Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 15.07.2015, 13:43   #334
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

Haha, napisz posta, a czytelnicy się odezwą :D Dzięki, dziewczyny! Naodpowiadałam się trochę, wrzucam do spoilera.

Spoiler: pokaż
Cytat:
Napisał MsAnnonymus
Rycek, Rycek to taki ksiądz z mojej parafii, który ma trójkę dzieci.
Koło księdza z prawdziwego zdarzenia to on nawet nie stał :<
Cytat:
A głupia Michasia mysli, że utrzyma córkę przy sobie. xD
Obawiam się, że może jej się to udać ;]
Cytat:
i ten tekst.
Jaki tekst? :>
Cytat:
Czwarty komentarz!
Awww <3
Cytat:
Napisał Kędziorek
No ale jestem. W końcu.
Cieszę się bardzo i witam :>
Cytat:
zawsze mnie zastanawiało, co twórcy gry mieli na myśli, umieszczając tę zieloną breję w butelce do mleka
Dlatego od kilku lat najmniejsze moje simy piją wyłącznie mleko w przeźroczystych, szklanych lub plastikowych butelkach :> A jeśli któras z młodych mam jest świaodma wad stosowania mleka modyfikowanego, może też karmić piersią :D
Cytat:
biedny Olaf..
Biedny, zdecydowanie :(
Cytat:
Wszyscy są biedni
Oprócz Mirandy - ona jest dziwna xD
Cytat:
Zresztą ten Dennis też - coś tam o nim poczytałam, ale kurczę, panny z dzieckiem się nie zostawia
Ale Zbysław mu nagadał, że Nadia go zdradziła i dziecko nie jest jego.
Psst, to jest Denis. Nie bądźmy tacy światowi :D
Cytat:
Nie no, nic.. To w końcu całkowicie normalne, kiedy obcy facet podchodzi do samotnej dziewczynki na placu zabaw, bo chce ją pohuśtać. Nie ma w tym nic dziwnego, ależ skąd
Janusz się ogólnie zastanawiał. Iza nie była pierwszym simem, który go tak potraktował :(
Cytat:
Tak, to smutne, że rodzice uczą dzieci instynktu samozachowawczego i zabraniają im rozmawiać z obcymi.. Jak tak można?
W tamtym zdaniu chodziło o to, że Janusz zagadywał do dorosłych simów, nie do dzieci xDD
Cytat:
Mam dziwne przeczucie, a nawet pewność, że Janusz skądś Michalinę zna..
Jesteś drugą osobą, która tak twierdzi :|
Cytat:
NA CZYM go przyłapała?
Na tym, że kręcił tą karuzelą, na której była Iza. Czyżby zdjęcia się nie wyświetlały? :|
Cytat:
Ale ta ich kłótnia.. Uśmiałam się
Ja Ci się nie dziwię ;]
Cytat:
Och.. Albo i nie...
xDD
Cytat:
Trudno ją zaskoczyć
Hahaha :D
Cytat:
Czyli czekamy na rychłe oświadczyny?
TAK! :D
Cytat:
Napisał tut
Ufff. Przeczytałam wszystko od A do Z
Moje gratulacje :D
Cytat:
To brzmi tak, jakby jednak znał skądś Michalinę.
x3.
Nie.
Cytat:
Czemu tak ją odrzuciła?
Bo nie chciała wracać do tego, co było kiedyś.
Cytat:
Dumnemu tatusiowi jakoś mi nie pasują te okulary.
Dumny tatuś nosi je od samego początku :>
Cytat:
Czemu taka niedotykalska xD
Bo jej mama w jej wieku była wielodotykalska :D


Ciąg dalszy wszystkich ostatnich trzech wątków następuje dzisiaj. Skupiłam się na meritum, 3. czytanie dopiero przede mną - jest to ostrzeżenie przed błędami.
A teraz idę coś zjeść.


...

Miranda postanowiła zrezygnować z dalszej edukacji i zostać z małą w domu. Maurycy zaś poszedł na prawo.
A później trochę poskakał.





Akurat widoczna tu Lawenda nie miała nic przeciwko i Wy wiecie dlaczego :P A mama Dosi o niczym nie wiedziała - ostatecznie nie byli parą. Mimo to chłopaka trochę męczyło sumienie i myśli, że mogliby zacząć od nowa z Mirandą. Ona chyba też tego chciała :P



Ale żądna uwagi Dosia nie pozostawiała im wiele czasu dla siebie.



Zaczęli się więc spotykać także poza domem.





A tego wieczoru...









Pięknie, no nie? :D



Pozachwycajcie się jeszcze :>
Maurycy Działkowicz + Miranda Rycerz
20 IV 2013
Tydzień po nich pobierali się Paweł Graczyk i Paula Burk <3



















Dosia też tam była :>





Gratulacje.





<3
No, ale teraz, gdy panna Rycerz i pan Działkowicz poukładali swoje sprawy sercowe, skupmy się na tytułowej bohaterce tej historii.





Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby dawać Dośce taki kolor włosów... Co najgorsze, gdy była dorosła, też się tak walnęłam :/



No, tu już lepiej.






