-
Cholera jasna! Znów usnąłem! Niech to szlag, która to może być godzina? Idę się przejść, muszę się rozbudzić.
Pogoda dziś nie nastrajała do pozytywnego myślenia, wiał straszny wiatr, niebo było zachmurzone. John szedł jednym z wąskich korytarzy Atlantydy. Wtem usłyszał krzyk.
-
Ratujcie! To Wraith!
Rozległy się syreny alarmowe.
Nic nie myśląc John ruszył na pomoc po drodze dobywając M5 z jednej z wielu rozwieszonych po Atlantydzie "Szafek ostatecznej ingerencji". Przybiegłszy na miejsce, zobaczył okropny obraz.
-
To tak wygląda Wraith! Giń śmierdzielu!
Rozległ się huk karabinu maszynowego, zaraz po nim stukot upadających na ziemię łusek.
Zza rogu wyłoniła się profesjonalna pomoc, żołnierze celowali we Wraitha i w dziewczynę, którą dopadł.
Trwało to zaledwie kilka chwil. Oboje zginęli.
-
Nikomu nic nie jest! Odezwać się!
Żołnierz zawył niczym syrena alarmowa. Nikt nie odpowiedział. Zdało się słyszeć tylko stłumiony krzyk. To John Kubussini w kałuży krwi. Leżał kurczowo trzymając się za ramie. Dostał rykoszetem.
-
Doktor! Wezwać doktora! Mamy rannego!
Krzyczał jeden z żołnierzy.
-
Nic Panu nie jest sir?
-
Boli. Cholernie boli!
John nigdy nie widział na własne oczy strzelaniny, a gdzie dopiero brać w niej udział. Sam sobie dziwił się że dobył i użył M5.
Wokół panowało niesamowite zamieszanie, przybyli gapie, przybył doktor. Dwa ciała leżały obok siebie. Martwe. Nieopodal nich w kałuży krwi, patrząc mętnym wzrokiem leżał John.
Tego samego dnia.
Ambulatorium.
John leżał w ambulatorium. Nic nie pamiętał, od czasu przybycia na miejsce doktora. Czuł się okropnie. Nie ze względu na ranę postrzałową. Lecz ze względu na to, że nie zdołał pomóc tej biednej dziewczynie. Miała na imię Cheeba.
Udało mu się usłyszeć że była tu od niedawna.
-
Czyżby kolejna osoba z mojej ekspedycji zginęła? Dlaczego?
To pytanie zadawał sobie bardzo często. Za często.
Godziny mijały mu jak miesiące. Nikt go nie odwiedzał. Przecież nie miał żadnych znajomych. Po krótkiej drzemce zobaczył tylko karteczkę na stoliku:
Zdrowiej! Tęsknimy i czekamy!
To od dowódcy i jego współpracowników.
-
Miło że chociaż ktokolwiek o mnie pamięta.
Był spokojny wieczór, kiedy na dworze rozległy się syreny.
-
Co znów syreny?! Jaki znów jest tego powód. Mam nadzieję że to nie znów Wraith.
Nadzieja matką głupich. Był to kolejny atak. Zginęła kolejna niewinna osoba.
-
Doktorze, słyszał Pan o tym zabójstwie? Zginęła kolejna osoba z ostatniej ekspedycji. Biedna. Wpadła w zasadzkę. To kolejne zabójstwo w tym tygodniu. Mój syn pracuje w policji. Dowiedziałam się od niego że nie była to sprawka Wraith, tylko tajemniczego mordercy. Policja podobno powiązał już tą sprawę z zabójstwem Dżoany Sheppart.
-
Pomyśli Pani, że jeszcze przed przybyciem tej ekspedycji panował tu spokój?
-
Oni mają coś z tym wspólnego.
-
Zapewne.
Rozmowa się urwała. Na szczęście dla Johna toczyła się ona przy jego łóżku, kiedy on sam udawał że śpi.
-
Zginęła kolejna osoba, kolejna z rąk mafii. To na pewno mafia. Dlaczego policja nic nie robi z tym faktem.
Wtem pomyślał o tym czego ostatnio udało mu się dowiedzieć.
-
Meona! To ona i jej szajka za tym stoją. Tylko kto mi uwierzy że to ona? Kto?
Znużony dzisiejszym dniem oraz wydarzeniami, które zaszły,zamknął oczy. Od razu zasnął....