View Single Post
stare 26.04.2013, 17:37   #552
Mile
 
Avatar Mile
 
Zarejestrowany: 19.04.2012
Skąd: Papeete
Płeć: Kobieta
Postów: 619
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Simowe rodziny Mile18

Witajcie kochani moi. Dziękuję ciepło za komentarze.

Rodzina Kent. ( nr 66 )


W tym czasie Noah jechał sobie samochodem Giny na spotkanie z Yvette.





Wcześniej się przygotował, zabrał adres i klucze do domu w Bridgeport. Zabrał kluczyki do samochodu Giny, wiedział, że po pogrzebie nie będzie raczej nigdzie wyjeżdżać. Akurat tak się złożyło, że Barney zaginął i to on będzie w centrum zainteresowania, a Gina będzie czekać na informacje od Foleya. Na początku przejął się zniknięciem Barneya, ale jak sobie przypomniał Yvette, przestało to się liczyć. Miał zamiar spędzić w Bridgeport romantyczny weekend z dziewczyną. Nie martwił się co powie Gina czy Mia. Najwyżej go później ochrzanią, ale to co przeżyje na wyjeździe z Yvette będzie jego. Przezornie wyłączył komórkę, nie potrzebował namolnych telefonów.
Bridgeport kojarzyło mu się z nocnymi klubami i wszelkimi rozrywkami, kasyna i te sprawy, dość siedzenia w domu. Czas się rozerwać. Jest dorosły i ma dowód, a co najważniejsze kasę, wszędzie wejdzie.
Yvette czekała na niego przed hotelem.
- Wow, ale bryka! - Powiedziała z zachwytem, gdy otworzył jej drzwi do samochodu. - Twoja?
- Tak, ojciec mi zapisał. Teraz jest moja, możemy szaleć ile się da. - Powiedział z dumą i pomyślał. „Porsche to idealne auto, żeby zaimponować takiej lasce. Ciekawe co powie, jak zobaczy moje BMW?”
- Wspaniale, jesteś moim królewiczem z bajki. - Powiedziała i namiętnie go pocałowała, gdy już siedzieli w aucie. - To tylko zaliczka kotku, później dostaniesz więcej. Dobra jedziemy do Bridgeport, już nie mogę się doczekać.
Na samą myśl o kolejnej transzy, aż mu żołądek skoczył do gardła i zabłysły oczy. „To jest to, życie jest piękne!” Pomyślał i starał się oddechem uspokoić dudniące serce.
Noah ruszył z impetem. Specjalnie to zrobił, chciał się popisać. Na ostry dźwięk silnika Yvette pisnęła i głośno się roześmiała. Jej śmiech był dla niego jak najpiękniejsza melodia.
W drodze rozmawiali o różnych mało ważnych rzeczach. Słuchali muzyki i czasem, jak znali słowa śpiewali razem. Szczęśliwie im minęło kilka godzin jazdy. Noah był dobrym i ostrożnym kierowcą. Nie szalał, chociaż go kusiło. Jednak bał się aby nic się nie stało, czuł się za Yvette odpowiedzialny.
Wreszcie tuż przed świtem wjechali na główny most prowadzący do miasta.



Zatrzymali się przed budką z przekąskami i chcieli coś zjeść, ale były tam same paskustwa. Kupili sobie po małej porcji frytek. Jedynie to nadawało się do jedzenia. Potem wyruszyli w poszukiwaniu „Kostki cukru”. Trochę kluczyli po ulicach, ale ostatecznie dotarli na miejsce. Okazało się, że dom jest położony na wzgórzu poza miastem. Był to nowoczesny, prawie cały szklany dom.









Wbiegli do środka. Salon był urządzony w ciemnych barwach z białymi akcentami. Wszystko było na wysoki połysk, aż zapierało dech w piersiach. Pełno szkła i metalu.









