Była sobie Klara - śliczna, rudowłosa młoda dorosła.
Klara miała kota - Hrabię
i bajzel w głowie
chociaż o dziwno nie można było jej zarzucić braku inteligencji i zaradności. Piwo, które nawarzyła, postanowiła wypić sama. Sądząc po minie jej
i jej synka, Bartosza
nie szło jej najgorzej.
Jeśli chodzi o facetów, preferowała różnorodność. Starszy, młodszy, rówieśnik, blondyn, szatyn, rudy, brunet, brzydki, ładny, gruby, szczupły, bogaty, biedny... Dopóki była zadowolona z przebiegu ich znajomości, wszystko było OK. Ale obiecała sobie, że nigdy, PRZENIGDY nie wyjdzie za mąż.
Nawet przez myśl jej nie przeszło, że ktokolwiek mógłby się w niej zakochać.
A jednak!
Złamała temu simowi serce na ładnych kilka lat. No i nigdy nie dowiedział się, że ma syna.
Bartuś był wzorowym dzieckiem :)
Bardzo jednak przeżył przeprowadzkę do nowego domu (kupionego za pieniądze, które panna Roklin otrzymała w spadku) i rozstanie ze swoją sąsiadką, a zarazem najlepszą przyjaciółką - Jagódką Heblarek.
Adaś okazał się być bardziej żywiołowym dzieckiem niż jego brat.
Niestety, najstarszemu Roklinowi rola brata i ojca Adama z wiekiem zaczynała ciążyć. Zaczął rozumieć, że to nie jest normalne, żeby wychowywać się bez ojca, a - w przypadku jego matki - mimo nawału obowiązków poświęcać się karierze i romansować z kim popadnie. No i mieć każde dziecko z innym facetem!
Klara jednak uparcie tłumiła jego bunt.
I okazało się, że sama znowu była w ciąży.
Teraz rola zabawiacza młodszego rodzeństwa miała przypaść Adamowi.
Poznajecie? :D
Trzecie dziecko Klary też okazało się być chłopcem. Oto Czarek:
On sprawiał zaś wrażenie trochę zagubionego i nieśmiałego, czym różnił się od braci.
Tu z przyjacielem, Aronem Ewanem :)
W pewnym momencie Bartosz dostał szansę na umocnienie swojej przyjaźni z Jagódką. Z tego zaś zrodziło się coś więcej.
Jako że głównym bohaterem tej historii ma być Adam, pozwólcie, że szybko przewinę Wam najważniejsze chwile z życia jego starszego brata (o losach Czarka najprawdopodobniej będę miała okazję kiedyś wspomnieć, i to niekoniecznie na łamach tego tematu =D)
No ale Adaś!
Nietrudno zgadnąć, że i on się zakochał. I to w kim!
(pozdrawiam wszystkich hejtujących tę fryzurę!)
Ada Seppi rozkwitała z tego wszystkiego :>
Pewnego dnia młodzi postanowili powagarować trochę we dwoje u stóp latarni.
I believe I can fly!
Pani Seppi nie podzielała słuszności wyboru partnera swojej córki. Była pewna, że Adam Roklin wda się w swoją matkę i będzie skakał z kwiatka na kwiatek. Dziewczyna się tylko oburzała...
Na studiach, gdzie nikt nie miał nad nimi kontroli, mogli robić to, co chcieli. A chcieli dużo...
Dostali ciążę gratis.
Ciąg dalszy nastąpił.
Cofnijmy się do czasów, gdy nie było jeszcze wiadomo, że to Zbysław Aronowicz zamordował burmistrza Nieznanowa. Podejrzenia padły na byłych członków mafii, których postanowiono w końcu przymknąć. Wspominałam o tym w
tym odcinku:
Cytat:
Witek był marionetką w rękach swojego ojca - gdyby nawet wygrał wybory, Nieznanowem i tak tak naprawdę rządziłby Bazyli Domański. Ten zaś wprowadził w miasteczku trochę zamieszania i jego "dokonania" wzbudzały w społeczeństwie raczej negatywne odczucia - zlikwidował place zabaw, ograniczył środki na pomoc społeczną dla najbiedniejszych, wzrosło bezrobocie wśród absolwentów wyższych uczelni, a sam pan burmistrz był złym przykładem dla simów - nieuporządkowane życie osobiste, romanse w pracy, nieślubne dziecko, prawie brak postępu w sprawie morderstwa jego brata, wyrok skazujący dla nauczyciela historii, Marcina Skarpy oraz dla Wasylego Skarpy i współpracowników mimo braku dowodów w sprawie śmierci burmistrza...
|
Spójrzmy na to z perspektywy oskarżonych i ich rodzin.