Mała blondyneczka poszła do szkoły i tam poznała innego blondyneczka, na którego podziałał jej niezaprzeczalny urok osobisty i miła aparycja.



Wy Franka Stanka znacie stąd i stąd.
Co uważniejsi wiedzą, że ten niewinnie wyglądający chłopiec bardzo namiesza w życiu panny Działkowicz.
Ale to w następnym odcinku ;)





...

Drogi Panie Januszu!
Teraz mam szlaban na chodzenie na plac zabaw wogule. Mamusia jest bardzo uparta ale teraz czeńściej się razem bawimy i jest fajnie chociarz chciałabym żeby Pan był z nami. Nauczyłabym Pana dużo nowych gier kturych napewno Pan nie zna. Smutno mi gdy Pana niema i bardzo tensknię za Panem a mojim marzeniem jest żeby Mama pozwoliła mi się chociarz z Panem porzegnać. Mogę obiecać, że nigdy o Panu nie zapomnę w końcu jest Pan mojim PRZYJACIELEM i TATOM na niby chociarz Mama byłaby na mnie zła gdyby się dowjedziała. Niech Pan nigdy nie zapomni że bardzobardzobardzo Pana lubię chociarz Adaś mówi że jak się kogoś bardzobardzobardzo lubi to jusz jest miłość. Jeśli to prawda to mogę powiedzieć że KOCHAM PANA!!!

Pańska przyjaciółka na zawsze
IZABELA KERNER

Taki list Michasia znalazła pod poduszką podczas przebierania pościeli w pokoju córeczki. Czy to możliwe, żeby to dziecko aż tak się przywiązało do kompletnie obcego sima? Przyjaciel, tata...! Michasię ogarnęła złość - nie tyle na córeczkę, co na tego, który miał być jej przyjacielem i tatą. Co innego, gdyby zginął w jakimś wypadku samochodowym czy w innej katastrofie. Co innego, gdyby był zwyczajnym, uczciwym simem bez takiego bagażu doświadczeń i mroku w sercu. Nie - ojciec jej dziecka swoim życiem zupełnie zasłużył sobie na taką a nie inną śmierć w przeciwieństwie do miłości i zaufania, którymi one go obdarzyły. Po jego odejściu nie miała ochoty wiązać się z żadnym innym mężczyzną. Życie zdanej wyłącznie na samą siebie samotnej matki nie było łatwe, ale miała już w tym doświadczenie i bardziej od obecnego stanu jej życia bolała ją przeszłość. Starała się nie rozdrapywać starych ran i wszyscy zdawali się respektować jej życzenie. Jej nowi znajomi nie wiedzieli, że kiedyś była mężatką. Łatwiej było jej znieść współczucie związane z tym, że jest panną z dzieckiem aniżeli to, że jest wdową po narkomanie, który załatwił się tak "na własne życzenie". Z tego też powodu Iza nie wiedziała, że w ogóle miała ojca. Tak było prościej. Gdy zaś podrośnie i będzie w stanie pogodzić się z przeszłością, ona - jej matka - wtedy będzie już gotowa na to, żeby wyjawić jej prawdę o człowieku, dzięki któremu jest na tym świecie. Zrozumie też, że to jest jedyna jego zasługa w całym jej życiu...
Pismo Izy rzuciło jednak cień na jej zamiary. Co ten pedofil jej naopowiadał?! Może jeszcze zaproponował, że to on będzie jej ojcem...?!
Postanowiła poczekać, aż córka wyśle ten list i dostanie na niego odpowiedź. Jeśli z niego jasno wyniknie, że Iza padła ofiarą pedofila, nie zostawi na nim suchej nitki...
Na wszelki wypadek zrobiła sobie ksero dziecięcego rękopisu. Tak, będzie musiała do tego wrócić. Tak, znowu trzeba będzie wymyślić jakąś karę dla Izabeli. Znowu będzie się powstrzymywać przed tym, żeby pójść i przytulić płaczącą za drzwiami córeczkę.
Robię to wyłącznie dla jej dobra, odganiała wyrzuty sumienia.

List zaadresowany do Izabeli zjawił się po około tygodniu.



Ostrożnie go odpieczętowała, starając się nie uszkodzić koperty.

Moja mała Przyjaciółko!
Z całego serca dziękuję Ci za Twoją przyjaźń i za ten piękny, kolorowy list. Cieszę się, że mi zaufałaś. To wiele dla mnie znaczy. Uważam jednak, że powinnaś przede wszystkim słuchać swojej Mamy. Te wszystkie zakazy są dla Twojego dobra. Mama bardzo Cię kocha i nie zniosłaby tego, gdyby stała Ci się jakaś krzywda. Mimo że ja również za Tobą tęsknię, jako Twój Tata "na niby" muszę Ci rozkazać, żebyś jej posłuchała i zapomniała o mnie. Może kiedyś znajdzie się dla Ciebie prawdziwy tata i to z nim będziesz się bawić i to jego będziesz naprawdę KOCHAĆ. Tak będzie najlepiej i tego Ci życzę.
Chciałbym jeszcze, żebyś jeszcze dzisiaj podziękowała swojej Mamie za to, że jest przy Tobie i troszczy się o Ciebie mimo że z pewnością nie jest jej łatwo. Przytul ją i powiedz jej, że ją kochasz. To ważne, Iza.

