Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 06.01.2014, 19:13   #98
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

Bo mam coś do nadrobienia
Z ponad półrocznym opóźnieniem dziękuję kalafjorowi i CW za komentarze
Tenebris, witam oficjalnie w gronie czytelników!
Na tym stanęło.

...


Że też w tym momencie...!
Rachunki czekały na zapłacenie, pranie na wyciągnięcie z pralki, zakupy na zrobienie, rodzice na wiadomość, kiedy mogą wpaść z wizytą... Miała całą masę ważnych rzeczy do zrobienia, ale nie mogła się za nic zabrać.
Wrócił równie nagle jak zniknął i tak samo namieszał. Chociaż wyraźnie dała mu do zrozumienia, że w jej życiu nie ma już dla niego miejsca, sama zaczynała w to wątpić. Tak samo jak w to, czy naprawdę stał się jej tak obojętny jak myślała, nawet wliczając w to fakt, że jest ojcem jej córeczki. Przewidując, że nigdy nie dowie się o istnieniu Fiony, obmyśliła nawet sobie plan, jak wytłumaczy dziewczynce brak ojca, gdy ta podrośnie. Wszystkie jej zamiary i pomysły na życie legły w gruzach w momencie przekroczenia przez niego progu mieszkania. Gdyby tylko zamknęła drzwi...!
Tak samo jak niego w tym momencie nienawidziła również siebie. A może nawet bardziej siebie niż jego... Tu sprawa się bowiem komplikowała, bo mimo że próbowała, nie mogła w sobie wzbudzić dostatecznie silnej złości. Chociaż z całych sił buntowała swoje serce i rozum przeciwko niemu, a wspomnienie tego, jak ją zostawił i ile musiała wycierpieć z jego powodu bardzo bolało, chociaż była pewna, że go nie kocha czuła, że to nadal za mało, że nie potrafi zmienić go w swojego wroga.
Ich spotkanie sprzed kilku dni wracało jak bumerang i nie dawało jej spokoju. Uderzył ją jego wręcz bolesny żal, czuła, że przeprosiny były szczere, no i sam fakt, że spróbował raz jeszcze... Zależało mu. Nim cokolwiek powiedziała, w tej krótkiej chwili, kiedy ujrzała go nachylającego się nad łóżeczkiem, dotarło do niej, że pokochał to dziecko od pierwszego wejrzenia i tamto pytanie było całkowicie zbędne... On wiedział i to jeszcze bardziej spotęgowało jego żal. Może nawet zrozumiał, jaki okropny ból zadał swojej żonie...
Wtedy zniszczyła jego. Odebrała mu resztkę nadziei... I sobie także. Przecież w gruncie rzeczy, pod całą tą maską obojętności i żalu chciała, żeby wrócił... I tak naprawdę wcale nie przestała go kochać.
Minęło kilka dni. Od tamtej pory go nie widziała i była pewna, że nie nie będzie kolejnego razu.

Siedząc pod ścianą w sypialni, ubrana tylko w bieliznę, płakała gorzko nad swoim własnoręcznie zniszczonym życiem.
Przejęta swoim żalem nawet nie zauważyła, że ktoś się jej przyglądał.




Nie wiedział, po co tam poszedł. Przecież rano ledwo wstał z łóżka... Głowa go bolała - w żadnym okresie swojego życia nie wlał w siebie tyle litrów alkoholu, ile w ostatnich kilku dniach. Co prawda ostatniego wieczora nie było aż tak źle, ale i tak nie był w stanie funkcjonować tak, jakby nic się nie stało.

