wszystkim.
- To ja się cieszę, że ciebie mam, cudownie upięłaś włosy, pięknie wyglądasz. Stęskniłem się.
- Dziękuję, ty zawsze wiesz co powiedzieć.
- Gina, ja cię po prostu kocham, nie mogę takich rzeczy nie zauważać. - Wziął mnie za ręce. - Dla mnie jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie.
- Dziękuję.
- Kocham cię z całego serca.
- Ja ciebie też.
Pocałował mnie mocno i bardzo długo, nie patrzyliśmy co się wokół nas dzieje, jakiś facet się na nas patrzył, a my w ogóle nie zwracaliśmy na to uwagi. Zamknęliśmy oczy i byliśmy tylko my we dwoje.
Przytrzymał moją głowę. Wsunął mi rękę we włosy i delikatnie poruszał palcami. Patrzył mi prosto w oczy.
- Gina, naprawdę kochasz mnie?
- Oczywiście, już ci to mówiłam z tysiąc razy.
- Powiedz, że mnie kochasz i nigdy nie zostawisz. - Mówił z uczuciem w głosie.
- Kocham cię. Dlaczego miałabym cię zostawić? Głuptasie, nie ma takiej możliwości.
- Jesteś tylko moja? Bo ja jestem tylko twój i tak już zostanie na zawsze.
- Barney, oczywiście. - Trochę się wystraszyłam, zerknęłam na niego, ale nic nie wyczytałam z jego pięknych jasnych oczu i spojrzałam w dal na plażę. Zastanowiłam się. Co on mi chce przez to powiedzieć?
Koniec tego odcinka. Proszę o komentarze.