Twój przyjaciel na wieki,
Janusz

Ostatnie dwa zdania wywołały u Michasi falę łez. Gdyby nie Milena Ramonow, sama nie miałaby nikogo, kogo mogłaby nazywać mamą. Gdyby nie to, że ona sama postanowiła - chociażby bez niczyjej pomocy - wychować Izę, jej córeczka być może podzieliłaby ten straszny los, który ominął jej matkę...
Gdy już się otrząsnęła, wróciła wzrokiem do innego fragmentu listu.
Jesteś jedyną osobą, która może podtrzymać pamięć o mnie, ale nie jestem tego wart, więc proszę cię - zapomnij o mnie.
Przeszedł ją zimny dreszcz. Uroniła łzę. Gdzieś to już czytałam, pomyślała ze smutkiem.

Kilka dni później wróciła do tego listu, ale już bez emocji. Z pisma tego człowieka wynikało, że jego zamiary niekoniecznie były złe. Tak - dojście do takiego wniosku wymagało sporej odwagi. Poza tym list był napisany schludnie, chociaż na komputerze, a jego pisownia była nienaganna i nieodparcie szczera. W dodatku od tamtej kłótni na placu zabaw nieznajomy przestał tam przychodzić. Iza zaś nadal snuła się po domu przygaszona i trudno było ją rozweselić.
No i mimo tego, że pierwsze spotkanie jej i Janusza nie przedstawiło jej w dobrym świetle, on zdawał się nie żywić urazy do niej, zrozumiał jej zachowanie...
Zrobiło jej się głupio. Prawdopodobnie niesłusznie go osądziła, a tamto uderzenie było już kompletnym nietaktem i za to należały mu się przeprosiny.
Najlepiej osobiste.

- PAN JANUSZ?!
- We własnej osobie - uśmiechnął się.
- Ale... Jak to? Dlaczego pan tu jest?!
- Twoja mama chyba ma mi coś do powiedzenia.
- Specjalnie na dzisiaj upiekła placek... Chyba zaprosiła pana! Nie jest już na pana zła!
- Taką mam nadzieję...
- Jupiiiii!!! - krzyknęła, po czym rzuciła się obejmować gościa.



I nikt jej przed tym nie powstrzymywał.

- Dobry wieczór. Bardzo się cieszę, że pan przyszedł - zaczęła Michasia, gdy Janusz znalazł się w kuchni.
- Dobry wieczór. Ładnie pachnie - pochwalił, szukając wzrokiem ciasta.
- Dziękuję... Chciałam pana przeprosić. Niepotrzebnie się uniosłam. Kompletnie straciłam nad sobą panowanie i...



- W porządku - przerwał jej. - Pewnie na pani miejscu zachowałbym się tak samo gdyby chodziło o moje dziecko.
- Czytałam pański list - powiedziała przyciszonym głosem. - Wiem, że nie powinnam, ale... Zaprzyjaźnił się pan z moją córką i mimo iż uważam, że ta znajomość jest dość... nietypowa, nie mam nic przeciwko niej.
- Och - zdziwił się. - Jest pani pewna? Jeden list nie zawsze świadczy o człowieku.
- Postanowiłam panu zaufać.
- Zrobię wszystko, żeby pani nie zawieść. I dziękuję. Dzięki Izie moje życie stało się o wiele weselsze. Zazdroszczę pani, że to ona jest pani córką. Takie dziecko to naprawdę skarb.
- Wiem, tylko czasami o tym zapominam. Ale skoro mogę się w jakiś sposób podzielić moim skarbem i skoro Iza nie ma nic przeciwko temu...
- Nie chciałbym nadużywać pani dobroci, naprawdę. Wiem, że ma pani własne życie i nie chcę być intruzem...
- Myślę, że uda nam się to pogodzić... A najlepiej będzie, jeśli zaczniemy wszystko od nowa...
- Janusz Nowicki, miło mi.
- Michalina Kerner. Również.
- Mamooo, mogę pokazać panu Januszowi moje rysunki? - do kuchni nagle wtargnęła Iza ze stosem kartek w ręku.
- Jak zjemy, kochanie. Połóż je tu, na blacie, to o nich nie zapomnisz. A teraz zapraszam was do stołu.

Podczas jedzenia przyglądał się im.



Były jak dwie krople wody! Tak samo ładne, tak samo urocze i każda z nich na swój sposób mądra. Tak - zdążył zapałać sympatią nawet do tej nieco porywczej feministki Michaliny Kerner. Koniecznie musiał ją bliżej poznać. Kto wie, czy i w niej nie znalazłby przyjaciółki...

- Dzisiaj w szkole uczyliśmy się o pogodzie - terkotała Iza. - Ja osobiście najbardziej lubię śnieg.



