Witam serdecznie, dziękuję za komentarze.
Powiem tylko jeszcze jedno, niespodzianka dla Giny będzie na pewno w następnym odcinku.

Tutaj taki trochę ogólny odcinek, związany z innymi naszymi bohaterami.
Nowy odcinek rodziny Kent. ( nr 60 ) Kolejna dziesiątka minęła.
Nad ranem dojechali do apartamentu Angela w Sunset Valley.
Jak tylko wrócili, Ricco od razu poszedł do łazienki i wziął gorącą kąpiel. Musiał się oczyścić po ostatnich wydarzeniach. Psychicznie też musiał odpocząć. Kąpiel zawsze go odprężała. Podziwiał widoki z 30 piętra. Miasto się powoli budziło do życia.
Po kąpieli zgłodniał, więc poszedł do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Jak to prawdziwy Włoch, musiał dobrze przyprawić i posmakować swoje danie, stwierdził z uśmiechem, że może być i zasiadł do jedzenia.
***
Komisarz John Foley około godziny dziesiątej pojechał do miejscowej szkoły. Odwiedził uczniów pierwszych klas. Miał dzieciom zrobić prezentację. Mówił o bezpieczeństwie i przestrzeganiu prawa. Pokazał najważniejsze znaki drogowe, z którymi dzieci spotykają się codziennie w drodze do szkoły, a także przypomniał o podstawowych zasadach zachowania bezpieczeństwa. Mówił o telefonach alarmowych, które mogą uratować ich życie, a także ich rodziców. Dzieci się chętnie włączały do dyskusji, Foley chwalił je za mądre, rzeczowe pytania i zrozumienie tematu. Na koniec rozdał im odblaski i słodycze. Sześciolatki aż piszczały ze szczęścia. Po całym spotkaniu podeszła do niego starsza aspirantka Norma Commons i ona też go pochwaliła za dobre poprowadzenie tematu.
- Panie komisarzu, świetnie pan wypadł, a dzieci od razu pana polubiły.
- Dziękuję, starałem się.
- Burmistrz będzie zadowolony. Wiedziałam, że pan sobie poradzi.
- Ciężko było, jak te maluchy zaczęły zadawać milion pytań na sekundę, to nie wiedziałem, na które odpowiadać.
- Ha ha ha, tak to była śmieszna sytuacja, ale wybrnął pan wzorowo. Umie pan rozmawiać z dziećmi. Będzie pan świetnym ojcem. Pan jest taki ...
- Najważniejsze, żeby dzieci skorzystały z tych informacji i to przyczyniło się do ich bezpieczeństwa. - Przerwał jej, nie chciał żadnych poufałości w pracy.
- No tak. ... Na pewno wiele zrozumiały. Jak wrócą do domu, to zaraz opowiedzą wszystko rodzicom. Najlepiej jak dzieci edukują rodziców. To czasem daje większe efekty.
- Tak, 2 w 1, najlepsza sytuacja. - Zadzwonił telefon. - Przepraszam wyjdę. Muszę odebrać.
Wyszedł na zewnątrz, porozmawiać.
- John Foley, słucham.
- Panie komisarzu, Riddick z tej strony, dzwonię w takiej sprawie. Przyszło do pana trzech gości, czekają pod aresztem.
- Kto to jest?
- Jeden nazywa się Genco, drugi Mosby, a trzeci Hutton. Proszą o spotkanie z panem.
- Ok, powiedz im, że będę w ciągu pół godziny.
- Tak jest. - Oficer odpowiedział i rozłączyli się.
Foley zadzwonił jeszcze w jedno miejsce.
- Powiedz mi jakie masz informacje dotyczące Ricco Genco?
- Panie komisarzu właśnie miałem do pana dzwonić, Ricco zniknął, nie wiemy gdzie się podziewa.
- Jak to zniknął?
- No po prostu straciliśmy go z oczu.
- To jak pracujecie?! Już nie mogę na nikogo liczyć?! Wszystko muszę robić sam?
- Komisarzu, zaraz się czegoś dowiem, obiecuję.
- Już nie musisz, Genco właśnie przyszedł do aresztu, pewnie chce odwiedzić brata. Rozczarowałeś mnie Lassenby, miałeś dobrą opinię, dlatego cię wziąłem do tej delikatnej roboty. Miałeś go tylko obserwować i informować o postępach. To takie trudne?! Czy to jest trudne? Powiedz! Trudne?
