Sylwia była romantyczką.
Niestety, nie cieszyła się powodzeniem wśród płci przeciwnej, chociaż, jak widzicie, nie było ku temu powodów. No dobra, może jeden - dopiero co się wprowadziła do miasteczka, a z charakteru była cichą, spokojną i zdominowaną przez starszego brata kobietą, chociaż z tego nie bardzo zdawała sobie sprawę. Ona i Seweryn - od dawna sieroty - byli nierozłączni, dlatego też kiedy pobliska uczelnia zaproponowała mu etat, spakował walizki i wyruszył w podróż na Wyspę Królowej Melanii. Wraz z Sylwią oczywiście :]
Sam Seweryn zaś to taki stereotypowy geniusz, który często zapomina, że ma serce w przenośnym tego słowa znaczeniu.
Jest też bardzo ambitny - po kilku latach nauczania w szkole średniej podjął studia trzeciego stopnia. Jego praca tak go wciągnęła, że większość czasu spędzał na poszukiwaniu informacji w bibliotece albo przed komputerem.
Towarzystwo siostry, która była jednocześnie jego gosposią, studentów oraz kolegów i koleżanek z pracy
to było aż za dużo jak na niego, czego nie można było powiedzieć o Sylwii.
- Dokądś się wybierasz, moja panno?
- Idę korzystać ze swojej młodości, póki jeszcze mogę.
- Co takiego?!
- Dziewczyno, popatrz na zegarek! O tej godzinie chodzi się spać, a nie szwenda po jakichś melinach!
- Po pierwsze, nie mam zamiaru "szwendać się po melinach". Idę z koleżankami z pracy uczcić weekend do pubu i tyle!
- Znalazłaś sobie zajęcie na wieczór, że ja nie mogę!
- Wszystko jest lepsze niż to twoje ślęczenie nad książkami i kompem...
- Z tego przynajmniej jest jakiś pożytek!
- Zresztą, jestem umówiona. Pójdę, czy ci się to podoba, czy nie.
- Tylko nie przychodź do mnie z rykiem gdy cię okradną albo zaciągną do lasu i...
- Skończ biadolić, dobrze?
- Ostrzegałem cię.
Tak jak Sylwia podejrzewała, wybawiła się za wszystkie czasy.
Miała niedaleko do domu, dlatego pożegnała się z koleżankami i postanowiła pójść pieszo.
To nie był dobry pomysł...
Mimo szybkiego zgłoszenia sprawy na policję, nie udało się identyfikować gwałciciela. Co gorsza, okazało się, że Sylwia nosi pod sercem jego dziecko...
Gdy emocje opadły, jej brat zaczął nalegać, by usunęła ciążę. Zresztą w tej sytuacji nie widział innego wyjścia - w końcu jak jego głupia i naiwna młodsza siostrzyczka miałaby sama dać sobie radę z dzieckiem?! Na jakiego człowieka by ono wyrosło mając taką matkę?
Ale ona nie podzielała jego zdania i mimo wszystko zdecydowała się nie tylko urodzić, ale i wychować je. Nie pomagały ani jego groźby, ani szantaże.
Rozum swoje, a serce też swoje...
Nadszedł czas rozwiązania.
Synek Sylwii otrzymał imię Sergiusz i najważniejsze miejsce w sercu jego mamy.
You are my little something
It's like you came from nothing
And now you're everything to me
Chociaż Seweryn zagroził siostrze, że zostawi ją samą z dzieckiem i poszuka sobie nowego lokum (a już na pewno nie pomoże jej w opiece nad tym bękartem), ostatecznie odpuścił. Za sprawą macierzyństwa jego siostrzyczka stała się odważna i silna jak nigdy. Miłość do dziecka pokonała - i to z impetem! - racjonalne myślenie. A pan Sowa wiedział, że z tym nie ma sensu walczyć.
Krótko po pierwszych urodzinach Sergiusza na rodzinę spadła kolejna tragedia. Sylwia wracając pieszo z zakupów została potrącona przez pijanego kierowcę. Zmarła w szpitalu.
Tym razem znaleźli się świadkowie i sprawca został skazany. Ale dla brata zmarłej to nadal nie wystarczyło - nawet kara śmierci dla tego gnoja nie przywróciłaby życia jego siostrze i matce Sergiusza.
No właśnie, Sergiusz...
Mimo iż był spokojnym i grzecznym dzieckiem, to jednak - jak każdy maluch - wymagał opieki całodobowej dzień w dzień. Nieraz dwoje rodziców ma z tym problem, a co dopiero taki stary kawaler, który nie dość, że kompletnie nie zna się na dzieciach, to jeszcze jest pochłonięty pracą zawodową i badaniami naukowymi.
