Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 10.11.2015, 14:11   #11
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

Cytat:
Napisał Shelly
Liv, jestem pełna podziwu dla Twojej pracy.
Pracy? Nie dostałam jeszcze za to ani złotówki!
Simsy to moje hobby ;]
Dzięki za słowa uznania i witam w tej części SimPaństwa
Czy koleżanka doczytała, że ten temat się przegląda wątkami (historiami), a nie - tradycyjnie - stronami?
Cytat:
Btw, przeglądając temat od początku, zauważyłam, że Twoje Simy są bardzo naleśnikożerne
Naleśniki ?!

Po prawie miesiącu () przybywam z nowościami - dalszymi losami bohaterów ostatniej częsci. Dzisiaj dużo dramy.
W 1. poście zaś update Indeksu.

...

Jagódkowie
poprzedni odcinek

Spoiler: pokaż
...

W porę się powstrzymał i spojrzał na córkę.
- Koryna? - zapytał, zdenerwowany.



- Zrobię wszystko, co mi każesz, tylko zostaw mamę! - powiedziała błagalnie dziewczyna.
- Kora, nie! - zawołała Kira.



- Jeśli chcesz, żeby Iwo Ewerkin został moim mężem, to tak będzie - dodała pokornie.



- Zuch dziewczyna! - ucieszył się jej ojciec. - A tak niewiele trzeba było, żebyś zmądrzała. To się Młody ucieszy!

- Bogowie, Kora, coś ty narobiła! - rozpaczała Kira, gdy zostały same. - Nie potrzebowałam tego poświęcenia! Mi już niewiele zostało na tym świecie, a ty masz przed sobą całą młodość... Tyle się już nacierpiałam przez twojego ojca, że i to bym zniosła. Ale ty? Będziesz do końca życia nieszczęśliwa przeze mnie...
- Jak mogłam patrzeć na to, że on cię bije za coś, czego nie zrobiłaś?! Wiem, że na moim miejscu zrobiłabyś to samo.
- Ale ty poświęciłaś zbyt wiele, a przecież wiesz, że nie możesz się wycofać.
- Mamo, nie martw się o mnie. Ty będziesz bezpieczna, a ja dam sobie radę. To nie jest niesprawiedliwa wymiana.
- Jesteś jeszcze za młoda żeby wiedzieć, co oznacza życie z człowiekiem, którego się nienawidzi. Nigdy nie wybaczę sobie tego, że ci na to pozwoliłam.
Może nie będzie tak źle?, pocieszała się dziewczyna.

Iwo Ewerkin w wersji pryszczatej był jeszcze bardziej odrażający niż zwykle, ale starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo się nim brzydzi.



- Nie wierzę w swoje szczęście - mówił. - Nareszcie jesteś moja. Tylko moja.
Mimo chęci nie odepchnęła go, gdy ją przytulił.



Ani gdy pocałował ją prosto w usta.



Za każdym razem czuł, że dziewczyna robi to niechętnie i nigdy nie patrzy mu w oczy.
- Ej no, rozluźnij się - poprosił ją któregoś razu. - Przecież nic złego ci nie robię.
Zamiast odpowiedzieć, tylko smutno spuściła głowę. Wtedy chłopak zrozumiał, że - mimo zapewnień jej ojca - ona nadal nic do niego nie czuje.
Postanowił dać jej więcej czasu.

Rzeczywiście - ten działał na korzyść ich związku. Koryna nie czuła się już taka skrępowana w jego obecności, ale nadal nie pozwalała mu na wszystko.
Ojcowie coraz częściej pytali Iwa, kiedy zamierza się oświadczyć. On czuł, że właściwy moment jeszcze nie nadszedł, ale oni z czasem coraz bardziej dawali mu do zrozumienia, że denerwuje ich ta zwłoka.
Chcąc nie chcąc musiał im ulec.

On i Koryna mieli wówczas po 22 lata.





Zaprosił ją do nowo otwartej restauracji w Zakątku.