- Nie, szefie przepraszam. To się już więcej nie powtórzy.
- Na pewno nie powtórzy, jesteś zwolniony! Nie będę trzymał nieudaczników. Mój wydział jest elitarny, zatrudniam profesjonalistów, nie mamy czasu na błędy, teraz możesz wypisywać mandaty w drogówce! Zgłoś się do kadr. - Powiedział ostro i się rozłączył.
Zdenerwowany wsiadł do samochodu i pojechał na posterunek. John był perfekcjonistą i tego wymagał od swoich pracowników. Uważał, że jeżeli ktoś nie daje sobie rady, to lepiej niech znajdzie inną pracę. Wielokrotnie mu zarzucano apodyktyczność i zbytnią uwagę na sukces, ale on jako człowiek wychowany na żołnierskich zasadach, inaczej nie potrafił pełnić swoich obowiązków. Dla niego trzeba dać z siebie wszystko. W policji nie może być miernot, przynajmniej nie w jego wydziale. Dzięki temu, że uważnie wybierał ludzi, jego sekcja cieszyła się najwyższą skutecznością wykrywania przestępstw. Tu nie ma litości, często chodzi o ludzkie życie. Dlatego musiał się pozbyć czarnej owcy, bał się o morale innych pracowników.
***
Rocco dostał pozwolenie na wyjście na spacerniak, nie na długo - tylko na godzinę. Oczywiście nie był sam, policjant zawsze był w pobliżu. Usiadł na ławce i wystawił twarz do słońca, jak dawno go nie widział. Uświadomił sobie jak on potrzebuje słońca. Gorącego włoskiego słońca. Zaczął wspominać czasy spędzone w rodzinnym domu, w pięknym Mediolanie. Stolica mody, kultury i sztuki. Tam miał wszędzie wejście, tam był kimś a teraz? Teraz siedzi w tym obrzydliwym więzieniu. Podszedł do niego policjant.
- Genco, chcesz zagrać? - Podrzucił mu piłkę do koszykówki.
- Jasne! - Krzyknął i podleciał pod kosz. Wreszcie trochę ruchu. Zaczął spokojnie rzucać.
Ale go poniosło i już szalał regularnie. Kochał tą grę i był całkiem dobry.
***
John Foley wszedł do budynku i od razu skierował się do aresztu. Tak jak powiedział mu oficer, czekało na niego trzech mężczyzn.
Podszedł do niego Ricco Genco.
- Dzień dobry panie komisarzu, chcielibyśmy widzieć się z moim bratem. Jestem tu z prawnikiem i naszym lekarzem rodzinnym Angelem Hutton.
- Dzień dobry, niech pan nie żartuje, panowie ja doskonale znam was wszystkich.
- No dobra, czyli Angel nie będzie mógł porozmawiać z Rocco?
- Nie, tylko prawnik i rodzina.
Potem Ted próbował swoich sił.
- Z punku widzenia prawa, ja mogę rozmawiać z moim klientem w towarzystwie mojego asystenta.
- Niby tak, gdyby od tego pan zaczął być może bym się zgodził. Teraz za późno.
- Panie komisarzu, czy może pan iść na małe ustępstwo, to są przyjaciele, chcieliby się widzieć. - Mówił błagalnym tonem Mosby.
- Za słabo za późno, nie ma takiej możliwości, areszt to nie miejsce spotkań i pogaduszek.
- Chcieliby omówić kilka spraw rodzinnych, niech pan się zgodzi.
- Czyżby pan zapomniał, że pan Rocco Genco jest oskarżony o morderstwo? Ja w ogóle nie powinienem się zgodzić na rozmowę trzech osób. Jest zawsze ryzyko, przepływu różnych informacji, które by zaszkodziły naszemu śledztwu.
- O to niech się pan nie obawia. Dobrze wobec tego tylko ja z Ricco.
- Chwileczkę, może ja też mam coś do powiedzenia. - odezwał się Angel, który dotychczas tylko przysłuchiwał się rozmowie. Podszedł do Foleya. - Panie komisarzu jesteśmy z Rocco bardzo związani emocjonalnie, jest w trudnej sytuacji i to chyba normalne, że chcemy się z nim zobaczyć. Proszę być ludzki i mnie też do niego wpuścić.
- Panie Hutton, to czy ja będę ludzki czy nie, tutaj nie ma znaczenia. Przede wszystkim przestrzegamy regulaminu, ja też komuś podlegam. Bardzo mi przykro.