...
Widząc samochód policji zatrzymujący się pod ich domem Daniela zrozumiała, że nadszedł czas, w którym jej mąż będzie musiał odpokutować wszystkie swoje winy.
Gdy go wyprowadzali, ona nie mogła powstrzymać płaczu.
Chociaż zapewniał ją o swojej niewinności i o tym, że niedługo wróci, nie potrafiła w to uwierzyć. Miarka się przebrała - najgorsze musiało nastąpić. Miało ją spotkać to, na co czekała od początku ich znajomości - rozstanie z nim na zawsze.
Złamanie jej serca.
Wasylemu Skarpie nie udało się udowodnić przed sądem, że nie miał nic wspólnego ze śmiercią burmistrza. Aronowicz okazał się być na tyle przebiegłym, że zaplanował to wszystko tak, żeby Skarpa nie miał alibi. O fałszywych świadków było zaś nietrudno.
Dostał dożywocie.
Wiadomość ta kompletnie załamała jego syna i żonę. Wtedy z pomocą przyszła Balbina, siostra Danieli, sama od wielu lat rozwiedziona. Zaproponowała siostrze wspólne mieszkanie, na co ta bardzo chętnie się zgodziła.
Dom państwa Skarpa poszedł pod młotek, a siostry wynajęły małe mieszkanko na Wyspie.
Sporo czasu upłynęło nim zjawiła się w więzieniu, żeby odwiedzić męża. Ten, choć wcześniej przekonany o tym, że żona postanowiła go opuścić, bardzo ucieszył się na jej widok.
Uśmiech jednak szybko zniknął z jego ust. Okazało się, że celem wizyty Danieli było uświadomienie go, że jest skończonym dupkiem, a tym samym danie upustu swemu rozżaleniu i złości.
- Dlaczego mi nie wierzysz? - pytał zawiedziony i zdenerwowany postawą ukochanej.
- Oszukałeś mnie! - wyrzucała mu. - Kłamałeś mimo że wiedziałeś, że to obróci się przeciwko tobie! Obiecałeś mi, że wrócisz, a nie zrobiłeś tego!
- Daniela - zaczął, spokojniejszym tonem. - Prawdziwy zabójca burmistrza wrobił mnie w to, żeby samemu uniknąć sprawiedliwości. Dowody przedstawione przed sądem to były ŻADNE dowody! Przecież sama słyszałaś, jak były niedorzeczne...
- Nie wiem, czy takie były, czy nie - odparła. - Ale skoro przynajmniej kilku ludzi na sali uznało je za wystarczające, to co mi po twoich zapewnieniach?
- Przecież NIGDY cię nie okłamałem - jej rozmówca tracił nadzieję.
- Najwyraźniej to był ten pierwszy raz - rzekła jego żona, po czym posmutniała. - Miałam nadzieję, że na starość nareszcie będę cię miała tylko dla siebie - że nie będziesz się ukrywał, uciekał ani przemilczał niektórych spraw... Że nareszcie będziemy prawdziwym małżeństwem.
- To jeszcze nie koniec. Kiedyś prawda wyjdzie na jaw i zamkną kogo trzeba.
- Ale wtedy będzie już za późno. Poza tym mam dość tego...
- Chciałaś chyba powiedzieć "mam dość CIEBIE"! - wybuchnął. Jeszcze nigdy nie czuł się tak zrozpaczony i bezradny jak w tym momencie...
Milczenie.
- Lepiej już idź - powiedział po chwili.