Gdy postawił przed nią pudełko, przeraziła się.



- Koryno Jagódek, czy zostaniesz moją żoną?
Nie odpowiedziała od razu. Wzięła do ręki pierścionek i przyglądała mu się przez chwilę.



Chciało jej się płakać. Gdyby mogła, wybiegłaby z restauracji prosto na jakiś statek, który wywiózłby ją na jakąś bezludną wyspę na środku oceanu, gdzie nikt by jej nie znalazł i gdzie umarłaby szczęśliwa, że nie zmarnowała życia u boku człowieka, którego nigdy by nie pokochała.
Nie mogła też powiedzieć "nie" - dała swojemu ojcu słowo, że wyjdzie za tego chłopaka.
Ostatecznie wsunęła pierścionek na palec i powiedziała cichutko i bez przekonania "tak".
Uradowany narzeczony uznał, że to będzie idealny moment na to, żeby soczyście podziękować jej za zgodę.
Jej reakcja?







- To, że właśnie przyjęłam twoje oświadczyny, wcale nie oznacza, że zrobiłam to z miłości - powiedziała ostro.



- Obiecałam mojemu ojcu, że za ciebie wyjdę, ale nie obiecałam, że będę cię kochać - dodała.

Wkrótce jedzenie zniknęło z ich talerzy, a rachunek został uregulowany. Iwo zaproponował przechadzkę na pobliską plażę.
- Na plażę? - zdziwiła się ona. - Nie mamy ręczników ani strojów kąpielowych, po co tam mamy iść?



- No tak - odparł Iwo smutno. Powinienem wiedzieć, że dla ciebie spacery po plaży ze mną nie są ani romantyczne, ani nawet przyjemne, dopowiedział bez użycia słów.

Półtora roku później narzeczeni stanęli pod łukiem.

Iwo Ewerkin + Koryna Jagódek
18 IV 2015

Goście:



1. rząd - rodzice i siostra pana młodego - Iwan, Eugenia i Dunia Ewerkinowie,
2. - starsza siostra z mężem - Ludmiła i Jarek Wiosnowie (odmiana nazwisk to zło),
3. - kolejna starsza siostra z mężem - Ina i Zdzisław Lessnerowie;



1. - rodzice panny młodej - Kira i Kastor Jagódkowie,
2. - przyjaciółka Koryny (i siostra Olimpii, żony Krisa) z narzeczonym (pobrali się niedługo później) - Emma Ramonow i Augustyn Wikarewicz.
Kris, brat Koryny, nie przyszedł na ślub, bo nie zniósłby widoku smutnej siostry w takim dniu i nie chciał udawać, że wszystko jest w porządku.





Niech bogowie mają cię w swojej opiece, córeczko. Niech ci to jakoś wynagrodzą...



Iwo też próbował się cieszyć. Może gdy zaczną swoje wspólne życie uda mu się udowodnić, że zależy mu na niej?


















Młodzi zamieszkali w maleńkim, trzypokojowym mieszkaniu.
Bycie jego żoną nie było wcale łatwe. Doceniała to, że Iwo starał się być dla niej wyrozumiały - noc poślubną spędzili w dwóch różnych pokojach - ale coraz częściej dawał jej do zrozumienia, że nie tego oczekuje.



- Skoro już jesteśmy małżeństwem, to może zacznijmy się zachowywać, jak na małżeństwo przystało? Ledwo się wysypiam na tej kanapie, poza tym... - tu spojrzał na nią znacząco.
Ona tez zdawała sobie sprawę, że im szybciej przyzwyczai się do bycia blisko z nim, tym mniej później będzie cierpieć, ale odwlekała od siebie ten moment tak bardzo, jak tylko się dało.
Myślała, że pierwsza wspólna noc nigdy się nie skończy.