Zatrzymał się u swoich rodziców. Widząc zmartwienie i smutek na ich twarzach czuł, że bardzo chcieliby mu pomóc, ale nie mogą.
Jemu nic już nie mogło pomóc, tak przynajmniej mu się wydawało. Cudem trzymał się przy życiu, chociaż zastanawiał się, dlaczego. Swoim zachowaniem tylko krzywdził bliskie sobie osoby - nie tylko zostawił bez słowa Kalinę, ale i przyjaciół, współpracowników, fanów ZAFTu... Rodzice - zarówno ci biologiczni jak i adopcyjni - na szczęście wiedzieli o wszystkim. Gdyby nie to, nie miałby się już w ogóle gdzie podziać. Może gdyby któregoś razu wypił jedną setkę więcej, to rozwiązałoby sprawę. Przynajmniej Kalina nie musiałaby tłumaczyć ich córeczce, dlaczego nie ma taty.
Fiona... Może to z jej powodu tak naprawdę udał się ponownie z wizytą do starego mieszkania? Wiedział, że lepiej byłoby, gdyby zapomniał albo nie dowiedział się wcale... Albo gdyby Kalina wtedy skłamała. To by bardzo ułatwiło sprawę, może wyrzuty sumienia nie przygniotłyby go aż do samego dna.
Fakty były inne - miał córeczkę i bardzo ją kochał, chociaż ta miłość nie miała racji bytu i nie zasłużyła na odwzajemnienie. I co najgorsze, wyjeżdżając zupełnie tego nie przewidział...
Skoro nie mógł tego naprawić - zamierzał raz na zawsze zniknąć z życia Kaliny - to chociaż chciał się pożegnać z tym maleństwem i przeprosić za to, że nie było go przy nim i jego mamie. Miał nadzieję, że Kalina mu na to pozwoli...

Gdy wszedł do budynku zauważył, że drzwi, do których kilka dni temu pukał, są otwarte na oścież. Serce w nim niemal zamarło. Nie wiedział, czy to przez roztargnienie Kalina zostawiła je w takim stanie, czy raczej ktoś się włamał do mieszkania...
Po wejściu do środka zamknął drzwi na zatrzask i zaczął sprawdzać pokoje. Nie dostrzegł żadnych śladów włamania, wszystkie okna od strony ulicy były zamknięte...
Wchodząc do salonu rzucił okiem na kojec. Na szczęście Fiona wyglądała na całą i zdrową. Niepokojący był jednak płacz dochodzący zza otwartych drzwi sypialni.

Nie spodziewał się takiego widoku. Nawet zaczął zastanawiać się, czy on płacząc nie wygląda mniej żałośnie niż jego żona. Jedno było pewne - musiało się stać coś złego. Może jednak się pomylił w ocenie stanu mieszkania, a ten włamywacz wyrządził krzywdę Kalinie? Łóżko było niepościelone, a ona siedziała w samej bieliźnie...
Znowu dopadły go wyrzuty sumienia. Gdyby był przy nich, nic takiego nie miałoby miejsca...
- Kalina? - powiedział półszeptem, nie ruszając się na krok z miejsca, w którym właśnie stał.
Dziewczyna jednak dalej łkała. Odezwał się ponownie, tym razem jednak głośniej. To poskutkowało - obróciła głowę w jego stronę, ale wydawało się, że go nie rozpoznaje.
- Kalina, to ja... - rzekł. Na pewno się coś stało, inaczej nie byłaby taka otępiała! Ścisnęło go w gardle, bał się o nią.
Udało jej się wstać, ale podczas tego zachwiała się. Armando podszedł na tyle blisko, żeby w razie czego przytrzymać ją. Obyło się jednak bez tego.
Patrzyła gdzieś w bok i najwyraźniej nie zamierzała na niego spojrzeć, zupełnie jakby się wstydziła czegoś.
- Nie poznajesz mnie? To ja, Armando - z trudem wypowiedział te słowa.



