Ściągamy filmy, bo mamy mały wybór – Komisja Europejska.
Róbcie zdjęcia, klękajcie narody. Komisja Europejska, która z reguły utrudnia życie ludziom, wstawiła się za nimi. Europa pełna jest piratów i złodziei, a wszystko przez to, że nie zawsze mamy legalny dostęp do wszystkiego, co byśmy chcieli obejrzeć. Właśnie stwierdziła to oficjalnie Komisja Europejska.
Dziennik Internautów donosi, że Komisja Europejska oświadczyła wprost, że piracimy, z powodu braku wyboru. Z badań jajogłowych z KE wynika, że aż 68% widzów pobiera za darmo filmy z internetu. Profil internetowego pirata przedstawia się następująco: osoba młoda, dobrze wykształcona, mieszkająca w dużym mieście.
Komisja dowiodła, że osoby, które interesują się kinem, mają często pod górkę niż z górki. Na przykład mają do niego daleko. O Rumunii jest stosunkowo cicho, dlatego padło na nią! Aż 37% mieszkańców tego kraju (tak Rumunia to kraj, mają nawet swoją stolicę!) musi przeznaczyć ponad 30 minut na dojazd do kina. Tymczasem w sieci mamy dostęp do filmu od razu.
Związek między utrudnionym dostępem do dóbr kultury a uciekaniem się do piractwa widać nie od dziś. "Badanie potwierdziło, że europejska branża filmowa nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału do dotarcia do nowej publiczności lub wykorzystania partnerstw transgranicznych" – tak ujęła ten problem Androulla Vassiliou, komisarz UE ds. edukacji, kultury, młodzieży i wielojęzyczności. Mówiąc prościej, wytwórnie zmuszają nas żebyśmy wpierw dali im zarobić na biletach w kinie, a później najlepiej kupili DVD z owym filmem. Zanim film pojawi się w serwisach VoD mijają miesiące, lata, a nawet (niepotwierdzone informacje) epoki. Wytwórnie filmowe zajmują się ściganiem wiatru w polu, próbując doprowadzić do zmian w prawie, które spowodowałyby drastyczny spadek piractwa. A tymczasem przed nosem mają rozwiązanie znacznie prostsze: trzeba przedstawić klientom bardziej atrakcyjną ofertę.
Niestety wszystko, co ma iść w dobrym kierunku, ciągnie się jak flaki z olejem. A Komisja Europejska paczy i widzi!
Bezprzewodowy głośnik, który możesz zabrać do…. wanny!
Tak, tak to nie żart. Conceprtonic wprowadził na polski rynek bezprzewodowy, wodoodporny głośnik! Jest to inteligentne sprzęcicho, które umie pływać! No dobra, tylko unosi się na wodzie, "pływać" brzmi tak wystrzałowo.
Urządzenie jest całkowicie wodoodporne i umożliwia słuchanie muzyki wprost z tafli wody. Możecie nagrać sobie dźwięk wody na tableta czy smartfona i słuchać w wannie. Głośnik łączy się z tymi sprzętami poprzez Bluetooth (jakość dźwięku zapewne jest tak samo powalająca jak ta ze słuchawek bezprzewodowych (sic!)) W pełni naładowany akumulator o pojemności 1 200 mAh pozwala słuchać muzyki do 8 (słownie: OŚMIU) godzin. Tak, teraz Twoja ośmiogodzinna kąpiel będzie niepowtarzalna, a rachunek za wodę nieprawdopodobny!
No, powiedz mi, że takie cudo nawet reklamy nie potrzebuje!
BTW. Cena 260 zł..
Otóż nie! Nie będziesz grał w grę, jeżeli nie masz dowodu.
Jeżeli ktoś jeszcze nie słyszał o pomyśle Rzecznika Praw Obywatelskich, to wielka pora, żeby usłyszał. Profesor Irena Lipowicz, wymyśliła, że oznaczenia PEGI, które umieszczane są na grach, to mało! Chce, żeby ograniczeniami wiekowymi zajęło się państwo, np. zamiast takimi głupotami jak ustawy, apelacje czy podatki. A brutalne gry były sprzedawane jak alkohol, za okazaniem dowodu osobistego.
Nasza narodowa gamerka złapała konsolę za rogi, tzn. pady i wzięła się za testowanie GTA V.
„Wsłuchując się w alarmujące głosy płynące od organizacji pozarządowych, w niniejszym piśmie pragnę zwrócić uwagę Pana Premiera na problem dostępności dla dzieci i młodzieży gier komputerowych o treściach przesyconych brutalnością i przemocą.
Wskazana powyżej kwestia aktualizuje się zwłaszcza w odniesieniu do gry o nazwie „Grand Theft Auto V (GTA V),” która od niedawna dostępna jest na polskim rynku. Moje szczególne zaniepokojenie wzbudza okoliczność, że twórcy tego tytułu proponują jego nabywcom rozgrywkę wypełnioną aktami przemocy i okrucieństwem.”