Miała nadzieję, że na czułym i niewinnym przytuleniu się skończy. Rzeczywiście - wydawał się być zadowolony z tego, że w ogóle śpią w jednym łóżku, ale ona wiedziała, że kiedyś nadejdzie ten moment...
Wolała o tym jednak nie myśleć.



- Moje małżeństwo? Och, tato, daj spokój - odpowiedział. - Mój głos taki "bez życia"? Nie, tylko ci się wydaje. Jaka ona jest? Ale co masz na myśli? Ech, no wiesz, jeszcze nie wiem... No, tak, a to źle?



- Wnuki?! Ale tato, ja mam dopiero 23 lata, nie spieszy mi się do ojcostwa... Ja nie jestem tobą! Niby dlaczego mam się spieszyć? Spokojnie, zdążysz! Będziesz miał go jeszcze dość... Koryna? Nie, to nie ona jest problemem... TATO! Naprawdę wszystko jest w porządku! Ech... Muszę już kończyć. Wzajemnie tato, samych romantycznych chwil z mamą. Pa.

- Kora, myślę, że nie powinniśmy dłużej czekać - zaczął, widząc, że żona szykuje się do spania.



- Nie, Iwo. Jeszcze nie jestem na to gotowa.
- Tylko że od dwóch miesięcy nie jesteś na to gotowa! - wybuchnął.



- Inne laski biłyby się o to, żeby spędzić jedną noc ze mną!
- Więc dlaczego do nich nie pójdziesz? - odparła.
- Bo nie po to się ożeniłem, żeby latać teraz po burdelach!
- Wiedziałeś przecież, że ja...
- Dałem ci wystarczająco dużo czasu, żebyś się "przyzwyczaiła". Ile mam jeszcze czekać?! Ile jeszcze mam się powstrzymywać?



- Iwo, znajdź sobie kochankę i daj mi spokój. Nic z tego nie będzie.
- Nie rozumiesz? Nie chcę żadnej innej oprócz CIEBIE - krzyczał. - Kocham cię, Kora, do cholery! - mówiąc to głos mu zadrżał.
- A ja ciebie NIE kocham, Iwo... I NIGDY nie będę.
- Gdybyś chociaż spróbowała...
- Myślisz, że nie robiłam tego? Od początku zresztą było wiadomo, że to małżeństwo będzie fikcją i że zadowoleni będą tylko nasi ojcowie.
- Kora, proszę cię, spróbuj jeszcze raz. Nie widzisz, jak się staram?
- Widzę, ale...
- Ale co?
- Iwo, przykro mi.
- "Przykro mi"?! Tylko tyle masz do powiedzenia?!
Widząc jego wściekłość, dziewczyna momentalnie skuliła się w sobie i rozpłakała.
On zaś na ten widok zabrał swoją poduszkę i zamknął się w salonie.
Nie chciał jej grozić ani zmuszać jej do niczego, ale skoro prośbą się nie dało...

Kilka dni później ktoś postanowił złożyć młodym niezapowiedzianą wizytę.



Teściowi otworzyła Koryna.



- Chyba musimy sobie wyjaśnić co nieco - zagrzmiał on. - Mój syn jest przez ciebie nieszczęśliwy.
- Powiedział panu takie coś?
- Nie. To widać po nim. Gdy jego matka uciekła ze mną, prawie nie wychodziliśmy z łóżka, a ja byłem okazem zdrowia. Oczekiwałem, że mój syn będzie mi się chwalił, jaką to cudowną kochanką jest córka naszego przyjaciela. I co?! I NIC! Nic, bo mój syn ubzdurał sobie, że musi być dobry dla swojej kobiety. A ona co? Nawet się nie odwdzięczy...
- Nie, ja doceniam to, że...
- To dlaczego on jest nieszczęśliwy?!
- Nie pan lepiej jego zapyta o to.
W tym smarnym momencie z salonu wyszedł Iwo, kompletnie przez nich niezauważony.



- I jeszcze pyskujesz do mnie?! Głupia pindo! Ktoś powinien cię tu porządnie zdzielić! Skoro Iwo nie potrafi się zabrać za ciebie, to może ja powinienem...?!
Zacisnęły mu się pięści, Koryna przestraszyła się gniewu Ewerkina. Wiedziała, że z nim nie wygra.



- Co się na nią drzesz?! - naskoczył na niego. - Nic ci do tego co i jak robię z moją żoną!



- A jeśli jeszcze raz zobaczę, że podnosisz na nią rękę, to nie zdzierżę! Moje małżeństwo to nie twój, k******, p******** biznes! A teraz żegnam!
Po "odprowadzeniu" gościa, jej mąż wszedł do salonu, trzaskając za sobą drzwiami. Chciała mu podziękować za to, że stanął w jej obronie, ale uznała, że to zły moment.



Wszedł do sypialni. Ona już spała, zapewne od niedawna. Zauważył ślady łez na jej policzkach i zrobiło mu się bardzo przykro.
Gdyby chociaż miała jakiegoś innego faceta! Taką sytuację łatwiej byłoby mu znieść - nie kocha jego, bo jakiś inny skradł jej serce. W tym wypadku jednak problem leżał w nim samym, ale nie wiedział, czy można coś z tym zrobić. Widział, jak zareagowała, gdy jego ojciec na nią krzyczał. Nie chciał siebie postawić w jego miejscu. Pragnął, by jego ukochana była z nim z miłości, a nie ze strachu przed nim - żeby sama chciała okazać mu uczucie a nie, żeby czuła się do tego zmuszona.
Tak chciałby się tego doczekać...

Gdy wyszedł z łazienki, natknął się na nią.



- Nie powinnaś być w łóżku o tej porze? - zapytał.
- Czekałam na ciebie - odparła. - Chciałam ci podziękować. Oboje wiemy, że twój ojciec miał rację, a mimo to stanąłeś po mojej stronie.
- Nie, Kora, wcale nie miał racji - zaprzeczył. - Nikt w tym domu nigdy nie podniesie na ciebie ręki, choćby nie wiem, co się działo.
- Ale pokłóciliśmy się ostatnio... I ja zdania nie zmieniłam. Twój ojciec mógł się na mnie zemścić w twoim imieniu i to byłoby w porządku.
- Kora...



- Jak mógłbym pozwolić na to, żeby ktoś zrobił krzywdę kobiecie, którą kocham? Przemocą nikt nigdy nikogo nie zmusił do miłości.
- Ale ty jesteś dla mnie taki dobry, a ja mimo to nie potrafię cię pokochać.
- Ciii - uspokoił ją. - Wierzę w to, że kiedyś się doczekam.
- Dziękuję - mówiąc to, poczuła, że jej ręce zacieśniają się wokół jego talii. Nie obchodziło jej, co on sobie wtedy pomyślał - pierwszy raz czuła się dobrze i bezpiecznie w jego ramionach.



Jej mąż zaś marzył o tym, żeby ta chwila trwała wiecznie.
Rano obudzili się w jednym łóżku, przytuleni do siebie.



Wieczorem zaś...



- Jesteś tego pewna?
- Tak, Iwo. Czuję się gotowa.



- Kocham cię - wyszeptał, nim ich usta się spotkały.
Robił wszystko, żeby tylko nie myśleć o tym, że być może ona nigdy nie odpowie ja ciebie też.


Ciąg dalszy nastąpił.


Winklerowie, Koralikowie i Nikonieccy
poprzedni odcinek

Spoiler: pokaż
...

Uwierzycie, gdy Wam powiem, że ten:



przystojny młody sim już kiedyś pojawił się w tym OJSG?
Wtedy jednak był taaaaaki malutki! W tamtej historii są jednak pewne luki (urodziła mu się jeszcze siostra, Wiola), dlatego na razie nie będzie aktualizacji u Winklerów i chronologia będzie trochę skopana.

W każdym razie Denis rozrabiał dalej.



Do napojów wyskokowych miał szczególne upodobanie, ale nie tylko. Ojciec zaraził go pasją do majsterkowania.





Ale słabość do płci pięknej była już zdecydowanie uwarunkowana genetycznie.

Kiedy pewnego razu spotkał na Wyspie śliczną, kilkunastoletnią blondynkę, która nie była zresztą stąd, nie zawahał się ani chwili przed zainicjowaniem rozmowy z nią. Okazało się, że dziewczyna pochodzi z Nieznanowa, natomiast jej matka wychowywała się w tej okolicy i jest najstarszą córką Iwana Ewerkina. Wobec takich informacji i osoby ich udzielającej młodzieniec nie mógł przejść obojętnie.
Na jednym ich spotkaniu miało się nie skończyć, ale minęło trochę czasu, nim znowu ujrzał ją przechadzają się ulicami Nigdzie. Poprzednim razem czuł, że nie zrobił wystarczająco dobrego wrażenia, żeby chciała się z nim podzielić numerem telefonu.
Teraz miało być inaczej.



Po czasie stwierdził, że nawet bardziej mu się podoba niż ostatnio. Zrobił to, co uważał za słuszne.





Marcelina przestraszyła się z początku. Już miała uciekać z krzykiem, gdy nagle zdała sobie sprawę, że skądś zna tego chłopaka. Po chwili zaś dawała upust swoim emocjom.



- Odbiło ci?! Wystraszyłeś mnie! - histeryzowała. - Mogłam spaść z huśtawki i zabić się, idioto!
- Hej, spokojnie - śmiał się on. - Po prostu myślałem, że poćwiczę na ciebie oddychanie usta-usta.
- Zboczeniec!
- Przy takiej lasencji jak ty żaden by się nie opanował.
Zrobiła urażoną minę, więc postanowił jakoś inaczej rozluźnić atmosferę. Zaczął od przeprosin, a skończył na...



Chyba podziałało, bo zaczęła na niego patrzeć łaskawszym okiem. Wzorowo wykorzystał swoje "pięć minut", które tak naprawdę przemieniły się w dwie obiecujące godziny.





To, że miała chłopaka, wcale nie stanowiło dla niego przeszkody. Nie tylko zdobył jej numer, ale i znakomite widoki na przyszłość. Przyszłość z nią.
Tamten się nie liczył, o czym sukcesywnie później ją przekonywał. Ostatecznie ten czas, który niegdyś Marcelina miała przeznaczony wyłącznie dla Wojtka, praktycznie się wyczerpał na rzecz przyjaciela z Wyspy.



- Wojtek? Coś się stało?
- Dobry wieczór, pani Anizjo. Zastałem Marcelinę? Muszę pilnie z nią porozmawiać.
- Tak, jest w swoim pokoju.
- Sama?
- Tak. Nie ma na jutro nic zadane - nie przeszkodzisz jej w nauce.
Jej chłopak doskonale wiedział, że Marcelina ma w tym tygodniu "luzy", nie rozumiał jednak, dlaczego nagle postanowiła odwołać dzisiejsze spotkanie z nim i dlaczego tak uparcie ignorowała jego telefony.

Gdy otworzył drzwi, ona jak gdyby nic dalej czytała książkę.



- Tak, mamo? - zapytała poirytowana, nie odrywając wzorku od kartek.



- To ja, Wojtek - powiedział. To przedstawienie spiorunowało dziewczynę.
- Wojtek? Co y tu robisz, do cholery? Przecież mówiłam, że nie mam czasu!
- Właśnie widzę - odparł z niechęcią. - Skoro wolisz książkę niż własnego chłopaka...
Zamknął za sobą drzwi. Nie zamierzał wyjść nie wyjaśniwszy sobie wszystkie z nią najpierw.
Skoczyła na równe nogi.



- Co ty sobie myślisz? Zrobię raz coś, na co JA mam ochotę i już zbieram burę. A od kogo? Oczywiście OD CIEBIE!



- Problem w tym, że od kilku tygodni praktycznie WCALE nie masz dla mnie czasu. Jak nie jakaś nauka, to inni znajomi, podczas gdy do tej pory nie widziałaś świata poza mną! A teraz co? Przychodzę, a ty sobie czytasz w najlepsze!



- Mam prawo robić w moim wolnym czasie, co mi się żywnie podoba! - broniła się Marcelina.



- Po prostu powiedz mi prosto w oczy, że znudziłem ci się, a nie wymyślaj durnych wymówek. A może ktoś inny zajął moje miejsce...?



- Jeszcze oskarżasz mnie o zdradzę! Ale wiedz, że NIE, nie mam nikogo.
I potem dodała, zupełnie niechcący:
- Ale mogę mieć BARDZO szybko.
- CO?! - chłopaka zamurowało to wyznanie.
- A nie, nic - próbowała się wycofać.
- DOKOŃCZ TO, CO ZACZĘŁAŚ! - krzyknął. - Co to za jeden?!
- Nie krzycz na mnie! - wrzasnęła.



- Zresztą wiesz co? Może faktycznie powinniśmy zakończyć ten nasz związek.
- Zwariowałaś?!



- Mówię poważnie. To już nie jest to samo, co na początku. Nie pasujemy do siebie, poza tym zrobiło się jakoś tak... nudno.



Na te słowa mina chłopaka coraz bardziej rzedła. On sam uważał, że do tej pory w ich związku dobrze się działo - skąd taka różnica zdań?



- Nie, Marcelina, ja się na to nie zgadzam! - odparł bojowo. - My MUSIMY być razem! Zresztą od zawsze byliśmy.
- Mam inne zdanie na ten temat.
- Jak możesz...?!
- Wiesz co? Lepiej będzie, jak już sobie pójdziesz. Nie mam ci już nic więcej do powiedzenia.
- Wyganiasz z domu swojego najlepszego przyjaciela i miłość życia...
- Co ty gadasz? Jaką miłość życia?! Kto tak powiedział?
- Będziesz tego żałować, Marcelina! - zagroził. - Nie tak się postępuje z przyjaciółmi!
- Przypominam ci, że nie jesteś już ani moim chłopakiem, ani przyjacielem. Możesz odejść, nikt tu za tobą płakać nie będzie.
Tym razem posłuchał i wyszedł, nie mówiąc nawet "cześć".
Dobrze, że w domu nikogo nie było - mógł w ciszy i spokoju wypłakać żal za tym, co stracił i co dopiero miał stracić.
Tak bardzo chciałby móc ją znienawidzić.

Jeszcze tego samego wieczoru zadzwoniła do Denisa i poinformowała go, że już jest wolna. Spotkali się następnego dnia - naturalnym było, że poprosi ją o chodzenie, oczywiste było też to, że ona się na to zgodzi. Postawiła jednak jeden warunek - nie będą się z niczym spieszyć.

Wakacje zapowiadały się obiecująco. Dziewczyna była po uszy zakochana w Denisie, a Wojtka już dawno wyrzuciła z serca i pamięci.
Zakończenie roku szkolnego postanowili uczcić na pierwszej, poważnej randce.





Zrobiła bardzo dobre wrażenie na ojcu chłopaka.





- Mój syn trafił z tobą w dziesiątkę - podsumował swoje pierwsze wrażenie Marceli Winkler.



- Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale wypadłaś nieziemsko - pochwalił ją ukochany. - Przychodziłem do domu w towarzystwie różnych panien, ale ojciec tylko kręcił na nie nosem. Ale ty...!
Komplement ten miał jeszcze większą moc biorąc pod uwagę to, że ojciec był właściwie jedyną osobą, z której zdaniem liczył się Denis.

Kolejnym punktem programu było zaproszenie jej na wieczorny spacer pod gwiazdami.



Pomysł bardzo jej się spodobał.











Niedaleko plaży znajduje się ten słynny bar, w którym miało miejsce wiele innych wydarzeń przedstawionych w tym ojsg. W tej historii posłużył on jednak tylko jako punkt nabycia alkoholu przez młodych.
Trucizna miała zostać spożyta w plenerze, ponieważ czasu było coraz mniej (za niewielę ponad godzinę Marcelinę miał odebrać Gustaw spod kapliczki), a rzeczy do zrobienia zbyt dużo.
Atmosfera jeszcze bardziej się rozluźniła. Trafili na plac zabaw.



Bardziej trzeźwy od niej Denis doszedł do wniosku, że skoro już znaleźli się w takim miejscu i w takich okolicznościach, to zabawa musi być na całego. Ona i tak była zbyt pijana, by się sprzeciwić.





Na myślenie o zabezpieczeniu było już jednak za późno.








Poranne mdłości rzeczywiście okazały się być zwiastunem tego najgorszego.
Młoda mama była przerażona - nie tylko tym, co miało się stać już po urodzeniu dziecka, ale i tą najbliższą przyszłością. Czekała ją rozmowa z chłopakiem, który na pewno nie będzie ucieszony z tej nowiny..



Przyszli dziadkowie też byli bardzo zmartwieni tym, w czym mieli już wkrótce wziąć udział - spodziewali się, że ktoś taki jak Denis Winkler będzie się migał od odpowiedzialności za swoje dziecko i że tym samym złamie ich córce serce. Już teraz widzieli rozpacz w oczach dziewczyny, co bardzo bolało, nie mogli jednak dopuścić do tego, żeby Marcelina całkiem się rozkleiła. Widzieli w niej dobrą mamę dla ich wnuczęcia, ale żeby tak się stało, potrzebowała ogromnego wsparcia już od samego początku.



- Dasz sobie radę, kochanie - przekonywała ją Anizja. - A ja i tata będziemy tu dla ciebie i twojego maleństwa ilekroć będziesz tego potrzebowała.



- Dziękuję, mamo - wychlipała nieco bardziej uspokojona dziewczyna.




- Widzisz, Denis, byłam u tego ginekologa i... Będziemy mieli dziecko.



- MY? Nieee. Ja się do tego nie nadaję.



- Ale do tego, żeby je zrobić, to ty się świetnie nadawałeś! - wybuchnęła Marcelina.



- Skąd mogłem wiedzieć, że zajdziesz po tym w ciążę? Zresztą... Wiesz co? Nie chcę już być twoim chłopakiem. Było fajnie, ale teraz...
- Co "teraz"? Teraz jesteś ojcem NASZEGO dziecka, czy ci się to podoba, czy nie!



- Nie rozumiesz, głupia krowo? NIE CHCĘ MIEĆ ŻADNEGO CHOLERNEGO DZIECKA!
- Problem w tym, że ono już JEST!
- Zamknij się, dobra? A zresztą idź już sobie. Koniec z nami.
- Ty wstrętny, podły padalcu! - krzyknęła ona z rozpaczą. - Mam nadzieję, że karma do ciebie wróci!
- W*********. JUŻ!



Przeżywając na nowo kłótnię z nim, przypomniała jej się inna sprzed kilku miesięcy, kiedy to ona dała komuś do zrozumienia, że jest już jej niepotrzebny.
Wojtek Nikoniecki. Jej najlepszy przyjaciel od zawsze.
Tak bardzo chciała, żeby był teraz przy niej. A najlepiej, gdy to on był razem z nią na tej ławce, gdy poczynało się w niej nowe życie.
Jedna osoba, która mogła odmienić los jej i jej dziecka.

Potem Marcelina sama już nie wiedziała, dlaczego płacze - czy dlatego, że Winkler potraktował ją tak podle, czy dlatego, że przez swoją własną głupotę zmarnowała sobie życie.


Ciąg dalszy nastąpił.



Ostatnio edytowane przez Liv : 05.09.2016 - 12:30
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.