- Może dokładki, panie Januszu? - zapytała gospodyni.
- Dziękuję, ale niczego już w siebie nie dam rady wcisnąć - odparł, po czym zwrócił się do dziewczynki. - Dlaczego akurat śnieg?
- Bo ze śniegu można na przykład ulepić bałwana! - powiedziała z entuzjazmem. - Gdy przyjdzie zima, ulepimy jakiegoś razem, prawda, panie Januszu?
- Na pewno - uśmiechnął się. - Ty i mama będzie lepić, a ja będę pozować.
Wesoły nastrój udzielił się całej trójce, nawet zwykle poważnej Michasi.
Później dorośli zgodnie stwierdzili, że prace plastyczne panny Kerner są bardzo ładne i że powinna rozwijać swój talent (to zasugerował Janusz).
Gdy rysunki się skończyły, za rozkazaniem pani Kerner Iza i Janusz pożegnali się, po czym dziewczynka (z żalem) poszła spać.
- To był bardzo miły wieczór. Dziękuję pani bardzo za miłe przyjęcie.



- Naprawdę? W takim razie mam nadzieję, że wkrótce znowu nas pan odwiedzi.
- Z pewnością, tylko...
- Tak?
- Skoro tych spotkań ma być więcej, może przejdźmy na "ty"?
- Świetny pomysł, Janusz.
- Cieszę się, że ci się spodobał... Michalinko? Jak cię zdrabniają?
- Przyzwyczaiłam się do pełnej formy.



- A może "Michasiu"?
- NIE - wypaliła. - Przepraszam najmocniej. Mam z tym zdrobnieniem niezbyt dobre wspomnienia.
- Mogę wiedzieć, kto tak cię nazywał?
- Ojciec Izabeli - odpowiedziała przygaszonym głosem.
- Miałem rację - stwierdził.
- W czym?
- Próbowałem przekonać Izę, że wszyscy ludzie mają i mamę, i tatę. Ona opowiedziała mi o tym, czego ty jej nauczyłaś. Na jej pytanie, dlaczego nie mówiłaś jej nigdy o jej ojcu odpowiedziałem, że "pewnie dlatego, że twój tata kiedyś skrzywdził twoją mamę".
- Niepotrzebnie jej to mówiłeś - powiedziała z wyrzutem. - Chciałam uniknąć pytań...
- Z tego, co widzę, udało ci się.
- Fakt, Iza nadal nie zapytała o swojego tatę. Ale to dobrze, tak miało być...
- Iza ma kilka lat a zdaje się, że dla ciebie to jeszcze świeży temat...
- I nie roztrząsajmy go - ucięła. - Naprawdę nie lubię wracać pamięcią do tamtych czasów.
- Dobrze, nie będę pytać - odparł, niechętnie. Bardzo chciał dowiedzieć się czegoś więcej o tej tajemniczej postaci, którą Michalina chciała wyrzucić raz na zawsze ze swojego serca. Ale czy to możliwe, żeby taka kobieta jak ona mogła pokochać - chociażby przez chwilę - takiego drania? Czy taki ktoś byłby w stanie być genetyczną połową dziecka takiego jak Izabela?
Te pytania męczyły go w czasie drogi powrotnej i przez resztę wieczoru. Zdał też sobie sprawę z tego, jak trudno będzie mu "odczarować" Michalinę. Dopóki ona nie pogodzi się z przeszłością i nie przebaczy tamtemu, dopóty nie będzie szczęśliwa.

Od tej pory nowy przyjaciel Izy był częstym gościem w ich domu.





Michasia nieraz przyglądała się ich zabawom i przysłuchiwała się rozmowom. Po krótkim czasie nie miała już wątpliwości co do intencji Janusza. Rzeczywiście był dla jej córeczki tatą "na niby", a jego wygląd zewnętrzny był kompletnym zaprzeczeniem jego charakteru i intelektu. Michasia uważała, że sim taki jak Janusz miał predyspozycje do czegoś więcej niż praca na stacji benzynowej. Zastanawiało ją jednak to, że praktycznie nigdy nie wspominał swojej przeszłości. Gdy Iza pytała go o jakieś szczegóły z jego dzieciństwa, zawsze odpowiadał, że nie pamięta tego. Nie pamiętał ani swoich rodziców, ani czasów wczesnej szkoły podstawowej, ani czy lubił matematykę, ani w co się bawił z kolegami... Michasia zaś nigdy nie mogła znaleźć dobrego momentu na spytanie go o to. W ogóle nie mieli zbyt wielu okazji do rozmowy w cztery oczy. On większość czasu poświęcał jej córeczce, a jeśli już zamieniali słowo, to na tematy "bieżące" takie jak praca, co się dzieje w miasteczku, życie "ich" pociechy... Za jej namową sprawił sobie nowe ubrania (tamte były bowiem pochodzenia secondhandowego), nie zgodził się jednak na zgolenie brody, wyregulowanie brwi, odchudzenie się czy chociażby zapuszczenie włosów! Było to o tyle dziwne, że - miała wrażenie - jemu samemu nie podobał się jego wygląd, jednak z jakiegoś powodu nie chciał go zmienić. Pozostawało pytanie, jaki to był powód...
Mimo tego jednak, że Janusz Nowicki był dla niej zagadką, znalazła z nim wspólny język. Zgadzali się w bardzo wielu sprawach, zniknęło początkowe skrępowanie i niektóre wewnętrzne blokady. Gdyby chcieli, i oni mogliby zostać przyjaciółmi...