- Masz rację, tak będzie najlepiej. Żegnaj.
Nim zdążył odpowiedzieć, ona była już na korytarzu. I miała nigdy nie wrócić.
Inaczej było z Marcinem.
- Przecież musi istnieć jakiś sposób, żeby cię stąd wyciągnąć - mówił młody.
- Jedyny sposób to przymknąć prawdziwego mordercę. Na chwilę obecną to jednak niemożliwe.
- Domański się pomylił... Ciekawe, co na to jego bratanek.
- Uczysz go, prawda?
- Tak, Błażej to jeden z moich uczniów. Pojętny chłopak i idealny materiał na burmistrza. Ma dużą wiedzę o swoich przodkach.
- A czy wie, czego dokonali dla Nieznanowa jego ojciec i dziadek?
- Nie jestem pewien...
- Myślę, że powinieneś poopowiadać dzieciakom o tym, jak to było zanim Bazyli Domański przejął władzę. Pewnie dziadkowie chłopca są zbyt zajęci, żeby mu przedstawić historię miasteczka.
- I zasugerować młodemu, że jego wuj wprowadza w Nieznanowie tylko niepotrzebne zamieszanie...
- Otóż to. Ale myślę, że on sam wkrótce do tego dojdzie słuchając historii rządzenia jego ojca i porównując ją z tą, którą tworzy jego wuj.
- Wiesz co, tato? Najwyższy czas, żebym przerobił plan pracy kółka historycznego i dodał do niego elementy wiedzy o społeczeństwie.
- Dobry pomysł! Koniecznie daj znać, jak ci idzie.
- Myślę, że przy następnym spotkaniu będę miał ci dużo do opowiedzenia...
Magister Skarpa natychmiast wcielił swój plan w życie, a Błażej Domański stał się jednym z najchętniej uczęszczających na te zajęcia uczniów. Wkrótce czwartkowa 8. i 9. lekcja zamieniła się w prężny klub dyskusyjny, w którym brały udział największe szkolne "mózgi".
Skutkiem tego były pytania zadawane dziadkom i wujowi przez syna burmistrza Bronisława. Młodszy brat nieboszczyka zaś szybko pokapował, że nauczycielem prowadzącym te zajęcia jest nikt inny, tylko mąż jego pierwszej miłości - Dory Martyniuk...
I już wiedział, dlaczego Błażej zadawał tyle niewygodnych mu pytań i dlaczego nagle zaczął tracić autorytet w oczach chłopca.
Skarpa chyba bardzo chce dołączyć do swojego ojca - nie będę mu tego utrudniać, postanowił burmistrz.
Należało działać szybko.
Oprócz krzewienia świadomości obywatelskiej wśród młodych mieszkańców Nieznanowa, młody historyk odgrywał w swoim życiu także dwie inne, najważniejsze dla niego, role - męża i ojca.
Aczkolwiek ostatnimi czasy tylko opieka nad pierworodnym szła mu dobrze. Bardzo kochał swoją żonę, ale często miał po dziurki w nosie jej humorów.
To było akurat po tym, jak Marcin otrzymał anonimową pogróżkę. Grożący mu wymagał od niego zaniechania prowadzenia kółka historycznego, czego nauczyciel spełnić nie zamierzał.
- NIE MOŻESZ sobie tak po prostu robić czego chcesz na tych lekcjach, nie rozumiesz?!
- A czy ja robię coś złego ucząc dzieciaki o ich przodkach?
- Wiesz, że temu komuś chodzi o ten klub dyskusyjny. Jest mu nie na rękę, a ty się w nim zatracasz, o niczym innym nie myślisz...
- Moim obowiązkiem jest przekazywać CAŁĄ prawdę - ja tylko przedstawiam im fakty i zmuszam do myślenia. A to, że wyciągają takie a nie inne wnioski, to już nie moja wina. Ja zaś czuję się DUMNY, że mogę ich czegoś nauczyć - że kiedyś wyrosną z nich obywatele, którzy będą potrafili walczyć z niesprawiedliwą władzą!
- Prędzej władza zwalczy ciebie, jak tak dalej pójdzie!