- Panie Foley, ja zawsze mogę donieść do tej osoby na górze. - Uśmiechnął się złośliwie.
- Proszę bardzo, a swoją drogą chciałbym z panem porozmawiać, dobrze się składa, że pan jest dzisiaj u nas. Możemy sobie spokojnie omówić parę spraw. Akurat ta godzinka nam wystarczy, zgadza się pan?
- Właściwie ... jestem bardzo zajęty. Muszę już iść, skoro nie mogę porozmawiać z Rocco to będę leciał. Na razie chłopaki! - Krzyknął na koniec i wybiegł. Oni spojrzeli się po sobie i nic nie odpowiedzieli.
Foley uśmiechnął się półgębkiem. Wiedział, że tak będzie. „I tak będę musiał z nim porozmawiać. Dobrze, że oni trzymają się razem, będzie łatwiej do nich dotrzeć.” Pomyślał.
Zadzwonił i zapytał czy osadzony już został przyprowadzony ze spacerniaka. Dostał pozytywną odpowiedź i powiedział do Teda.
- Zaraz panowie będą się mogli z Rocco Genco widzieć.
- Dobrze, dziękuję - odpowiedział Ted.
Nie minęło wiele czasu i usiedli przy stole z Rocco.
- Braciszku, jak się czujesz? - Zapytał z troską Ricco.
- Dobrze, jakoś daję radę. Dzisiaj pograłem sobie w kosza.
- Pamiętasz jak razem graliśmy? Zawsze wygrywałeś.
- Tak, to były wspaniałe czasy. Ricco powiedz mi co tu robi ten zdrajca? - Zapytał wskazując na Teda.
- Ted zgodził się kontynuować swoją pracę. Dołoży wszelkich starań żeby cię z tego wyciągnąć, prawda? - Popatrzył na Teda.
- Tak, oczywiście. Będziemy szukać haka na policyjne dowody. Nie ma świadków bezpośredniego zajścia, więc to tylko poszlaki. Udowodnimy twoją niewinność.
- Mam nadzieję, że się spiszesz, bo jak nie to Ricco już będzie wiedział co z tobą zrobić.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy. Rocco przepraszam cię za tamtą wpadkę.
- Idioto, być może już bym był na wolności. Spartoliłeś sprawę. - Syknął do niego Rocco.
- Wyprowadzimy to jakoś.
- Jakoś? Ty masz pojęcie? Masz plan?
- Mam, wszystko będzie dobrze, nie denerwuj się. - Ted próbował łagodzić sytuację.
- Ricco pamiętałeś o Barneyu? - Rocco odezwał się do brata.
- Tak oczywiście. Pod jego domem stoją chłopaki, nawet zaprzyjaźnili się z jego concierge. Facet opowiedział nam wszystko. W tej chwili nie ma go w mieście, jak tylko wróci będziemy o tym wiedzieć.
- Dobrze, tylko bez pudła.
- Spokojnie, mam jeszcze taką ciekawostkę. Jego siostra Nikki zamieszkała u niego. W tej chwili też jej nie ma, gdzieś wyjechała. Przeszukaliśmy apartament, nic tam nie ma. Barney nic nie trzyma w domu. Żadnych dokumentów, tylko ciuchy i jakieś tam bzdety. Nawet w komputerze nic nie ma, kilka gier, filmów i zdjęć jakiś lasek. Może wynajmuje jakieś biuro, to jeszcze sprawdzimy.
- Jego dokumenty na razie mnie nie interesują. Nikki? To jest dopiero laseczka. – Rozmarzył się Rocco. - Jakie ja kiedyś prowadziłem życie. To się nie mieści w głowie, że muszę tu siedzieć. Ricco weź coś wymyśl, wyciągnijcie mnie stąd.
- Braciszku, robię co mogę. Był z nami Angel, też chciał się z tobą zobaczyć. Wspólnie opracowaliśmy pewien plan. Wkrótce się dowiesz.
- Dobrze, oby nie za długo.
- Bądź gotowy.
Czas widzenia już minął, musieli się pożegnać. Ted i Ricco wyszli z aresztu i pojechali do apartamentu Angela. Ted od razu wziął się za pracę na komputerze, a Angel w tym czasie grał w gry komputerowe. Grał w jakieś strzelanki. Coś co lubił najbardziej.
To wszystko w tym odcinku, proszę o komentarze.