View Single Post
stare 18.09.2013, 19:27   #40
Gio
 
Avatar Gio
 
Zarejestrowany: 28.01.2008
Płeć: Mężczyzna
Postów: 3,238
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Gra o Miłość

@up: no widzisz jak to jest W każdym bądź razie czekam na twój komentarz

ODCINEK 5

Sobotnie popołudnie było jednym z najcieplejszych od wielu dni i zdawało się, że jest to już ostatnie tchnienie lata. Ludzie masowo wyszli na ulice i do parków, chcąc skorzystać z uroków słonecznej pogody. Nie inaczej było z Victorią Morrison, która w popołudniowym spacerze miała więcej interesu, niż rozkoszowanie się wysoką temperaturą.
Niespiesznie szła w kierunku parku z okularami słonecznymi na nosie. Nie spoglądała na zegarek – wiedziała, że może się trochę spóźnić nawet na umówione spotkanie, tym bardziej że Ojciec Smith też nie należał do osób zbytnio punktualnych.


Gdy tylko dotarła do parku zajęła pierwszą wolną ławkę i rozejrzała się dookoła nie zdejmując okularów. Czuła się w nich anonimowa i wydawało jej się, że może bezkarnie obserwować wszystkich dookoła. Spoglądała na uśmiechy na twarzach, na pary siedzące na trawie, na rodziców bawiących się ze swoimi pociechami. Spoglądała i marzyła. Marzyła, by być kimś z tamtych wesołych ludzi, których życie zdawało się znacznie prostsze od jej własnego.

- Victoria? – usłyszała za sobą głos i natychmiast się obróciła. Stał przed nią pastor Smith z uśmiechem na twarzy. – Mogę? – wskazał palcem ławkę.
- Oczywiście. – kobieta posunęła się i zdjęła okulary. – Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?
Wielebny wziął głęboki wdech, a uśmiech zszedł z jego twarzy.
- Chciałem po prostu zapytać się, jak idą sprawy. Jakieś nowe poszlaki co do tajemniczego listu?
- Myślałam, że nie chcesz się do tego mieszać. – Victoria była zbyt przejęta sama sobą, by zmusić się na zwroty grzecznościowe. Od pewnego czasu postawa Ojca Smitha budziła w niej wręcz wściekłość. Jego niezdecydowanie i manipulowanie faktami. Na pewno nie był on osobą, na której mogła polegać.


- Zmieniłem zdanie, gdy uświadomiłem sobie, że oboje siedzimy już w tym zbyt głęboko. Chcę zostać rozliczony ze swoich grzechów przed Bogiem, a nie przed jakimś wariatem, po którym nie wiadomo czego oczekiwać. – mężczyzna spojrzał Victorii prosto w oczy. – Na wszystkie świętości, Victorio! Jeśli podejrzewasz kto to może być, lepiej ustal to nim będzie za późno. Myślałem nad tym całą noc i jestem niemal pewien, że nikt kogo ja znam nie ma prawa wiedzieć o naszych tajemnicach. Poza tym list został dostarczony do ciebie…
- I oczywiście mi przyjdzie tę sprawę rozwiązać? – kobieta z powrotem założyła okulary i wstała. – Piętnaście lat temu wyrównałeś swoje rachunki, ale zdaje się, że teraz znów będziesz moim dłużnikiem. Mam tylko nadzieję, że w imieniu Boga odpuścisz mi wszystkie grzechy.
- I tak spłoniemy w piekle… - pastor opuścił głowę. Victoria jeszcze przez chwilę stała w miejscu, po czym powolnym krokiem udała się w głąb parku zostawiając go samego.


Ojciec Smith jeszcze długo siedział na ławce, nieruchomo wpatrując się w chodnik. Zastanawiał się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Czuł się bezsilny, ale co najgorsze – czuł się również winny. Zmotywował Victorię żeby… żeby zrobiła coś złego. Widział to na jej twarzy, znał jej sposoby walki. Powinien ją wtedy zatrzymać i powiedzieć, żeby jeszcze poczekała… ale poczekała na co? Aż wszystko wyjdzie na jaw? Aż zostaną publicznie upokorzeni, on zostanie wykluczony z Kościoła i pewnie na długie lata trafi za kraty? Gdy kilkanaście lat temu wstąpił to seminarium jego wiara była głęboka. Kochał Boga i ufał, że tak będzie zawsze. Wiedział, że On pomoże mu przejść przez wszystko. Spojrzał na krzyżyk bezwiednie zwisający z jego szyi. Połyskiwał w słońcu rzucając na jego twarz białe refleksy. Chciał zawierzyć wszystko Bogu, jednak nie potrafił i nie mógł tego zrobić. Był złym człowiekiem, a Bóg na pewno go opuścił.

***

Victoria postanowiła nie wracać od razu do domu. Udała się do małej kawiarni na skraju parku, gdzie zamówiła kawę i ciastko. Usiadła przy oknie i oparła głowę na ręce. Ojciec Smith miał rację, powinna coś zrobić. On popełnił tylko jeden błąd, w dodatku nieumyślnie. Ona popełniała je ciągle, z premedytacją, próbując zatuszować te poprzednie i tworząc błędne koło pociągała wielebnego na dno za sobą. Wiedziała, że był dobrym człowiekiem, jednak z jakiegoś powodu nie potrafiła mu zaufać. Nie potrafił być zimny, tak jak ona. W każdej chwili mógł ugiąć się pod ciężarem swoich win. Wielokrotnie się zastanawiała, czy nie lepiej byłoby… wykluczyć go z gry. Czuła jednak, że to byłoby dopełnieniem jej win. Po czymś takim i ona sama pewnie upadłaby na samo dno.


Wyciągnęła telefon komórkowy z torebki i wybrała numer z kontaktów. Trzymając słuchawkę przy uchu nie wiedziała, czy robi dobrze. Zdawała sobie sprawę z konsekwencji, jakie może pociągnąć ten telefon, jednak było to najlepsze wyjście.

- Victoria? - równomierny sygnał nagle się zakończył i usłyszała męski głos.
- Tak, to ja.
- Nie spodziewałem się, że jeszcze zadzwonisz. Ile to minęło? Piętnaście lat?
- Nie wysilaj się na grzeczność. Mam do ciebie robotę. To pilne.
- Widzę, że Viki wraca do gry! Dziś wieczorem u ciebie?
- Tylko się nie spóźnij. – kobieta nie czekając na odpowiedź zakończyła połącznie.
Ta rozmowa mimo, iż trwała jedynie kilkanaście sekund, przyprawiła ją o gęsią skórkę. Czuła, jak serce jej przyspieszyło. Poczuła to samo, co piętnaście lat temu i zdała sobie sprawę z własnego okrucieństwa.


@Kędziorek: Za duże zdjęcie
__________________
Evil is a Point of View

Ostatnio edytowane przez Kędziorek : 05.10.2013 - 19:45
Gio jest offline   Odpowiedź z Cytatem