Rodzina Bakeyr, odcinek 8
Wprowadzę troszeczkę zmian. Od dziś dalsze części będzie pisała moja córka. Jeżeli nie będzie Wam się to podobało po prostu napiszcie w komentarzu swoją opinię.
Zeszłam na dół. Zobaczyłam walizki i list pożegnalny.
Było w nim napisane:
Kochanie. Przykro mi, ale musimy się pożegnać. Ja z Filipem wyjeżdżam za granicę, a Asika trafia do babci. Ty jesteś już dużą dziewczynką, a więc nie musisz tam jechać. Zarezerwowaliśmy Ci lot samolotem do Monstangi. Dobrze wiesz, że znajdują się tam Wyższe Studia Naukowe. Lot masz o godzinie 12:45. Nie wiem, o której wstałaś, ale mam nadzieję, że się nie spóźnisz.
Kochana mamusia Sam.
Ale? Jak ona mogła. Przecież to do niej nie pasuje, ona taka nie jest. Spojrzałam na zegarek, była godzina 11, a na lotnisko jedzie się się, co najmniej półtorej godziny. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po taksówkę.

Po dłuższej godzinie byłam już na miejscu. Pokazałam bilet, wysłałam walizkę do sprawdzenia i usiadłam w kawiarni. Zostało mi jeszcze piętnaście minut, a ja nie wiedziałam, co zrobić.
- Witaj piękna – powiedział mężczyzna, który stał naprzeciwko mnie- mogę się dosiąść?
- No cześć. Oczywiście.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a na dodatek okazało się, że również leci do Monstangi na studia.
Doleciałam na piękne lotnisko. To miasto miało naprawdę bardzo duży budżet. Ludzie żyli tu dostojnie. Każdy miał, co chciał, a budynki były bardzo ładne.
Po piętnastu minutach od przylotu podjechała taksówka z napisem „Julia Bakeyr”. Wsiadłam do niej i podjechałam pod akademik.

Na wejściu dostałam plakietkę, identyfikator z moim imieniem i nazwiskiem, plan zajęć, rozkład podręczników oraz klucz z numerem pokoju. Weszłam po schodach, aż w końcu powiedziałam –Dosyć jadę windą.

Trafiłam do mojego pokoju z numerem
987. Tak był to duży akademik.
Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie coś w mikrofalówce. W pewnym momencie do pokoju wszedł mój współlokator. Szczęka mi opadła jak zobaczyłam tego gościa z lotniska.
-O witaj- powiedział –Cóż za niespodziewany zbieg okoliczności- mruknął pod nosem.
-Cześć. Najwidoczniej będziemy mieszkali razem. – odpowiedziałam.
- Ja tam się bardzo cieszę, a Ty?
- No ja też- mruknęłam z uśmiechem na twarzy.
Koniec