Tak bardzo chciał nawiązać z nią jakiś kontakt, chciał wiedzieć, że nikt jej nie skrzywdził...
Ona jednak dalej milczała.
- Boże, Kalina, co oni ci zrobili? - oczy mu się zaszkliły. Ponownie wróciła złość na samego siebie i wyrzuty sumienia. Dopiero teraz widział, do czego tak naprawdę doprowadziło jego zniknięcie. Jak bardzo odbiło się to na osobie, której ślubował, że nigdy jej nie zostawi... Wyjechał myśląc, że dziewczyna da sobie radę, że to nie potrwa długo... Ale nie dała. Nigdy sobie tego nie wybaczy, ona już nigdy nie będzie do końca sobą. Tak bardzo chciał cofnąć czas i naprawić to wszystko!
- Armando? - nagle podniosła głowę jakby chcąc się przekonać, czy to naprawdę on. W tej krótkiej chwili wydawało mu się, że nie stoi przed nim jego własna żona, tylko istny wrak człowieka. Jej cera wyglądała na zaniedbaną, oczy były podkrążone i zapłakane, usta spieczone, a w spojrzenie nie miało tego znajomego blasku...
Wtedy zrozumiał, dlaczego płakała. Jedyną osobą, która wyrządziła jej krzywdę, był on, ale nie miała już nawet siły się złościć, jej własny gniew ją pokonał. Została jej tylko apatia, całkowita obojętność.
Chciał się wycofać, ale ona była szybsza.
- Wróciłeś, prawda? - to pytanie, ta nagła nadzieja w jej głosie całkowicie zbiły go z tropu. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Jeśli odejdzie, ona będzie się dalej z tym męczyć, ale po jakimś czasie zacznie w miarę normalnie funkcjonować szczęśliwa, bez niego. Jeśli zostanie, być może to pomoże jej się podźwignąć, może uda mu się naprawić relację, ale nie wiadomo, na jak długo i czy naprawdę będzie w stanie mu jeszcze raz zaufać. Poza tym, przecież dwa razy go wyrzuciła i na pewno wiedziała wtedy, co mówi.
Albo...?
Nie otrzymawszy odpowiedzi, dziewczyna ponownie opuściła głowę i zaczęła płakać. Wtedy coś w nim drgnęło.
- Tak, wróciłem - odparł, starając się spojrzeć jej w oczy. - Przepraszam, że nie było mnie przy tobie, przepraszam za to, co z tobą zrobiłem... Jeśli tylko dasz mi jeszcze jedną szansę, wszystko naprawię, przysięgam... Tak bardzo cię kocham...



- Nie zostawiaj mnie już więcej - spojrzała mu w oczy, próbując powstrzymać łkanie.

Po chwili znalazła się w jego ramionach.



Już dawno nie była tak szczęśliwa i dopiero wtedy przypomniała sobie, jak bardzo jej tego brakowało. Żeby tylko wiedziała, że Armando czuł dokładnie to samo...!

Niedługo później w jego ramionach znalazła się również mniejsza wersja jego żony.





Chociaż z początku zajmowanie się maleństwem było dla niego trudne, oddałby wszystko, żeby móc spędzać z małą Fioną jak najwięcej czasu.

Przyjaciele również doczekali się przeprosin bardzo radzi, że Armando znów jest wśród nich. Ku swojemu ogromnemu zdziwieniu udało mu się wrócić do pracy w policji - co prawda większość załogi nie zgadzała asie z decyzją przełożonej i z początku miała ogromny dystans do "zdrajcy", jednak Armando stopniowo odzyskiwał zaufanie szefowej i współpracowników.

Odbudowywanie związku z Kaliną też nie było rzeczą prostą, ale, tak jak obiecał, robił wszystko, żeby zadośćuczynić i odpokutować całe wyrządzone jej zło. Z pewnością jedną z takich czynności była przeprowadzka do domu jego rodziców po gruntownym remoncie. Fiona miała swój własny pokój, a jej mama teściów do pomocy przy dziecku.

Życie toczyło się głównie wokół Fiony...













... co jednak nie oznaczało, że zakochani nie celebrowali swojego uczucia





Można rzec, że celebrowali aż za bardzo, czego efekty były widoczne po niedługim czasie







Armando bardzo się przejął ciążą żony, wręcz oka z niej nie spuszczał! Poza tym, spodobały mu się pogaduchy z maleństwem




Państwo Ewan (niedługo po przeprowadzce i po obgadaniu pomysłu z rodziną, Armando postanowił zmienić nazwisko na swoje prawdziwe) przywitali na świecie synka, Arona















Jeszcze słówko o Fionie...
Pod czujnym okiem mamy dziewczynka uczyła się śpiewu



Lubiła się także zajmować małym braciszkiem, którego pieszczotliwie nazywała "Misiaczkiem"





A sam Misiaczek to imo mega urooocze dziecko


...