Naprawdę niewiele im do tego brakowało.

Iza dostała zaproszenie na urodziny od koleżanki z klasy, miała też u niej nocować.
Ten pierwszy od dawna samotny wieczór jej mama zamierzała spędzić w towarzystwie herbaty i książki.



Ktoś postanowił jednak pokrzyżować jej plany.



- Cześć! Coś się stało? Nie idziesz dzisiaj do pracy?



- Hej, nie. Długo się na to zbierałem...



- Chciałem po prostu cię odwiedzić, pogadać... A dzisiaj stacja jest zamknięta, coś tam naprawiają. Chyba że przeszkadzam...
- Nie, tylko czytałam książkę, wejdź.

- Pyszna zupa. Chyba nigdy nie jadłem lepszej.
- Iza i ja też za nią przepadamy.
- Mógłbym dostać przepis?



- Obawiam się, że nie. To stara, rodzinna receptura.
- W takim razie będę się musiał jakoś dostać do twoich rodzinnych kręgów - zaśmiał się.
- To może być trudne.
- Dlaczego?
- W mojej najbliższej rodzinie nie ma póki co żadnych panien na wydaniu.
- Rozumiem, że ty się nie zaliczasz do tego grona?
- Ja to co innego.
- Wojująca feministka?
- Co?!
- Takie sprawiasz wrażenie.
- Pozory mylą.
- Wybacz, że zapytam, ale...



- Czy od czasów ojca Izabeli nie miałaś nikogo?
- Od czasów ojca Izabeli mam tylko ją i to mi w zupełności wystarcza - odparła oschle.
- Ale Iza kiedyś dorośnie. Widzisz - już dzisiaj zostałaś sama.
- Nie, bo ty się przyplątałeś.
- Bo miałem cel.
- Jaki cel?
- Poznać cię.
- Możesz pytać o wszystko tylko nie o Wiesz-Kogo.
- Kiedy właśnie ta kontrowersyjna postać najbardziej mnie ciekawi.
- Dlaczego niby?
- Bo to dziwne. Jeśli on był skończonym idiotą i szczerze go nienawidziłaś, to jakim cudem Iza została z tobą?
- Nie mogłam jej oddać. Mnie samą przecież zaadoptowali moi rodzice i nie wiem, czy ona miałaby tyle szczęścia, no i ciągle miałam nadzieję, że jej ojciec... się zmieni. On nie zawsze był zły...
- Zawsze myślałem, że to była znajomość na jedną noc.
- Nie... Chciałam mieć dziecko.
- Tylko niekoniecznie z nim?
- Nie, właśnie z nim... Gdyby się zmienił.
- A więc kochałaś go?
- Jak nikogo innego... Był przyjacielem, miłością mojego życia...
Nagle na swoich policzkach poczuła łzy. Reakcja była błyskawiczna.
- Dość. - zreflektowała się, po czym szybko przetarła ręką oczy i policzki i zaczęła zbierać puste talerze.
- Pomogę ci - zaofiarował się Janusz. - I przykro mi z powodu niego.
- Daj zupę do lodówki - powiedziała, jakby nie słysząc tych ostatnich jego słów.
- Ale ze mnie gość, nie ma co! - rzekł nagle. - Przyszedłem w odwiedziny i nic nie przyniosłem dla gospodyni! Przepraszam.
- Odwdzięczysz mi się innym razem. Swoją drogą nie pamiętam, kiedy ostatni raz piłam wino.
- Ja też nie - zaśmiał się. - Jeśli i ty masz na nie ochotę, to z chęcią dotrzymam ci towarzystwa. Przy okazji skoczę do sklepu.
- Nie trzeba, coś się znajdzie w tym barku - odparła.
Rzeczywiście, znalazło się.



- Wypijmy zdrowie Izabeli - zaproponował. - W końcu gdyby nie ona, nie byłoby mnie tu.
- Zdrowie! - zawołała Michasia, już w dużo lepszym humorze.
Co prawda zawartość butelki nie zmniejszyła się znacznie, to jednak wystarczająco, żeby zrobiło się swobodniej.
- Wiesz już całkiem sporo o mnie, ale ja nadal niczego nie wiem o tobie - powiedziała.