- Nie uda jej się to. A teraz dobranoc.
Burmistrz wkrótce dopiął swego.
Ale Marcin był pewien, że wymiar sprawiedliwości będzie tym razem mądrzejszy.
Tata niedługo wróci, obiecał, żegnając się z zapłakanym i wystraszonym Edim.
Reakcja Teosi była taka sama jak w przypadku jej teściowej.
A jej mąż - niestety - podzielił los swojego ojca...
Ona jednak nie zamierzała się poddać. Wiedziała, że jest ktoś, kto może pomóc wyciągnąć jej męża z więzienia.
Chciała już na wstępie wytłumaczyć mu, o co chodzi, ale on - mile zaskoczony tą wizytą - zaprosił ją do stołu. Poczęstował ją jednak nie tylko kolacją, ale i dość mocnym winem.
A ona nie odmówiła - ostatecznie "cel uświęca środki"...
I wypiła trochę więcej niż jedną lampkę.
Gadali o wszystkim, tylko nie o tym, o czym ona zamierzała z nim pomówić. Bazyli, patrząc na nią, nie mógł się nadziwić, jak mógł rzucić taką ślicznotkę.
Postanowił się przekonać, ile tak naprawdę stracił. Ponownie nie protestowała - alkohol zamroczył ją na dobrych parę godzin.
Miała tylko nadzieję, że jej mąż o niczym się nie dowie...
Edek - mimo braku ojca - starał się trzymać.
Gdy jednak przychodził dzień odwiedzin w więzieniu, nie można było go oderwać od Marcina.
- Ostatnio ja i Małgosia graliśmy w tenisa! - chwalił się. - Pani Mirella powiedziała mi, że poszło mi świetnie jak na pierwszy raz!
- A wygrałeś?
- Nie - odparł z mniejszym entuzjazmem. - Ale Małgosia była tego dnia taka smutna i wcale nie jest mi przykro, że przegrałem! Dokuczała mi po tym trochę, ale przynajmniej się uśmiechała!
- Zupełnie jak twoja mama - zauważył Marcin. - Ale... Nie mówiła ostatnio, że się wybiera mnie odwiedzić?
- Nie, tato, nic takiego nie mówiła.
Wkrótce czas wizyty dobiegł końca i skazanego odprowadzono do celi, gdzie zatopił się w myślach.
Mimo że ostatnio nie bywało między nimi najlepiej, to jednak miał nadzieję, że żona nie gniewa się na niego. Zresztą był przekonany, że Teosia poszłaby za nim na koniec świata i że nie potrafi się długo gniewać - co więc miałoby oznaczać to milczenie?
Kiedy jednak doszło do jego uszu, co się stało pewnego wieczoru w mieszkaniu burmistrza, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
Marcin Skarpa, lat 33, żonaty, z wykształcenia historyk, na jedną noc opuścił mury więzienne.
Nagłe szmery w domu przerwały jej sen.
Zaczęła się rozglądać po pokoju; obróciwszy głowę w prawo ujrzała ciemną, skądś znajomą jej sylwetkę.
Był to krótkowłosy, średniego wzrostu mężczyzna. Nie mogła rozpoznać jego twarzy, gdyż padał na nią cień.
- Kim jesteś? - zapytała, przestraszona.
- To ja powinien zadać ci to pytanie - odparł oschle.
- Marcin?!
Wstała i podeszła do niego, chcąc upewnić się, że to naprawdę on.
- Jak się tu dostałeś?
- Nieważne...
- Błagam, nie patrz na mnie takim dzikim wzrokiem... - w jej oczach pojawiły się łzy. Zaczęła cofać się w kierunku drzwi, a pragnęła zapaść się pod ziemię.
- Nie fatyguj się - są zamknięte - rzekł, unosząc metalowy przedmiot na wysokość jej oczu. Klucz.
Schowawszy go do kieszeni, zaczął się zbliżać w jej stronę.
- Nie zbliżaj się, proszę - powiedziała płaczliwie. Jej mąż wydawał jej się być potworem czekającym na to, żeby rzucić się na swoją ofiarę i ją rozszarpać. Nigdy nie bała się nikogo tak bardzo jak jego w tym momencie.
- Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy - zapewnił ją. - Tak bardzo się tobą brzydzę, że nawet nie chcę cię dotykać. Krzyczeć też nie będę. To, co ci powiem, zostanie między nami.
Zapadło złowrogie milczenie. Ona wbiła zamglone od łez spojrzenie w podłogę.
- Nie patrz się jak idiotka w podłogę, tylko mnie słuchaj!
Na pewno widział, że płakała - to jednak nie powstrzymało go przed powiedzeniem tego, co do powiedzenia miał.
- Ufałem ci, idiotko - zaczął. - Byłem pewien, że moja żona - choć niesamowicie wku******a - w głębi duszy jest dobrą kobietą i kocha mnie. Jaką ku*** trzeba być, żeby przespać się z gościem, który ją kiedyś zostawił! Wystarczyło, żeby mąż zniknął na chwilę!
- Marcin, ja chciałam dobrze...
- Jestem pewien, że pan burmistrz - przypominam, TEN SAM pan burmistrz, który wsadził twojego męża za kratki - był bardzo zadowolony i świetnie się bawił! Kiedy ślub?
- Jaki ślub?!
- No twój i burmistrza. Rozwodem nie musisz się przejmować - dostaniesz go od ręki.
- MARCIN! - kobieta ponownie uderzyła w szloch. - Ja naprawdę żałuję tego, co się stało. Poszłam go poprosić - nawet błagać! - żeby cię wyciągnął z więzienia. Ale nie dał mi dojść do słowa.
- Więc ty wspaniałomyślnie się mu oddałaś i i tak nic nie załatwiłaś!
- NIE! To nie tak...
- Zresztą nie obchodzi mnie, jak było.
Fakty są takie, że to TY z nim spałaś i TY poniesiesz za to odpowiedzialność.
- Ale ja ŻAŁUJĘ tego, co zrobiłam! Nie chciałam cię zdradzić! I to ciebie kocham...
- Nie potrzebuję miłości puszczalskiej idiotki. Ani jej nieszczerego żalu! A teraz żegnam cię.
Niestety, mały Skarpa nie posłuchał nakazu swojego ojca i - chcąc nie chcąc - wyłapywał fragmenty ich kłótni. Gdy zaś tata wyszedł z sypialni - wściekły jak nigdy - przez krótką chwilę słyszał płacz mamy.
Obawiał się najgorszego...
Chłopiec momentalnie się rozpłakał. To podziałało na Marcina jak kubeł zimnej wody.
Przecież był jeszcze ich synek, który potrzebował obojga rodziców!
No i co jeśli Teosia szczerze żałowała i naprawdę poszła tam, żeby mu pomóc...?
Starał się uspokoić chłopca.
Okazało się, że nie słyszał wszystkiego, ale zrozumiał ten wyrywek o rozwodzie...
- Ja nie chcę was stracić! - łkał Edek. - I ciebie i mamę kocham tak samo!
- Nie stracisz żadnego z nas, obiecuję - powiedział Marcin. - To jeszcze nie jest pewne, że rozstanę się z mamą.
- Naprawdę? - zapytał z nadzieją.
- Naprawdę - odpowiedział, tym samym zaprzeczając samemu sobie.
Przytulił synka.
- Jesteś naszym dzieckiem i zawsze będziemy cię kochać. Mogę być zły na mamę, ale zawsze będę jej wdzięczny za to, że dała mi takiego wspaniałego syna.
Po chwili się pożegnali i Marcin - tą samą drogą - wrócił do zakładu karnego, gdzie miał bardzo dużo czasu na przemyślenie słów swoich, Teodory i Edwarda.
Na koniec jeszcze dwa więzienne "arty" z Wasylim w roli głównej - miały być w [img], ale przekroczyłam limit zdjęć i musiałam je wywalić do linków.
http://s20.postimg.org/jy8bokegt/Sim...0_39_36_14.jpg
http://s20.postimg.org/ypunwxqv1/Sim...0_40_01_08.jpg
Ciąg dalszy nastąpił.