Dzięki wielkie za komentarze

Dzisiaj odcinek 11.
Pokój był pogrążony niemal w całkowitej ciemności. Chanda powoli otwierała powieki. Zmęczona i zapłakana, rozejrzała się dookoła. Poczuła się niezwykle obco w tym wnętrzu. Uczucie pustki wracało do niej. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzała w dal.
Położyła się wygodnie na łóżku, musiała jakoś odpocząć. Musiała poukładać wszystko w głowie. Przymykając powieki, widziała od razu obraz Araceli mówiącej krótkie zdanie. ,,Jesteś adoptowana’’. Te słowa kołatały się Chandzie po głowie. Zaczynały doprowadzać ją do obłędu. Cały czas je słyszała, nie mogła ich niczym zagłuszyć. Potrząsnęła głową, próbowała skupić się na czym innym, jednak te podłe myśli nie dawały jej spokoju. To była szokująca informacja. Odcisnęła wielkie piętno na Chandzie. Dziewczyna czuła się rozbita. Powoli spod powiek zaczęły jej się wymykać gorące łzy. Nie wytrzymała. Szlochała gorzko, twarz zasłaniając poduszką. Nic do niej nie dochodziło oprócz tych dwóch słów. ,,Jesteś adoptowana, jesteś adoptowana, jesteś adoptowana...’’ – słyszała cały czas to zdanie, zakręciło jej się w głowie, aż spadła z łóżka i siedziała załamana na podłodze. Nie, nie spodziewała się takiej zwalającej z nóg informacji.
Totalnie załamana, rozbita, zrozpaczona, ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się na nowo. Do tej pory sądziła, że jest silną osobowością, której nie złamie jakakolwiek informacja. Ale przyszło co do czego i okazuje się, że nie tak łatwo zapanować nad emocjami. Siedząc i płacząc, Chanda analizowała swoje dotychczasowe życie. Myślała o tym, co robiła, jak zachowywała się w stosunku do innych. Dlaczego zawsze była chłodna lub opryskliwa w rozmowie z simami. Kto by pomyślał, że ta informacja skłoni ją do takich głębokich refleksji i rozważań. Chanda nie usłyszała nawet, jak do pokoju wszedł Ray. Nieśmiało spojrzał na nią.
- Kochanie... – odezwał się, patrząc na jej twarz. Oczy się mu zaszkliły. Podał Chandzie rękę i pomógł jej wstać. Zaraz po tym przyciągnął ją do siebie i pocałował gorąco.
Chanda nie oponowała. Potrzebowała wsparcia, zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Usiedli oboje na łóżku.
- Ray... ja... ja nie wiem... ja tego nie wytrzymam, rozumiesz? Ta informacja... ona ścięła mnie z nóg. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie dam rady, zrobię coś sobie. Nie wytrzymam tego – mówiła cichym głosem, siedząc ze zgarbionymi plecami i spuszczoną głową. Łzy kapały jej po policzkach. Ray pierwszy raz widział ukochaną w takiej sytuacji. Po raz pierwszy zobaczył ją smutną, załamaną, z ludzkimi uczuciami na twarzy. Żal ściskał jego serce. Przytulił Chandę mocno.
- Chanda... wybacz mi, proszę – mówił, gładząc ją po włosach.
- Co mam ci wybaczyć, to nie twoja wina – chlipnęła rudowłosa, ocierając łzy – przecież ty o tym nie wiedziałeś.
- Nie? No tak, nie wiedziałem... ale... Araceli ci to powiedziała? – Ray zdziwił się niezmiernie. Czyżby nieznośna blondynka oszczędziła chociaż w tym Chandę?
- Powiedziała mi, że tylko ona i rodzice o tym wiedzieli... – dziewczyna szeptała.
- Nieważne, teraz to jest nieważne. Musisz wypocząć, Chanda, musisz sobie to wszystko w głowie poukładać. Ja ci pomogę, pamiętaj, zawsze będę twoim wsparciem, zawsze możesz na mnie liczyć. Teraz połóż się i śpij.
- Do – dobrze – wyszeptała Chanda. Położyła się na łóżku. Zamknęła oczy. Ray zgasił lampkę i wyszedł z pokoju mówiąc ciche ,,dobranoc’’. Bardzo mu było żal ukochanej. Poczuł, że w takiej sytuacji potrafi tylko wyjść na spacer.
Szedł więc ulicą, a lekki wietrzyk dmuchał mu w twarz. Było ciepło, ale całe szczęście wiatr dostarczał ochłody. Ray, idąc, myślał o Araceli. ,,Dlaczego nie powiedziała Chandzie, że ja też wiedziałem o tym, że jest adoptowana? Ma jakieś resztki przyzwoitości? Chciała mnie w jakiś sposób oszczędzić? Jak rozumieć jej zachowanie?’’ Przymykał oczy i wsłuchiwał się w swoje myśli. Nieoczekiwanie wpadł na kogoś. Osobą tą była Marisela. Stanęli przed sobą, zaskoczeni.
- Ray, cóż za spotkanie! – roześmiała się Marisela – czemu się włóczysz po nocach w mieście?
- Haha, no ja się nie włóczę bez celu, wybrałem się po prostu na spacer, a ty?
- Ja też, w ostatnim czasie u mnie wydarzyło się dużo rzeczy, musiałam przewietrzyć myśli. Co u ciebie? Jak po wizycie siostry Chandy?
- Araceli jest osobą bez zahamowań, wredną, uwielbiającą sprawiać przykrość, zwłaszcza Chandzie. I wiesz... powiedziała jej, o tym, że Chanda jest adoptowana..
- Cooo? Chanda jest adoptowana?
- Tak – potwierdził Ray. Marisela zdziwiła się.
- Nie wiedziała o tym?
- No właśnie nie. Teraz jest jej strasznie ciężko. Nie wiem, w jaki sposób jej pomóc, jak ją pocieszyć, wyprowadzić z tego dołka. W naszym związku zaczęło się układać lepiej, a teraz... – zamyślił się, smutno patrzył w dal.
- Musisz teraz być wsparciem dla Chandy... swoją drogą, masz chyba niesamowitą do niej cierpliwość. Teraz będzie bardziej nieznośna i marudna niż zwykle – Marisela lekko wykrzywiła twarz.
- Co? Co ty mówisz? Czemu tak wyrażasz się o Chandzie? Kto ci dał do tego prawo? – Ray nieoczekiwanie uniósł się.
- Ray, spokojnie, nie chciałam powiedzieć nic złego – Marisela cofnęła się do tyłu – nie możesz zaprzeczyć, że Chanda nie jest zbyt miła w stosunku do innych. Odpycha od siebie ludzi, a teraz, gdy się dowiedziała, to będzie się zachowywać jeszcze gorzej, jedynie to chciałam powiedzieć!
- Wiesz co?! Nie spodziewałem się takich ataków z twojej strony, naprawdę. – Ray zdawał się być lekko rozczarowany.
- Ale... ja ciebie nie rozumiem. Pamiętasz, jak parę dni temu twoja dziewczyna uderzyła mnie w twarz? Bez żadnego konkretnego powodu. Ja mam się czuć z tym dobrze? Odepchnęła mnie od siebie swoim zachowaniem. Mam prawo wyrażać swoje zdanie o niej! Poza tym, niech pamięta o tym, aby mnie przeprosić, bo mnie nie obchodzi, w jakiej teraz ona sytuacji się znajduje – Marisela krzyczała – mam prawo czuć się pokrzywdzona, a ty na początku żalisz mi się, najeżdżasz na Chandę, za to teraz taki wielki obrońca się znalazł. Nie mam zamiaru tego słuchać, cześć! – Marisela odwróciła się na pięcie - i poszła.
To tyle

Zachęcam do komentowania