- Wiesz chyba wszystko, co ja sam o sobie wiem.
- Jak to?
- Nie pamiętam swojej młodości.
- Nic a nic?
- Nic a nic.
- Ale jak to możliwe?
- Kilka lat temu miałem wypadek, w którym straciłem pamięć.
- No dobrze, ale... Co z twoją rodziną, znajomymi? Jesteś dość młody, musiałeś kogoś mieć.
- Podobno miałem - przyznał, po czym bardzo spoważniał. - Problem w tym, że moja rodzina zapewne nie chciałaby mnie widzieć na oczy.
- Dlaczego?
- Lekarz, który mnie uratował powiedział, że we wcześniejszym życiu zgotowałem swoim najbliższym piekło na ziemi i w zasadzie za to, co im zrobiłem, powinienem był umrzeć.
- Bogowie, to straszne... Coś ty mógł im zrobić?!
- Nie wiem... W każdym razie był na tyle dobry, że załatwił mi nową tożsamość. Rozkazał mi, żebym nigdy nie próbował się dowiadywać o moją rodzinę. Powiedział, że po moim zniknięciu są o wiele szczęśliwsi...
- Skoro jesteś zaginiony, to na pewno cię szukają!
- Nie, na pewno nie. Poza tym uznali mnie za zmarłego...
Teraz i on płakał.
- To życie, które teraz prowadzę, ma być pokutą za tamto... I to jest prawda - nie potrafię znaleźć sobie przyjaciół, o miłości nie wspominając. Do teraz nie rozumiem jak to się stało, że ty i Iza wyciągnęłyście do mnie rękę. Nie zasłużyłem na to.
- Janusz, ja w to nie wierzę, rozumiesz? Ty nie masz w sobie ani odrobiny zła!
- Cieszę się, że tak myślisz, ale być może masz przed sobą jakiegoś kryminalistę.
- Mam przed sobą człowieka, któremu mogę zaufać i który jest dla mojej córki jak ojciec. Jesteś dobrym człowiekiem, Janusz. Zasługujesz na przyjaźń i miłość, zasługujesz na przebaczenie...
- Dziękuję. Mam nadzieję, że w tym życiu nie będę musiał nikogo o nie prosić.
W tej samej chwili w kuchni zapanowała ciemność. Pani domu poszła w tamtą stronę, za nią jej gość.
- Kurczę, żarówka się przepaliła, a ja nie mam już zapasowych - martwiła się.
- Nie przejmuj się. Idę jutro na zakupy. Jak będę wracał to wpadnę i wymienię ją.
- Nie trzeba, sama...
- Pozwól sobie pomóc, Michalina - zganił ją. - Wiesz, że masz przyjaciela-faceta, którym będziesz się mogła wysługiwać jeśli trzeba. Jasne?
- Dobrze, panie Zły Majstrze - zachichotała.
- Wiesz, zastanawiałem się niedawno, czy nie mógłbym cię kiedyś zaprosić na jakąś potańcówkę - zmienił temat.
- Wieki na takim czymś nie byłam!
- Problem w tym, że nie wiem, czy umiem tańczyć.
- Chodź, sprawdzimy. Tylko przyniosę radio.



- Ej, zupełnie nieźle sobie radzisz - powiedziała. - Ciekawe, co jeszcze umiesz, a o tym nie wiesz!
- Wydaje mi się, że w tamtym życiu mogłem być na przykład pisarzem.
- A, to też zauważyłam. Masz też wyczucie rytmu jak mało kto. Próbowałeś grać na jakimś instrumencie?
- Nie - odparł. - Ale postaram się to sprawdzić. Może kiedyś w nocy stanę pod oknem pokoju ukochanej i zagram jej piosenkę, którą specjalnie dla niej napisałem...
- Możesz na mnie zrobić próbę generalną.
- Dla ciebie napisałbym inną, lepszą.
- Janusz, chyba się w tobie zakochuję - wyznała nagle.
- W takim razie to ty możesz być adresatką tej pierwszej - uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie.



- Dawno już nie czułam się taka szczęśliwa - wyszeptała.
- Ja też, chociaż ostatnio moje życie jest bardzo szczęśliwe dzięki tobie i Izie.



- Izaak... - wyszeptała, wtulając się w niego.
- Izaak? - zdziwił się.
To podziałało na nią jak kubeł zimnej wody. Rozpłakała się. Na odpowiedź Janusza nie trzeba było długo czekać.



- Nic się nie stało - pocieszał ją.
- Gdyby nie te jego cholerne prochy! - łkała. - Dlaczego nam to zrobił? Miał wszystko - żonę, malutką córeczkę, pracę, dom... Dlaczego musiał się zabić, do cholery?!
- Michalina...
- Przecież miłość zawsze zwycięża...!
- Bo tak jest, Michasiu...
Nie miał pojęcia, dlaczego zdrobnił jej imię, ale to uruchomiło lawinę wydarzeń, której oboje następnego dnia mieli pożałować, a której on nie potrafił powstrzymać...




Po przebudzeniu strasznie bolała ją głowa. Ale nie to było najgorsze. Najgorszy był wstyd - to on najbardziej palił.



Jak ona teraz spojrzy mu w oczy? Jak spojrzy w oczy Izie? Jak spojrzy w oczy samej sobie?! Jak mogła się tak upić? Jak mogła mu dać do zrozumienia, że tego chce? Przecież mieli być TYLKO przyjaciółmi! Przecież do niedawna uważał ją za feministkę, a on był kompletnie nieatrakcyjnym facetem!
Nie różnię się niczym od zwykłej k*****... Tak upaść!!!

