Apocalypsa już dodała. Jest to tag [ justify=x ] dostępny pod przyciskiem

, przy czym x to szerokość(w px lub %) na jakiej ma być wyjustowany tekst. Minimalna wartość 500px, maksymalna 1024px. Zrobione tak, ponieważ na wyższych rozdzielczościach nie widać w ogóle efektu. Od razu dodam, że opcja ta nie ma efektu na przeglądarce Internet Explorer(no shit, sherlock).
A tutaj przykładowy tekst autorstwa Aleksandra. Justowanie 800px i całość wycentrowana:
---
Świat zamilkł obecnego dnia, nie wiedzieć czemu. Przerażało mnie to, ale nic nie mogłam poradzić. To już nie mój świat, może to i lepiej.
Wiatr targał gałązkami płaczącej wierzby, otulał ludzi wychodzących z kościoła zimnym uściskiem, rozwiewał włosy małych dziewczynek, trzymających chusteczki przy twarzy. Czarnowłosa zaniosła się płaczem, łapiąc za trzęsącą się rękę człowieka, który miał ponoć nerwy ze stali. Nie dziś, nie tutaj, teraz każdy pozwolił sobie na chwilę słabości.
Wszyscy, całe skupisko ludzi, których było niewiarygodnie dużo podążyli za trumną na cmentarz, czując, że to już ich naprawdę ostatnie pożegnanie. Kruk wydał odgłos, chcąc wziąć udział w nostalgicznej ceremonii. Matka obróciła się, poprawiając na głowie toczek i wydając cichy jęk. Naprawdę, nie sądziłam, że aż tyle ich przyjdzie. Rodzice pewnie też, ale nie dawali po sobie poznać, że tak nisko cenią własną córkę.
Wszyscy trzymali w dłoniach bukiety wyglądające jak prosto z wystawy najdroższej kwiaciarni. Przypominały często te, które otrzymuje się z okazji kolejnych urodzin, różniły się jedynie przewiązaną wstążką z tą okropną, kiczowatą formułką.
Mój udział w ich życiu jednak się nie skończy, mimo że nikt nie będzie tego odczuwał. Postaram się doradzać Anne w kwestii doboru ubrań, chichotać, gdy Charlotte zarumieni się przed przystojnym facetem i najważniejsze – całować rodziców na dobranoc. Starać się być razem, choć nie wiem ile czasu będzie trwać to pożegnanie.
Nie spostrzegłam się, a już moje ciało wędrowało w dół. Razem z ostatnim uderzeniem trumny o podłoże opadł zwykły, niepozorny liść, prosto na jej powierzchnię. Pragnęłam czegoś doznać, fizycznego bólu, namacalnego, ale to już minęło. Pozostały mi jedyne uroki życia martwych – cierpienie psychiczne. Poczułam pustkę w głębi duszy, tak jak puste były zwłoki te pod ziemią. Kiedyś zapomną, że istniała Margaret Moon, dziewczyna o niebieskich oczach, które hipnotyzowały rozmówcę. Margaret, która była dobra z fizyki, Margaret, będąca ucieleśnieniem marzeń o idealnej córce a tym samym mało perfekcyjnej przyjaciółki. Mimo to, Charlotte i Anne nie mogły się z tym pogodzić. Musnęłam ich policzek, wargami zimnymi od śmierci, mówiąc, że je kocham. Spojrzały wtedy na siebie, czując, że moja śmierć zbliży je do siebie bardziej niż cokolwiek innego. I ulga w oczach, jakby wiedziały, że mają jeszcze siebie. Żadna nie odeszła, mimo tragedii jaka spotkała mnie. Chcę by były razem, nie muszą pamiętać. Nikt nie musi pamiętać. Po prostu życzyłam im szczęścia, jak każdemu tutaj.
Wszyscy przeżegnali się, gdy duszpasterz skończył uroczystość. To koniec.
Coś pękło. Coś rozpływało się przed moimi oczami. Coś się kończyło. Słyszałam tylko wycie. Zapłacz, mój drogi. Niech twój szloch będzie moim marszem pogrzebowym. W końcu nie od dziś wiadomo, że nie powinno się tego wstydzić.