Ale kto mówi o "wpychającej się" nagości? Tutaj mamy do czynienia z kolekcjonerem malarstwa - w sztuce nagość pojawia się od niepamiętnych czasów. A to, co dla kogo jest ciekawe, to już sprawa indywidualna. No chyba, że kierujemy się zdaniem historyków sztuki na przykład. Ale, moim zdaniem, lepiej wyrobić sobie własne opinie.
Już pomijam fakt, że kawaler ma pewnie właściwe dla swojej osoby towarzystwo i (nauczona doświadczeniem) wątpię, by ktoś w tym towarzystwie się oburzał na mniej czy bardziej subtelną nagość
Czemu indywidualizm ma świadczyć o kimś źle albo dobrze? Jeden ma takie zdanie, taki gust, drugi zupełnie inny. Pewne "normy" już powoli nie mają racji bytu
Jak ja idę do znajomych to nie oburzam się na wełnianą osłonkę na doniczkę, chociaż oczy mi krwawią jak na nią patrzę (jeszcze ta osłonka ma doczepioną kokardkę!). Tak samo mam, jak widzę pulchne aniołeczki i pierdyliard świętych obrazków. Czy mam ich komuś zakazać? Powiedzieć, że w "przestrzeni publicznej" nie powinno ich być, bo są beznadziejne i nawet moja prababcia takich nie ma? (Serio - moja prababcia takich nie ma, a kobiecinka liczy sobie blisko 90 lat...)