Musiała się jednak szybko ogarnąć - Iza miała niedługo wrócić do domu. Poza tym wieczorem miał wpaść Janusz z żarówkami...

Ale nie przyszedł ani tego wieczoru, ani przez cały następny tydzień. Nie dzwonił, nie odbierał telefonów, w mieszkaniu też go nie było.
Postanowiła wykonać kilka połączeń.



- Dobry wieczór, Michalina Kerner. Czy nie trafił do państwa ostatnio niejaki Janusz Nowicki? - pytała za każdym razem. Zanim przekonała osobę po drugiej stronie, że można powierzyć jej takie informacje mimo iż nie jest spokrewniona z tym simem, traciła sporo czasu tylko po to, żeby usłyszeć, że nic im na ten temat nie wiadomo. Iza co chwilę wyglądała zza drzwi swojego pokoju, ale widząc, że mama jeszcze nic nie wskórała, nadal kręciła się niespokojnie.

Michasia już miała się poddać, gdy nagle zadzwonił telefon. Była to jej znajoma, pielęgniarka.
- Pytałaś o Janusza Nowickiego? - usłyszała
- Tak. To mój przyjaciel.
- Co za ludzie, mogli ci powiedzieć...
- Ale co takiego?



- Nowickiego przywieziono do nas tydzień temu, auto go potrąciło... Przez pierwsze 48 godzin była walka o jego życie, potem jego stan się ustabilizował, ale postanowili przewieźć go do innego szpitala, ale nie wiem, gdzie.
- Bogowie...
- Tam mieli go pozszywać, ale podobno były jakieś komplikacje i jeszcze nie wybudził się ze śpiączki. Michalina...?
Ale ona nie miała siły dalej słuchać.

- I co, i co, mamo?! - Iza podskoczyła, gdy ta weszła do jej pokoju.
- Janusz miał wypadek - starała się zachować spokój, mówiąc to. - Udało się go uratować, ale leży w śpiączce...
- Mógł umrzeć... - to powiedziawszy, zaczęła płakać.



- Mój tata... - chlipała dziewczynka. Jej matce ścisnęło się serce.



- Już raz straciłaś tatę... Bogowie nie pozwolą na to, żeby to się powtórzyło. Ja też na to nie pozwolę.
I dodała, ciszej, bardziej do samej siebie.
- Miłość zawsze zwycięża.

Gdy zajrzała później do pokoiku córeczki, zauważyła, że łzy utuliły ją do snu.
Zupełnie jak tamtej nocy, gdy zginął Izaak.



- Tatuś cię kocha - wyszeptała nad jej uchem.

Dopiero w swojej izdebce zrobiła to, przed czym przez cały wieczór się powstrzymywała.



Nigdy by nie pomyślała, że kiedyś pokocha kogoś tak, jak kochała Izaaka.


...

Młodzi zakochani również udali się na poszukiwanie wyższego wykształcenia.





Okazało się, że naprawdę miał to na myśli ^^













To zaś bardzo uszczęśliwiło jego dziewczynę. Tutaj otrzymuje gratulacje od swojej najlepszej przyjaciółki, Antosi Dziekan-Zdrójkowskiej.



Nie czekali długo z wymianą obrączek, to jednak okazało się być dość nietypowe - na prawach ślubu cywilnego (chociaż w kapliczce), jedynymi gośćmi byli świadkowie, w tym osoba upoważniona przez USC. Ten "prawdziwy" - w kapliczce w Nieznanowie, w towarzystwie rodziny i przyjaciół, z Lilianą kroczącą w przepięknej, białej sukni, z przyjęciem po jego zawarciu - miał się odbyć w niedalekiej przyszłości.
Wiecie, że gdy to pisałam, akurat kończył się ślub w kościele niedaleko mnie? Już dawno nikt tak nie trąbił! xD

Lucjusz Seppi + Liliana Jaskierczyk
10 III 2015























Wieczór poślubny postanowili spędzić bardzo uroczyście.
Panna młoda zmieniła sukienkę i buty...



... a pan młody w tym czasie upichcił coś dobrego.



Jego mina mówi sama za siebie, prawda? :>



- Wyglądasz prześlicznie!



Powspominali stare czasy...





W pewnym momencie jednak Lucek przeprosił ją i udał się do łazienki.
Długo nie wychodził, więc Liliana postanowiła posprzątać po kolacji.



Co w tym czasie robił jej mąż?
Nie, nie sikał.



Wiedział, że głupotą było trzymać TO prawie że na widoku, ale póki Liliana niczego nie podejrzewała, nie miał się czego obawiać.



Odwagi, stary, dodawał sobie otuchy, dociskając tłok. Nic się nie dzieje, a dzięki temu będzie jeszcze fajniej...



No, jest zaje******! A więc do dzieła...