To nie zadziała, kalkulował Seweryn.
MUSZĘ go oddać.
Gdy tak stał w pokoiku chłopca i rozmyślał, nagle doszło go wołanie w niezrozumiałym dla jego języku.
- Dopiero co dostałeś jeść, o co ci chodzi? - pytał siostrzeńca.
Maluch jednak uparcie wyciągał rączki.
Gdyby narobił w pampersa, zacząłby płakać, rozumował. Widział, że chłopiec się niecierpliwi.
- Cholera, Sylwia na pewno wiedziałaby, o co mu chodzi! - myślał na głos.
Nawet nie rozumiem, czego on ode mnie chce - jak mam mu zapewnić to, czego potrzebuje?
Tego było za wiele dla Małego. Zaczął płakać, ale nadal trzymał rączki w górze.
- A może... A może ty po prostu chcesz na rączki?
Nie otrzymawszy odpowiedzi, podniósł chłopca i - zupełnie odruchowo - przytulił go.
Z początku czuł się troszkę skrępowany - okazywanie uczuć było dla niego zupełnie czymś nowym - ale gdy poczuł, że małe rączki zacieśniają się wokół jego szyi, zrozumiał, że postąpił dobrze i że ten maluch oprócz jedzenia, czystych pampersów, kąpieli, przebywania na świeżym powietrzu, zabawek, nauki i wychowania potrzebuje też miłości i poczucia bezpieczeństwa, których nie zapewni mu żaden sierociniec.
- Twoja mama na pewno nie chciałaby, żebym cię zostawił - mówił do niego. - A ja sam też chyba nie mógłbym tego zrobić... Moją karierę szlag trafi, ale mam nadzieję, że będziesz tego wart.
Od tej pory zaczytywał się w książkach na temat rozwoju i wychowania dzieci. Wiedział jednak, że okazywanie miłości w teorii praktycznie nie jest możliwe, co było najtrudniejsze. Miał nadzieję, że popełniane przez niego błędy wychowawcze nie zniszczą późniejszego życia tego młodego człowieka.
Był zaskoczony tym, jakim bystrzakiem był ten "bękart".
Ciężko mu przychodziło nocne wstawanie do płaczącego siostrzeńca.
Ale uczył się ukrywać swoją irytację i skupiać się na dziecku.
W końcu to ono było tu najważniejsze.
Chwile, w których i starszy, i młodszy pan Sowa się śmiali, z czasem stawały się coraz częstsze.
Kilka dodatkowych zdjęć tego zdolnego piegusa na samym końcu tego posta :>
Po jakimś czasie Seweryn przyznał siostrze rację. Nie wyobrażał sobie swojego życia bez Sergiusza.
Młodemu spodobała się gra w szachy.
Do książek też z czasem zaczął się przekonywać. Jego wuj - literaturoznawca - miał fioła na ich punkcie tym bardziej, że sam zaczął wracać do swojego przerwanego przewodu doktorskiego. Oprócz tego postanowił też wrócić pamięcią do wydarzeń, które sprawiły, że musiał go przerwać. Często opowiadał Sergiuszowi o jego mamie - także o tym, jaka dzielna była postanawiając się nim zaopiekować. Raz tylko napomknął o okolicznościach jej śmierci, ale to szczególnie utkwiło w pamięci chłopca i w wolnych chwilach zaprzątało jego myśli.
- Proszę wuja?
- Tak?
- Muszę coś powiedzieć wujowi - zaczął nieśmiało.
- Siadaj - powiedział, po czym odłożył książkę. Po chwili zapytał:
- Masz kłopoty w szkole? Nie radzisz sobie z którymś przedmiotem?
- Nie... To zupełnie coś innego.
- Hmmm... Zamieniam się w słuch.
- Wujku, ja... Ja chciałem ci podziękować.
- Przecież co chwilę to robisz, Sergiuszu.
- Tak, ale... To coś innego. Dużo nad tym myślałem, i...
- Wujku, dziękuję ci za to, chociaż było ciężko, to nie oddałeś mnie do domu dziecka.
- Chciałem to zrobić, ale nie mogłem... To wszystko przez ciebie! Za bardzo cię polubiłem.
- Nie żałujesz tego? Przecież straciłeś kilka lat pracy naukowej.
- Trudno. Są rzeczy ważne i najważniejsze. Nie żałuję tego i... - tu zawiesił głos na dłuższą chwilę.
- Tak?
- Wiesz... Tak bardzo się cieszę, że zostałeś ze mną.
- Ja tez się cieszę, że mam takiego super wujka jak ty!
- A ja mam nadzieję, że gdyby przyszło ci napisać to zdanie, które przed chwilą wypowiedziałeś, to zrobiłbyś to bezbłędnie.
- WUJKUUUUU!!!
Siostrzyczko, mam nadzieję, że jesteś ze mnie zadowolona.
Za to nie ulegało wątpliwości, że pan Sowa był bardzo zadowolony z syna Sylwii.
Teraz prymus, a za paręnaście lat jeden z najlepszych prawników w SimPaństwie...
Ciąg dalszy nastąpił.
Dlatego nie było go na zdjęciach. Zaczął się na nich pojawiać trochę później, ale niech Was pozory nie zmylą - nie stał się z marszu wzorowym ojcem.
Oleńka
Po położeniu Maleńkiej spać Franek rzadko kiedy wracał prosto do swojego mieszkanka.
I to było wszystko z jego strony. Dosia nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ich znajomość się nie rozwijała mimo że mieli razem dziecko, znali się od dzieciństwa i nadal byli w sobie zakochani. Jakby co oboje mieli też stałe zatrudnienie i dach nad głową...
A może to ze mną jest coś nie tak?, pytała dziewczyna samą siebie, spoglądając w lustro.
Fakt faktem, nie była najatrakcyjniejszą simką w miasteczku, ale zdawało się, że jemu to nie przeszkadza.
A może się mylę? Może tak naprawdę on widzi we mnie tylko kochankę, a nie towarzyszkę życia? Może dlatego mu na mnie nie zależy?
Jej płacz usłyszała Miranda.
- Mamo, dlaczego między mną a Frankiem jest tak jak jest? Co ze mną jest nie tak?
- Nie wiem, skarbie. Jesteś naprawdę fajną dziewczyną - zamyśliła się na chwilę. - Hmm... Może chodzi o twój wygląd? Nie zaszkodzi spróbować go zmienić na bardziej seksowny i kobiecy.
- Ale jak...?
- Nie martw się. Już ja się tym zajmę.
- Naprawdę?
- Tak. Jutro z rana jedziemy na pasaż. Franek nie będzie mógł się na ciebie napatrzeć.
- Dzięki, mamuś.
Najpierw panie poszły do H&M. Miranda poradziła córce, żeby rozglądnęła się za jakąś ładną sukienką.
Coś upolowała. Jej mama była ciekawa, co takiego...
- No i jak?
- Dziecko... Brak mi słów! Wyglądasz świetnie!
W budynku obok był salon urody.
Proszę mi zaufać. Zrobię panią na bóstwo!
Miranda była pełna optymizmu.
No dobra, może nie tak od razu...
Za drugim razem się udało, ale to za chwilę
Wpierw chwila relaksu po tym męczącym dniu.
Et voila!
Jak widać, sama panna Działkowicz jest zachwycona swoim nowym "ja" :>
Oluniu, to jest mój dzień! Teraz tatuś na pewno się na coś zdecyduje!
Rozpromieniona udała się w odwiedziny do ukochanego. Weszła na klatkę schodową i wszelkie jej starania, nadzieje i marzenia szlag trafił.
- Ktoś nas chyba obserwuje - powiedziała nagle rudowłosa simka, rozluźniając uścisk.
Jego zaś zamurowało. W pierwszej chwili nawet jej nie poznał.
- Dosia?!
Ich spojrzenia się spotkały. Nagle zrozumiał, czego świadkiem była matka jego dziecka.
- Cholera, Dośka, to nie tak jak myślisz! - próbował się tłumaczyć.
- Przepraszam, to było debilne z mojej strony... A tak w ogóle to ślicznie wyglądasz.
- A ja byłam pewna, że to mój wygląd cię odrzuca i dlatego nie chcesz ze mną być! Bogowie, jaka ja byłam głupia! Przecież to było oczywiste, że ty...
- Daj mi szansę. Ja się zmienię, przysięgam! Pobierzemy się, będzie fajnie...
- Nie będzie, Franek. Ty NIGDY mnie nie kochałeś. Ale teraz... Teraz to już wszystko jedno.
- Nie... Dośka, stójże, no! Pogadaj ze mną! To nie koniec!
- Jak możesz mówić o końcu, skoro NIGDY nie było początku? Jak śmiesz kłamać mi w żywe oczy i udawać niewiniątko?! Nie jestem taka głupia, jak ci się wydaje! Już nie!
Przyspieszyła kroku, po czym zbiegła po schodach.
Dośka!!!, usłyszała za sobą jego krzyk. Ale nie pobiegł za nią.
Na dole się rozryczała na dobre.
Nie wiedziała, co będzie dalej.
Ale nie była jedyna.
Co ja najlepszego zrobiłem?
Ciąg dalszy nastąpił.
Lucjusza nie było, a życie toczyło się dalej.
Liliana postanowiła zerwać z nałogiem i dać drugą szansę swoim studiom. Z początku było bardzo ciężko. Tęskniła za mężem.
Dopiero gdy zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, jak wiele złego jej wyrządził, opamiętała się. Udało jej się także dotrzeć do jednego ze świadków na jej fikcyjnym - w świetle prawa - ślubie. Ten wyjaśnił jej, że Lucek od samego początku przewidywał taką możliwość i właśnie dlatego poprosił go na świadka - bo miał możliwość usunięcia wszelkich dokumentów potwierdzających fakt zawarcia małżeństwa. Nie dowiedziała się jednak, dlaczego ukochany tak postąpił, ale z biegiem czasu coraz bardziej żałowała, że mu zaufała. Z czasem przyszedł też żal i złość na niego, gdy dotarło w końcu do niej, jaki był możliwy powód takiego jego działania.
Podsumowując, oszukał ją, wykorzystał do prania brudnych pieniędzy, sprawił, że wpadła w nałóg, niemal wyleciała z uczelni i zerwała kontakt z niemal wszystkimi dotąd bliskimi jej osobami, bo on sam jej wystarczał. Na koniec zaś postanowił nie przyznawać się do niej i porzucił ją...
Trudno było jej sobie z tym poradzić, ale na szczęście nie była sama.
Lilka, jak to dobrze, że wszystko wraca do normy! Zaczniesz się wysypiać i zdrowo jeść, a w mgnieniu oka nabierzesz kolorów.
Oprócz wytężonej nauki...
... sporo czasu poświęcała swojemu - bardzo zaniedbanemu w ostatnich latach - hobby.
Dzięki swojej determinacji, ciężkiej pracy i wsparciu najbliższych udało jej się ukończyć studia.
Wynajęła małe mieszkanie w Nieznanowie, po czym gustownie je urządziła. Pochwaliłam się nim na simblrze -
raz,
dwa.
Nim to się jednak stało...
Chociaż rodzice i dziadkowie dziewczyny bardzo się o nią martwili (szczególnie po tym, gdy przestała się do nich odzywać), tak w centrum ich uwagi była maleńka siostra Liliany.
Kotełek.
Pewnego letniego dnia rodzina postanowiła urządzić grilla. Zwlekali z tym aż do zachodu słońca.
Pani Seppi też przyszła :>
Wyściskały się z Marcysią za wszystkie czasy.
Dopiero wtedy Lilka zrozumiała, jak bardzo stęskniła się za siostrzyczką i jak wiele ją ominęło...
Wzięłaś strój kąpielowy, nie?
Tak, na szczęście wzięła
Steki w końcu się zgrillowały i można było zasiąść do stołu.
- W tych wielkich miastach powietrze jest zupełnie inne niż tutaj! Tu można odetchnąć pełną piersią...
- Ale za to w wielkich miastach są, na przykład, aquaparki i ogromne place zabaw!
Zazwyczaj jednak Marcysia nie wtrącała się tak przebiegle do rozmowy. W końcu małej damie to nie przystoi
Miała to zapewne po starszej siostrze.
A Alan i Lucynka czasami zapominali o córce, zięciu i wnuczkach... I w ogóle o wszystkim.
Beeeeeeeellaaaaaa!
Za tobą tez tęskniłam, ty zadziorny kocurku mój...
- Mamo, to był cudowny wieczór. Mam najcudowniejszą rodzinę na świecie. Szkoda, że dopiero teraz to widzę.
- Jesteśmy tu dla ciebie, Lilka. Pamiętaj o tym. Jesteś tu zawsze mile widziana.
Mimo tego, że ciągle coś zaprzątało jej myśli, czasami przychodziła chwila refleksji nad jej życiem uczuciowym.
Nadal wiernie nosiła obrączkę, chociaż zastanawiała się, w imię czego. Ostatecznie nie była niczyją żoną i czuła, że jej serce jest wolne.
A jej marzeniem było przecież od zawsze założenie rodziny.
Ciąg dalszy nastąpił.