No tak – spory o rzekomą szkodliwość brutalnych gier nie milkną co najmniej od czasów rozpikselowanej masakry, jaką na początku lat 90. rzesze graczy zapewniały Niemcom w zamku Wolfenstein, w którym wszystkie kąty były proste.
Fotka Pani Profesor. Całkiem przystojna, nie powiem.
Pomimo testów, które przeprowadzają ludzie kompetentni, czyli naukowcy, politycy wiedzą lepiej. Od brutalnych gier wzmaga się agresja i akty przemocy i koniec. Choćby Jezus Świebodziński zszedł ze swojego piedestału i rozdeptał sejm, politycy mają rację! Przecież ktoś kto bierze miesięcznie ok. 15 kafli nie może się mylić.
Najbardziej wkurzający jest fakt, że pani rzecznik bazuje na stereotypach. Z tego zaś jasno wynika, że kontrolę nad wychowaniem dzieci przejmie państwo. Rodzice się na tym nie znają.
Według mnie, oprócz powstania przy tej okazji tryliarda (tak wygląda tryliard - 1 000 000 000 000 000 000 000) urzędów nic się nie zmieni. Dzieci i tak dostaną grę, którą sobie upatrzyły - kupią im rodzice czy ściągną z neta. A wychowanie dzieci zostawmy rodzicom, a nie państwu.
Jezu! Ale tu pachnie rozmarynem. – Oj mamo, ale ty jesteś przyziemna! Sms mi przyszedł.
WTF?! Na początek - tak, wynalazek ten pochodzi z Chin albo Japoni O.o Nie wiem, i tu i tu piszą tymi dziwnymi znaczkami…
Scentee to najprawdopodobniej najdziwniejsze, a zarazem najniepotrzebniejsze z akcesoriów, w które możecie wyposażyć swoje telefony.
Gadżet podpinamy do gniazda słuchawkowego, a to ustrojstwo wydziela zapach przy każdej nowej wiadomości tekstowej, nowym wydarzeniu na Facebooku itp. Działa to na zasadzie automatycznego odświeżacza powietrza. Taki chiński Glade, dawniej Brise (zajechało reklamą!).
Dostępne są takie zapachy jak różany, truskawkowy, kawowy, lawendowy i rozmarynowy. Ale twórcy zapewniają, że poszerzą gamę zapachową! Tak, to jest to. Dzwoni lub pisze nielubiana osoba, zapach kupy da Ci o tym znać! Jupi.
Jak dla mnie jest to supernieprzydatne jak połowa ustaw w sejmie. Do tego cena. 35 dolców (110zł) za samo urządzenie. Dorzućmy jeszcze kartridż (umieszczony jest w nim zapach), który kosztuje 5 dolców (16zł), a wystarcza na około 100 rozpyleń. W dobie internetów, a tym bardziej Facebooka, po dniu byłoby po zapachu. A skowroneczki wysyłające do siebie tryliard (wyżej jest podane ile to jest) sms’ów znarkotyzowali by się na amen. Aha, jeszcze koszt przesyłki 30 dolców.
Jeżeli jednak jesteście zainteresowani tym cackiem, macie tu filmik z zastosowaniem tej maszynerii.
Wroom. Wroom, motherfuc… of God!
Było już o polityce, o kościele (patrz reklama), teraz czas na policję! Oczywiście nie tą naszą rodzimą, ale tą z Dubaju.
Pisząc o czymkolwiek z Dubaju wypadało by użyć złotej czcionki wysadzanej diamentami. Niestety, nie stać mnie. Zadowólcie się czarną, zwykłą czcionką. Smuteczek.
Przestępcy w Dubaju lekko nie mają. Policja w tym mieście ściga bandytów Astonem Martinem One-77, Ferrari FF, Lamborghini Aventadorem, McLarenem 12C, Audi R8, Bentleyem Continentalem GT czy Mercedesem SLS AMG. To oczywiście nie cała flota. Jednak w gronie tych supersamochodów jeszcze czegoś brakowało. Swoistej wisienki na torcie. Ostatnio, poprzedzony licznymi plotkami pojawił się on. Bugatti Veyron. Kolejny superradiowóz!
Jak pisze dubajska policja, jest to wersja standard. Uważajcie, bo od samego czytania specyfikacji tego samochodu można wylecieć z zakrętu.
8,0-litrowy silnik w układzie W16 wspomagany 4 turbosprężarkami, który generuje 1001 KM i 1250 Nm momentu obrotowego. Dzięki temu samochód osiąga pierwsze 100 km/h w 2,5 sekundy, a prędkość maksymalna to 407 km/h.
Tak, tak standardzik taki
Niestety w Polsce szybkie mamy tylko podwyżki podatków
Jako że artykuły do mojego działu zapełniły 4 strony w Wordzie, w tym artykule skromnie.
Przepis na internetowy HIT wg Cyber-Mariana.