View Single Post
stare 27.03.2013, 19:53   #64
Muffshelbyna
 
Avatar Muffshelbyna
 
Zarejestrowany: 02.03.2013
Skąd: Bayview <3
Płeć: Kobieta
Postów: 634
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Rodzinki muffinki :D

Siema siema Dopiero teraz zobaczyłam, jak zaniedbałam swoje opowiadanie. No, ale musiałam nadrabiać tydzień nieobecności w szkole, a wyrobić się z tyloma przedmiotami wcale nie jest łatwo Dziś zapraszam Was na odcinek 10 ^^.

Następnego dnia rano Araceli wstała i poszła do kuchni w samej bieliźnie. Ray i Chanda akurat spożywali śniadanie, gawędząc miło. Gdy Chanda zobaczyła siostrę, od razu się zdenerwowała.
- Jak ty chodzisz, przy ludziach? Jesteś już do tego stopnia zdemoralizowana? – krzyknęła
- Możliwe, tobie nic do tego, chodzę, jak chcę, wolny kraj, droga siostrzyczko – odpowiedziała Araceli, uśmiechając się wrednie. Chanda tylko zgrzytnęła zębami. Ray zrobił smutną minę. ,,Znów zrobiła się niemiła atmosfera’’ – pomyślał. Jednocześnie był bardzo zdziwiony zachowaniem Araceli.



- Ubierz się w coś, natychmiast! – zażądała Chanda. Z jej oczu leciały iskry wściekłości.
- Ok, ok, spoko, wrzuć na luz, zaraz się ubiorę, no chyba nie myślisz, że chcę uwieść Raya, co?
- Właśnie tak myślę.
- Aha... – Araceli już nie słuchała siostry tylko wróciła się do pokoju, aby zarzucić ubranie.
- Chanda, nie denerwuj się nią, chciałem spędzić z tobą miły dzień – poprosił Ray.
- No, postaram się nie denerwować, ale jak ona postępuje...





Resztę posiłku zjedli w milczeniu. Araceli przyszła trochę później, gdy Ray mył naczynia po śniadaniu. Dziewczyna, niby to nie chcący, trąciła go. Ray uśmiechnął się pod nosem. Najwyraźniej młoda myślała, że uwiedzie go słodkim zapachem perfum. Żałosne. Ray spojrzał na swoją ukochaną. Strasznie zła była. Nic dziwnego, od przebywania z charakterną osóbką, jaką była Araceli, można było ześwirować. Podczas gdy ona brała się za śniadanie, wyjmując z lodówki karton mleka, Ray spytał cicho Chandę:
- Masz ochotę na mały spacer i popołudnie w restauracji? Potem może kino? Odstresujemy się, a Araceli dziś wyjeżdża.
- Ok – zgodziła się Chanda. Podniosła się ze swego miejsca i przytuliła swojego chłopaka.





Araceli usiadła do stołu i obserwowała to wszystko kątem oka. Tymczasem do Chandy zadzwonił telefon. Rozmawiała przez parę minut i w końcu powiedziała:
- Dostałam swoje pierwsze zlecenie zaśpiewania telegramu!
- Super! To co? Jedziesz? – Ray wyraźnie się ucieszył.
- No, już jadę! Zamawiam taksówkę i idę śpiewać! – Chanda była bardzo podekscytowana. Zadzwoniła po taxi, poszła się trochę przyszykować w łazience i po paru minutach wybiegła, uradowana. Rzuciła tylko do Raya: - Poczekaj na mnie, po zaśpiewaniu wracam do domu – i pobiegła.



- Ach, jak ona jest tym zajarana, czym tu się podniecać? – Araceli stała i z ironicznym uśmiechem patrzyła na Raya.
- Araceli, przepraszam, ale nie mam ochoty cię słuchać. Idę do pokoju, a ty się czymś zajmij. Nie wiem, pooglądaj telewizję, potańcz. Ja idę odpocząć.
- No ale jak to tak? Tak się nie postępuje, kochanieńki – Araceli zrobiła obrażoną minkę – jak ty traktujesz swojego gościa?
- Tak jak na to zasługuje – odparł złośliwie Ray. Oczy Araceli błysnęły złowrogo.
- Nie uzgodniliśmy jeszcze kwestii dotyczących wielkiej tajemnicy... prawda? – spytała z lekkim uśmieszkiem. Ray widząc to, aż się wzdrygnął. Bał się, że Araceli wszystko wygada, że pomiędzy nim a Chandą się popsuje. Ale stało się coś dziwnego, nagle poczuł w sobie przypływ siły. Musiał przeszkodzić Araceli.
- Zamknij się! Nie skłócisz mnie i Chandy! Na pewno nie! Nie pozwolę na to, aby jakaś dziewiętnastoletnia gówniara rozwaliła związek, w którym zaczęło się lepiej dziać!
- Ogarnij bulwersa! Co od razu taka spina? Ogarnij, serio. Możemy się dogadać, na przykład, w ten sposób, że ty i ja....
- Zamknij się, powiedziałem ci? Masz w tej chwili opuścić ten dom! Nie będziesz mnie tu szantażować! Wychodź, zanim moja cierpliwość się skończy i będę musiał użyć innych metod! Pakujesz się i wychodzisz w tej chwili, rozumiesz?!







- Ray, nie poznaję cię, diabeł ciebie chyba opętał, co? Grozisz mi? Hahah, nie rozśmieszaj mnie...
- Powiedziałem, skoro sama, z własnej woli nie chcesz wyjść... – oczy Raya wyraźnie pociemniały, on sam poczerwieniał na twarzy, oczy błysnęły niczym sztylety, zrobił się nieugięty.
- Ale... ale... – Araceli zabrakło słów. Pokręciła głową i pobiegła do pokoju. Po chwili wyszła stamtąd z walizką i nie mówiąc ani słowa wyszła z domu. Ray odetchnął głęboko. Usiadł na kanapie, zaczął myśleć nad tym, co się stało, nad swoim zachowaniem. Nawet nie wiedział, że ma taką siłę, że potrafi się w ten sposób unieść i nad kimś zapanować. Uświadomił sobie, jak ważne jest w życiu stawianie na swoim, jak ważna jest umiejętność radzenia sobie z trudnymi charakterami. Bez tego niełatwo jest sobie poradzić.



Jeszcze oddychając ciężko, podniósł się z westchnieniem z kanapy. Wtem drzwi otworzyły się i stanęła w nich Chanda. Miała nieruchomą twarz, nie wyrażającą praktycznie żadnych uczuć.
- Co, co się stało? – Ray drgnął, wstrząsnęło nim złe przeczucie.
Chanda spojrzała na niego beznamiętnie.
- Araceli mnie poinformowała. Dwadzieścia cztery lata żyłam w kłamstwie. Jestem adoptowana.





Tyle będzie na dziś Dzięki i liczę na Wasze opinie
Muffshelbyna jest offline   Odpowiedź z Cytatem