Samotne, późne obiady Danieli i Marcina - żony i syna uciekiniera Wasylego Skarpy - choć toczyły się w dość miłej i wesołej atmosferze (o ile młody nie musiał "pochwalić się" mamie, że napisał sprawdzian z chemii na +1...), zawsze miały w sobie jakąś lekko dostrzegalną nutę smutku. Mijały kolejne miesiące, a Wasyli nie wracał. Dla ich bezpieczeństwa w dodatku nie dzwonił ani nie pisał, a jeżeli już rozmawiał z Ewanem, to w miarę rzadko i krótko - nie mieli o nim niemal żadnych informacji, tak samo jak on o nich.
W czasie rozmów z koleżankami z pracy Danieli było nieraz przykro - ona nie mogła się pochwalić, że mąż zabrał ją na wycieczkę na jedną z pobliskich wysepek. Nie mogła rzucić nawet pospolitego "a, byliśmy wczoraj z Wasylim na zakupach i wypatrzyłam TAKĄ promocję!". Wcześniej nie zwracała na takie rzeczy uwagi - dla niej oczywiste było, że na większe zakupy lepiej się wybrać ze swoim facetem. I to jeszcze pogarszało sprawę, zwiększało tęsknotę. Wśród znajomych mężatek i tak zresztą uchodziła za bohaterkę - dawała sobie ze wszystkim świetnie radę sama, okazała się bardzo zaradną i dzielną kobietą. I zaczęła rozumieć, że to, co powiedział jej Wasyli przed wyjazdem, było prawdą. Gdybym wiedział, że bez faceta sobie nie poradzisz, nie wychodziłbym za ciebie... Jej mąż mógłby być z niej dumny... Ale czekała już zbyt długo na jego powrót i chciała się w końcu doczekać. Z każdym kolejnym telefonem i pukaniem do drzwi miała wrażenie, że ta chwila, zamiast się przybliżać, wręcz się oddala...

Miesiące pomału przemieniały się w lata. Niedługo miał minąć drugi rok od ich rozłąki.
Chociaż w tym czasie była wielokrotnie wzywana na przesłuchania, nie poddawała się. Jej zeznania zresztą nie naprowadziły stróżów prawa na właściwy trop. W końcu ona sama niewiele wiedziała o kryminalnej przeszłości swojego męża...

Było już sporo po północy. Ubrana w koszulę nocną, otulona szlafrokiem, właśnie kończyła szykować Marcinowi śniadanie do szkoły, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Kobieta z początku zamarła. Okna od strony wejścia były zasłonięte, w mieszkaniu panowała względna cisza... Może to jakiś pijak pomylił domy i zaraz sobie pójdzie?
Tak się jednak nie stało - pukanie się powtórzyło. Było ono zdecydowane i dość głośne. Miała tylko nadzieję, że nie obudziło chłopaka... Chociaż bardzo się bała, ostatecznie chwiejnym krokiem poszła w stronę wejścia i poluzowała zatrzask.
Na postać padał cień i nie mogła z początku rozpoznać, z kim ma do czynienia.



- T-tak? - powiedziała drżącym głosem.
- Nie poznajesz mnie? - zapytał nieznajomy zachrypniętym głosem, po czym wszedł do środka zwinnie ją wymijając.
Jej początkowe przerażenie szybko przerodziło się w niedowierzanie.
- Chyba nie zmieniłem się aż tak? - zadając to pytanie uśmiechnął się do niej z rozbawieniem.
- Wasyli...? - im dłużej się w niego wpatrywała, tym bardziej nie wierzyła własnym oczom.
- We własnej osobie! Stęskniłem się...

Po prawie dwóch latach rozłąki mogli nareszcie rzucić się sobie w ramiona.



Chwilę później siedzieli na przeciwko siebie przy stole i rozmawiali podczas gdy Wasyli jadł odgrzewane omlety.
Daniela wypytywała o wiele rzeczy...





... a Wasyli dzielnie odpowiadał. Teraz, kiedy sprawa zabójstwa jego ojca została po raz kolejny umorzona z powodu braku dowodów, nie miał nic do ukrycia. No i chciał, żeby wiedziała. Zbyt długo trzymał to wszystko przed nią w sekrecie. Zresztą - jej mógł zaufać!


Następnego dnia po powrocie ze szkoły Marcin bardzo się zdziwił widząc, że ktoś inny niż mama szykuje obiad...
"Tato, wróciłeś!" - radosny okrzyk chłopaka wypełnił cały dom.



Nareszcie czekanie dobiegło końca! W końcu mama nie będzie musiała się martwić... No i jak dobrze mieć znowu tatę w domu!

Tego dnia przy stole panowała radosna atmosfera nawet mimo tego, że młody Skarpa zawalił kartkówkę z biologii...





... a Daniela, gdyby chciała, mogłaby pochwalić się koleżankom, że w swoim pożyciu małżeńskim już dawno nie była tak szczęśliwa, jak w ostatnim czasie

Ciąg dalszy nastąpił.


...

Ostatnio edytowane przez Liv : 08.04.2016 - 18:27
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem