]Mimo że Zenobia Ławecka była "oficjalnie" związana z Jaromirem Starczykiem, nie przeszkodziło jej to w zawieraniu bliższych znajomości z innymi simami.
Jak pewnie zdążyliście się zorientować, mama Klementynki i Frydy była bardzo kochliwa, żądna przygód, ale i cholernie głupia i nieodpowiedzialna.
Z większości z tych rzeczy jednak jej chłopak nie zdawał sobie sprawy. Zresztą na starość zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby zalegalizować związku. Jemu już dawno znudziło się skakanie z kwiatka na kwiatek. Wolał się skupić na pracy i rodzinie.
Fryda i Roderyk :>
Ciąża Zeni wydawała mu się od początku podejrzana - nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek zapomniał się zabezpieczyć.
Zaczęło być gorzej.
A po jakimś czasie okazało się, że przeczucia Jaromira były jak najbardziej słuszne!
Maleńka Ksenia NA PEWNO nie była jego córeczką.
- Ty k*****, oszukałaś mnie!
- Jaro, daj spokój...
- Wy******** i więcej się tu nie pokazuj! Nie chcę cię znać, tępa szmato! I zabierz ze sobą tego bachora!
Zrozpaczona Zeni postanowiła poszukać schronienia u ojca Kseni.
Ale i tam za długo nie pomieszkała...
Jej ostatnią deską ratunku był dom rodzinny... I spotkanie w cztery oczy z matką i porzuconą córką.
W domu Nikonieckich zaś było... kwitnąco.
Klementynka chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha. W szkole szło jej bardzo dobrze, na praktyki też nie mogła narzekać! Grzebień i nożyczki to był zdecydowanie jej żywioł
Lesław i Anabelle mimo zmęczenia też byli bardzo szczęśliwi. Nie mieli dla siebie zbyt dużo czasu co prawda, ale może właśnie dlatego ociągali się ze wstawaniem z łóżka, leżąc przytuleni.
Ich życie skupiało się głównie na maleńkim mieszkańcu pokoiku za ścianą.
Nie tylko ich zresztą! Małego Wojtka uwielbiali wszyscy domownicy.
Widać, że niepodmieniony
- Jeszcze raz dzięki za podwózkę.
- Nie ma za co. - odparł chłopak w okularach. - Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

- Nie mam nic przeciwko... Jak będę kiedyś na Wyspie, to może...
- Zapraszam - uśmiechnął się, po czym wyciągnął do niej dłoń. - No to do rychłego zobaczenia!

- Do rychłego! I jeszcze raz dzięki.
- Muszę ci coś powiedzieć...
Widział, że w jej oczach malował się strach, który udzielił się również i jemu. Czyli wyniki badań nie były pomyślne...
- Jesteś na coś chora?
Dziewczyna podniosła ręce w geście zażenowania.

- Chora! Chciałabym być TYLKO chora...
Wypowiedziawszy to, uderzyła w szloch. Jej mąż kompletnie nie wiedział jak ma to rozumieć. Objął ją.

- Ostra białaczka - wyłkała. - Lekarze nie dają mi żadnych szans.
- Ile nam zostało? - zapytał głosem załamanym od płaczu.
- Kilka miesięcy...
W tym momencie jego świat zaczął się walić...
Mimo smutku w sercu wszysscy starali się cieszyć każdym kolejnym dniem razem. Anabelle śmiała się tyle, ile mogła. Chciała, żeby jej syn zapamiętał ją uśmiechniętą.
Ostatnie chwile swojego krótkiego życia Anabelle zmuszona była spędzić w szpitalu. Z każdym dniem była coraz słabsza i bledsza.
Sławek próbował być dzielny, chociaż jego serce z każdym dniem było coraz bardziej rozdarte. Jeśli nie czuwał przy ukochanej, to zajmował się Wojtkiem.
Wiedział, że gdy ona odejdzie, to przynajmniej patrząc na swojego synka będzie widział ją - młodą, uśmiechniętą, kochającą go całym sercem...
Ten dzień w końcu nadszedł.
Myślał, że zdążył pogodzić się z jej powolnym umieraniem i że gdy w końcu naprawdę jej zabraknie, on nie będzie już tak mocno cierpiał. Mylił się. Nie potrafił już dłużej udawać.
Z pomocą pospieszyli najbliżsi. Słowa przychodziły ciężko, ale sama świadomość wsparcia już wiele dawała.
O wiele gorzej radził sobie z tym synek zmarłej. Jakby nie patrzeć to MAMA była najbliższą mu osobą. A teraz jej zabrakło...
Klementynka robiła co mogła, żeby ulżyć cierpieniu malutkiego serduszka.
Ale chłopiec stawał się coraz bardziej apatyczny i smutny.
I wolał bawić się sam.
Ale trzeba było żyć dalej - czas leczył rany, ale nie zawsze pozwalał zapomnieć.
Jednak młody wdowiec nie chciał, żeby ogarnęła go melancholia. Zresztą kolejna tragedia była tuż za rogiem...
Wróciła matka i córka marnotrawna.
Jej pojawienie się z powrotem w progach ich domu nie wywołało lawiny radości, aczkolwiek po przeprosinach i obietnicy niedługiego zabawienia tutaj domownicy ostatecznie pogodzili się z tym faktem i postanowili nie żywić dłużej urazy do Zeni.
Wyjątkiem była Klementynka.
Powrót matki spowodowało lawinę złych wspomnień i żalu - tak wielkiego, że żadne prośby o wybaczenie nie były w stanie zmienić jej uczuć do matki.
Nienawidziła jej.
Gdy wyładowała całą swą skrywaną latami złość w wielu ostrych słowach, postawiła matce ultimatum - albo natychmiast się stąd wyniesie, albo to ona opuści ten dom raz na zawsze.
Domownicy starali się wybić jej ten pomysł z głowy, chociaż nie wierzyli, żeby dziewczyna była aż tak zdesperowana.
Byli w błędzie.
Gdy wsiadała do taksówki, chciało jej się płakać. Została sama na tym świecie! Osoby, którym do tej pory najbardziej w świecie ufała, udowodniły jej, że niespecjalnie liczą się z jej zdaniem. I że bardziej kochają tą zdrajczynię niż ją...
A ta pinda poświęciła ją! Wygoniła swoje własne dziecko z domu...
No ale tak - przecież jej nienawidziła, więc dlaczego miałaby postąpić inaczej?
Za uzbierane pieniądze wynajęła mikroskopijne, skromne mieszkanko w Nigdzie. Zaczęła też sobie dorabiać, przez to często chodziła głodna i niewyspana. W szkole też szło jej coraz gorzej.
Ale wtedy ktoś ponownie przyszedł jej z pomocą.
Jedno przypadkowe spotkanie w restauracji, w której pracowała, zmieniło całe jej życie...
- Cześć! - powitał ją entuzjastycznie. - Myślałem, że nie przyjdziesz...
- Przepraszam za spóźnienie - odparła, speszona. - Autobus mi uciekł, a następny miałam dopiero za pół godziny i musiałam iść pieszo.
- W takim razie miło mi będzie znów cię odwieźć - powiedział, uśmiechając się. Będzie okazja, żeby pobyć z nią przez kilka minut sam na sam...
Zaprowadził ją do małej jadalni, gdzie siedziały już mama i Becia. Te z uśmiechami na ustach powitały jego koleżankę, po czym zaprosiły ją do stołu i nałożyły jej na talerz pełno pyszności.
Przez cały ten wieczór Klementynka uśmiechała się z wdzięcznością. Jedzenie było przepyszne, a jego mama i siostra okazały się bardzo sympatycznymi i inteligentnymi simkami. Zdecydowanie ją polubiły - gdyby było inaczej, z pewnością nie zostałaby ponownie zaproszona do nich na obiad!
Ten to miał fajną, kochającą się rodzinkę... Ale coś w sercu szeptało jej, że i ona chciałaby się stać jej częścią... Ale rozum nakazywał sercu milczeć.
Pojawiła się u nich jeszcze kilka razy. Nigdy nikt nie dał jej odczuć, że jest tu niemile widziana, za to bardzo doceniano jej chęć pomocy i to, że od czasu do czasu za jej sprawą pojawiał się także i deser bo obiedzie.
Po posiłku starała się jeszcze zostać chwilę dłużej - nie tylko żeby pomóc posprzątać, ale też żeby i pogadać ze swoim przyjacielem.
Od chwili ich ponownego spotkania wiele się zmieniło - bardzo cenili sobie swoje towarzystwo, starali się lepiej poznać. On pomagał jej w matmie, ona wyciągała go na długie spacery kiedy tylko mogła.
Było to dla niej szokiem gdy zorientowała się, że jest zakochana w tym cichym i inteligentnym chłopaku! A jeszcze większym było to, gdy się zorientowała, że on czuje dokładnie to samo!
Kto by pomyślał...
Któregoś wieczoru nagle okazało się, że będą musieli sami zjeść obiad. To była ich szansa...
Pierwszy raz zdarzyło jej się być skrępowaną w jego towarzystwie. Podczas jedzenia prawie się do siebie nie odzywali. Klementyna zaczęła wymyślać wymówkę do szybszego wyjścia...
Nim jednak oznajmiła mu, że ma autobus za dziesięć minut i musi już lecieć, pomogła mu uporać się z myciem. Na szczęście szybko im poszło i dziewczyna skierowała się do wyjścia, tłumacząc się.
- Klementyna - usłyszała za sobą. - Przepraszam za dzisiaj.
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się. - Wybacz, ale...
- Nie, proszę - wypalił nagle. - Nie idź jeszcze. Ja...
Dziewczyna żałowała wtedy, że nie może zapaść się pod ziemię. Ale to Rajmund spłonął rumieńcem, a nie ona.
- Klementynka - powiedział, biorąc ją za ręce. Nie była w stanie uniknąć jego wzroku szukającego zrozumienia. - Wiesz, co chciałbym ci teraz powiedzieć, prawda?
- Chyba...
- I o to chodzi - rozumieć się bez słów... Wiedziałem, że ty to potrafisz.
W odpowiedzi mocno go przytuliła.No bo co tu dużo mówić?
Została dłużej i chociaż nadal niewiele mówili, to gesty i uśmiechy wyrażały więcej niż słowa. Już mieli się się żegnać, gdy on znienacka...
Było im dobrze razem.
Ale podczas oświadczyn już wypadało coś powiedzieć
A tymczasem w Nieznanowie...
No i przyszła pani Florczak pogodziła się z rodziną, tak iż wszyscy w komplecie mogli się zjawić na jej ślubie
Rajmund Florczak + Klementyna Ławecka
2 X 2014
Goście.
Z przodu babcia panna młodej, Roksana Ławecka. Za nią jej siostra wraz z mężem, synem i wnukiem, czyli Jesika, Miron, Lesław i Wojtek Nikonieccy. Całkiem z tyłu młodzież - rodzeństwo Harald i Jacqueline Hoffenbach oraz Zenek Paproch.
Z przodu rodzice i starsza siostra pana młodego, Marianna, Zbigniew i Bernadetta Florczak. Za nimi starszy brat Rajmunda wraz z żoną - Waldemar i Azalia (Kwiotek) Florczakowie oraz państwo Kryspin i Olimpia (Ramonow) Jagódek. W ostatnim rzędzie narzeczeni - Jarek Wiosna i Ludmiła Ewerkin.
W ostatniej chwili w kapliczce pojawiła się też matka panny młodej - Zenobia Ławecka.
Ha!
Niestety, panu Florczakowi nie było dane doczekać się narodzin drugiego wnuczęcia (pierwsza była córeczka Waldka, Basia)

Za to teściowa Klementynki mogła się cieszyć szczęściem młodych, nawet mimo żałoby.
Wypytywała o przebieg ciąży i czy wiadomo już, jaka jest płeć dziecka.
Lepiej nie kupuj zabawkowych samolocików - poradziła jej Klementynka.
Jesteśmy niemal pewni, że urodzi się dziewczynka.
Gratuluję, kochanie!, uściskała i wycałowała najmłodsze swoje dziecko, gdy tylko pojawiło się w zasięgu wzroku.
Innym razem to młodzi małżonkowie wybrali się w odwiedziny
Stan błogosławiony ci służy, kuzynko!
Czeeeeeść! Jestem Wojtek! Jak trochę podrośniesz, nauczę cię chodzić po drzewach i grać w szachy! Ale musisz wiedzieć, że nieraz udało mi się ograć dziadka Mirona!
Jeszcze gwoli jasności - do tej pory Zeni zdążyła już zmienić miejsce zamieszkania ; D
Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, żeby zdrowo jeść i dużo spać!
- Chodzą słuchy, że nasze firmy mają rozpocząć współpracę.
- Mają odremontować ratusz, prawda?
- Coś mi się obiło o uszy, że tak...
- No, to niedługo będziemy spotykali się na lunchu!
Państwo Florczak w rzeczy samej zostali rodzicami ślicznej młodej damy. Poznajcie
Joasię!
Pewnego dnia przyjaciel Sławka, Gustaw Koralik, zapowiedział się z wizytą...
Dzieci zostały sobie przedstawione. Szybko odnalazły ze sobą wspólny język
Ciasto podano...
A po jedzeniu Wojtek i Marcelina mieli jeszcze duuuuuużo czasu na pogaduchy i zabawę :>
Podobnie jak ich ojcowie wiele lat wcześniej, i oni zostali przyjaciółmi ^^
Na koniec jeszcze - wszak niedawno był Dzien Babci! - roześmiana Jesika
Oraz zapowiedź tego, co - w przypadku dobrej frekwencji wśród komentujących ofc - nas niedługo czeka.
Ciąg dalszy nastąpił.