- Noah, ale tu jest pięknie i nowocześnie, uwielbiam taki nowomodny styl.
- Nooo, to mój ojciec tak urządził, ten dom też mi zapisał w spadku. - Powiedział z dumą. Sam był zaskoczony, nie spodziewał się takiego drogiego domu i mebli. „Gina miała rację, nasz ojciec był zagadką. No i dobrze. Robił co chciał, ja też tak będę. Hulaj dusza piekła nie ma.” Pomyślał i poszedł do kuchni zajrzeć do lodówki. Niestety była pusta i w ogóle wyłączona z prądu. Nikt tu dawno nie mieszkał.
- Nic nie ma do jedzenia. Może zamówimy pizzę?
- Jasne. Zamów, a ja pójdę na górę zobaczyć co tam jest. - Odpowiedziała i pobiegła kręconymi schodami na górę.
Na górze była ogromna sypialnia w zupełnie innym stylu. „Starocie, ale ładne.” Pomyślała Yvette.



Stanęła przed ogromnym oknem. Zachwyciła ją panorama miasta. „Wieczorem musi tu być olśniewająco pięknie. O mój Boże, muszę wszystko zrobić, żeby tu zamieszkać. Dość męczenia się w Appaloosa. Czuję się tu świetnie, jestem stworzona do wyższych celów. Noah jest idealną trampoliną, ale mam szczęście, że na niego trafiłam. Jest taki łatwowierny. Muszę jednak przyznać, że niezłe z niego ciacho, hi hi hi przyjemne z pożytecznym. Mamusia dobrze mi radziła, żeby się zakręcić wokół jakiegoś bogatego chłopca. Najlepiej żeby był do tego przystojny. Udało mi się!” Myślała intensywnie. Uśmiechała się do siebie. Wreszcie czuła się szczęśliwa. Znalazła cel w życiu.
- Noah, chodź na górę, coś zobaczysz! - Krzyknęła.
Noah przybiegł do niej. Znowu się zdziwił wnętrzem. „Ale tu bogato.” Pomyślał. Spojrzał na miasto i aż gwizdnął z zachwytu.



- Yvette, tutaj jest życie, czeka nas mnóóósstwo zabawy. Tutaj podobno jest więcej klubów niż w Westerbergu. Możemy zaszaleć.
- Tak, ale najpierw … - Podeszła do niego bliżej. Objęła jego twarz i pocałowała w usta. Noah westchnął, była piękna i niezwykle pociągająca. Usiedli na dywanie i oddali się przyjemności pocałunków. Rosły emocje. Chciał czegoś więcej niż tylko pocałunków, chciał iść wreszcie na całość, szczególnie z taką nadzwyczajną dziewczyną. Zaczął ją dotykać i próbował wsunąć ręce pod spódniczkę, ale Yvette go powstrzymała.





- Nie teraz, nie chcę tego robić w dzień i tak na szybko. Chcę żeby było ciemno i romantycznie, po uroczystej kolacji przy świecach. Zabierzesz mnie do jakiejś drogiej restauracji? Mam nawet ładną sukienkę, specjalnie dla ciebie ją wzięłam. Chcę ci się pokazać.
- Oczywiście, dla ciebie wszystko. - Odpowiedział ledwo się opanowując. Nie chciał być zbyt nachalny i zrazić jej do siebie.
- Jesteś cudowny. - Szepnęła mu do ucha i pocałowała w policzek.
- Yvette, dla ciebie zrobiłbym wszystko. - Zapewnił patrząc jej w oczy. - Urządzimy sobie romantyczny wieczór, poszukam w internecie jakiejś najdroższej restauracji w mieście. Będziesz szczęśliwa.
- Świetnie, gdzie jest ta pizza?
- Zaraz będzie, chodź pójdziemy na samą górę i zobaczymy co tam jest.
- Ok.
Poszli kolejnymi kręconymi schodami na sam dach, tam było jacuzzi i leżaki do leżenia. Fontanna. Był tam też mały zestaw do golfa. Dach to idealne miejsce do strzelania piłeczkami. „U nas w domu nie było zestawu do golfa, czemu ojciec nam nie kupił? Mógłbym poćwiczyć. Przecież to nie może być drogie. Widać niektóre rozrywki przeznaczył tylko dla siebie. Strasznie mnie to denerwuje.” Zastanawiał się Noah jak to zobaczył.



- Wow, co za miejsce! Tu jeszcze lepiej widać miasto! - Krzyknęła Yvette.
- Szkoda, że dzisiaj chłodno, moglibyśmy wejść do jacuzzi. Właściwie czemu nie ma drugiej w domu? - Zastanawiał się Noah. - Zaraz, nie sprawdziliśmy jeszcze piwnicy. Chodź poszukamy. Może jest tak jak u nas.



Pobiegli pędem na dół. Tam zobaczyli wielkie pomieszczenie do relaksu i ogromne jacuzzi. Wszędzie pełno roślinności i mnóstwo luster na ścianach.



Z drugiej strony była siłownia.



***
Wróćmy do Barneya.
Barney poszedł z Ricco w stronę parkingu, z daleka zobaczył Angela stojącego przy samochodzie. Gdy tylko podeszli, Barney zwrócił się do Angela.:
- Możecie mi powiedzieć co tu właściwie robię?



- Porozmawiamy sobie o wspólnych interesach – odpowiedział Angel.
- O co wam chodzi? - dopytywał się Barney.
- Jesteś nam chwilowo potrzebny. Rocco się stęsknił. - Uśmiechnął się złośliwie Ricco.
- Czego on ode mnie chce? Nie rozumiem.
- Zaraz zrozumiesz. Jedziemy. Ricco zawiąż mu oczy. - Dyrygował Angel.
- Odbiło wam? Będziecie mi zawiązywać oczy?
- Lepiej żebyś nie wiedział gdzie jedziemy. Ricco i ręce też. - Rządził dalej Angel. - Sprawdź mu kieszenie, nie chcielibyśmy żadnych niespodzianek.
- Przestańcie to jest śmieszne. - Mówił Barney, gdy Ricco mu wiązał opaskę na oczach.
- Zamknij się, zaraz przestaniesz się śmiać - powiedział Ricco - pamiętaj, że obserwujemy twoją panienkę, chyba nie chcesz żeby zaliczyła dwóch braci.
- Ok, bez nerwów. - Zgodził się Barney, nie chciał ich niepotrzebnie denerwować. Jeszcze by coś zrobili Ginie. Ricco zabrał mu portfel, kluczyki do samochodu i komórkę. Schował do własnej kieszeni.
- Widzę BMW X6, ho ho stać cię na to? Chyba nie jesteś tylko zwykłym agentem literackim. Musisz mieć niezłe dochody, o tym też porozmawiamy. - Powiedział Angel, kiedy zauważył kluczyki od auta.
Związali mu ręce i posadzili z tyłu Dodge'a. Ruszyli w znane sobie miejsce. Jechali kilka godzin prawie się nie odzywając, tylko Angel zaczął opowiadać głupie dowcipy, ale jakoś nikt się z nich nie śmiał. Wreszcie się zamknął. Włączył radio i sobie podśpiewywał. Miał dzisiaj dobry humor, a jeszcze się szykowała niezła rozrywka z Barneyem.



Wreszcie dojechali na miejsce. Był to mały odludny domek na koloni jakiejś wsi. Zaprowadzili Barneya do prawie pustego pomieszczenia. Stał tam stół i kilka krzeseł. Ricco go chwycił za ramiona, przycisnął i Barney klapnął na kolana.
- Dobra, zdejmij mu tą głupią opaskę. - Barney usłyszał głos Angela.



Ricco wykonał polecenie i oczom Barneya ukazał się wycelowany w niego pistolet. Usłyszał dźwięk odciąganego kurka. Przełknął ślinę. „O co tu kur.. chodzi?” Przemknęło mu przez głowę.





- Co ty odp.. lasz Angel? Nawet z nim nie rozmawialiśmy! Schowaj broń! - Krzyknął Ricco.



- Spoko jeszcze mu nic nie zrobię. Niech wie, że nie żartujemy. - Zabezpieczył pistolet i schował za pasek.



- Straaasznie się was boję – powiedział Barney. To wyprowadziło Angela z równowagi i kopnął siedzącego Barneya, aż się przewrócił.
- Co ci mówiłem, zamknij się. - Syknął do niego.
- Rozwiążcie mnie, to wam pokażę co znaczy być prawdziwym mężczyzną. - Odgrażał się Barney. Teraz sam chciał ich zdenerwować, musiał ocenić na ile może się posunąć. Jeżeli go rozwiążą, to będzie miał szansę na walkę i być może na ucieczkę. Angel jeszcze raz go kopnął, tym razem mocniej w brzuch. Skulił się. Zabolało, ale nie pokazał tego po sobie.
- Angel uspokój się, zaczynasz mnie drażnić. - Ricco już miał dość zachowania Angela. - Nie będziesz z nim tak rozmawiać.
- Czego chcesz, przecież miał dostać wycisk. Nie tak powiedział Rocco?





- Najpierw porozmawiamy spokojnie, potem możesz robić co chcesz. - Odpowiedział.
- O czym tu rozmawiać, trzeba chamowi dać nauczkę. Niech popamięta. Za moją siostrę połamię mu kości.
- Niech powie co wie o śledztwie, jesteśmy kulturalni ludzie. Barney rozwiążę cię i spokojnie porozmawiamy, ok? Nie martw się nic ci nie zrobimy. Wrócisz cały i zdrowy. - Ricco uśmiechnął się do Barneya, a on odwzajemnił uśmiech. „Tak cały i zdrowy” Pomyślał.
- Widzę Ricco, że jesteś rozsądnym człowiekiem. Mogę wam dużo powiedzieć. Jestem w dobrym kontakcie z Foleyem i jego przydupasami. – Zapewnił, a w głowie tlił mu się już plan działania. - Pomóżcie mi wstać.
Ricco mu pomógł i posadził na krześle.
- Teraz cię rozwiążę, tylko spokojnie. - Popatrzył na niego i powoli rozwiązał mu ręce.
Barney przetarł nadgarstki i powiedział.:
- Co chcecie wiedzieć? Wiem bardzo dużo. - Musiał ich wciągnąć, czymś zainteresować. Chciał uśpić ich czujność.
- Czy wiesz coś o badaniach? O wynikach? - Zapytał Angel.
- Tak, to blef, nie mają żadnego potwierdzenia, że to Rocco. Dokumenty są sfabrykowane.
- Co? - Powiedzieli jednocześnie.



- Tak myślałem, że to was zaskoczy. Foley to stary wyga i wie jak grać w te gierki. Na siłę szuka winnego. Wszystkich oszukał, ja też mu uwierzyłem.
- Coś mi się nie chce wierzyć – powiedział Ricco. - Chyba nie chcesz nas w konia zrobić?
- Chłopaki, dajcie mi wyjaśnić. To dowiecie się więcej – powiedział Barney.
- Właśnie – Dołączył się Angel i nagle wymachnął nogą w kierunku szyi Barneya i tak się zatrzymał. Barney zachował zimną krew, zero reakcji. Teraz nie może okazać słabości. Nawet mu ręka nie drgnęła. Dwa lata spędzone pod okiem Pai Mei dały rezultaty. Spokojnie patrzył na Angela, czekał na odpowiedni moment. - Mogę cię jednym ruchem uszkodzić, więc zważ co mówisz.
- Angel zostaw go, niech mówi! - Krzyknął Ricco.



Barney wykorzystał tą sytuację chwycił mocno za nogę Angela i sprawnie nią obrócił, że ten stracił równowagę i padł jak długi, a łbem walnął o podłogę. Zanim Ricco się zorientował w sytuacji Barney szybko doskoczył do niego i rąbnął go z całą siłą pięścią w twarz. Ricco też leżał powalony i nieprzytomny.





Potarł bolącą pięść, naprawdę mocno mu przyłożył i już miał biec do drzwi, gdy nagle usłyszał świst pocisku i zapadł się w ciemność.





Angel podszedł do leżącego Barneya, patrzył na powiększającą się plamę krwi, wypływającą mu z głowy. Zaczęła wsiąkać w podłogę i garnitur.



Zdjął z niego garnitur nasiąknięty krwią i pozostawił w bieliźnie. Musiał teraz pozbyć się ciała, postanowił go wywieźć w odludne miejsce i gdzieś porzucić. Chwycił go za barki i zaciągnął do samochodu.



To wszystko w tym odcinku, zapraszam do komentowania.
__________________
Mile jest offline   Odpowiedź z Cytatem