- Lucek! Wszystko OK? - zaniepokoiła się, słysząc otwierające się drzwi.
- Sorry, że musiałaś tyle czekać - odparł. - Chciałem się po prostu... przygotować.
To wyznanie onieśmieliło ją trochę, ale on już miał na to sposób.

- Aaaaa! - krzyknęła, gdy ni stąd, ni zowąd postanowił ją podnieść.



- Następna stacja: łóżko - zakomunikował.



Nie protestowała. Nawet jej się to podobało.

- Lucek?



- LUCEK! - niecierpliwiła się. Była 8:30, a on o 9 zaczynał zajęcia, i to w dodatku od kolokwium...
- LUCEK, WSTAWAJ! - krzyczała, potrząsając nim. Nic to nie dawało.
Była coraz bardziej przestraszona. Wyciągnęła mu rękę spod kołdry, chcąc sprawdzić tętno. Jej wzrok zatrzymał się na jej zgięciu...
Przecież nie mógł się tam uderzyć, pomyślała ze zgrozą.
Nagle zrozumiała, za kogo wyszła i jak to się może skończyć.




- Cholera, Antosia, jestem niemal pewna, że Lucek coś bierze - podzieliła się obawami z przyjaciółką.



- Mąż naszej sąsiadki, świętej pamięci Izaak Kerner - zaczęła ona. - Też ćpał. Wiesz, jak skończył.
- Wiem, i tego najbardziej się boję - posmutniała. - Co JA mogę zrobić? Jak go z tego wyciągnąć?
- Przede wszystkimi musisz z nim szczerze pogadać. Powiedz mu, że się martwisz o niego, że wiesz o tym...
- Mam nadzieję, że szybko wróci do domu. Chcę to mieć już za sobą...

Zjawił się dwa dni później.



Jego żona nie mogła się opanować chęci przytulenia się do niego. Jakby nie patrzeć, bardzo za nim tęskniła, a wówczas jeszcze nie potrafiła zamienić miejscami serca i rozumu.



- Nie zbliżaj się! - usłyszała.



- Lucek, ja wiem o wszystkim! Wiem, że bierzesz narkotyki! - wypaliła z żalem. - Masz z tym skończyć, rozumiesz?!
- Nie twoja pie******* sprawa, co biorę a czego nie! Nie masz, k****, prawa wpie****** się w moje życie!
- Jestem twoją żoną, do cholery! Nie chcę, żebyś skończył jak Izaak Kerner!



- Po pierwsze, nie porównuj mnie do tego gościa - ja MAM nad tym kontrolę. Po drugie, dla własnego dobra trzymaj się od TYCH spraw z daleka. K*****, przyjdzie człowiek do domu, a tu baba już wyskakuje z ryjem! Zrób mi lepiej coś do żarcia, jak dobra żona! Będę za godzinę.
Gdy wyszedł, ona się rozkleiła.



Głód jednak kazał jej się wziąć w garść i pójść na zakupy. Zamknęła dom i całkiem zapomniała o swoim mężu.
Po drodze wypożyczyła książki z biblioteki i poszła na obiad do Red Cafe. Po trzech godzinach była z powrotem.
Jej mąż już na nią czekał.



W pierwszym odruchu skierowała się do łazienki. A raczej czegoś, co do niedawna było łazienką.



Bogowie, o mało nie zeszła na zawał. Mimo że była zmęczona i marzyła o łóżku, nie mogła tego tak zostawić.
No i Lucek!
Tym razem udało się go ocucić. Wstał, rzucił w jej stronę "pyszny był ten obiad, ku***a", po czym poszedł do sypialni, po drodze trzaskając drzwiami. Nie pobiegła za nim.

Zjawił się w dużym pokoju późnym wieczorem, wcześniej zaliczywszy wizytę w łazience. Pamiętając, jak wyglądała jeszcze przed kilkoma godzinami, zrobiło mu się niemożliwie przykro i żal Liliany. Powiedział jej tego dnia tyle przykrych rzeczy, a przecież ona miała rację...



Zapalił światło. Chciał ją przenieść do łóżka nie budząc jej, ale pod wpływem nagłej jasności zerwała się na równe nogi.

- Przepraszam - powiedział w przypływie ogromnego żalu.



- Powiedziałem dzisiaj tyle złych rzeczy, pewnie płakałaś przeze mnie... I miałaś rację, cholerną rację, Lilka... Ale nie wiem, czy będę umiał od tak z tym zerwać.



- W takim razie ja chcę umierać z tobą - oświadczyła nagle. - Razem stawimy czoła temu świństwu.
- Oszalałaś?!
- Nie. Chociaż daj mi spróbować. Chcę czuć to, co ty czujesz...
Wahał się przez chwilę. Obiecał sobie, że ona nie będzie miała z tym nic wspólnego.
- Jesteś pewna? Wiesz, jak to się może dla ciebie skończyć?
- Tak!
Nadal nie był przekonany, czy dobrze robi, mimo to powiedział:
- No to chodź.


...

Ciąg dalszy nastąpił.

Ostatnio edytowane przez Liv : 20.03.2016 - 12:08 Powód: 3. czytanie
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem